czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 20

Ostatni tydzień spędziłam na obsesyjnej nauce do egzaminów. Chcąc zagłuszyć ból złamanego serca zakopałam się pod stertami fiszek i zadań dodatkowych. Większość dni spędziłam na czytaniu podręczników, nie robiłam tego dla wiedzy, chciałam się odciąć od myśli o Danielu.
Chłopcy też to zauważyli (brawo za spostrzegawczość!). Wyglądali na zmartwionych, ale o nic nie pytali i chwała im za to, a teraz prognoza pogody: czuje się dobrze i dobrze wyglądam, może pojawić się dziś odrobina stresu nadciągająca ze strony nauczyciela, ale co to dla mnie. Egzamin czas zacząć!
Nie, to nie entuzjazm, chłopacy obiecali mi jakieś jedzenie po teście. Hahaha, najem się do syta.
***
Zakluczyłam dom i wyszłam na ulicę. Spóźniali się.
- Następnym razem umówię się z nimi dziesięć minut wcześniej - mruknęłam zniecierpliwiona.
Poprawiłam swój mundurek. Mundurki Słodkiego Amoris istniały w regulaminie, ale nie w życiu, tak przynajmniej mówił Nataniel. Głównie chodziło się w nich na egzaminy i apele. Każdy uczeń musiał być zaopatrzony w dwa takie stroje - jeden letni, a jeden zimowy. Na szkolny ubiór składał się biała bluzka z krótkim lub długim rękawem, czarna spódniczka dla dziewczyn i czarne spodnie dla chłopaków oraz krawat w takim samym kolorze z herbem szkoły. Zimowa wersja dodawała tylko czarny żakiet albo marynarkę. W sumie w samym mundurku wyglądało się całkiem, całkiem, ale herb... Herbem była różowa babeczka w wielkim serduszku. Nie wiem kto to wymyślił, jednak jednego jestem pewna, to był jakiś wariat!
Spojrzałam na zegarek siódma trzydzieści pięć. Mieli tu być pięć minut temu. Jeszcze chwila i powieszę ich za krawaty! Po jeszcze pięciu minutach zobaczyłam całą trójkę idącą w moją stronę. Radośni jak skowronki, nogi im powyrywam!
- Hej, czerwonooka! - Kastiel pociągnął mnie za krawat. - Prawie jak smycz. - Posłał mi łobuzerski uśmieszek.
- Czego nie zrozumieliście w „Spotkajmy się o wpół do ósmej.”, co?! - Wyszarpnęłam mu krawat z ręki.
- Spokojnie, bo będę musiał dokupić ci kaganiec - zażartował.
- Dobra. - Odetchnęłam głęboko. - Mogę wiedzieć czemu się spóźniliście?
- Właściwie to nie my - wtrącił się Nataniel.
- Serio, a kto? - powiedziałam sarkastycznie.
- Akurat tu przyznam mu rację. - Kastiel spojrzał mi w oczy.
Boże, oni się zgadzają! Świat się kończy!!!
- Nie mogę pozwolić ci pobić mojego ukochanego gospodarza - powiedział z sarkazmem. - Zwłaszcza, że raz już go pobiłaś. - Zarumieniłam się.
- Nie musisz tego mówić! - krzyknęliśmy razem z blondynem, a rudzielec się zaśmiał.
- Wracając do spóźnienia... - Kastiel spojrzał na Lysandra. - KTOŚ zapomniał gdzie ma mundurek.
- Ciekawe kto? - zapytał Lysander i z miną niewiniątka odwrócił wzrok.
Bez komentarza.
Ruszyliśmy w stronę szkoły, w między czasie rozmawialiśmy o egzaminie. Dowiedziałam się, że cały test składa się z czterdziestu zadań. Po pięć na dany przedmiot, a przedmiotami są: dwa języki (w tym angielski), matematyka, chemia, geografia, fizyka, biologia i historia. Na napisanie wszystkiego mamy godzinę, jak ja to zrobię w tak krótkim czasie? Nie mam pojęcia, jakoś pójdzie.
Weszliśmy do szkoły. Na korytarzu był tabun ludzi, pewnie wszyscy chcieli douczyć się w bibliotece. Zauważyłam Dajana, stał ze swoimi znajomymi z klasy sportowej. Wszyscy byli wysocy, chyba nabawię się kompleksów. Paru z nich opierało się o szafki przy sali A. Dałam swoim towarzyszom znak, żeby poczekali i poszłam się przywitać.
- A ty co tak sterczysz? - Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Bo mogę - odpowiedział mi z takim samym uśmiechem.
Zaśmialiśmy się i przytuliliśmy się na powitanie.
- Czekasz tu na coś konkretnego? - zapytałam trochę poważniej,
- Nie wiem, może tak na egzamin? - Uśmiechnął się leniwie. - Wiesz już, w której sali jest twój test? - Zamurowało mnie.
