czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 22

DZIEŃ 4
Zapowiadał się kolejny piękny, plażowy dzień. Czytaj: znów będziemy umierać w pełnym słońcu, fantastycznie. Po dwóch dniach wylegiwania się na piasku, przejadłam się całym morzem i wakacjami. Myślałam, że ten dzień będzie wyglądał tak samo, ale już na początku zaczął się interesująco. Obudził mnie telefon, na wyświetlaczu napisane było „Zack”. Odebrałam.
- Halo? - zapytałam niewyspana.
- Renn? To ty? - Głos wydawał się rześki i pełen energii, dobijał.
- Tak, obudziłeś mnie - mruknęłam.
- O to dobrze się składa, mam coś co cię rozbudzi na dobre.
- Tak? - zapytałam zaintrygowana. - Co takiego?
- Dzisiaj odbywa się nasza loteria! - chłopak prawie wykrzyczał mi to do słuchawki.
- O. Super. - W ogóle się nie obudziłam.
- Wiesz, że jak wygram wyjadę na studia. Mogłabyś okazać trochę więcej entuzjazmu - mruknął z pretensją.
- Za wcześnie na entuzjazm. - Ziewnęłam.
- Jeśli wygram, będę musiał wyjechać do końca tygodnia. Chciałem, żebyś wiedziała. - Posmutniał lekko.
- Spokojnie, pogadamy jutro - ucięłam i rozłączyłam się.
Zagrzebałam się z powrotem pod kołdrą. Zamknęłam oczy i spróbowałam jeszcze raz odpłynąć w błogi sen, ale wiecie co wtedy zawsze się dzieje? Chcecie spać, a zamiast tego do waszych uszu docierają jakieś wkurzające dźwięki. Takie jak szuranie butów, szczekanie, szczęk szklanek... Gdzie jest przycisk wycisz?! Ok, olać i tak spróbuje pospać. Spokojnie i powoli...
- Renn wstałaś? - Tom otworzył drzwi.
- Nie! Do jasnej cholery, nie! - Podniosłam się nagle.
- Ooo. - Zmierzwił mi włosy. - Urocza jak zawsze. - Otworzył okno.
- Ej. - Nakryłam się kołdrą.
- Choć, śpiąca królewno. - Tom zerwał ze mnie kołdrę.
- Spadaj. - Brat mnie podniósł.
- Jesteś jak dziecko - sapnął.
Chłopak wyniósł mnie do kuchni. Nie miałam wyboru, zostałam już obudzona. Umyłam się, zjadłam śniadanie i ubrałam w świeże ciuchy. Na koniec mój własny, rodzony brat wyrzucił mnie na plaże, a właściwie nas, bo sam też wyszedł. Rozumiecie to? Zachciało mu się „rodzinnych” wakacji. Co za nuda... Brakuje tylko tej jego książki, chyba, że zdążył ją spakować.
Parę minut później byłam już rozłożona na plaży zalanej słońcem oraz turystami, Tom wysmarował mnie kremem jak nie wiem co. Chyba bał się, że za chwilę zostanie ze mnie popiół. Starsi bracia, ech... Nieważne. Wracając do wypadu na plaże, nie minęło wiele czasu kiedy Tommy zaczął czytać swoją kochana książeczkę. Jak widać mamy zupełne inne postrzeganie słowa „rodzinne”. Zostałam sama z telefonem i słuchawkami. Puściłam sobie kolejną z piosenek Tytanii. Zalał mnie kojący dźwięk. „Czego nie znosisz? Tego, że znikną twoje oblicze i twoje serce. Podczas gdy ja...” - piosenka nosiła tytuł „Love Doll”. W sumie jak teraz o tym myślę, Lysander też jej słuchał wtedy, kiedy on i Kastiel wprowadzili mnie do swojej piwnicy... Ach, przywraca wspomnienia.
