środa, 17 maja 2017

Rozdział 33

Czytelnicy, uwaga!
To jest ostatni rozdział jaki tu widzicie... Ale spokojnie, zanim zaczniecie czymś we mnie rzucać przeczytajcie to do końca. Postanowiłam zawiesić blog na 3 miesiące, dlaczego to zrobiłam? Cóż... Ciągłe pisanie na termin jest męczące i przestało dawać mi frajdę. Ten rozdział powstawał na kolanie, więc zrobiłam kilka poprawek, ale nadal nie wydaje mi się dość dobry. Brakuje mi dobrych rozdziałów, właściwie brakuje mi czasu na dobre rozdziały. Wiem już, kiedy nasza przygoda dobiegnie końca i za nic w świecie tego nie odpuszczę, ale potrzebuje na to więcej czasu! Wiem, wiem, pewnie niektórzy z was myślą, że się tutaj użalam nad moim „okrutnym i złym losem”, no trudno. Myślcie, co chcecie, ja sama podjęłam te decyzję w ciężkich bólach. Do zobaczenia we wrześniu, kochani!
PS. Przepraszam za minimalne spóźnienie i słabą korektę, była robiona na bardzo szybko.

Renn
Następnego dnia razem z Samem, w drodze do szkoły, postanowiliśmy obmyślić plan zdemaskowania Debry. Udało poznać nam się jej motyw - ta wiedźma chciała wyciągnąć Kastiela z naszej szkoły, żeby go wykorzystać! - ale nie wiedzieliśmy jak ją powstrzymać. Idąc dziedzińcem rozmawialiśmy przyciszonym głosem.
- Możemy poszperać w internecie, tam na pewno coś znajdziemy - zaproponowałam szeptem.
- Niezły pomysł, ale dość ryzykowny - odpowiedział mi Sam i rozejrzał się po pustym placu.
- Ryzykowny? - Uniosłam lewą brew do góry. - Czy ty trochę nie przesadzasz?
- Przesadzam?! - Spojrzał na mnie z wyrzutem. - A skąd masz pewność, że ona czegoś nie wywinie kiedy będziemy w bibliotece? - spytał ostro.
- Też prawda - westchnęłam. - To co w takim razie robimy? - spytałam rozglądając się na boki.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Spojrzałam na przyjaciela, wyglądał jakby właśnie bił się z myślami.
- Chcesz mnie o coś spytać - stwierdziłam. - Pytaj. - Przeciągnęłam się leniwie.
- Ja... - zaczął zdenerwowany. Kaszlnął i zaczął jeszcze raz: - Wiem, że podłożyłaś się Debrze zamiast mnie i doceniam to. Dlatego, to trochę ryzykowne, ale chcę prosić cię byś zajęła się obserwowaniem jej. Wiem, że to niebezpieczne dla ciebie, w końcu już teraz masz z nią na pieńku, mimo to... - Spojrzał na mnie niepewnie.
- Zgadzam się. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Myślę, że tak będzie najlepiej.
Rozstaliśmy się zaraz po wejściu do szkoły.
Ledwo co pożegnałam Sama, a już stanęła obok mnie Debra.
- Cześć, Renn - przywitała się jadowitym głosem.
- Czego chcesz? - zapytałam chłodno.
- Co za lód - oburzyła się sztucznie. - Chciałam tylko wiedzieć, jak tam twoje przemyślenia. Nadal chcesz ze mną zadzierać? - Spojrzała mi z niemą groźbą w oczy.
- Sama znasz odpowiedź. - Wytrzymałam jej spojrzenie.
- Hahaha, jakaś ty zabawna - powiedziała na cały korytarz i przytuliła mnie mocno do siebie.
Zdrętwiałam zaskoczona, lecz już po chwili zrozumiałam dlaczego to zrobiła. Właśnie zbliżały się do nas Violetta i Iris.
- Nataniel też chciał mnie powstrzymać, a zobacz jak skończył - syknęła prosto do mojego ucha.
- Cześć, Debra - przywitała się swobodnie Iris.
- Cześć, dziewczyny - pisnęła radośnie brunetka.
-  Hej, Renn - mruknęła cicho Violetta.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Widzę, że zaczęłyście się dogadywać - zauważyła radośnie Iris.
- Tak, jesteśmy jak najlepsze przyjaciółki - zaszczebiotała Debra.
- Ta, przyjaciółki - mruknęłam.
- Znowu się nie wyspałaś?
- Można tak powiedzieć - warknęłam.
Dziewczyny zaczęły szczebiotać między sobą o czymś mało ważnym, więc wycofałam się bez słowa. Skręciłam w najbliższą odnogę i zatrzymałam się zaraz za rogiem, rozpoczynając śledztwo.
Śledzenie Debry przez dwie pierwsze lekcje było dość nudne, dziewczyna cały czas siedziała w pokoju nauczycielskim, czasami wychodząc na krótkie, bezcelowe spacerki. Podążałam za nią jak cień, bezszelestnie.
Zbliżałyśmy się do wyjścia ze szkoły, za kilka minut miał rozbrzmieć dzwonek rozpoczynający długą przerwę. Mijałyśmy właśnie drzwi do sali A, kiedy nagle Debra zatrzymała się w połowie kroku, a ja na nią wpadłam.
- Od jak dawna za mną łazisz? - warknęła odwracając się do mnie.
Nie odpowiedziałam.
- Ty chyba nie wiesz, kiedy przestać, co Renn? - syknęła.
- Niestety nie. - Uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Niczego się nie nauczyłaś, powinnam dać ci nauczkę. - Uśmiechnęła się jadowicie.
Po całym korytarzu rozniósł się dźwięk dzwonka, a korytarz zaczął zapełniać się uczniami, w tym moim kolegami z klasy.
- Jak możesz! - krzyknęła na cały korytarz zrozpaczona brunetka.