- Co?!
- Zawsze zakręcona. - Zaśmiał się. - Przy drzwiach do pokoju gospodarzy jest rozpiska.
- Ok, pójdę sprawdzić. - Odwróciłam się i poszłam w stronę chłopców. - Tylko zdaj - powiedziałam na odchodne.
- Się wie.
Wróciłam do swojej grupki i razem ruszyliśmy do rozpiski. Kastiel i Lysander rozmawiali o zespole, nie wiem o czym dokładnie, nie byłam w temacie. Z kolei Nataniel szukał czegoś w torbie, zakład, że miał tam same dokumenty?
Znalazłam rozpiskę: IIB - Sala B.
- Dobra, to co, na salę? - zapytał rudzielec.
- Najpierw do szafki po podręcznik - upomniał go Lysander.
- Ta - przytaknęłam mu.
- Wybaczcie, ale ja muszę jeszcze załatwić kilka spraw w biurze. - Wszyscy spojrzeli na blondyna.
- Dobra. - Lysander tylko pokiwał głową.
- Pracoholik - stwierdziłam sucho.
- Nie będę tęsknić - powiedział złośliwie Kastiel.
Zostawiliśmy blondyna przy pokoju i poszliśmy w głąb korytarza. Pod koniec rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Ja zostałam przy swojej szafce. Otworzyłam ją, żeby wyjąć notatki. Nie za bardzo miałam plan, co zrobić. Chciałam wejść do biblioteki, ale tam już była banda kujonów, więc nie. Na korytarzy też nie było za cicho. Stwierdziłam, że pójdę posiedzieć w sali.
Wchodzę do sali B, a tu masa osób. Chyba cała klasa siedziała już w ławkach - wszyscy oprócz Amber, jak miło wiedzieć, że twojego wroga czeka coś gorszego. Jestem okrutna. Usiadłam w ławce, a chwilę później obskoczyła mnie Iris.
- Ratuj! - Iris złapała mnie za kołnierz.
- Yyy... co? - Delikatnie się uwolniłam.
- Zapomniałam notatek, pożycz mi swoje, proszę? - Zrobiła oczy szczeniaczka.
- A co z Melanią?
- Pomaga Natanielowi. - Iris jeszcze intensywniej się we mnie wpatrzyła. - Proooszę!
Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam notatki.
- Masz. - Podałam je rudej.
- Dzięki. - Wyściskała mnie i uciekła do ławki.
Zmyłam się z klasy, idiotka. Mogłam wziąć fiszki, czemu tego nie zrobiłam?! Chociaż jest jeszcze Nataiel, na pewno mi pomoże. Weszłam do pokoju gospodarzy.
- Nataniel, pożyczysz mi notatki? - zapytałam na wejściu.
- Właściwie to... Sam chciałem się jeszcze pouczyć. - Chłopak zaczerwieni się lekko.
- To może mi pomożesz i pouczymy się razem? - Chłopak jeszcze bardziej poczerwieniał.
- Ja... yyy... - zająknął się.
- Nataniel, to jak pomożesz mi w nauce? - zapytałam niepewnie blondyna.
- Yyy... - Chłopak najwyraźniej miał dylemat.
Do pokoju weszła Melania, blondyn spojrzał się w jej stronę. Ona spojrzała ukradkiem na mnie.
- Właściwie to obiecałem Melanii, że się z nią pouczę. - Wyraźnie się zmieszał.
Powinnam przestać być taka miła, serio.
- Dobra, rozumiem. Poproszę o pomoc kogoś innego. - Uśmiechnęłam się lekko.
Melania skinęła mi głową w niemym „Dziękuje”, a ja wyszłam na korytarz. Świetnie, straciłam szansę na dobre notatki. Ciekawe z czego się teraz pouczę. Nataniel mógł mnie douczyć historii, a tu nic, bo znowu musiałam robić z siebie wielką altruistkę.
Przeszłam się na klatkę schodową, przynajmniej tu nie było tłoku. Zauważyłam Kastiela, właśnie schodził schodami. Pewnie był na dachu, może już się uspokoił? No tak, nie wspomniałam wam o tym, ja i Lysander zmusiliśmy go do wspólnej nauki. Naprawdę nie mógł wytrzymać towarzystwa Nataniela, co chwilę fukali na siebie, ale dobrze, że już im przeszło.
- Kastiel... - zagadnęłam go.
- Tak? Chcesz cze...?
Chwila, to Kastiel, chyba nie jestem, aż tak zdesperowana, prawda?
- Nie, nic. - przerwałam mu i odwróciłam się, żeby odejść.
- Aha. - Rudzielec był chyba lekko zdezorientowany.