Po jakimś czasie, kiedy mój brat znudził się już prawem i czytaniem o prawie stwierdził, że czas coś przekąsić. Zabrał mnie do małej knajpki blisko plaży, zamówiliśmy tam wielki obiad i zajęliśmy ostatni wolny stolik przy oknie. Spojrzałam przez szybę, wszędzie panował tłok, ale taki już urok morza. O każdej godzinie jest ścisk i nic nie da się z tym zrobić.
- Jak ci smakuje? - zapytał mnie brat.
- Jest ok. Może wreszcie opowiesz mi co nieco o domu? - podsunęłam.
- A co mam ci powiedzieć? Studiuje i prawie nie ma mnie w domu. Wiem tylko, że od kiedy cała sprawa ucichła nikogo już nie obchodzi co robimy.
- To dobrze - przyznałam.
- Nawet bardzo, przez cały ten cyrk mama źle się czuła. Potem jej się polepszyło i już jest dobrze.
- A jak sobie teraz radzi?
- Zaczęła pracę jako księgowa, nie zarabia kokosów, ale nie ma też wielkiej biedy. Z resztą sama dobrze wiesz jaką ona ma smykałkę do interesów. A co tam u taty? - Poruszył się ze zdenerwowania.
- Nie wiem. Prawdopodobnie jest gdzieś w okolicy Chin lub Japonii, załatwia jakieś interesy.
- Nie odzywa się do ciebie? - zdziwił się Tom.
- Rzadko, ale nie przeszkadza mi to, tak jest nawet lepiej... Sprawdza, tylko czy jeszcze żyję.
- Czemu nie spróbujesz się z nim dogadać?
- Sam wiesz czemu... - mruknęłam.
- Przepraszam, możemy się tu dosiąść? - Usłyszałam nad głową.
Spojrzałam w górę i zamarłam, nad naszym stolikiem stał Nataniel i jego siostra - Amber. Blondyn ubrał się w beżowe szorty oraz niebieską koszulę. Boże, jak on normalnie wyglądał! Obok sterczała Blondi ubrana w prześwitującą białą sukienkę, a pod nią turkusowe bikini - równie dobrze mogła przyjechać goła, ale czy ona nie miała zakuwać do poprawek?
- Tak, pewnie. - Tom uśmiechnął się zachęcająco.
- Dzięki. - Amber szybko usadowiła się obok niego i zaczęła się w niego wpatrywać z zachwytem.
Nataniel zajął miejsce obok mnie i zrobił prawie to samo co siostrzyczka, tylko bez takiej natarczywości. Oczywiście, udawał, że wcale się nie gapi, od czasu do czasu mierzył Toma badawczym spojrzeniem. O co tu chodzi? Nieważne Renn, bądź miła. No dalej, tak jak to ćwiczyłyśmy.
- Tom, to mój przyjaciel Nataniel i jego siostra Amber. Nataniel to mój starszy brat - postanowiłam rozwiać wszelkie urojenia tej dwójki.
- Miło mi was poznać. - Brunet uśmiechnął się przyjaźnie, kompletnie nieświadomy sytuacji w jakiej się znalazł.
- Nam również. - Blondyn wydawał się nieco bardziej odprężony. - Prawda Amber? - Spojrzał znacząco na siostrę.
- Oczywiście, baardzo miło. - Przelotnie spojrzała na własnego brata, a potem znów utkwiła wzrok w Tomie, tym razem bardziej obsesyjnie.
- Co tu robicie? - zapytałam uprzejmie, chociaż mój wzrok był gotowy zabić.
- Jesteśmy tu na jednodniowych wakacjach rodzinnych - Nataniel od razu przeszedł do rzeczy. - Obiecałem to Amber za zdanie jej poprawek. No, a was co tu sprowadza? - Zatkało mnie.
- Też jesteśmy na rodzinnych wakacjach - odpowiedział za mnie mój brat.
- Serio, może pospędzamy razem czas? - zaproponowała entuzjastycznie Amber.
- Niezły pomysł, co wy na to? - entuzjazm udzielił się też blondynowi.