Niektórzy zwrócili na nas uwagę. Zaczął powstawać wianuszek gapiów.
- Myślałam, że się dogadamy... Może nawet zostaniemy przyjaciółkami - jęczała udręczona. - Ale po czymś takim to niemożliwe! - pisnęła, a w jej oczach pojawiły się krokodyle łzy.
Stałam z kamienną twarzą, oglądając jej przedstawienie. Nikt zdrowo myślący nie nabierze się na tak tandetną szopkę.
- Dziewczyny, czy coś się stało? - Podeszła do nas zmartwiona Iris.
Zaraz potem dołączył też Alexy.
- Nic - odpowiedziałam szczerze.
- Nie kłam! - krzyknęła jeszcze bardzie rozhisteryzowana dziewczyna.
Wokół nas zebrała się większość korytarza.
- Debro, uspokój się i opowiedz nam wszystko po kolei - poprosił ją spokojnie Alexy, kładąc przyjacielsko rękę na jej ramieniu.
- Ona... ona... - kontynuowała zaczynając szlochać. - Powiedziała mi, że mam się... stąd wynosić! Bo jak nie to pożałuje, a wtedy ona mnie... ona mnie... To jest zbyt okropne, żeby o tym mówić! - Zaczęła jawnie płakać.
- Co takiego?! - krzyknęłam zirytowana. - Nic takiego nie powiedziałam!
- Nie krzycz na mnie!!! - załkała i zaczęła trząść się spazmatycznie.
Chciałam jej już coś wygarnąć, ale powstrzymał mnie Alexy:
- Renn uspokój się - powiedział spokojnie.
- Jak mam byś spokojna, kiedy ona kłamię?! - Odwróciłam się gwałtownie do niego.
Alexy patrzył na mnie tymi swoimi różowymi oczami, ale to co było w tych oczach... Ich wyraz uderzył we mnie z taką mocą, że poczułam jak coś w środku mnie pęka.
- Nie wierzysz mi? - zapytałam cicho.
Nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w ziemie.
Rozejrzałam się po twarzach moich kolegów z klasy. Wszyscy patrzyli na mnie tak... Tak obco, jakbyśmy się nie znali. Miałam wrażenie, że cały świat zaczął pękać.
- Rozumiem - mruknęłam cicho. - Uważacie, że kłamię. Ale ja...!
- Renn, nic nie mów - przerwał mi Alexy, dość szorstko, jak na niego. - A najlepiej by było gdybyś już poszła. Nic tu po tobie. - Odwrócił się do „płaczącej” brunetki.
Stanęłam zdębiała, a potem powoli ruszyłam do wyjścia z budynku. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Minęłam Debrę, która uśmiechnęła się triumfalnie i dyskretnie.
Ścigana palącym wzrokiem wszystkich, wyszłam przegrana na zewnątrz. Puściłam się biegiem do ogrodu. Czułam się okropnie, jakby ktoś w jednej chwili zrzucił mnie z wielkiej góry. Wbiegłam do ogrodu i usiadłam pod murem. Drżałam panicznie na całym ciele. Moja prawa ręka zaczęła się boleśnie kurczyć. Ten wzrok, ich wzrok był taki... taki chłodny, oskarżający. Poczułam się jakby w jednej chwili, cały tłum kazał mi przestać istnieć.
- Renn, wszystko dobrze? - zapytał ktoś niepewnie.
Spojrzałam w górę na osobę stojącą nade mną.
- Jesteś strasznie blada, źle się czujesz? - zapytał z troską Lysander i uklęknął obok mnie.
- Nie, wszystko w... porządku - wykrztusiłam z trudem. Spróbowałam się podnieść.
- Uważaj. - Złapał mnie za ręce i ponownie usadził na ziemi. - Nie powinnaś się przemęczać, jeszcze zemdlejesz. Strasznie drżysz. - Zrobił zmartwioną minę.
- Jestem... troszkę zdenerwowana. - Nikle się uśmiechnęłam.
- Stało się coś? - Ścisnął mocniej moje drżące ręce.
Nie odpowiedziałam, tylko spuściłam wzrok.
- Renn, co jest? - dopytywał.
Nadal nic nie mówiłam. Nastało kilkuminutowe milczenie.
- Debra? - zapytał z chłodem w głosie. - Czy Debra coś ci zrobiła?
Lekko pokiwałam głową.
- Co takiego? - prawie szepnął. Ścisnął moje ręce jeszcze mocniej w geście wsparcia.
Spojrzała na niego, w jego oczach była czysta troska. Bez wahania opowiedziałam mu o wszystkim. Od podejrzeń Sama, do zajścia na korytarzu. Z każdym kolejnym słowem czułam się odrobinę lepiej, świat zaczynał się naprawiać.
- Rozumiem - mruknął na koniec. - To potworne, że wszyscy od razu cię skreślili i nie dali szansy na obronę.
Przytaknęłam posępnie.
- Mimo wszystko nie martw się tym. - Uśmiechnął się delikatnie. - Teraz powinnaś skupić się na sobie, wrócić do domu, odpocząć i nie zadręczać się tą sytuacją. - Pomógł mi wstać z ziemi. - Chodź, odprowadzę cię.
- Ok - mruknęłam.
Chłopak objął mnie w pasie i lekko popchnął w kierunku dziedzińca oraz szkolnej bramy. Szliśmy tak okropnie długo, jestem pewna, że gdyby nie jego ramię już dawno leżałabym na ziemi.
Przechodziliśmy obok „Raju”, kiedy przypomniałam sobie o Samie. Musiałam powiedzieć mu o Debrze i ustalić plan, i pomóc mu w szukaniu informacji.
- Lysander - wychrypiałam. - Muszę zadzwonić do Sama.
- Ja to zrobię.
- Ale...
- Nie powinnaś się przemęczać, zajmę się tym - przerwał mi uprzejmie.
