- Trzymaj. - Priya podała mi swój smartfon.
- Nie ma opcji, że to od ciebie wezmę - zaprzeczyłam stanowczo.
- Twój telefon się zepsuł, a ja mam jeden na zbyciu, weź go. - Wcisnęła mi go w rękę.
- Ale...
- I tak już go nie używam - zakomunikowała mi głośno i wyraźnie, jakbym była dzieckiem, do którego nie dociera sens słów.
- Ok. - Westchnęłam umęczona. - Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - Dziewczyna zaśmiała się i puściła mi oczko.
- A ja nadal nie mogę uwierzyć, że wystarczył zwykły upadek ze stołu...
- Czasami się tak zdarza - przerwałam ostro Samowi jego sugestywny wywód.
- Racja, takie rzeczy mogą się zdarzyć. W specjalnych okolicznościach. - Spojrzał na mnie znacząco.
- Niewykluczone. - Wytrzymałam jego spojrzenie.
- No już, już. - Priya weszła między nas. - Zanim poprztykacie się na dobre powinniśmy iść do sali gimnastycznej.
Ja i Sam jęknęliśmy niezadowoleni.
- Tak lepiej. - Zaśmiała się radośnie.
Szybko przeszliśmy dziedziniec i zmarznięci wpadliśmy do środka sali, gdzie zajęliśmy pierwsze lepsze miejsca na tyłach trybun. Wokół pełno było ludzi z innych klas, ale to miało dla mnie nikłe znaczenie, jak nie żadne.
W mojej głowie cały czas wracałam do sobotniej nocy i Lysandra. Chyba po raz pierwszy byłam gotowa zaangażować się w relację romantyczną, poważną relację romantyczną, ale to zepsułam. Nie mogłam przestać myśleć o tym, czy dzwonił, czy pisał, czy czekał, aż ja napiszę lub zadzwonię. W jego oczach musiałam wyglądać potwornie, a najgorsze jest to, że nie mogłam się z tego w żaden sposób wytłumaczyć, ponieważ nie było go rano na lekcjach, Rozalii zresztą też.
Apel się zaczął, dyrektorka weszła na scenę i zaczęła mówić.
- Od kilku tygodni pracowaliśmy nad następnym szkolnym wydarzeniem, nasze przygotowania w końcu dobiegły końca i dzisiaj możemy powiedzieć, co to takiego. - Rozmowy w całej sali ucichły, wszyscy byli równie mocno zainteresowani. - Dzięki znajomością pana Borys udało nam się zaprosić do naszej placówki znanego australijskiego animatora, który poprowadzi dla was warsztaty artystyczne. - Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. - Warsztaty odbędą się pojutrze, ale jutro po trzeciej lekcji zaczniemy przygotowywać do nich szkołę. Z waszą pomocą, oczywiście. Materiały potrzebne do zajęć będą znajdować się tutaj. Dzień po warsztatach urządzimy dni otwarte dla waszych rodziców, aby mogli przyjść i obejrzeć wasze prace. Nie martwcie się, tym razem powiadomiliśmy ich o tym elektronicznie. - Dyrektorka uśmiechnęła się przebiegle, a ja znieruchomiałam na moim miejscu. - Resztę informacji przekażą wam wasi wychowawcy, możecie wrócić do klas. - Zeszła ze sceny i wyszła z sali, zaraz po tym uczniowie zrobili to samo.
Poczułam się jak w transie. On tu przyjdzie! Przyjdzie i będzie rozmawiał z rodzicami moich znajomych, moimi znajomymi i moimi nauczycielami. Pokaże się z najlepszej strony, jako człowiek zabawny, oświecony, zaznajomiony ze sztuką i niezwykle błyskotliwy, a ja będę jego maskotką, talizmanem szczęścia i ukochaną córeczką, która kocha swojego tatę. Nie chcę.... Nie mogę... Mam dość!
Nagle przed moimi oczami pojawiła się znajoma białowłosa postać. Zaczęłam przepychać się przez tłum w jej stronę.
- Rozalia! - zawołałam za nią.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, po minię jaką mi posłała widać było, że nie jest zadowolona. Nie powinno mnie to dziwić...