Tom spojrzał się na mnie, a w jego oczach było pytanie. Posłałam mu kategoryczne nieme NIE, a on...
- Tak, czemu nie. - Zdrajca.
- Renn, co ty na to? - Nataniel lekko nachylił się do mnie.
- Ok - mruknęłam niezadowolona.
Całą grupą zdecydowaliśmy, że pójdziemy na plażę. Szłam zakleszczona między blondynem, a jego żmiją... Yyy... To znaczy, chciałam napisać siostrą! Blondi cały czas przystawiała się do mojego brata, który był na tyle nierozgarnięty, że nic nie zauważył. Choć Nataniel nie sprawował się lepiej, co jakiś czas przysuwał się nieznacznie w moją stronę, że niby tego nie widziałam, co?
Rozstawiliśmy się na plaży, nachalne rodzeństwo gdzieś się zmyło. Szczęśliwa z chwili spokoju rozłożyłam się na ręczniku i sięgnęłam po słuchawki. Tym razem sięgnęłam po inne piosenki zespołu REM, ciekawe skąd ta głupia nazwa? Zawsze się nad tym zastanawiam. Zalała mnie fala kawałków w stylu rockowym i nie tylko. Czułam, że zaczynam odpływać... Aż tu naglę poczułam jak ktoś trąca mnie w stopę. Wróciłam do rzeczywistości i spojrzałam w górę. Stał nade mną mój brat z zestawem do badmintona i niemym pytanie „Chcesz zagrać?”. Posłałam mu, również niemą, odpowiedź, „Jasne”.
Wstałam i dołączyłam do niego. Zaczęliśmy grę. Tom był w tym świetny, więc nic dziwnego, że przegrywałam. Błagam, przegrywałam nawet wtedy, gdy dawał mi fory i to porządne. Widząc moje nieudolne starania, mój brat zaproponował zmianę zasad. Zamiast grać na punkty mieliśmy zagrać  o największą liczbę wspólnych odbić. Teraz szło mi o wiele łatwiej. Mój brat jest cudowny, pomyślałam, zawsze stara się nie gnębić swojego młodszego rodzeństwa (albo prawie całego).
- Hej! Tom, mogę z wami zagrać? - usłyszałam pisk Amber.
- O, Amber. Tak jasne, tylko że nie mamy już żadnych rakietek. - Tom uśmiechnął się łagodnie.
- Nic nie szkodzi, Renn pożyczy mi swoją. - Blondi spojrzała na mnie wrogo.
- Ta, to dobry pomysł. Będziemy mogli grać na zmianę.
- No nie? - Amber wczepiła się w ramię bruneta.
Nie wytrzymam! Wspólne spędzanie czasu - ok, nic nie mówię, ale wcinanie się między mnie, a mojego brata to już za dużo. Mam dość, niech się bawią.
- Tak, to dobry pomysł, ale mam jeszcze lepszy - powiedziałam chłodno. - Ponieważ ta przylepa chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu, lepiej będzie jak was zostawię samych. - Rzuciłam rakietkę na piasek i zaczęłam iść w inną stronę.
- Renn! Daj spokój - zawołał za mną Tom.
Zignorowałam to i poszłam dalej. Nie miałam pomysłu, co teraz ze sobą zrobić, ale podświadomie skierowałam się w stronę morza, może pływanie poprawi mi nastrój? Weszłam do zimnawej, morskiej wody. Brnęłam w niej kawałek, dopóki nie znalazłam się w morzu po pas. Potem już rzuciłam się na falę i zaczęłam płynąć przed siebie. Robiłam to powoli, wręcz leniwie, a cała ta frustracja opuszczała moje ciało. Wpłynęłam między zaciszne skałki, poziom wody pozwalał zarówno na pływanie, jak i brodzenie. Przysiadłam na małym występie skalnym i spojrzałam na plażę.
