wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 16

Panie i panowie oto ja, wróciłam! Już czuję te radość, ach jak cudownie. :) Po ostatnim rozdziale pojawiła się burza komentarzy i niesamowita liczba wyświetleń jakie to było piękne. :') Wielkie dzięki za tą miłą niespodziankę. :D Ok, wracając do tematu dzisiaj znowu pobawiłam się w poetę Lysandera i moim skromnym zdaniem wyszło nam to na dobre.A teraz czas na krótkie ogłoszenia parafialne, zrobiłam je na górze, ponieważ są dość istotne. No to jedziemy:
  1. Po pierwsze i najważniejsze, jak już wspomniałam w LBA przygotowuje się do rocznicy bloga, dlatego zapytałam w ankieicie was, moich czytelników czy chcecie coś na uczczenie tej chwili czy też nie. Do tej pory na Tak odpowiedziały 4 osoby, a na Nie zagłosował jak dotąd nikt. Ankieta trwa do niedzieli do godziny 12, dlatego proszę, abyście wyrazili swoją opinie.
  2. Po drugie, ale tak samo ważne, już dzisiaj pojawi się strona "Pomysły", na której w komentarzach będziecie mogli napisać swoje pomysły, czyli, co przygotować na rocznicę. Myślę, że dobrą formom będzie Q&A w nieograniczonej liczbie pytań do mnie, ale to wy o tym zdecydujecie...
  3. I na sam koniec coś super. ;) Pamiętacie jak na sam koniec wakacji wspominałam wam o nowym projekcie, jeśli nie to kliknijcie tutaj. Zdecydowałam się na wypuszczenie go w świat, dlatego w okolicach maja, powinien pojawić się już pewny zarys fabuły, a w czerwcu pojawi się sam blog. Mówię o tym teraz, żebyście byli przygotowani na to już wcześniej.
No nic to tyle jak na dzisiaj. Fochatka odmeldowuje się!


***

Nareszcie, moje życie wróciło na normalne tory. Po miesiącu przerwy w nauce i pracy, wróciłam do świata żywych. Od tygodnia chodzę do szkoły i pracy. Jestem zmęczona, ale szczęśliwa. Cała klasa przyjęła mnie bardzo wesoło, wszyscy się za mną stęsknili i wzajemnie. Rozalia na bieżąco opowiada mi szkolne plotki, a Nataniel pomaga mi w nauce. Zostałam też zaproszona na przyjęcie urodzinowe Melanii za parę dni. Chociaż to nie tym chcę się z wami podzielić. Siedziałam razem z Natanielem u mnie w salonie. Chłopak usilnie starał się nauczyć mnie mitozy i mejozy.
- Teraz rozumiesz? Z tego powstają dwie komórki z wszystkimi chromosomami, a tutaj cztery z połową chromosomów.
- Błagam, mów do mnie po ludzku - powiedziałam po raz enty dzisiaj.
- Renn - westchnął blondyn. - Prościej już nie mogę, musisz się wysilić bo ina... - Przerwał nam dźwięk telefonu.
Przeprosiłam Nataniela i spojrzałam na na wyświetlacz „Lysander”. Odebrałam.
- Halo?
- Renn? Możemy pogadać? - Spojrzałam na Nataniela, chłopak wyraźnie się niecierpliwił.
- Jasne, mam dużo czasu.
- To dobrze, wiesz Roza i Leo... - Usłyszałam krótkie westchnienie. - ...chyba właśnie za sobą zerwali.
- Co? - starałam się zapanować nad głosem.
- Ostatnio dużo się kłócili. Wczoraj Roza przyszła pomóc nam w sklepie, oczywiście zaraz zaczęła się kłótnia. Za chwilę usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, a potem dowiedziałem się od Leo o wszystkim.
- Może Rozalia potrzebuje czasu? - zapytałam z optymizmem.
- Czy my mówimy o tej samej dziewczynie? - zapytał kpiąco mój rozmówca.
- No dobra, masz rację. Może musimy im po prostu pomóc?
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Zobaczymy się w szkolę, pa. - Lysander rozłączył się.
Czekajcie, czy ja właśnie zostałam wrobiona przez Lysandra? Uduszę go... Nie, raczej siebie... Dlaczego zawsze to ja muszę robić za matkę Teresę, no dlaczego?!
***
Oczywiście moje dobroduszne serce kazało mi iść do szkoły. Do długiej przerwy Lysander nie zwracał na mnie uwagi, zaczęłam podejrzewać, że już zapomniał o naszej „umowie”. Jednak kiedy zabrzmiał dzwonek kończący trzecią lekcje zaraz zjawił się przy mojej ławce.