- Cześć, Renn - prawie wypluła moje imię. - Jak tam twój weekend? Udany, co? - zapytała kąśliwie. Zabolało. - Dzwoniłam do ciebie kilka razy... I pisałam - dodała bez emocji, kiedy nie odpowiedziałam.
- Wiem i przepraszam. - Zwiesiłam głowę ze skruchą.
- Nie mnie powinnaś to powiedzieć. Zdajesz sobie sprawę co mu zrobiłaś?! To pierwszy raz, odkąd go znam, jak zaprosił jakąś dziewczynę na randkę. Pierwszy raz słyszałam, żeby Lysander mówił o kimś z takim zapałem! - krzyknęła ledwo się powstrzymując by nie wybuchnąć do końca. - Lubie cię, jesteś jedną z najbliższych mi osób, ale naprawdę, czy on nie zasłużył na słowo wyjaśnienia? Wystarczył jeden krótki telefon albo SMS - warknęła.
- Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale mój telefon się zepsuł - powiedziałam cicho, bardziej mówiąc do siebie, niż do niej. - Szukałam go dzisiaj rano, ale nie ma go w szkolę. Ja... - Głos mi się załamał. - Naprawdę zależy mi na tym, żeby to odkręcić, ale nie wiem jak. - Spojrzałam na dziewczynę z rozpaczą w oczach.
Rozalia zdębiała, chyba nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Po prostu z nim porozmawiaj - powiedziała delikatnie. - Jeżeli powiesz mu to, co mi przed chwilą to jestem pewna, że zrozumie i ci wybaczy.
- Okej - wymamrotałam w jej ramionach.
- A wtedy będziemy mogły chodzić na setki podwójnych randek! - dodała radośniej, na co lekko się uśmiechnęłam.
Przez ten czas, kiedy rozwiązywałyśmy nasze sprawy, reszta uczniów poszła już do szkoły na zajęcia. Wymieniłyśmy ze sobą spojrzenia i biegiem ruszyłyśmy do klasy chemicznej, pani Delanay nie lubi czekać.
Wieczorem przy wspólnej kolacji, on zapewnił mnie o swojej obecności na wystawie. Nie mogłam nic z tym zrobić, po prostu mu przytaknęłam i poszłam do siebie. Wątpię, żeby ten „Dzień Sztuki” okazał się dla mnie przyjemny... Z resztą, to nie jest najważniejsze, teraz powinnam skupić się na Lysandrze i odkręceniu mojego błędu z soboty.
Następnego dnia, tak jak zostało to zapowiedziane na apelu, nasz wychowawca zebrał nas w jednej z sal po trzeciej lekcji i udzielił nam reszty informacji o jutrzejszej „atrakcji”.
- Dziś będziemy robić to, co wczoraj zostało zapowiedziane na apelu - mówił, o dziwo dla niego, bardzo rzeczowo. - Zanim jednak przejdziemy do przygotowania szkoły na jutrzejsze warsztaty rozdam wam kartki. - Podniósł jedną z nich i pokazał całej klasie. - Na tych kartkach musicie napisać swoje imię i nazwisko, klasę oraz zaznaczyć rodzaj zajęć, w których chcecie wziąć udział, jakieś pytania? - Spojrzał na nas z niemą prośbą w oczach, żebyśmy o nic nie pytali.
Niestety Amber podniosła rękę i zapytała:
- Co się stanie jeśli wszyscy wybiorą to samo zajęcie?
- Nie wiem, ale liczę, że każdy z was będzie chciał spróbować czegoś innego i nowego.
- Ile będziemy mieć rzeczy do wyboru? - zapytał zaraz po dziewczynie, Armin.
- Każdy z was może wybrać jedną z pięciu grup. Do wyboru macie grupę malarską, rzeźbiarską, wideo, zdjęciową i krawiecką. Coś jeszcze?
Nikt się już nie odezwał.
- Dobrze! - Fraz z radością klasnął w ręce. - W takim razie przejdźmy do pracy. - Szybko rozdał nam kartki i czekał, aż je wypełnimy.