Okazało się, że mam całkiem dobry widok na nasz obóz. Zauważyłam Amber klejącą się do Toma. Ten chyba się wkurzył, bo coś powiedział, a potem odszedł. Blondi chwilę za nim wołała, a potem rozgniewana usiadła na ręczniku. Siedziała i siedziała, aż chwyciła czyjąś torbę i wyniosła ją z tyłu w krzaki.
- Oho, chyba trafiłem na prawdziwą, małą syrenkę.
Odwróciłam się na dźwięk głosu i zobaczyłam Nataniela.
- O, to tylko ty - mruknęłam na powitanie, czemu zabrzmiałam tak smutno?!!!
- Wydaje mi się, że trafiłem na dość smutną syrenę. - Dosiadł się do mnie. - Co się stało?
- ...Twoja siostra się stała - odpowiedziałam po długim wahaniu.
- Znowu masz z nią jakiś problem? - Chyba go lekko zirytowałam.
- Wiesz, liczyłam na rodzinne wakacje z Tomem. To nie tak, że się żale czy coś. Po prostu rzadko się widujemy, do tego dopiero dzisiaj wyrwał się ze mną na plażę... To chyba normalne, że mam uraz do twojej siostry, za zajmowanie jego uwagi. - Odwróciłam wzrok w stronę plaży.
- Ok, poniekąd rozumiem twoją sytuacje, ale oboje znamy Amber i wiemy jaka ona jest.
- Tak, tak, a ty jak zawsze nie możesz jej nic powiedzieć, bo zrobi coś głupiego. - Przewróciłam oczami na dźwięk starej śpiewki.
- Nie zmyślam! Uwierz lub nie, ale kiedy byliśmy jeszcze na początku gimnazjum chciała jechać ze mną i Kastielem nad morzę. Nie pozwoliłem jej, bo oboje wiemy co by z tego wyszło, więc w napadzie szału zjadła kilka orzechów, na które ma alergię. Na szczęście nic się nie stało, bo jej uczulenie nie jest zbyt poważne, musiała tylko poleżeć kilka dni w łóżku do czasu, aż wszystkie czerwone plamy znikną z jej skóry. - Słuchałam go z zainteresowaniem.
- Ty i Kastiel się przyjaźniliście?! Do tego jeszcze nie tak dawno temu?! - zapytałam zszokowana.
- No tak. - Chłopak lekko się zarumienił.
- Co się stało? Czemu już tak nie jest? - wypytywałam dalej.
- No cóż, to dość skomplikowane. - Chłopak zamyślił się. - W skrócie można powiedzieć, że poróżniła nas dziewczyna, a potem zakumplował się z Lysandrem. I koniec.
- Dziewczyna? Pokłóciliście się o nią, a może Kastiel jakąś ci sprzątnął z przed nosa? - drążyłam.
- Powiedziałem koniec - uciął dyskusję.
- Dobra, załapałam - odparłam nieco smętnie.
- Właśnie widzę - mruknął do mnie blondyn.
I nagle dostałam zimną wodą w twarz.
- Ej. - Przetarłam oczy. - To nie fair.
- Serio? - Chłopak znowu mnie ochlapał.
- Tak! - oddałam mu.
- Oho, ktoś tu się robi agresywny - Nataniel zaczął mnie podpuszczać.
- Taaa, chciałbyś. - Zrzuciłam go prosto do wody.
- O nie, tak nie robimy. - Pogroził mi żartobliwie palcem, a woda ciekła z niego strumieniami.
Zaczęłam się śmiać, blondyn ściągnął mnie do wody, która momentalnie napełniła mi usta. Zakaszlałam i oddałam mojemu oprawcy. Chlapaliśmy się jak szaleni, aż tu nagle poczułam coraz większy luz na plecach. Chwilę potem, zauważyłam jakby mój stanik lekko się osunął. Z przestrachem odwróciłam się od Nataniela i przycisnęłam górę własnego stroju.
- Renn! Wszystko dobrze? - zapytał chłopak z przestrachem.
- Tak, tak, tylko mój strój... się... poluzował. - Zrobiłam się czerwona, co za wstyd mówić o czymś takim chłopakowi!