Przedzierając się przez tłum wyszłam na dziedziniec. Prawie nikogo tu nie było, dziwne. Zawsze jest tu tłok, ale teraz większość uczniów siedzi w klasach albo w domach. Z drugiej strony, czemu połowa szkoły dusi się na szkolnym korytarzu zamiast wyjść na świeży, wielki dziedziniec? Nigdy nie ogarnę logiki tych ludzi. Odeszłam dalej od drzwi wejściowych, skręciłam w stronę sali gimnastycznej, była tam jedna oddalona od reszty ławka. Spędziłam na niej wiele przerw, razem z Kastielem i Lysandrem.
Właśnie Lysander, dlaczego wcześniej na to nie wpadłam! Ktoś, kto ma notatki, dobrze się uczy, a do tego ma piątkę z historii. Cuda się zdarzają, zobaczyłam białowłosego jak grzebał w krzakach obok ławki, chyba czegoś szukał, może notatnika? Chłopak zostawił krzaki i schylił się pod ławkę. Podeszłam do niego, dziwne notatnik leżał spokojnie na ławce, on chyba nie... Prawda?
- Lysander, szukasz czegoś? - Poczułam się lekko zestresowana.
- Renn. Ała! - Chłopak uderzył głową o kant ławki.
- Wszystko dobrze? - Podbiegłam sprawdzić czy mój ostatni ratunek nie rozwalił sobie głowy.
- Tak, tak. Mam do ciebie małe pytanie. - Chłopak stanął naprzeciwko mnie. - Możesz pożyczyć mi swoje notatki? - Uśmiechnął się zażenowany.
A jednak zapomniał, czemu?! Czemu, ja się pytam, czemu?! No dobra, nie martwmy się, zachowajmy spokój. Ok, spokój.
- Tak właściwie, to ja chciałam poprosić cię o twoje notatki. - Uśmiechnęłam się głupkowato. - A c-co się stało z twoimi? - zająknęłam się zaniepokojona.
- Hehe. Zabawna sprawa. - Podrapał się w tył głowy. - Zostawiłem je na biurku.
Uderzyłam się dłonią w czoło.
- A co z twoimi notatkami? - zapytał nagle.
- Z moimi? - Spojrzałam na niego. - Dałam je Iris, zapomniała swoich i... Co się szczerzysz?! - krzyknęłam na białowłosego.
Lysander uśmiechnął się szeroko, zamyślił i powiedział:
- To do ciebie podobne, oddać komuś notatki. Jesteś naprawdę dobra.
- Taa, a co z nauką? - Wytrąciłam go z rozmyślań.
- Nataniel?
- Uczy się z Melanią.
- Kastiel?
- Jesteśmy, aż tak zdesperowani? - Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Idziemy do ciebie? - zapytałam Lysandra.
- Idziemy do mnie - przytaknął i ruszył do bramy.
- Lysander, notatnik! - Chwyciłam zeszyt i pobiegłam za chłopakiem.
Droga do domu Lysandra była dość... szybka. Przebiegliśmy prawie cały dystans i zatrzymaliśmy się dopiero przy wejściu do parku, którym często chodzę do szkoły. Przystanęliśmy przy bramie, żeby złapać oddech.
- Daleko jeszcze? - wysapałam.
- Nie, jeszcze chwila i zaraz będziemy.
Poszliśmy dalej, tym razem tempem spacerowym, rozmawialiśmy.
- Wiesz gdzie zostawiłeś notatki?
- Są na biurku albo na łóżku... chyba. - Lysander zakłopotany podrapał się po policzku.
- Chyba? - Uniosłam lekko brew.
- Prawdopodobnie.
- Prawdopodobnie? - Brew powędrowała trochę wyżej.
- Na pięćdziesiąt procent.
- Na pięćdziesiąt procent? - Spojrzałam przed siebie. - Ok, załóżmy, że ci wierze.
Pomilczeliśmy chwilę.
- Już jesteśmy.
Spojrzałam przed siebie. Razem z Lysandrem stanęliśmy przed dużym sklepem z ubraniami. Budynek był piętrowy z przeszklonym frontem na parterze. Przez szyby zobaczyłam manekiny ubrane w różne modne ciuszki.
- Wejdziemy od tyłu - szepnął chłopak i pociągnął mnie za budynek.
Za budynkiem był śmietnik i lekko obdarte niebieskie drzwi. Spojrzałam na białowłosego i zapytałam:
- Dlaczego nie wejdziemy przodem? -
Chłopak zajął się szukaniem kluczy.
- Wolałbym nie pokazywać się teraz Leo. - Lysander lekko się zaczerwienił. - Rano cały czas przypominał mi o notatkach, a ja i tak ich zapomniałem, dlatego...
- Dlatego teraz jak wejdziesz pewnie zostaniesz wyśmiany, po czym usłyszysz od Leo „A nie mówiłem!” powiedziane typowym tonem wszystkowiedzącego brata - dokończyłam za niego.