W moim mniemaniu żadna z pięciu opcji nie była specjalnie ciekawa, dlatego zaznaczyłam grupę zdjęciową. Wiem jak działa aparat, umiem zrobić zdjęcie i czasami wygląda ono dobrze, wszystko w temacie.
- Podzielę was na grupy - zakomunikował nasz wychowawca, kiedy większość z nas skończyła wypełniać kserówki. - Przygotowaniem sali A do zajęć grupy malarskiej zajmą się Alexy, Peggy i Renn. - Dał nam znak ręką, że możemy już iść. - Piwnicą zajmą się Nataniel, Sam i...
Powolnym krokiem ruszyliśmy do sali gimnastycznej. Peggy i Alexy rozmawiali o wybranych przez siebie zajęciach, a ja słuchałam ich dyskusji w ciszy, od czasu do czasu potakując.
Na środku boiska pełno było skrzynek, pudełek i innych kosztownych sprzętów.
- Ja zabiorę sztalugę - zaoferował się od razu chłopak.
- Ok, w takim razie my zabierzemy skrzynki z przyborami. Peggy, weź ten karton z pędzlami, a ja zabiorę pudła z farbami. - Palcem wskazałam na jedno z pudeł po mojej lewej.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ale posłusznie zabrała się do pracy.
Kiedy byliśmy już przy wyjściu ktoś otworzył drzwi i, co miłe z jego strony, pozwolił nam przejść. Przechodząc obok niego zauważyłam, ze tą osobą jest Lysander. Uśmiechnęłam się nieśmiało i mruknęłam cicho:
- Dzięki.
Chłopak lekko się wzdrygnął, jakby dźwięk mojego głosu wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na mnie, a kiedy dotarło do niego, że to ja przed nim stoję i mu podziękowałam momentalnie odwrócił wzrok. Ten gest bardzo mnie zabolał, postanowiłam jednak, że tym razem nie dam za wygraną i wytłumaczę mu swoje zachowanie, nawet jeśli on nie chcę mnie słuchać, ani na mnie patrzeć.
- Przepraszam za sobotę i za to, że nie zadzwoniłam, ani nie napisałam, ani nie odpowiedziałam na twoje wiadomości czy telefony, o ile jakieś były. Mój telefon się zepsuł i raczej szybko go nie naprawię, dlatego Priya pożyczyła mi swoją komórkę - mówiłam bardzo szybko i cicho. - W każdym razie, bardzo podobała mi się nasza podwójna randka i przepraszam, że tak się skończyła.
- Renn... - zawołał nagle, ale ja już byłam za drzwiami i szybkim krokiem zmierzałam w stronę szkoły.
Wpadłam na korytarz i stanęłam za Alexym i Peggy, którzy mocowali się z drzwiami do sali A.
- Gdzie byłaś? - zapytał zaciekawiony chłopak.
- Musiałam zamienić słowo z Lysandrem. - Odwróciłam wzrok od swojego przyjaciela.
- O czym rozmawialiście? Zaprosił cię na randkę? - Sugestywnie poruszył brwiami.
Zaczerwieniłam się.
- Alexy, nie bądź wścibski! - napomniała go ostro Peggy.
- I vice versa. - Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko, podczas gdy ona zaczęła zabijać go wzrokiem.
- Żadnych walk - ostrzegłam ich żartobliwie.
Zwinnym ruchem odstawiłam pudła z farbami, podeszłam do drzwi i po sekundzie siłowania się z kluczem, otworzyłam je.
- Zapraszam! - zawołałam i przepuściłam dwójkę moich towarzyszy przodem. Czas zabrać się do pracy.
Sam
- Nie wyglądasz na zajętego, Samuelu - przedrzeźniałem Delanay.
- Oczywiście, proszę pani, chodzę sobie tutaj dla rozrywki - warknąłem w odpowiedzi.
- W takim razie znajdziemy ci zaraz jakieś zajęcie... Idź do pokoju nauczycielskiego, są tam rzeczy, które trzeba zanieść do sali gimnastycznej - ponownie głos Delanay.
- O nie, już pędzę. Na ratunek pudłom! - zawołałem do siebie ironicznie.