- Poczekaj, zaraz ci pomogę - powiedział tonem starszego brata i podszedł do mnie.
Blondyn powoli poprawiał moją górę bikini, nad wyraz delikatnie. Co jakiś czas pytał czy wszystko dobrze, czy nie za mocno, a może za słabo... Zachowywał się jak prawdziwy starszy brat (przynajmniej w moim odczuciu tak było).
Po tym zdarzeniu wyszliśmy z wody, jak na razie starczy nam momentów wstydu. Poszliśmy do reszty naszej grupy. Tom i Amber świetnie się bez nas bawili. Blondi prawie leżała na moim biednym bracie, a ten bezskutecznie próbował się od niej uwolnić. Brawo, chyba zaczął odnajdować się we własnej sytuacji - cud. Ułożyłam się wygodnie na ręczniku i zaczęłam szukać własnej torby. Dziwne, nigdzie nie mogłam jej znaleźć, a byłam pewna, że ją tutaj zostawiłam.
Wtedy wszystko co zobaczyłam będąc na skale ułożyło się w całość. Amber... Ta wredna jędza zrobiłam mi jakiś głupi kawał! Ale po co? Miałam nie zbliżać się do Toma, nie przeszkadzać jej, a może to jej zwykła złośliwość? Gniew, aż ze mnie kipiał. Już ja jej pokaże!
Miałam fart, że udało mi się przypadkiem podejrzeć ten „zabawny” żarcik. Z tego całego zdenerwowania nieświadomie dałam się wrobić w pójście po lody dla naszej gromadki.
Do budki szło się przez połowę plaży, całkiem miły spacerek minął mi dość szybko. Budka przypominała mi mini szopę, zrobioną z drewna i bez jednej ściany. Weszłam pod daszek, zachwycona wystrojem wnętrza. Przede mną stała lada z lodami oraz blat z kasą. Na ladzie pełno było różnorodnych dodatków do lodów takich jak polewy, posypki, owoce. Z tyłu do ściany przymocowano różnego koloru deski surfingowe i małe lampki świąteczne. Wszystko tu wyglądało rodem z jakieś nadmorskiej, filmowej mieściny.
- Hej, ślicznotko. - Znajomy blondyn puścił mi oczko.
Zmieniam zdanie - wychodzę.
- Jak ci mija dzień? - zagaił luźno.
- Super - mruknęłam z ironią.
- Widzę, że zdążyłaś już zmienić chłopaka. - Posłał mi oskarżycielskie spojrzenie.
- Yhm. - Olałam go i rozejrzałam się po smakach lodów.
- Może twoja blond znajoma skusi się na mnie? Jest wolna? - Ukradkiem poprawił fryzurę.
- Po pierwsze to nie moja koleżanka. - Posłałam mu wrogie spojrzenie. - A po drugie, właśnie klei się do mojego... znajomego na plaży. Nie masz szans.
- No nic. - Nie wyglądał na zbyt przybitego. - I tak jesteś od niej lepsza. - Uśmiechnął się szeroko.
- Aha. - Pominęłam ten fakt całkowitym milczeniem - Pracujesz tu, czy tylko próbujesz zagadać?
- O, no tak. Co byś chciał? - Ruszył się od pracy.
- Chcę cztery porcje lodów śmietankowych z kawałkami orzechów polanych polewą czekoladową.
- Jasne. - Chłopak wziął się do pracy.
Położyłam pieniądze na ladzie. Dake skończył i podał mi moje zamówienie.
- Do zobaczenia znowu. - Pożegnał mnie swoim „oszałamiającym” uśmieszkiem.