- Renn możemy wyjść na dziedziniec? - zapytał niepewnie.
- Jasne, tylko wytłumacz mi, o co w tym wszystkim chodzi - poprosiłam najgrzeczniej jak umiałam.
- Dobra. - Lysander nabrał powietrza. - Roza i Leo chodzą ze sobą od roku...
- Jak to od roku? - przerwałam mu.
- Znali się kiedy Roza chodził jeszcze do gimnazjum, ale dopiero od początku tego roku zostali parą. Zawsze były między nimi drobne sprzeczki...
- A o co w nich chodziło? - Znowu mu przerwałam.
- O różne rzeczy, ale zawsze powtarzał się temat otwartości.
- Otwartości? - zapytałam z powątpiewaniem.
- Znasz Rozalie... Ona jest taka bardzo pewna siebie, a mój brat jest z natury dosyć mrukliwy i nieśmiały.
- To wyjaśnia czemu jesteście rodzeństwem - zażartowałam.
- O, to ciekawe co ty wiesz o miłości? - zapytał z kpiną.
- Radze sobie z nią tak dobrze jak z biologią - mruknęłam cicho.
- A jak dobrze radzisz sobie z biologią? - W oczach chłopaka malowała się powaga.
- Tak po prawdzie, to miłość nie jest moją mocną stroną - przyznałam czerwona z zażenowania.
- Nie martw się, nie ty jedna masz ten problem. - Lysander spojrzał na mnie. - Ale nie możemy się już wycofać. - Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Na to wychodzi. - Wspólnie weszliśmy na dziedziniec.
Na dziedzińcu stał chłopak, wyglądał na jakieś dziewiętnaście lat. Spojrzałam na Lysandra, on i nieznajomy w ogóle nie byli do siebie podobni. Wyglądali jak zupełne przeciwieństwa. Lysander miał białe włosy, a tamten czarne. Oczy białowłosego były jasne i niezwykłe, z kolei oczy czarnowłosego przypominały kolor jego włosów. Jedynym wspólnym elementem był ich ubiór - oboje mieli stroje zainspirowane stylem wiktoriańskim - i dzięki temu udało mi się zauważyć, że są rodzeństwem.
- Renn, to właśnie mój brat Leo. Leo to moja przyjaciółka Renn. - Lysander spokojnie nas sobie przedstawił.
- Miło mi cię poznać. - Leo lekko skinął głową. - Mój brat bardzo dużo mi o tobie opowiadał.
- Wcale nie tak dużo! Wspomniałem o Renn, tylko parę razy. - Lysander zarumienił się.
- Nie wiedziałam, że jestem taka popularna. - Roześmialiśmy się z Leo, co tylko pogłębiło kolor policzków białowłosego i teraz przypominały raczej dwa wielkie pomidory.
- Może jednak skupimy się na twoim problemie? - zapytał młodszy brat starszego, starając się odzyskać panowanie nad swoim głosem.
- Masz rację. - Starszy brat wyraźnie przygasł.
- Może najpierw powiesz nam, co się dokładnie stało? - spokojnie zapytałam.
- To dosyć długa historia, ale skrócę jak jak to tylko możliwe. - Leo zaczął spokojnie odpowiadać: - Roza i ja ostatnio bardzo się kłóciliśmy. Zaczynało się od głupich sprzeczek na temat wystawy sklepowej, a skończyło się na tym. - Leo machnął ręką w naszą stronę.
- To już wiem, czy możesz dodać coś więcej?
- Jasne. Kiedy się wczoraj kłóciliśmy Roza wykrzyczała mi dokładnie to „Wszystko byłoby dobrze, gdybyś tylko przestał zachowywać się jak kamień.” Nie do końca wiem o co jej wtedy chodziło, ale chcę do niej wrócić - chłopak zapewnił żarliwie.
- Razem z Lysandrem na pewno coś wymyślimy - pocieszyłam Leo. - Musimy jeszcze porozmawiać z Rozalią. Wiecie, zawsze lepiej znać każdą stronę konfliktu. - Zamyśliłam się. - Już wiem jak to zrobimy! Ja pójdę pogadać z Rozą, a wy wymyślicie jak załatwić tę sprawę. - Zauważyła ich puste wyrazy twarzy. - Na miłość boską! Napiszcie jakiś wiersz, czy coś.
- Damy sobie z tym radę - zapewnił gorąco Lysander.
- Wierze - powiedziałam nie do końca przekonana i weszłam do szkoły.
Nie szukałam zbyt długo Rozalii. Zastałam dziewczynę siedzącą na klatce schodowej. Białowłosa wyglądała okropnie. Pod oczami miała worki, a jej włosy i ubranie sprawiały wrażenie niechlujności.