- Dokładnie. - Białowłosy wyraźnie się rozpromienił. - Panie przodem. - Otworzył mi drzwi.
Przeszłam przez nie i znalazłam się na czymś podobnym do klatki schodowej. Razem z Lysandrem wspięłam się na górę po spiralnych schodach, które zaprowadziły nas do kuchni. Przebrnęliśmy przez salon i otworzyliśmy drzwi po lewej, prowadzące do pokoju Lysandra. Pokój chłopaka wyglądał dość skromnie, przy oknie stało duże łóżko, obok niego był stolik zawalony kartkami, tak samo wyglądało biurko przy ścianie i regał na książki. Największym meblem była szafa, która - jak sądzę - mieściła całą kolekcje jego wiktoriańskich ubrań. W całym pomieszczeniu czuć było zapach książek i atramentu.
- Dobra, to gdzie te notatki? - Zaczęłam się rozglądać.
- Chyba na biurku. Rozejrzyj się.
Spojrzałam na zagracone biurko.
- Na pewno szybko pójdzie - powiedziałam z przekąsem.
I faktycznie poszło nam bardzo szybko, notatki zostały na biurku, kiedy w końcu przekopałam się przez sterty różnych karteluszek, była już ósma. Jeśli mieliśmy coś powtórzyć musieliśmy się pośpieszyć. Szybko wyszliśmy z domu Lysandra, Leo chyba nawet nie usłyszał, że ktoś był na górze, a może domyślił się, że Lysander wrócił po notatki? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Ja chcę się tylko douczyć, a została nam niecała godzina. Obyśmy zdążyli.
- Teraz do szkoły? - zapytała obserwując ulicę.
- Szczerze to wolę pouczyć się w parku. - Lysander zamknął drzwi. - Będziemy mieć więcej spokoju niż w szkolę.
- Dobra. - Ruszyliśmy w drogę powrotną.
Przez chwile milczeliśmy, a potem Lysander zapytał:
- To gdzie idziemy po egzaminach?
- Może do „Raju”? - podsunęłam niewinnie.
- Chcesz iść do pracy jako klient? - zapytał ze śmiechem Lysander.
- Och, daj spokój. Wczoraj przywieźli nową dostawę lodów i otworzyli ofertę lemoniady.
Białowłosy uśmiechnął się pod nosem i przepuścił mnie przez bramkę. Przestaliśmy rozmawiać, tylko rozglądaliśmy się w poszukiwaniu ławki. Znaleźliśmy jakąś w cieniu wielkiego drzewa. Usiedliśmy obok siebie, Lysander wyciągnął notatki i zaczął czytać. Przybliżyłam się i również zaczęłam czytać mu przez ramię, było to dość niewygodne, ale przynajmniej mogłam się pouczyć. Niestety po kilku kolejnych minutach było mi już tak niewygodnie, że mimowolnie zaczęłam się wiercić. Chłopak spojrzał się na mnie.
- Niewygodni ci? - zapytał zatroskany.
- Nie. - Zarumieniłam się.
- Nie powinnaś kłamać - mruknął.
Białowłosy objął mnie jedną ręką w tali, a potem rozłożył notatki. Uczyliśmy się tak bardzo długo, aż nadszedł czas na egzamin. Wróciliśmy do szkoły i weszliśmy do sali. Iris oddała mi notatki.
Chwilę potem do klasy weszła uśmiechnięta Melania i Nataniel, a krótko przed nauczycielem wpadł Kastiel. W końcu pojawił się też pan Farazowski z wielkim plikiem arkuszy egzaminacyjnych. Zaczął je nam rozdawać, kiedy każdy dostał już swój arkusz nasz profesorek rozpoczął piętnastominutowy wykład o nie ściąganiu, kontrolowaniu czasu i takich tam. Nie do końca wiem czy ktoś go słuchał, ale on chyba w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Właśnie zaczęła się najdłuższa godzina w moim życiu.
***
Całą czwórką wypadliśmy ze szkoły, w sumie jak wszyscy. Nareszcie mamy wakacje! Co za ulga, teraz możemy spokojnie poobijać się w kafejce.
- I jak wam poszło? - zapytał po raz któryś Nataniel.
- Dobrze, myślałem, że będzie gorzej - odpowiedział Lysander.
- Mi poszło nieźle, a tobie? - zapytałam zwalniając kroku.
- Całkiem dobrze, ale myślę, że...
- Ludzie! Czy wy możecie się zamknąć?! - wykrzyknął Kastiel. - Mamy wakacje! Przestańcie o tym nawijać! Ile można pieprzyć o jakimś głupim teście?!
- Ale on agresywny - mruknęłam zaczepnie do białowłosego.