Zignorowałam go i szybko popędziłam do reszty. Na szczęście lody się nie roztopiły. Rozdałam je, a sama zajęłam się własnym. Czekałam na moją małą zemstę. Nie naczekałam się zbyt długo, najpierw był wielki pisk, a chwilę potem pojawiła się blondyna z małymi czerwonymi plamkami na całym ciele. Strasznie histeryzowała, oczywiście Nataniel jej nie uwierzył, ponieważ pomyślał, że zrobiła to specjalnie. Między rodzeństwem wywiązała się kłótnia. Potem poszło szybko blondyn się pożegnał i zawiózł Blondi do domu.
Ja i Tom też zebraliśmy się do domu. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i zjedliśmy wspólną kolację. Wieczorem udało mi się uruchomić jacuzzi, więc wskoczyłam do kojącej kąpieli. Cieszyłam się tą miłą chwilą, ułożyłam się wygodnie, wyłączyłam myśli i zamknęłam oczy. Leżałam tak nie wiadomo ile, aż tą sielankę przerwał Zack. Zrobiło mi się gorąco. Drżącymi palcami odebrałam komórkę.
- Halo? - zapytałam lekko roztrzęsionym głosem.
- Hej, co tam? - Mój rozmówca był równie zdenerwowany.
- Wiesz, to był dziwny dzień. - Westchnęłam do słuchawki.
- Naprawdę?
Opowiedziałam mu o całym zajściu.
- No to nieźle - mruknął.
- Ta, a jak tam losowanie? - Serce podeszło mi do gardła, kiedy o to pytałam.
- Wygrałem, przyniosłaś mi szczęście. - Chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Świetnie, cieszę się... Czyli to nasze pożegnanie? - wyszeptałam.
- Tak, nie chcę się z tobą żegnać. - Do oczu napłynęły mi łzy. - Nie znamy się zbyt długo, ale bardzo szybko cię polubiłem... Wiesz masz niezwykły dar do zjednywania sobie ludzi, jak ty to robisz? ...Wiem, że to chamskie pożegnanie, ale czekałem na tą okazję szmat czasu. Nie mam pojęcia, kiedy następnym razem znajdzie się taka szansa. Naprawdę nie chcę teraz wszystkich zostawiać, ale...
- Do sedna. - Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.
- Będę tęsknić. - Chłopak momentalnie się rozłączył.
- Ja też. - szepnęłam, a pierwsza z łez skapnęła mi z policzka.
Gwałtownym ruchem otarłam twarz. Głupia, przecież miałam nie płakać.

***

I tym smutnym akcentem kończymy. Dziękuje i pa pa. :D STAĆ! To tylko żart. Niedawno wróciłam ze swoich "pracowitych" wakacji bez internetu i oto jest ich dzieło. przez niecałe dwa tygodnie praktycznie na nowo napisałam 4 rozdziały. ^^ (Poczujcie tą dumę xD ) Mam nadzieje, że druga przygoda Renn na plaży spodoba wam się tak samo jak pierwsza. :) Oczywiście to jeszcze nie koniec, bo jak sami się już domyślacie został nam jeszcze jeden kandydat. Natomiast jeśli chodzi o sprawę Zacka to na razie nic nie mogę wam powiedzieć, ale niedługo wszystko się wyjaśni. *.* Od dzisiaj przepowiadam przyszłość. :D Do zobaczenia za następne dwa tygodnie, w kolejny czwartek!

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 21

DZIEŃ 1
Nadszedł dzień mojego „rodzinnego” wyjazdu nad morze. Tia, wstać o piątej rano, żeby o piętnastej być na miejscu. Gdyby nie fakt, że to morze i plaża, to nigdy bym tam nie pojechała. Nawet jeśli Tom przyczłapałby się do mnie na kolanach i błagał. Dobra, żartuję. Dla mojego braciszka pojechałabym wszędzie, a to, że akurat wypadło na luksusową willę blisko plaży to czysty przypadek.
Jeszcze raz sprawdzę listę i mogę wyjść. To co ja miałam zrobić? Dać zapasowe klucze Zackowi - w końcu ktoś musi podlewać moje kaktusy. Ha ha ha, ale ze mnie śmieszka. To nie moja wina, że chłopaczyna dostaje świra na samą myśl o tym losowaniu w środę. Zawsze marzył o wygranej i o swoich studiach. Trzymam za niego kciuki cały czas, może oprócz tego momentu, no chyba muszę jakoś podnieść bagaż.