Byłem zły, bardzo zły. Najpierw przez dwadzieścia minut znosiłem „wymianę zdań” między Natanielem i Kastielem. Potem pomogłem im z przenoszeniem ciężkich rzeczy do piwnicy, co zajęło bardzo długo, bo te wieczne dzieci nie mogły się dogadać! A kiedy miało dojść do zamontowania całego tego sprzętu, to ja musiałam wyjść... Fizycznie, bo z siebie samego wyszedłem już dawno.
Z kolei na korytarzu wszedłem prosto pod nogi mojej ulubionej pani pedagog, a ona wysłała mnie do pomocy w pokoju nauczycielskim. Wkurzony z całej siły szarpnąłem za klamkę od jego drzwi, a potem wszedłem do środka głośno nimi trzaskając.
- A! - usłyszałem krótki krzyk i coś ciężkiego uderzającego o ziemię.
- Lysander? - zapytałem zaskoczony patrząc w jego kierunku. - Przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś jest w środku. - W mgnieniu oka znalazłem się przy nim i pomagałem w sprzątaniu rozsypanych kredek.
- Nic się nie stało - mruknął roztargniony. Najwyraźniej on też nie był w dobrym nastroju.
- Po co mamy zanieść te kredki do sali gimnastycznej? - zapytałem autentycznie zaciekawiony. Zwłaszcza, że poza jednym takim pudełkiem, którego zawartość właśnie sprzątnęliśmy, stało ich jeszcze pięć.
-To jakieś przybory dla animatora - odpowiedział mi zdawkowo białowłosy. Wstał z klęczek i przez przypadek zrzucił na mnie stertę dokumentów. - Ojej, wybacz - mruknął i zaczął zbierać rozsypane kartki.
- To chyba nie jest twój dzień, co? - zapytałem go żartobliwie próbując rozładować ten dziwny rodzaj napięcia między nami.
- Nie, wszystko w porządku. Miałem po prostu ciężki poranek...
- Nina? - Spojrzałam na niego współczująco.
- Nie. - Zawahał się na chwilę. - Renn - powiedział szybko i odwrócił ode mnie wzrok.
Zaniemówiłem.
- Ale przypuszczam, że i tak już wiesz o sobocie, prawda? - Uśmiechnął się lekko.
- Jakiej sobocie? - zdołałem z siebie wykrztusić.
Lysandrowi oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Nic więcej do mnie nie powiedział, tylko chwycił trzy pudła i wyszedł, a raczej uciekł, przede mną.
On i Rena się spotkali? W sobotę? To co najmniej dziwne... Znając życie zaprosił ją na coś w stylu randki, ona się zgodziła i było jak w bajce. Dopóki ten biedny książę nie wyznał uczuć swojej księżniczce, a ta uciekła nie zostawiając dla niego pantofelka. Dlaczego zawsze muszę trafiać na momenty kiedy wszyscy mają problem z nią i z uczuciami do niej? Czy ja jestem jakiś przeklęty?!
Z ciężkim westchnieniem podniosłem pozostałe kartony i zaniosłem je do sali gimnastycznej. W środku zastałem Lysandra, który właśnie zbierał się do wyjścia.
- Słuchaj - zacząłem, żeby zwrócić na siebie jego uwagę - Renn bywa ciężka, ale zawsze jest szczera ze swoimi uczuciami i nawet jeśli jej... propozycja, wydaje się niesprawiedliwa to złożyła ją, ponieważ naprawdę docenia twoje towarzystwo. Dlatego nie wściekaj się na nią, tylko przemyśl to na spokojnie i podaj jej odpowiedź, ona zaakceptuje twoją decyzję, nie ważne jaka będzie. - Uśmiechnąłem się przyjacielsko.
- O czym ty mówisz? - zapytał zaskoczony Lysander.
- To Rena nie dała ci kosza? - zapytałem z wahaniem.
- Dlaczego miałaby to zrobić?
- No... Byliście gdzieś razem, więc pomyślałem, że... - Wzruszyłem bezradnie ramionami.