Nie miałam ochoty, ani siły protestować, bez słowa podałam białowłosemu telefon i pozwoliłam mu zająć się całą sprawą. Przysiedliśmy na ławce, a Lysander nacisnął zieloną słuchawkę.

Sam
Przeglądałem kolejną stronę internetową dotyczącą Debry. Już od kilkudziesięciu minut natrafiałem na same plotkarskie serwisy, na których nie pisali nic więcej ponad „świetną, młodą wokalistkę” Jak do tej pory tylko jedna informacja wydała mi się przydatna, o jej rzekomym związku z gitarzystą.
Wtedy mój telefon zawibrował, wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Renn - nareszcie! - powinna przyjść do mnie zaraz po przerwie, ale nie przyszła, przez to siedziałem jak na szpilkach.
- Rena, gdzie jesteś? Co się z tobą stało, czekam na ciebie już od kilku minut? Czy ty masz pojęcie jak ja się o ciebie martwiłem?! - wypytałem na jednym wdechu.
W słuchawce zaległa cisza. Przestraszony zapytałem niepewnie:
- Renn?
- Z tej strony Lysander - odpowiedział mi męski głos.
- Lysander? - zapytałem zbity z tropu. - Renie coś się stało? -  zaniepokoiłem się.
- Nie, a raczej nic poważnego.
- Czyli? - dopytałem.
- Miała, małą potyczkę z Debrą, na szkolnym korytarzu.
Zaniemówiłem bojąc się najgorszego.
- I jak to zniosła? - mruknąłem ledwo słyszalnie.
- Nie najlepiej, ale też nie najgorzej. Właśnie odprowadzam ją do domu.
Odetchnąłem z ulgą.
- Nie martw się, zadbam o nią - pocieszył mnie chłopak.
- Jak wrócicie do jej domu zrób jej cytrynowej herbaty. Uspokoi się, a poza tym bardzo ją lubi - poradziłem mu zatroskanym głosem.
- Rozumiem, tak zrobię, nie martw się. - Rozłączył się.
Zmartwiony schowałem telefon do kieszeni i wróciłem do czytania kolejnego artykułu o Debrze. Nie mogłem się jednak na tym skupić, cały czas myślałem o jaki „incydent” mogło chodzić. W pewnym momencie ktoś się do mnie dosiadł, pomyślałem, że to Debra. Szybko zamknąłem artykuł.
- Jesteś strasznie spięty - powiedziała do mnie dziewczyna.
Spojrzałem na nią i krzyknąłem zaskoczony:
- Rozalia?!
- No hej. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Co ty robisz?
- Lysander ci nie powiedział? - Teraz ona się zdziwiła.
Pokręciłem przecząco głową.
- Pewnie zapomniał. - Westchnęła nieco rozczarowana. - W takim razie ja ci to wytłumaczę. - Uśmiechnęła się uprzejmie. - Lysander poprosił mnie, żebym pomogła ci w śledztwie zamiast Renn. Poza...
- Ok, ok, czaje - przerwałem jej. - Ale zanim zaczniemy, czy możesz mi opowiedzieć o tym „incydencie” między Renn, a Debrą?
- Właśnie to robiłam, kiedy mi przerwałeś - odpowiedziała opryskliwie.
- Wybacz. - Zakłopotany przeczesałem dłonią włosy.
Przyjaciółka Renn opowiedziała mi o porannym zajściu, od którego huczała cała szkoła. Słuchałem tego ze strachem i niemałym poczuciem winy, w końcu to ja poprosiłem ją o wejście w paszcze lwa. Bałem się też o jej stan psychiczny, bo chociaż Rena uchodzi za silną i twardą jak głaz, w rzeczywistości jest dość podatna na tego typu sytuacje. Jeśli Debrze udało się ją złamać... Nie, nie chce nawet o tym myśleć.
- W takim razie, co robimy? - zapytała Roza kończąc swoją opowieść.
- Przez cały dzień szukam informacji o Debrze. - Ponownie otworzyłem zamkniętą wcześniej witrynę. - Niestety nie znalazłem nic ciekawego. No chyba, że nieprawdopodobny związek z gitarzystą jest kluczem do tego wszystkiego - prychnąłem ironicznie.
- A może to jest to, czego szukamy! - Zabrała mi myszkę i klawiaturę. Zaczęła przeglądać różne strony w niesamowitym tempie.
Odsunąłem się na bok i biernie obserwowałem jej prace.
Po półgodziny dziewczyna dotarła do bloga byłego gitarzysty. Z zainteresowaniem włączyłem się do akcji. Przeczytaliśmy dość ciekawy artykuł, który brzmiał podobnie do jakiegoś innego. Artykuł był bardzo interesująco napisany, dlatego wpadliśmy na pomysł skontaktowania się z autorem. Napisaliśmy do niego, a po dobrej godzinie, ku naszemu zdziwieniu, dostaliśmy odpowiedź. Tak rozpoczęła się ciekawa wymiana zdań.

Renn
Lysander bardzo mi pomógł. Odprowadził mnie do domu i siedział tam prawie do wieczora, oboje doszliśmy do wniosku, że nie podoba nam się plan Debry oraz powinniśmy zrobić wszystko by go pokrzyżować.
Niestety następnego dnia musiałam wrócić do szkoły, już od samej bramy wszyscy spoglądali na mnie krzywo. Cóż Debra była tutaj naprawdę lubiana. Poczułam wibracje w lewej kieszeni jeansów. Wyciągnęłam komórkę z SMS-em od Rozalii:
„Spotkajmy się w sali B, mam dla ciebie kilka pikantnych nowinek :*”
Uśmiechnęłam się lekko. W końcu ciągle miałam przy sobie kilka życzliwych osób.
Przechodząc obok sali A zobaczyłam Alexy'ego, Iris, Violettę i Melanie zbitych w małą grupkę. Radośnie i z ożywieniem o czymś rozmawiali, na pewno zapomnieli już o wczorajszej sytuacji.