- To dlatego, że ledwo zdążył - odpowiedział chłopak.
- Trzeba było się uczyć - powiedział rzeczowo blondyn.
- Zamknij się! - Rudzielec zacisnął pięści.
Resztę drogi do kawiarni przeszłam słuchając kłótni tych dwóch idiotów. Najpierw były wyzwiska, potem przekleństwa i groźby, a na koniec musieliśmy ich z Lysandrem rozdzielić, żeby nie doszło do obiecanych rękoczynów. Dobrze, że przed „Rajem” im się odechciało i nikt nie zwrócił na nas większej uwagi.
Zostawiłam chłopaków z tyłu i weszłam do środka. Wszędzie było pełno ludzi, oczywiście uczniów, bo kto inny miałby się tu kręcić? Zajęłam miejsce pod ścianą, stolik był duży, a miejsca na czerwonej półkolistej kanapie starczyło dla wszystkich. Chłopacy szybko przedarli się do mnie i usiedli obok. Spojrzałam na bar, za barem stała Ash, a po sali chodził Zack. Widocznie miał dzisiaj drugą zmianę. Nie zdążyłam się nad tym długo zastanowić, ponieważ chłopak zauważył mnie i ruszył w moją stronę. Zgrabnie zaczął przedzierać się przez tłum do naszego stolika.
- Hej łakomczuchu. - Zack puścił mi oko. - Co wam podać?- ton niby profesjonalny.
Każdy złożył swoje zamówienie, a Zack wycofał się do baru. Wrócił kilka minut później z pełną tacą. Ledwo się ruszał, więc bez namysłu poszłam mu pomóc, nawet razem rozstawiliśmy zamówienie.
- Zawsze wszystkim tak pomagasz? - zapytał uśmiechnięty Zack.
- To największy dobroczyńca naszej szkoły - odpowiedział Kastiel - Najpierw pomaga, a potem miauczy, że każdy coś od niej chcę. - Posłał mi łobuzerski uśmieszek.
- Ja to bym nazwał skrzywieniem zawodowym. - Zaśmiał się Zack. - Zack. - Uścisnął sobie rękę z resztą, a oni mu się przedstawili.
- Chcesz się dosiąść? - zapytał uprzejmie Nataniel.
- Chcę? Tak. Mogę? Nie wiem. - Zaśmiał się.
- Oczywiście, że możesz - dodał Lysander.
- Hahaha. - Chłopak śmiał się coraz głośniej. - Wybaczcie, ale tutaj mamy monitoring. Ja, Ash i Rebecca.
- Szefowa - wyjaśniłam widząc zbaraniałe miny moich towarzyszy, spojrzałam na zegarek. - Ale teraz jeszcze jej nie ma. Jest trzeci tydzień miesiąca, okres letni, więc będzie po czternastej.
- Nie, jest trzeci tydzień miesiąca, okres letni, ale zaczął się już pierwszy tydzień urlopów, więc wychodzi o czternastej.
- Nieprawda, urlopy zaczynają się za tydzień, w tym roku przestawiono kolejność.
- Skąd wiesz?
- Bo ja mam urlop w pierwszej turze.
- Czyli, że jak? - zapytał rudzielec kompletnie skołowany jak reszta.
- Czyli, że siada. - Wyszczerzyłam się i poklepałam miejsce obok siebie.
- Czyli, że siadam - Zack przytaknął mi i usiadł obok.
Zaczęliśmy rozmawiać o szkolę i pracy, trochę się podroczyliśmy i żartowaliśmy. Trwało to nawet po zjedzeniu i wypiciu wszystkiego, co było na stolę. I trwałoby pewnie dłużej gdyby Zack nie stwierdził, że pora do pracy.
- O, zapomniałbym. - Wygrzebał z kieszeni dwa papierki. - Kupiłem losy i pomyślałem, że mogłabyś zarazić je szczęściem.
- Zarazić? - Uniosłam w górę jedną brew, ale wzięłam jeden papierek z numerem 7413.
- Tylko nie trzynaście - jęknął Zack.
- Skoro mam coś zarazić to chcę ten - udałam oburzoną. - Co mam z nim zrobić?
- Potrząśnij.
Zamknęłam kartkę w ręce i potrząsnęłam.
- Chuchni.
Chuchnęłam.
- A teraz...
- Pocałuj i opluj - weszłam mu w słowo i udawałam, że zbieram ślinę.
- Nie. - Zack w popłochu wyrwał mi z ręki kartkę.
- Hahaha.
Zack pożegnał się i odszedł lekko naburmuszony. Może za głośno się śmiałam... Chwilę potem pożegnałam się z chłopakami i ruszyłam do domu. Nie miałam w nim wiele do roboty, dlatego przebrałam się i ruszyłam na spacer z psami. Po drodze wpadłam na bazar i zrobiłam szybkie zakupy. Z bazaru przeszłam się kawałek w stronę szkoły, a na koniec zawróciłam do parku. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce i spuściłam zwierzaki ze smyczy.