SZOK!
Rozalia przestała być Rozalią. Podniosłam rękę. żeby się z nią przywitać.
- Co ON tu robi? - zapytała zimnym tonem.
- Ale o kim mówisz? - starałam się powiedzieć to jak najspokojniej.
- Wiesz o kim mówię! - Roza spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. - Przepraszam, jestem trochę rozbita. - Dziewczyna opadła na schody i zaczęła łkać.
- Wiem, że jesteś rozbita. - Usiadłam obok niej. - Jak chcesz, to możesz mi wszystko powiedzieć. - Rozalia przytuliła się do mnie i zaczęła otwarcie płakać.
Cierpliwie czekałam, aż się uspokoi. W końcu Roza stwierdziła, że czas na użalanie się nad sobą minął. Wyprostowała się i otarła oczy, które zapłonęły dawnym blaskiem. Przynajmniej częściowo odzyskała swój dawny rezon.
- Dobra, opowiem ci wszystko. - Dziewczyna poprawiła swoje włosy. - Pamiętasz, jak ci opowiadałam o mnie i moim chłopaku?
- Tak, mówiłaś mi o tym. Zapomniałaś dodać, że ma na imię Leo, jest starszym bratem Lysandra, ma butik, a i jest jeszcze starszy od ciebie o trzy lata. - Rozalię zamurowało.
- Przeraża mnie twoja szybkość zdobywania informacji. Wracając, czy ty wiesz jak ciężko jest żyć w związku?
- Yyy... Nie? - powiedziałam półżartem-półserio.
- Wybacz, chodzi mi o to, że nasze „my”, no wiesz moje i Leo, było tworzone tylko przeze mnie. Kocham go, ale brakuje mi jakiejś odpowiedzi z jego strony. - Spojrzała na moją minę „Cooo?” - Dobra, powiem ci to prosto z mostu.
- Byłabym wdzięczna - mruknęłam.
- Póki Leo nie udowodni mi, że zależy mu na mnie i że umie walczyć o nasz związek nie mam zamiaru mu wybaczyć. - Teraz Roza był całkowicie Rozą.
- Dobra, zrozumiałam. - Spojrzałam na zegarek. - Muszę jeszcze gdzieś iść, pogadamy potem.
Wybiegłam ze szkoły. Popędziłam na dziedziniec, gdzie dostałam kopertę z wierszem dla Rozy. Lysander napisał w nim tak: 

Proszę Cię o wybaczenie,
Tylko Ciebie kocham szczerze,
Patrząc na miraże,
Uczuć swoich nie wyrażę,
Lecz gdy widzę Twoje włosy,
Ty spoglądasz w moje oczy,
Serce moje szybciej bije,
Czuję w sobie wielką siłę,
Zaraz potem się obawiam,
Znowu wiecznie zastanawiam,
Serce moje się zamyka,
I mnie zbija z pantałyka,
Lecz gdy znikną Twoje włosy
Ty odwracasz swoje oczy,
Fala uczuć mnie zalewa,
Czuję jakbym wszedł do nieba,
Potem serce pęka z żalu,
Że ci tego nie powiedziałem ani razu.

Zdecydowanie to jeden z milszych wierszy jakie czytałam. Co nie? Dobra nieważne, wracajmy do sprawy. Tak, na czym to ja skończyłam? O już mam!
Lysander dał mi „wiersz Leo” i tu właśnie zaczął się koszmar. Pobiegłam do Rozalii, znowu. Niestety dziewczyna przejrzała nasz mały podstęp i stwierdziła, że Leo na pewno tego nie napisał. Jakby raz w życiu nie mogło pójść łatwo! Oczywiście na następnej przerwie to Roza miała „drobny” problem. Zgubiła pierścionek, który dostała od Leo na pierwszą rocznicę ich związku. Całą przerwę zmarnowałam na szukanie tego bibelotu! A ona miała go kieszeni! Powtórzę: W KIESZENI!!! Potem spróbowaliśmy udobruchać Rozalię kwiatami, ale nie, bo to „zbyt szablonowe, chcę czegoś innego, nowego.”. W tym momencie razem z Lysandrem oficjalnie postanowiliśmy ich zabić. Tak, wytrwaliśmy w tym postanowieniu całe pięć minut. Leo zrobił minę zbitego psa i wróciliśmy na pozycję swatki. Nie wiem po co komu te związki? No po co? Pytam się PO CO?! Na cholerę wypruwamy tu sobie z Lysandrem flaki, a te dwie mendy i tak nie chcą dojść do porozumienia.