- Hej, jak leci? O czym rozmawiacie? - zagadałam uprzejmie.
Spięli się, spojrzeli na mnie, a potem skierowali wzrok w ziemię. Olali mnie.
- Zamierzacie mnie ignorować, ta? - zapytałam bezskutecznie próbując ukryć zasmucenie.
Tym razem też nie odpowiedzieli.
Bez słowa od nich odeszłam. Nie mogę uwierzyć, że Debra potrafi zrobić coś takiego. Przecież to nierealne!
To nie był koniec niespodzianek. Kiedy tylko chwyciłam za klamkę od drzwi do klasy,  ktoś z drugiej strony gwałtownie je otworzył. Ledwo odskoczyłam ratując się przed bolesnym zderzeniem. Spojrzałam rozzłoszczona na sprawcę i zamurowało mnie. Przede mną stał Kastiel, ale wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle.
Miał kompletnie inne ciuchy niż zwykle. Zamiast nich założył spraną beżową marynarkę, czarny t-shirt i czarne jeansy. Do tego założył też jakiś dziwny wisiorek.
- Przynajmniej kiedyś miałeś styl! - krzyknęła za nim rozzłoszczona Roza.
Chłopak zignorował ją i dopiero teraz mnie zauważył.
- Hej - przywitał się bezbarwnym głosem. Czyżby Debra zdążyła mu wcisnąć bajkę o wczorajszej „kłótni”?
- Hej - odpowiedziałam nieco zaskoczona.
- Nie rozmawiaj z tym idiotą - nakazała stanowczo moja przyjaciółka. Chwyciła mnie za rękę, wciągnęła szybko do klasy i zatrzasnęła drzwi za rudzielcem.
 - Jesteś strasznie wkurzona - stwierdziłam lustrując ją od góry do dołu.
- To przez tego idiotę! - Wskazała ręką na drzwi, przez które wyszedł Kastiel. - Twierdzi, że Debra ma dla niego życiową propozycję i nie słucha absolutnie żadnego głosu rozsądku. Kompletnie mu odbiło. - Zrobiła przerwę na wdech i kontynuowała dalej: - Rozumiem, że ich związek był dla niego ważny, ale uganianie się za byłą to szczyt idiotyzmu! Ubrał się nawet w ciuchy, w których chodził kiedy z nią był.
- Serio?! - wykrzyknęłam zdumiona.
- Jak najbardziej! Ale nie rozmawiajmy już o nim - Roza spuściła z tonu. - Muszę ci opowiedzieć o wszystkim, czego się wczoraj dowiedzieliśmy.
Przełknęłam gule.
- Po tym jak... wyszłaś z Lysanderem ze szkoły. Ja i Sam zajęliśmy się szukaniem informacji o Debrze. Poszliśmy za tropem gitarzysty, okazało się, że prowadził własnego bloga, na którym napisał o Debrze kilka nieprzyjemnych słów.
- Co napisał? - zapytałam szybko.
- Nie przerywaj - syknęła Rozalia. - Napisał dokładnie to samo, co czytaliśmy wcześniej, ale ostrzej.
- Konkrety?
- Nieistotne! - Spojrzała na mnie zirytowana. - Nawiązaliśmy z nim kontakt, to cud, że nam odpisał. W swoich mailach wyjawił nam kilka interesujących faktów. Odszedł z zespołu, ponieważ dowiedział się, że nasza koleżanka chodziła jednocześnie z nim i z perkusistą.
- Aha, macie coś więcej?
- Kto cię uczył manier?! - oburzyła się. - Muzycy w zamian za to wyświadczali jej różne przysługi, na przykład sama udzielała wywiadów i pozowała do zdjęć. Kiedy on się o tym dowiedział od razu zerwał z nią wszelkie kontakty i wyjechał za granicę.
- To wszystko? Macie coś jeszcze? - dopytywałam przejęta.
- Nie, to wszystko co wiedział. Wyświadczył nam wielką przysługę odpowiadając na nasze wiadomości. -Westchnęła. - W każdym razie, z tej Debry jest niezła manipulatorka. Nie mogę uwierzyć, że ktoś jest w stanie posunąć się do takich rzeczy dla  sławy.
- Tacy ludzie istnieją i nic na to nie poradzisz. - Uśmiechnęłam się smutno. - Dziwie się tylko, że nikt jej jeszcze nie przyłapał.
- Tak, to interesujące - mruknęła zamyślona Rozalia. - Wiesz co, Renn? Chciałabym cię prosić, żebyś zostawiła wszystko nam.
- Co takiego?! - zawołałam wzburzona.
- Jesteś teraz na... widelcu, lepiej dla ciebie, żebyś się nie wychylała. - Położyła mi rękę na ramieniu.
Odetchnęłam głęboko. Nie była to rzecz, którą chciałam zrobić, ale jeżeli Roza i Sam uznali, że tak będzie dla nas najlepiej...
- Rozumiem - powiedziałam cicho. - Postaram się nie wyróżniać. - Pokiwałam głową.
- O to mi chodziło. - Roza uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Leć już, Sam pewnie na ciebie czeka. - Odpowiedziałam jej podobnym uśmiechem.
Wyszłyśmy z sali i każda z nas poszła w inną stronę. Czekało mnie teraz okienko, więc pomyślałam, że najlepiej zrobię chowając się w piwnicy. Tam przynajmniej nie ma nienawistnego tłumu.
Drzwi do pomieszczenia były szeroko otwarte. Pewnie woźny szuka tam swoich narzędzi, pomyślałam i po cichutku zeszłam na dół. W środku na pewno ktoś był, świadczył o tym snop światła wydobywający się ze środka. Stanęłam w drzwiach i zamarłam, w środku siedzieli Debra i Kastiel.