Sama zaczęłam bawić się telefonem. Przeglądałam skrzynkę e-mail, nie robiłam tego od dawna. Musiałam pokasować spam, reklamy i przeczytać tonę wiadomości od Vanessy. Ta dziewczyna pisała chyba do mnie codziennie, może nawet częściej. Raczej nie znalazłam w tych listach nic ciekawego, zainteresowały mnie tylko dwa tematy - o wakacjach i koncercie Tytanii.
I kiedy tak czytałam o jej pobycie w wielkim parku wodnym, moja komórka zawibrowała mi w dłoni. Na wyświetlaczy zaświeciło się imię - Tom. Odebrałam.
- Hej, siostrzyczko. - Usłyszałam w słuchawce.
- Hej, braciszku.
- Jesteś wolna w przyszłym tygodniu?
- Tak, a czemu pytasz?
- Pamiętasz nasz domek letniskowy nad morzem?
- Tak... - Zawahałam się na chwilę.
- Co powiesz na spędzeni tam rodzinnych wakacji?
- Rodzinne to bardzo ogólne pojęcie - powiedziałam z ironią.
- Mam na myśli ciebie i mnie. No wiesz, starszy brat i młodsza siostra w domku na plaży...
- Brzmi jak słaby horror. - Zaśmiałam się.
- Nie żartuj. - Usłyszałam westchnienie irytacji.
- Dobrze - westchnęłam cicho. - A ty w ogóle wiesz, czy ten domek jest wolny? Wiesz... Od rozwodu trochę się pozmieniało.
- Sprawdziłem to. Domek nie podlega podziałowi, więc obie strony mogą go użyć. Poza tym wątpię, żebyśmy spotkali tam tatę.
- Tak, on spędza wakacje z pracą. - Usłyszałam kroki po drugiej stronie.
- Wybacz, zadzwonię potem.
Mój brat się rozłączył. Wstałam z ławki i poszłam szukać psów. Chyba jedziemy na wakacje.

***

Zdziwieni? Ja nie. :P Postanowiłam wrócić do starego systemu wrzucania rozdziałów, ale tylko na wakacje! Co to dla was oznacza? Nowe rozdziały w przedziale 2 tygodni (Jeeeej!!!). Pomijając już to niedawno zakończyła się ankieta odnośnie naszej pary na bieg orientacyjny. Szczerze to bardzo się cieszę, że wygrał Kastiel, ponieważ mam już dobry pomysł jak to napisać. Trochę smutno mi z powodu Nataniela, nikt go nie chcę. Jak możecie wy... wy okrutnicy. :(  "Dobra Fochatka daj spokój, ciesz się, że chociaż ktoś na niego zagłosował." Heh, spodziewałam się, że nasz gospodarz nie dostanie żadnych głosów. ^^ Mocno zaskoczyła mnie też walka między Lysanderem, a naszym rudzielcem, już się bałam, że trzeba będzie zrobić dogrywkę. No nic czas się żegnać, jak wam mijają wakacje? (Muszę nadrobić moje zaległości odnośnie innych blogów, zmykam) Fochatka odmeldowuje się. 

sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 19

Tak wiem, nie pisałam szmat czasu, ale to nie moja wina! ...No dobra, trochę moja, ale tylko troszeczkę, reszta winy spada na Daniela. Tak, dokładnie! To jego wina! Ups... Teraz muszę powiedzieć wam wszystko? Tia, tak myślałam szykujcie się na dawkę informacji.
Od naszej pierwszej randki minął szmat czasu - dwa tygodnie. Daniel naprawdę szybko przechodzi do rzeczy, nie wiem czy to miłość, nie wiem nawet czy jesteśmy parą, ale żyje się chwilą. Daniel to mój pierwszy chłopak, więc nie czepiajcie się mnie, nie mam doświadczenia. Wracając do tematu randek, jak mówiłam spotykałam się z Danielem przez dwa tygodnie - codziennie. Do egzaminów został tydzień, ale nie mogę się na niczym skupić. Co do innych spraw... Chłopcy są dziwnie małomówni, nie do końca wiem, o co im chodzi. Może obrazili się za tą sytuacje przed szkołą, kto wiem. Na szczęście nikomu o tym nie wspomnieli, byłby problem gdyby dowiedziała się o tym Roza, a jeszcze gorzej byłoby gdyby Nataniel wypaplał coś Melanii. Co ona by sobie o mnie pomyślała? To nie moja wina, że tak wyszło z jej bratem. Nie powinnam się tym zamartwiać, ale trochę mi głupio z nią teraz rozmawiać.