- Nie wiem co masz na myśli, a teraz wybacz, ale muszę do kogoś zadzwonić. - Minął mnie i wyszedł na zewnątrz.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły odstawiłem pudła w tym samym miejscu, gdzie była ich druga część.
„Co ze mnie za idiota?!” krzyczałem na siebie w myślach idąc przez dziedziniec. Oczywiście, że nie mogłem zorientować się w sytuacji. Nie, bo po co? Ja, wielki mistrz i znawca tajemnic świata, musiałem od razu wypalić z wielką przemową pod tytułem „Nie martw się i żyj tak jak chcesz”, co za wstyd! I co ja mu teraz powiem jak znowu się spotkamy? Jak ja mu spojrzę w oczy po zrobieniu tego teatrzyku? O nie, Rena mi za to słono zapłaci! Będę słuchał jej tłumaczeń tyle, ile trzeba, nawet jeśli potrwa to do usranej śmierć!
Wszedłem na korytarz główny i w tej samej chwili z głośników popłynęłam znajoma muzyczka, ktoś miał zamiar coś ogłosić.
- Przygotowania zostały zakończone. Wszyscy uczniowie proszeni są o wrócenie do swoich klas - zakomunikowała sucho Delanay.
- Super - mruknąłem bez przekonania i ruszyłem do sali.
Renn
- Przestań się gapić! - syknęłam na Sama.
- Nie gapie się - mruknął dalej na mnie patrząc.
Jęknęłam zirytowana i ponownie skupiłam się na Frazie:
- Z tego powodu skład grup ulegnie drobnym zmianom. - Zaśmiał się nerwowo, kiedy zobaczył niezadowolone miny swoich uczniów. - Do grupy malarskiej należą Violetta, Iris i Kastiel.
Zerknęłam na mojego przyjaciela, był niezadowolony. Ciekawe ile ma z tym wspólnego Iris...
- Kim, Alexy i Lysander są w grupie rzeźbiarskiej. Grupa wideo to Armin, Amber i Priya. Nataniel, Melania i Peggy, wy będziecie w grupie fotograficznej, a w grupie krawieckiej mamy Rozalię, Klementynę i Sama. Jakieś pytania? - zapytał nieśmiało.
- Zapomniał pan o mnie - zakomunikowałam podnosząc rękę.
- Nie, nie zapomniałem, porozmawiamy o tym po lekcji. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
Wymieniłam z Samem zdziwione spojrzenia, a moje serce przyspieszyło. Czy mój ojciec zabronił mi wziąć udział w tej zabawie? Czy to dalszy ciąg kary za sobotnie spóźnienie?
Z niepokojem zaczęłam wiercić się na krześle. W tym czasie Fraz podał jeszcze kilka informacji, takich jak godzina i miejsce rozpoczęcia dnia sztuki. W końcu wszystko dobiegło końca, byliśmy na dziś wolni.
Wszyscy zaczęli wychodzić z sali, a ja, niczym błyskawica, chwyciłam torbę i dopadłam do mojego wychowawcy.
- W związku ze specjalnymi okolicznościami grono pedagogiczne wyraziło zgodę, abyś zajęła się czymś innym - zakomunikował poważnie.
- Czyli wezmę udział w dniu sztuki? - zapytałam z ulgą.
- Oczywiście, dlaczego miałabyś tego nie robić? - Fraz zaśmiał się serdecznie.
- To czym będę się zajmować?
- Nasz animator uczy w szkole artystycznej i zaproponował nam, że przywiezie ze sobą grupę uczniów z klasy muzycznej - mówił bardzo powoli. - Chcą zorganizować koncert dla rodziców i uczniów, ale potrzebują drobnej pomocy z naszej strony. Zajmowałaś się już takimi rzeczami, więc pomyślałem, że chętnie się przy tym pomożesz, a reszta grona pedagogicznego poparła mój pomysł. - Spojrzał na moją zmieszaną minę. - Oczywiście, decyzja należy do ciebie! - dodał szybko.
Odetchnęłam z ulgą, chodziło tylko o pomoc przy koncercie.
- Chętnie się tym zajmę, proszę pana. - Uśmiechnęłam się promiennie.