- Przemyślałeś już moją ofertę? - zapytała kusząco.
- Nie, jeszcze nie. - Spojrzał na nią. - Niecierpliwisz się? - zaśmiał się.
- Może odrobinkę - mruknęła i zbliżyła się do niego kładąc mu ręce na klatce piersiowej.
Przygryzłam dolną wargę z całej siły. Debra już zabrała się do pracy, a Kastiel niczym dziecko jadł jej z ręki. Czy można powstrzymać kogoś takiego?
Odwróciłam się, żeby uciec od tego jak najdalej, ale zamiast wyjść wpadłam w czyjeś ramiona.
- Lysander? - zapytałam szeptem. - Co ty tu robisz?
- Nic konkretnego. Wszystko dobrze? - zapytał z troską.
- Nie wiem, czy po czymś takim może być dobrze. - wyszeptałam łamiącym się głosem.
- Nie tylko tobie się to nie podoba. - Chwycił mnie za rękę i pociągnął do wyjścia.
Ruszyłam za nim bez najmniejszych oporów.

Sam
Zastanawiałem nad tym, co można jeszcze zrobić, jak przechytrzyć wroga.
- Siema, co tam porabiasz?
Aż w końcu wymyśliłem.
- Nic ciekawego. Chciałeś coś, Sam?
Jedyna osoba, która poznała już sztuczki Debry.
- Tak, mam do ciebie sprawę, panie gospodarzu.
Chłopak tak jak zwykle siedział przy swoim biurku, wypełniając stosy papierów.
- Masz całkiem dużo pracy - zauważyłem.
- Tak, znikam na parę dni, a cała administracja się wali. - Westchnął i przeciągnął się.
- Taki urok. Czemu tak długo cię nie było? - zapytałem jakby od niechcenia.
- Zachorowałem - skłamał szybko.
- Współczuję. - Rozejrzałem się po pokoju i zaatakowałem: - Kojarzysz Debrę?
Chłopak znieruchomiał.
- Kogo? - zapytał nieudolnie udając, że nie wiem o czym mówie.
- Debra, brunetka, duże niebieskie oczy, kusy strój. Chodziła niecały rok do tej szkoły, była dziewczyna Kastiela, zniszczyła waszą przyjaźń. Na pewno nie znasz? - Spojrzałem twardo w jego oczy.
- Ile wiesz? - spytał chłodno.
- Wszystko, znowu chce wykorzystać Kastiela.
- A ty nasz zamiar pokrzyżować jej plany? - dopytał kpiąco.
Skinąłem głową.
- Jej się nie da powstrzymać. Ona już wygrała.
- Serio? Nie chcesz pomóc Kastielowi?
- Sam jest sobie winny - prychnął. - Raz już próbowałem i wiesz przez co potem musiałem przejść? Zrobiła ze mnie podrywacza, kogoś, kto odbija dziewczynę kumplowi. Wszyscy się ode mnie odwrócili, a najlepszy przyjaciel znienawidził. Sorry, ale nie chcę się w to mieszać. Radź sobie sam.
- To nie ja radzę sobie sam, tylko Renn. - Spojrzałem w ziemię.
Chłopak poruszył się niespokojnie.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony.
- Tym razem Debra upatrzyła sobie Renn. Nie pomożesz jej? - Spojrzałem na niego wyczekująco.
Chłopak bił się z myślami. Widać chciał pomóc, ale złe wspomnienia go powstrzymywały.
- Nie mogę - wyszeptał w końcu. - Chciałbym pomóc, ale nie chcę powtórki z rozrywki.
- Rozumiem. - Westchnąłem ciężko.
Bez pożegnania wyszedłem na korytarz.

Renn
Godzina historii minęła mi dość spokojnie, postanowiłam się czymś zająć i czytałam szkolną gazetkę. Do czego człowiek jest zdolny w najgorszych sytuacjach.
W najnowszym numerze była nowa o naszym koncercie, Peggy bardzo go zachwalała. Opisywała stroję zrobione przez Rozalię, zespół, mnie, ale nie wspomniała o Iris. Zdenerwowałam się, jak można pominąć kogoś, kto tak wiele zrobił.
Poszłam jej poszukać. Znalazłam ją dopiero przy schodach, była otoczona niemałym wianuszkiem osób. Przyszli tu Irsi, Alexy, Melania, Kim i Violetta. Im chyba też nie spodobał się ten artykuł.
- Peggy, co to ma być?
Wszyscy odwrócili się do mnie.
- No świetnie, jeszcze ciebie mi tu brakowało - syknęła dziennikarka.
- Jak mogłaś pominąć Iris? - spytałam pełna wyrzutu.
- Renn, nie trzeba. Nie mieszaj się w to. - Chwyciła mnie za rękę.
- To niesprawiedliwe! - zawołałam i lekko wyswobodziłam się z jej chwytu. - Dlaczego nie wspomniałaś o niej nawet słowem?
- No bo to mało interesujące. - Peggy przewróciła oczami.
- Zrobiła więcej ode mnie, pomagała mi. Gdyby nie ona nauczyciele nie posprzątali by za nas sali, to ona nadzorowała reklamę koncertu. To ważne zadania, masz to poprawić. - Postukałam palcem w gazetę.
- Nie ma takiej opcji.
- Masz to poprawić.
- Niby po co?
- Dla zwykłej uczciwości, popraw ten cholerny artykuł! - krzyknęłam.
- A co będę miała w zamian? - spytała z chytrym uśmieszkiem.
- A czego chcesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wywiadu z tobą. - Uśmiechnęła się chytrze, myśląc że wygrała.
- Dobra, jak tylko poprawisz artykuł. - Wzruszyłam ramionami.
Wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Że co?!
- To co słyszałaś, popraw artykuł, a wtedy pogadamy. Umowa? - Wyciągnęłam przed siebie rękę.
- Umowa. - Niechętnie uścisnęła ją.