Ja tu tak piszę i piszę, choć nie powinnam, chcecie wiedzieć dlaczego? ...No dobra, powiem wam, zaprosiłam Daniela do siebie, tak długo nalegał, aż się zgodziłam, dlatego piszę. Siedzę na kanapie w swojej ulubionej sukience i czekam, nawet udało mi się wypchnąć psy na parę godzin. O, dzwonek. Życzcie mi szczęścia.
Prawie pobiegłam do drzwi, taka byłam podniecona. Przystanęłam tylko przy lustrze, żeby sprawdzić makijaż, głupio by było stanąć w drzwiach z rozmazanym tuszem. Poprawiłam sukienkę i poleciałam otworzyć. Na ganku stał brunet z dużym bukietem czerwonych róż.
- Hej piękna. - Pocałował mnie w policzek. - Wyglądasz jeszcze lepiej niż zwykle.
- A ty jak zawsze słodzisz. - Złapałam go za rękę. - Wejdź, bo jeszcze sąsiadka zacznie się gapić.
- Co? Chyba nie boisz się, co o nas pomyślą? - Pociągnęłam go lekko w stronę domu.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu... - Zarumieniłam się lekko. - Wolałabym zostać z tobą sam na sam, bez żadnej wścibskiej babci z naprzeciwka.
- Nie boisz się wielkich psów, ale boisz się starszej pani wyglądającej przez okno? - Brunet zaśmiał się cicho.
- A widziałeś jak się gapi? Wstajesz o szóstej rano, spokojny, nic nikomu nie robisz, podchodzisz do okna, a ona już na czatach! W szlafroku, z kotem i herbatą, bezczelnie macha do ciebie i się gapi!
Daniel zaczął się ze mnie śmiać, co dało mi szansę wciągnięcia go do domu. Nie uwierzycie, ale gdy tylko zamykałam drzwi, staruszka z naprzeciwka zaczęła zasłaniać firanę. I co?! Nie zwariowałam.
- Renn gapisz się! - krzyknął z salonu Daniel.
- Nie gapie! - odkrzyknęłam mu.
Weszłam do salonu i przeszłam do kuchni. Chłopak rozsiadł się na kanapie, a jego wzrok podążał za każdym moim ruchem. Niby do tego przywykłam, ale nadal czułam się trochę nieswojo.
Zabrałam się za nakładanie jedzenia. Zrobiłam swoje najlepsze danie - spaghetti, a w lodówce stały dwa desery lodowe, oby się nie roztopiły. Wrzuciłam spaghetti do mikrofali i usiadłam obok bruneta, ten objął mnie ramieniem i chwilę ze mną porozmawiał. W końcu mikrofala zapiszczała, więc przenieśliśmy się z kanapy do stołu. Nagle Daniel wyjął butelkę wina i nalał alkohol do dwóch kieliszków.
- Czemu mnie też nalewasz? - zapytałam zaskoczona.
- A co? Przeszkadza ci to? - Chłopak odstawił butelkę na stół.
- Wiesz, nie powinnam...
- Daj spokój, na pewno piłaś już alkohol. - Demonstracyjnie napił się ze swojego kieliszka.
- Byłam na paru imprezach zakrapianych alkoholem, ale zawsze kończyło się na jednym piwie.
- Ale wino to nie piwo. - Podsunął mi kieliszek. - No dalej, jeden kieliszek nie zrobi różnicy.
Z wahaniem podniosłam naczynie do ust i wzięłam jeden drobny łyk, dobrze smakowało. Skończyłam na dwóch kieliszkach. Czułam się trochę lżejsza, ale nadal trzeźwa. Jak widać wino to nie piwo, po jednym piwie nie czułam nic, a tu proszę. Chyba wypadłam z rytmu imprez alkoholowych.
Daniel wypił resztę butelki, w między czasie poflirtowaliśmy, pożartowaliśmy i pogadaliśmy. Na stole zrobił się mały syf, a co jak co, ale sprzątnąć wypadało. Nikt chyba nie lubi brudu na stole, zwłaszcza podczas kolacji. Wyciągnęłam lody na blat i zaczęłam sprzątać. Wrzuciłam naczynia do zlewu i zaczęłam je myć. Myłam już ostatni talerz, kiedy Daniel podszedł i przytulił się do mnie od tyłu.
- Kolacja była pyszna - wymruczał.
- Dz-dzięki.
Jego ręce powędrowały w górę.
- Ej, przestań. - Lekko zepchnęłam je na poprzednie miejsce.
- Oj, daj spokój. - Obrócił mnie od siebie. - Po kolacji należy zająć się innymi, ciekawszymi rzeczami. - Ręce powędrowały w dół.
- Nie mam ochoty na te twoje „inne” rzeczy. - Odepchnęłam go od siebie, zabawa się skończyła.