Na zewnątrz czekał na mnie Sam, a pierwszą rzeczą jaką zrobił, kiedy mnie zobaczył było zapytanie mnie o to, co się działo w klasie. Opowiedziałam mu wszystko prawie słowo w słowo.
- Tak się denerwowałaś, a tu proszę, zostałaś wyróżniona. - Uderzył mnie zaczepnie w ramię.
- Powiedzmy - mruknęłam.
- Nie cieszy się?! - zapytał oburzony.
- Cieszę, tylko... To będzie sporo pracy, dodatkowo nie wiem, z kim będę pracować. - Westchnęłam. - To może nie być tak przyjemne, jak się wydaje.
- Powiedz to tym, którzy będą przez cały dzień siedzieć w jakiejś klasie i robić coś, czego nie chcą.
- Celna uwaga. - Zamilkłam na chwilę. - Jak myślisz, czy on przyjmie to dobrze? - zapytałam z lękiem.
- Nauczyciele zrobili dla ciebie wyjątek, a raczej nagrodzili cię za twój sukces z koncertem. Powinien być zadowolony. Nie martw się. - Uśmiechnął się ciepło i objął mnie ramieniem.
- Mam nadzieje - szepnęłam niepewnie.
Kiedy wróciłam do domu on czekał na mnie z ciepłym obiadem. Tym razem o nic nie pytał, tylko cały czas czytał swoje papiery. To był najlepszy prezent jaki mógł mi zrobić.
Następnego dnia przy szkolnej bramie czekała na mnie niespodzianka, a raczej dwie niespodzianki i Sam.
- Renuś! - Van z radosnym okrzykiem rzuciła mi się na szyję.
- Hej - wysapałam zaskoczona i pogłaskałam ją po głowie. - Hej - powtórzyłam pewniej i z uśmiechem w stronę Doriana.
- Cześć. - Przywitał mnie gestem dłoni i lekko się uśmiechnął.
- Co tutaj robicie? - zapytałam zaskoczona.
- Wiedziałabyś, gdybyś odebrała telefon. - Van przestała mnie przytulać i rzuciła mi spojrzenie pełne wyrzutu.
- Albo przeczytała smsa - dodał chłopak.
- Właśnie! - Dziewczyna szybko mu przytaknęła.
- Ja...
- Renn ma zepsuty telefon. - Sam wszedł mi w słowo. - Ale dzięki, że pomyśleliście o tym, żeby zadzwonić do mnie - dodał z teatralną urazą w głosie.
- W takim razie przepraszam. - Vanessa skinęła głową.
- A ja? - zapytał oburzony brunet.
- Ciebie też - dodała po chwili.
-A więc, co tutaj robicie? - zapytałam ich ponownie.
- Pan Pierrick zabrał nas ze sobą. - Wyrzuciła z siebie moja przyjaciółka.
- Pierrick to nasz wychowawca - dodał Dorian. - Chcę, żeby nasza klasa trochę się przysłużyła.
- Dlatego poprosił chętnych o zagranie koncertu na motywach siedmiu grzechów głó...
- VAN. - Dorian spojrzał na nią wymownie, zanim ta zdążyła skończyć.
- Co? - Spojrzała na niego z wyrzutem.
- To miała być tajemnica.
- O, faktycznie. Wybacz. - Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
Chłopak westchną, a potem zwrócił się do nas:
- Zobaczymy się później. - Po czym złapał Vanessę za ramię i pociągnął w kierunku sali gimnastycznej.
- Czuje, że dzisiejszy dzień nie będzie taki zły.
- Bez Iris przy twoim boku może być ciężko. - Uśmiechnęłam się przebiegle.
- Co to miało znaczyć?! - Sam zaczerwienił się jak burak.
- Nic.
- Renn. - Spojrzał na mnie twardo.
- Powinniśmy zająć miejsca. - Zaczęła iść w kierunku sali.
- Renn.
- Najlepiej gdzieś po środku sali, co nie?
- Renn! - krzyknął zirytowany, a ja puściłam się biegiem.