Peggy odeszła w stronę swojego klubu.
- Renn, ja... Dziękuję - szepnęła speszona Iris.
- Nie ma sprawy, w końcu tobie też się to należało, za ciężką pracę. - Zarumieniła się lekko.
Jestem pewna, że pogadałybyśmy dłużej, gdyby Sam nie zawołał:
- Renn, choć na chwilę!
Wszyscy spojrzeliśmy w górę, gdzie stał mój przyjaciel. Bez pożegnania ruszyłam w jego kierunku.
- Co jest?
- Mam do ciebie sprawę, ale nie tutaj. - Machnął ręką, nakazując żebym za nim poszła.
Weszliśmy do pierwszej lepszej klasy, którą okazała się być klasa chemiczna.

Sam
Rozejrzałem się czy nikogo nie ma w pobliżu i sprawnie zamknąłem drzwi.
- Mam do ciebie sprawę - oznajmiłem.
- Serio? Jaką? - zapytała wyraźnej ożywiona.
- Chciałbym jeszcze raz podsłuchać Debrę.
Przełknęła nerwowo ślinę.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- Tak można ją zdemaskować przed wszystkimi, ale tylko przy tobie pokazuje jaka jest. Potrzebuję twojej pomocy. - Spojrzałem jej prosto w oczy.
- Powiedz, co mam zrobić - zgodziła się przybierając poważny ton.
- Kupiłem dyktafon, twoim zadaniem będzie ją nagrać. Potem przyniesiesz to mi, a ja zrobię, co trzeba. - Postawiłem na ławce dyktafon.
- Ok, zrobię to. - Zabrała przedmiot i wsadziła go do torby. - Będziesz tu czekał?
- Pewnie, przyjdź jak skończysz.
Rena odkluczyła drzwi i wyszła na korytarz.
Dla zabicia czasu postanowiłem poczytać notatki z ostatnich lekcji biologi, w końcu niedługo ma być kartkówka.
Nie minęło dwadzieścia minut, kiedy do sali wpadła Roza.
- Całe wieki cię szukałam! - krzyknęła podchodząc do mnie.
- Masz do mnie jakąś sprawę? - Odłożyłem zeszyt na miejsce obok.
- Tak jakby, widziałam jak Debra i Renn idą do sali A, jak myślisz co ta flądra znowu knuje? - Spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Nie martw się tym, chciałem nagrać jeszcze jedną ich rozmowę - powiedziałem uspokajająco i ponownie sięgnąłem po zeszyt.
- Co takiego?! - wydarła się na mnie. - Kazałam Renn nie zbliżać się do tej żmii, myślałam, że ci powie!
Zamarliśmy. Rzuciłem zeszyt na ziemię i oboje pobiegliśmy do sali A. Trzeba przerwać całą akcje, zanim będzie za późno.

Renn
Weszłam za Debrą do klasy, dyskretnie włączając dyktafon.
- To czego chciałaś? - zapytała łagodnie.
- Dobrze wiesz, czego chce - mruknęłam
Nie odpowiedziała.
- Wytłumacz mi to wszystko jeszcze raz, po co...
- Co ty robisz? - przerwała mi gwałtownie.
- Raczej co ty robisz?!
- Znowu chcesz się na mnie wyżyć? - zapytała głosem niewiniątka.
- Oczywiście, że nie! - sarknęłam.
- A skąd mam to wiedzieć? Potrafisz być agresywna, no nie? - Uśmiechnęła się łobuzersko.
- Chyba śnię - mruknęłam pod nosem.
Nie myślałam, że z tym może być, aż tak wielki problem. Przecież wcześniej udało się to nam bez problemu.
- A wydawało mi się, że coś o tobie wiem. Jesteś okropnie zakłamana. - Spojrzała na mnie ostro.
Oblałam się zimnym potem, ale Debra kontynuowała:
- Co ty wyprawiasz? - zapytała ze strachem. - Zostaw mnie! - krzyknęła rozpaczliwie.
Nie wiedziałam, o co jej chodzi do momentu kiedy nagle się na mnie rzuciła. Zwaliłyśmy się na ziemię, a ja z impetem uderzyłam głową w podłogę. Mroczki stanęły mi przed oczami, to dało czas brunetce na unieruchomienie mnie i wygrzebanie z torby mojego dyktafonu. Zaczęłam się na nowo szarpać, przez co Debra wbiła mi paznokcie w prawy policzek. Szarpałam się bez skutku, paznokcie wbijały się coraz mocniej, a ona majstrowała przy sprzęcie.
- Zrobione - zawołała śpiewnie i puściła całe nagranie, które brzmiało jakbym to ja rzuciła się na nią. - Co ty na to Renn? - zapytała szyderczo. - Myślisz, że Peggy spodoba się ten materiał?
O nie, jeżeli ona da to Peggy będę skończona, przegram wszystko, znajomych, Kastiela. W rozpaczliwym zrywie zrzuciłam ją z siebie i wyrwałam jej urządzenie.
- Po moim trupie! - Uderzyłam dyktafonem o ziemie, a ten rozpadł się na kilka kawałków.
- Ty dziwko! - krzyknęła rozwścieczona brunetka i wypadła z sali.
Uśmiechnęłam się i z trudem stanęłam na nogach, chociaż tyle udało mi się wygrać.
Poczułam jak coś gorącego płynie po moim prawym policzku, dotknęłam tego ręką i zamarłam na ułamek sekundy. Krew. Wyszarpnęła małe lusterko, aby obejrzeć twarz. Na prawym policzku miałam pięć ranek, najwidoczniej Debra przebiła mi skórę. Wyczerpana z powrotem wróciłam na ziemię.

Sam
Biegliśmy z Rozą ile sił w nogach. Wpadliśmy do klasy, ale Debry już tam nie było, była za to Renn. Siedziała na ziemi ciężko dysząc, a po jej prawym policzku leniwie spływały stróżki krwi.