Jednak po wielu lekcjach rozmyślania i planowania wymyśliłam plan idealny. Jak pewnie wiecie (albo nie) pracuję w kawiarni koło szkoły. Postanowiłam wykorzystać fakt, że to ja muszę ją dzisiaj zamknąć. Punktualnie o dwudziestej skończyłam zmianę. Poszłam wynieść śmieci.
- Nie spóźniłem się, prawda? - zapytał Lysander wyłaniając się z ciemności.
- O dziwo nie. - Spojrzałam na zegarek. - Jesteś dwie minuty przed czasem. - Uśmiechnęła się na jego westchnienie ulgi.
- Dobra, mam potrzebne rzeczy. - Chłopak potrząsnął foliową torbą.
- Niczego nie zapomniałeś?
- Kupowałem wszystko zgodnie z listą, którą mi dałaś.
- Super, uszykowałam już miejsce. Jeszcze ozdoby i jedzenie. To od czego zaczniemy? - zapytałam entuzjastycznie.
- Jedzenie? - zaproponował Lysander.
- Jedzenie. - przytaknęłam.
I tak też się stało, razem z Lysandrem rozpoczęliśmy bój w kuchni. Postanowiliśmy zrobić danie główne (Boże, jak poważnie to brzmi) i deser. Szczerze mówiąc, w ogóle nie mieliśmy pomysłu na TO. Po długich minutach - aż pięciu - myślenia przeszliśmy do działania. Białowłosy postanowił zrobić domowego kurczaka z ryżem, do tego dorzuciłam deser lodowy. Czas do pracy. Pokroiliśmy kurczaka, wrzuciliśmy go do panierki i przyprawiliśmy ją. Sprawdziliśmy też czy nie jest trująca wyjadając ćwiartkę miski, była pyszna. Na marginesie, wiecie że Lysander to całkiem dobry kucharz? Oczywiście, jeśli nie zapomni gdzie podział produkty, naczynia, przepis, jak powinien ustawić piekarnik... No dobra nie taki dobry, ale jego potrawy da się jeść, a to już coś w porównaniu z lodówką Kastiela. Brr... Ja tu o kuchni, a przecież czas na dekorowanie.
Opiszę wam to w telegraficznym skrócie. Cała kafejka nabrała wyglądu walentynkowego. Wszędzie serduszka albo świeczki, czyli zrzygać się można od tej romantyczności. Jedzenie czekało już na talerzach. Nareszcie przyszli! Najpierw wszedł Leo z wielkim bukietem kwiatów. To się wysilił, co nie? My tu przez godzinę ogarnęliśmy wszystko, a on tylko przyszedł z jakimiś kwiatkami. Nie ma co, super chłopak Roza (nie)zazdroszczę! Dobra koniec z ironią i sarkazmem (na jakiś czas).
Zaraz po panu „Wielki Bukiet” zjawiła się Rozalia. A jak ja to zrobiłam? Hmm... Na sam początek podzieliłam się pomysłem z Lysanderem. Ten przekonał Leo do naszego planu, a na koniec poprosiłam Rozę o pomoc w pracy jako „oderwanie się od tego całego cyrku”. Uwierzycie, że dała się nabrać? Nie? W sumie ja też. CZYTAJ: Przepis na wrobienie przyjaciółki w randkę. Kiedy wszystko się zaczęło ja i Lysander wycofaliśmy się na bezpieczną odległość do kuchni. Wyszliśmy tylko raz, żeby podać deser. Tylko co to za przyjemność ugotować posiłek i go nie zjeść, dokładnie w tym szamy czasie kiedy za ścianą Roza i Leo spijali sobie nawzajem z dzióbków ja i Lysander jedliśmy kolację. Usiedliśmy najbliżej drzwi wyjściowych, tak na wszelki wypadek i modliliśmy się o sukces nasze „operacji”.
Całe szczęście nasze modły zostały wysłuchane, nie zostaliśmy zabici. A i udało się nam pogodzić tę parę, ale co tam... Nie zostaliśmy zabici. Chyba... Nie do końca wiem, poproszona nas o wyjście. Co ja mówię?! Oni nas wywalili! Mam tylko nadzieję, że jak jutro wrócę do pracy nie zobaczę tam ani jednego serduszka i ani jednej świeczki. Oby nie. Chociaż Roza pewnie to sprzątnie... Roza... Sprzątanie...?
UMARŁAM.
Czas pomyśleć nad zmianą pracy... No i jeszcze nad urodzinami Melanii. Muszę kupić prezent, może jakąś muzykę? Książkę? Nieważne, po porostu kupię pluszaka.
Szablon wykonała Domi L