Przy jednej ze ścian ustawiona była scena, na której za kilka minut miała pojawić się dyrektorka. Reflektory były na swoich miejscach, chociaż nikt ich nie zapalił, a z tyłu za sceną zawieszono czarną kotarę. Najwidoczniej nasze grono pedagogiczne pomyślało i postanowiło ułatwić nam pracę.
Spojrzałam w kierunku krzeseł i zauważyłam kilkoro osób z mojej klasy oraz grupę całkowicie mi nieznanych osób, wśród których byli Dorian i Vanessa. Z całą pewnością musieli to być podopieczni naszego animatora.
Złapałam Sama za rękaw i bez słowa pociągnęłam go do znajomych z naszej klasy. Po drodze kątem oka zauważyłam jak pan Borys rozmawia z kimś obok sceny.
Osobą tą był czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku. Jego siwe włosy i broda były bardzo zadbane. Na jego ustach gościł przyjazny uśmiech, a ciemne oczy wydawały się należeć do kogoś znacznie młodszego. Nieznajomy nosił na sobie niedbale zapiętą czerwoną koszulę, której rękawy zostały byle jak podwinięte. Na to zarzucił ciężką, siwą marynarkę, pewnie należącą do jakiegoś starego garnituru. Dodatkowo nosił on materiałowe białe spodnie, którym zdecydowanie potrzebne było prasowanie i ciemne buty wypolerowane na wysoki połysk.
Zajęłam z Samem nasze miejsca odrywając wzrok od nieznajomego i zajęłam się rozmową ze znajomymi, a w miarę jak minuty mijały do sali przychodziło coraz więcej osób.
- Proszę o ciszę! - krzyknęła ze sceny dyrektorka, kiedy sala była już pełna uczniów. - Dzień dobry, moi drodzy, przedstawiam wam naszego animatora zajęć plastycznych, pana Pierricka Savina. - Mężczyzna, którego widziałam wcześniej wszedł na scenę i lekko się nam skłonił. - Pan Savin pochodzi z Australi, ale od killunastu lat pracuje w szkole artystycznej w pobliskim mieście. Dzisiaj będzie pomagał on waszym grupą stworzyć własne prace. Zanim jednak przejdziemy do Dnia Sztuki, chcę podziękować wszystkim rodzicom, którzy pomagają w dzisiejszym przedsięwzięciu. - Z miejsc w pierwszym rzędzie podniosło się kilka osób, w tym mama bliźniaków i mama Kim, które zostały nagrodzone szybkimi brawami. - To wszystko, co miałam wam do przekazania. Panie Savinie, oddaję głos. - Dyrektorka uśmiechnęła się przyjaźnie do animatora i zeszła ze sceny.
- Dziękuje bardzo, pani dyrektor. Teraz przejdziemy do szczegółów. - Przejechał wzrokiem po sali. - Po pierwsze, mówcie mi Pierrick, nienawidzę konwenansów. Po drugie, wymagam abyście otworzyli dzisiaj swoje głowy i zaczęli myśleć artystycznie. A teraz zmykajcie na miejsce warsztatów, tam opowiem wam więcej. - Zaśmiał się ciepło widząc nasze zaskoczone miny i zszedł ze sceny.
Wszyscy, oczywiście, ruszyli do wyjścia, tylko jedna ja nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo, oczywiście, nikt nie poinstruował mnie jak będzie wyglądać moje zadanie. Niepewnie wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam w stronę pana Borysa, w końcu był nauczycielem, prawda? Na pewno mógł powiedzieć mi coś więcej, prawda?
- Ty jesteś Renn, tak? - zapytał mnie uprzejmie Pierrick, zanim to ja zdążyłam się odezwać.
- T-tak! - odpowiedziałam zaskoczona.
- Miło mi cię poznać. - Uścisnął moją rękę. - Vanessa i Dorian, ale głównie Vanessa, sporo mi o tobie opowiadali. Przesłuchałem nawet kilka waszych kawałków, masz niesamowity talent do śpiewania. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Dziękuje. - Na mojej twarzy wykwitł grymas podobny do uśmiechu.