- Rena! - krzyknąłem i rzuciłem się, aby jej pomóc.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mnie jak zbity pies. Na jej twarzy widniały ślady po czyichś paznokciach.
- Co się stało? - zapytała zaskoczona Rozalia.
- Rozmawiałam z Debrą, jak widać nie wyszło. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem wskazując kawałki rozbitego dyktafonu.
- Pójdę po apteczkę. - Rozalia wybiegła z klasy.
- Opowiesz mi, co tu się stało? - poprosiłem cicho. Przysiadłem obok niej.
Opowiedziała mi o całym zajściu, z każdym jej słowem zaciskałem zęby coraz mocniej. Jak mogłem dopuścić do tego wszystkiego? Gdybym tylko chwile się nad tym zastanowił albo porozmawiał z Rozą.
Idiota!
Niedługo później wróciła białowłosa i opatrzyła Renie twarz.
- Chyba wszyscy się zgadzamy, że nie powinnaś się więcej udzielać w tej sprawie? - Spojrzała na mnie wyczekująco.
Ja z kolei spojrzałem na moją przyjaciółkę.
- Mamy teraz zastępstwo - wymamrotała nieobecnie. - Poczekam w piwnicy. - Podniosła się i powlokła do drzwi niczym zombie. Odwróciła się przed wyjściem i jeszcze raz spojrzała na nas smutnymi oczami. - Róbcie swoje.
- Rozsypujesz się, kotku - szepnąłem po jej wyjściu.
- Co?
- Nic, chodźmy.
To wszystko twoja wina, idioto! Ach, gdybym tylko...

Renn
Siedziałam w piwnicy od dwudziestu minut. Zachowywałam się jak trup, zero ruchu, zero myślenia. Przecież trupy nie myślą, ani o pokiereszowanym policzku, ani o tym, że właśnie cały świat zaczyna walić się im na głowę.
Od czasu do czasu ciszę przerywały kroki innych osób, które wspinał się po schodach lub chodziły za drzwiami. Te jednostajne dźwięki irytowały mnie najbardziej, ale bałam się wejść głębiej w piwnice. Bałam się, że znajdę tam jakieś ślady po Debrze i Kastielu. Zaczynało mnie to przerastać.
Usłyszałam kroki kolejnej grupki ludzi.
- Szybciej z tym, samo się nie zaniesie, tylko tego nie wylej! - ostrzegł kogoś dziewczęcy głos, który wydawał się dziwnie znajomy.
- Dobrze, Amber - wysapała druga dziewczyna w odpowiedzi.
Zainteresowana przysunęła się bliżej drzwi. Na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego. Dziewczyny zaczęły wspinać się po schodach, gdy nagle - prawdopodobnie - Klementyna uderzyła o stopień czymś, co zabrzmiało jak wiadro pełne wody.
- Fuj! Klementyna!
- Przepraszam, Li - pisnęła skruszona.
- Mówiłam ci, żebyś uważała!
- Przepraszam!
Charlotte prychnęła pogardliwie.
- Cicho. Przestańcie się kłócić, a ty uważaj, żeby nie wylać reszty - nakazała warknięciem Amber. - W końcu musimy zostawić coś dla tej żmii. - Zaśmiała się.
Pozostałe dziewczyny szybko jej zawtórowały.
Od razu pojęłam, o co chodzi. O Debrę! Amber jej nienawidzi, więc chcę wywinąć jej jakiś mało dojrzały numer, jak oblanie jej wodą. To pewnie przez to, że dziewczyna cały czas chodzi za Kastielem, a Blondi to przeszkadza.
Poderwałam się z miejsca i podbiegłam do drzwi. Moja ręka zatrzymała się na klamce.
Dlaczego mam jej pomóc? Przecież to z jej winy Kastiel i Nataniel nie są już przyjaciół, pokiereszowała mi policzek, sprawiła, że większość szkoły mnie nienawidzi, manipuluje innymi i chcę wykorzystać Kastiela. Do tego to nie moja sprawa, powinnam to zostawić Rozie i Samowi, ale czy to nie robi ze mnie kogoś takiego jak Amber? Nienawidzę Debry, jej zakłamania, ale nie mogę pozwolić upokorzyć jej publicznie, nawet jeśli zrobiła to mnie. Nikt nie zasługuje na coś takiego, ona też nie.
Nacisnęłam klamkę i popędziła w górę po schodach.
- STÓJ!!! - wrzasnęłam w biegu.
Amber stała z wiadrem przy otwartym oknie, Li i Charlotta pilnowały korytarzy. Nigdzie nie zauważyłam Klementyny.
Blondi spojrzała na mnie z szyderczym uśmiechem.
- Za późno. - Zrzuciła wiadro.
Szybko przypadłam do okna odpychając Amber, ta z jękiem upadła na podłogę. Wychyliłam się niebezpiecznie daleko i... Moje palce minęły się z rączką o kilka centymetrów. Z przerażeniem obserwowałam jak Debra zostaje oblana wodą. W napadzie paniki schowałam się z powrotem do budynku.
- Renn Perry proszona do dyrektora! NATYCHMIAST!!! - zatrzeszczały głośniki.
Z ciężkim sercem wolno poszłam we wskazane miejsce, żegnana podłym chichotem Amber i jej koleżanek. Wiedziałam, co zaraz nastąpi i próbowałam wymyślić jakąkolwiek wymówkę. Żadna nie wpadła mi do głowy.
- Panno Perry, czy wytłumaczy mi pani dlaczego nasza absolwentka wygląda jakby wyszła z jeziora? - zapytała z poważną miną dyrektorka.
Spojrzałam na Debrę, stała cała przemoknięta i z silną furią wpatrywała się we mnie.
- Tak - mruknęłam niepewnie.
- W takim razie słucham - prychnęła kobieta.