- Nie bądź taka... - Chłopak nadal starał się mnie zbajerować.
- Jaka? - zapytałam zimno.
- Jesteś taka niedostępna, nigdy nie byłaś z chłopakiem? Założę się, że chciałabyś to zrobić.
Zdecydowanym ruchem spoliczkowałam Daniela. Chłopak złapał się za twarz i z wyrzutem spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się okropnie i wycharczał:
- Jesteś żałosna. Myślisz, że nie widziałem jak się cieszysz z każdej randki. Pewnie myślałaś „Tak fajnie jest mieć chłopaka”. Naiwniaczka z ciebie, raczej, że nie chodziło mi tu o miłość. - Zaśmiał się.
- Chciałeś się tylko przespać z licealistką? - Poczułam jak coś we mnie pęka, ale nie pokarze mu jak mi przykro, nie dam tej gnidzie takiej satysfakcji.
- Jasne, że tak! Nie mów mi tylko, że liczyłaś na coś więcej... Liczyłaś?! Hahaha, naprawdę jesteś naiwna - zarechotał.
Nie wytrzymałam, chwyciłam bruneta za koszulę i popchnęłam go na ścianę. Złapałam pucharek lodów, a potem nie czekając, aż ta świnia się podniesie wylałam całą zawartość naczynia prosto na jego głowę. Po czym złapałam brata Melanii za szmaty i wywaliłam za drzwi. Chłopak potknął się i upadł na ganek.
- Jesteś nikim! - zaczął wrzeszczeć.- Jesteś tylko głupią suką! Naiwną, głupią suką!
Zatrzasnęłam drzwi, bez słowa, bez emocji. Czułam się pusta, jakbym nigdy nic nie czuła. Osunęłam się pod drzwi, objęłam kolana i zaczęłam płakać. To boli, to boli, to boli, tak bardzo boli! Byłam głupia i naiwna, akurat w tym się z nim zgodzę. Dałam się omamić pierwszemu lepszemu sukinsynowi, jestem taka głupia! Kiedyś powiedziałam Lysandrowi, że nie wiem czym jest miłość, nadal nie wiem, ale już wiem czym się kończy - bólem.
***
Nigdy nikomu nie wspomniałam o Danielu, za bardzo się wstydziłam. Starałam się czymś zająć, musiałam przestać myśleć o tym dniu, o tej kolacji.
Dopiero potem dowiedziałam się wszystkiego od Melanii. Przyszła mnie przeprosić za zachowanie brata, nie wiem skąd się dowiedziała o całym zajściu, pewnie Daniel jej powiedział. Mela wszystko mi wytłumaczyła, jej brat zawsze był trzymany krótko, zawsze traktowany surowiej przez rodziców, aż poszedł na studia. Rodzice nie mogli kontrolować go wiecznie i wszędzie - rozbrykał się. Bawił się dziewczynami, zmieniał je jak rękawiczki, twierdził, że „On zawsze zdobywa to czego chcę.”. Pewnie zawsze tak było, ale w końcu nawinęłam się ja i dostał solidną nauczkę. Nigdy nie będę już tak podchodzić do ludzi, jestem za naiwna.

***

Teraz mnie zabijecie. -_-  No, ale zanim o tym napiszę mam parę informacji. Mam nadzieje, że nie puścicie ich mimo uszu i spokojnie przeczytacie. Mówiłam/pisałam ostatnio, że w wakacje wyjdę do was z moim autorskim opowiadaniem. Tak się jednak nie stanie, postanowiłam poświęcić dwa miesiące wakacji na dopracowaniu kilku szczegółów. Dlatego nie przyzwyczajajcie się, tylko do pisanego przeze mnie fanfica.
A teraz do prawidłowego tematu, na czym to ja skończyłam... Aha już mam, zabijecie mnie, na 100%. Ale spokojnie odłóżcie te ostre przedmioty i doczytajcie to do końca. Na samym początku chciałam stworzyć miłego i słodkiego chłopaka oraz konkurencje dla reszty. Jednak krótko przed zabraniem się za ten i poprzedni rozdział zauważyłam, że nic nowego nie wniosłoby to do fabuły. Potem doszłam do wniosku, że czas by sama Renn się czegoś nauczyła, czegoś realnego i bliskiego naszym czasom, a nie oszukujmy się bo takie sytuacje dzieją się czasami tuż obok nas. Nie jestem fanką przesładzania historii i utrzymywania jej w wielkiej bańce ideału, coś kiedyś musi się zniszczyć. Z resztą sądzę, że tak kropla pikanterii była nam nieco potrzebna. *.*
Baj, baj. :*
PS. Zapraszam do oddania głosu w ankiecie. Sami zdecydujcie z kim Renn powinna być  w parze w biegu na orientację.
Szablon wykonała Domi L