- Widzę, że wolisz o tym nie rozmawiać. - Pierrick w zamyśleniu pokiwał głową. - W takim razie zajmijmy się koncertem. Pomysłem przewodnim jest siedem grzechów głównych i każda z piosenek opowiada o jednym z nich. Plus na początku pojawia się piosenka zbiorowa w roli prologu... Jeśli można to tak nazwać. - Uśmiechnęłam się lekko. - Jeżeli chodzi o kostiumy, rekwizyty i muzykę, to to mamy, ale ty - Spojrzał na mnie poważnie. - ty jesteś potrzebna do zorganizowania technikaliów i zespołu. Jako organizatorka poprzedniej takiej imprezy masz pojęcie o szkolnym sprzęcie i będziesz mogła pokierować moją grupą. Jakieś pytania?
- Tylko jedno - odpowiedziałam po chwili namysłu. - Czy uda nam się to zrobić w jeden dzień?
- To zależy od ciebie - odpowiedział Pierrick ze śmiechem.
- Źle dobrałam słowa. - Również się zaśmiałam. - Czy grupa jest przygotowana zrobić to w jeden dzień?
- Tak, zdecydowanie tak. Znają tekst, ćwiczyli całość kilka razy w szkole, ale potrzebują to dopracować, zwłaszcza na mniejszej scenie. Dasz sobie z tym radę?
- Bez problemu - odpowiedziałam pewna swojego. - Musimy załatwić kilka rzeczy i możemy zająć się próbami.
- Świetnie, w takim razie zostawiam to w twoich rękach.
Mężczyzna wyszedł z sali zająć się resztą grup, a ja podeszłam do osób ze szkoły artystycznej.
Grupa składała się z piętnastu osób, dwunastu śpiewających i trzech do pomocy za kulisami. Wszyscy byli bardzo mili i pomocni, zwłaszcza Van i Dorian. Szybko udało nam się załatwić nagłośnienie i laptopa, który działał całkiem dobrze oraz kurtynę. Kiedy już wszystko zamontowaliśmy przeszliśmy do prób i muszę powiedzieć, że to były jedne z lepszych prób na jakich byłam.
Chłopcy wybaczcie mi, ale wasz zespół to była katastrofa, wieczne kłótnie, latające pałeczki, brak jakiegokolwiek zgrania... i mogłabym tak wymieniać bez końca. Za to tutaj wszyscy dawali z siebie sto procent, szanowali swoje zdanie i śmiali się z drobnych pomyłek. Podczas przerw dyskutowaliśmy wspólnie na różne ciekawe tematy i żartowaliśmy. To były najlepsze warsztaty jakie mogłam sobie wymarzyć, w końcu od tak dawna czułam się naprawdę zrelaksowana i zadowolona.
Na sam koniec dnia zawitał do nas Pierrick, obejrzał ostatnią próbę i kazał nam się zbierać, a raczej mi, bo reszta ekipy wracała z nim.
- Bawiłaś się dobrze? - zapytał Sam, który czekał na mnie przy drzwiach od sali gimnastycznej.
- Nawet lepiej niż dobrze - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Dobrze to słyszeć. - Położył rękę na moim ramieniu.
- A u ciebie jak było?
- Dobrze. - Jego usta ułożyły się w grymas niezadowolenia.
- Czyli Roza urządziła ci niezłą przeprawę, co?
- Mniej więcej - przyznał po chwili speszony.
- Opowiadaj - zażądałam.
- Zaczęło się od....
***
Rozdział już jest! Witam i (jak prawie zawsze xD) przepraszam za opóźnienie, ale tym razem sesja pokonała mnie kompletnie... Źle się wyraziła, to ja pokonałam sesję w zamian za masę mojego wolnego czasu. Na szczęście udało mi się i wszystko jest już jak być powinno. Wybaczcie wszelkie błędy, które umknęły memu oku i cieszcie się rozdziałem oraz wakacjami. Właśnie, a jak tam wasze wakacje, dzieje się coś ciekawego? Dobra, dobra, nie będę was tu przesłuchiwać :D Do zobaczenia za dwa miesiące... A raczej za miesiąc? Nieważne. Pa pa ^^
Kiedy będzie rozdział?
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdział
OdpowiedzUsuń