- Amber i jej koleżanki chciały zrobić Debrze kawała. Przez przypadek je podsłuchałam, a potem próbowałam je zatrzyma...
- Proszę sobie darować - przerwała mi twardo. - Nie mam ochoty na te bujdy, widziano tylko i wyłącznie panią. Więc proszę się łaskawie wytłumaczyć. - Zaczynała tracić cierpliwość.
- Mówię prawdę. Niech pani sprawdzi monitoring! - zawołałam wzburzona.
- Sprawdziliśmy, nic nie widać i nie takim tonem! - zaczęła krzyczeć.
- Ale...
- Doszły mnie słuchy o twoim wcześniejszym zachowaniu. Byłam skłonna dać ci tylko naganę, ale za takie zachowania zostaniesz jeszcze ukarana zostaniem po lekcjach!
- Dlaczego?! - zapytałam wzburzona.
- Cisza! Nagana i koza. - Spojrzała na mnie z dezaprobatą. - Bardzo się na tobie zawiodłam. - Wzięła Debrę pod rękę i zabrała ją do swojego biura.
Pokonana, z nowym pakietem kary, wyszłam na korytarz. Kolejny raz mnie skopano. Chciałam wrócić do swojej piwnicy i posiedzieć w ciemności jak trup, ale to nie był jeszcze koniec przykrych rozmów.
- TY! - krzyknął ktoś za mną.
Wiedziałam, że to Kastiel, jeszcze zanim się odwróciłam.
- Jak mogłaś jej to zrobić?! - Podbiegł do mnie i zaczął wrzeszczeć z furią: - Mogłaś jej coś zrobić! Wiesz jakie to było niebezpieczne?! Prawie dostała tym wiadrem!!!
- To nie ja! - krzyknęłam przerywając mu.
- A kto?! Widziałem cię. - Pokazał na mnie oskarżycielsko palcem. - A to na korytarzu, to też nie ty?!
- Nie!
- Więc co?! Sama sobie powymyślała te historyjki?! - zapytał gniewnie.
- Tak! Uwzięła się na mnie, a ty jej ślepo wierzysz! - oskarżyłam go.
- Znamy się długo, dlat...
- Dajesz sobą pomiatać na lewo i prawo?! Ta suka wodzi cię za nos, a ty jej na to pozwalasz!
- Nie nazywaj jej tak - warknął głucho. - Ma dla mnie życiową propozycję!
- Ta, jasne! Dlatego wolisz wszystkich tu zostawić, to bardzo dobry i dojrzały plan!!! - wrzasnęłam na cały korytarz.
- A co mnie tutaj trzyma? Ty? - parsknął.
- Nie chcę, żeby znowu cię zraniła - powiedziałam błagalnie i spojrzałam mu w oczy.
W jego oczach był tylko lód. Patrzył na mnie jak na obcą. Poczułam, że znowu świat zaczyna się rozpadać, a ja sama rozbijam się na małe kawałeczki.
- Nie zbliżaj się do mnie - powiedział chłodno. - Ani do niej, ani do mnie. Zostaw w spokoju Lysandera i Iris. Rozumiesz? Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz osobę, na której mi zależy to ja skrzywdzę ciebie.
- Ja... - Cofnęłam się jakby coś uderzyło mnie w brzuch. Spojrzałam na niego, jego twarz nie wyrażała nic. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. - KRETYN!!! - wrzasnęłam pełna rozpaczy i uciekłam, żeby nie pokazać mu jak bardzo dotknęły mnie te słowa.
Mój świat się rozpadł, a ja razem z nim.
Biegłam nie patrząc gdzie, byle dalej od niego. Wpadłam do sali gimnastycznej, była pusta. Przebiegłam koło trybun i wpadłam do szatni.
Rzuciłam torbę i padłam przy szafkach. Zaczęłam głośno szlochać, a łzy popłynęły strumieniami. Moim ciałem wstrząsały dreszcze.
- Renn, co ci się stało? - zapytał ktoś ze strachem.
Podniosłam zapłakaną twarz. Nade mną stał niesamowicie przejęty Lysander.
- Renn. - Podszedł do mnie i chwycił mnie w ramiona. - Co się stało? - zapytał czule.
Nieskładnie wyjaśniłam mu, o co poszło. Cały czas płacząc i łkając.
- Jestem pewny, że on tak nie myśli - pocieszył mnie Lysander. - Kastiel czasem mówi coś innego, a co innego robi. Przejdzie mu.
- Skąd ta pewność? - wychlipałam.
- Bo go znam. - Uśmiechnął się delikatnie. - Choć tutaj. - Przycisnął mnie mocniej do siebie.
Wtuliłam się w jego pierś dalej płacząc, a on tylko głaskał mnie po plecach i od czasu do czasu powtarzał „Renuś”.
Po paru minutach przestałam drżeć, a jeszcze później zjawił się rozgniewany Sam.
- Lysander, mógłbyś nas zostawić? - zapytał twardo.
Białowłosy delikatnie puścił i wyszedł na zewnątrz.
- Rena. - Sam przytulił mnie gwałtownie. - Wiem wszystko.
- Skąd? - zapytałam drżącym głosem.
- Nie ważne skąd, dlaczego to zrobiłaś? - Pogłaskał mnie delikatnie po prawie suchym policzku.
Na nowo wybuchnęłam płaczem i wykrzyknęła w rozpaczy:
- Chciałam pomóc, ale on... On kazał mi... - Urwałam i wtuliłam się w Sama.
Po chwili znowu zaczęłam bełkotać. Płakałam, a Sam mnie przepraszał.
Po dobrych kilku minutach uspokoiłam się już całkowicie. Wtedy Sam otworzył drzwi i wpuścił do środka Lysandera, z którym była już Rozalia.
Dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu i szepnęła:
- Mamy już plan.
Szablon wykonała Domi L