***
Renn wytargała walizkę na ganek i zakluczyła dom. Na podjeździe stał już stary, czerwony seat. Wysiadł z niego wysoki, dobrze zbudowany chłopak.
- Tom! - Czerwonooka rzuciła się mu na szyję.
- Spokojnie siostrzyczko, jeszcze mnie uszkodzisz. - Chłopak przytulił ją i postawił na ziemi.
Gdyby ktoś spojrzał na tę scenę z boku, nigdy nie domyśliłby się, że to dwójka rodzeństwa. Tom miał ciemne, krótkie włosy i jasne niebieskie oczy, zupełnie inaczej niż Renn. Natomiast kiedy zaczynało się z nimi rozmowę, można było dostrzec podobieństwo. Oboje śmiali się bardzo podobnym, dźwięcznym głosem.
- Pomóc ci? - zapytał brat.
- Jeśli możesz. - Renn uśmiechnęła się radośnie. - Myślisz, że w domku będą miski moich piesków? - spytała odwiązując smycze od poręczy schodów.
- Tak, z tego, co wiem od mamy to nikt niczego tam nie ruszał. O Boże, co ty tu masz?! - sapnął podnosząc walizkę chłopak.
- Jak to, co? Same potrzebne rzeczy. - Dziewczyna wpuściła psy do samochodu.
- Tak tak, wmawiaj to sobie. - Tom otworzył bagażnik i wrzucił tam bagaż.
- Przesadzasz. - Ren zajęła miejsce obok kierowcy.
Oboje usiedli wygodnie w samochodzie i zaczęli swoją dziesięciogodzinną podróż w drodze na wakacje. Rozmawiali o wszystkim, Tom zdziwił się, że Renn farbuje końcówki, a ona pośmiała się z jego starań na studiach prawniczych. Rozmawiali, żartowali, jechali i stali w korkach, przez całą drogę.
Po tej fantastycznej i niezwykłej przygodzie nie mieli siły na nic innego niż spanie, a musieli jeszcze dojść do domku. Wysiedli i zostawili samochód na parkingu. Tom otworzył drzwi bagażnika i powyjmował walizki, a Renn poszła na szybki spacer ze swoimi psami.
- Idę po klucz, zostaniesz tu? - spytał ją brat.
- Jasne.
Brunet poszedł do budynku recepcji, żeby po kilku minutach wrócić z głupawym uśmieszkiem i pękiem kluczem w ręce. Bez zbędnych pogaduszek zabrali torby i weszli przez bramę na teren ośrodka oraz plaży. Skierowali się w prawo w stronę wielkiego wzgórza. Droga trwała jakieś piętnaście minut, nim dotarli do kamiennych schodów. Wspinali się krótko, aż przed oczami stanął im ich rodzinny, plażowy domek. O ile coś tak wielkiego można by nazwać „domkiem”. Willa była wielkim, piętrowym, białym budynkiem. Na górze kawałek budynku został przeszklony i połączony z wielkim balkonem. Za to na tyłach znajdowało się małe patio.
Tom podszedł do drzwi i otworzył je. Kiedy tylko weszli do środka zostali zalani falą gorącego oraz dusznego powietrza. No tak, nikt nie był tu od półtora roku... Od rozwodu.
- Choć, trzeba tu wywietrzyć. - powiedział Tom zasłaniając sobie rękom usta.
- Zamawiam dół. - Dziewczyna poszła w jego ślady.
Ruszyli do pracy. Renn zaczęła od korytarza, przeszła do nowoczesnej kuchni, potem do salonu, otworzył szklane drzwi na patio i przewietrzyła jeszcze wszystkie trzy sypialnie oraz dołączone do nich łazienki. Wróciła do salonu, a tam czekał już na nią jej brat.
- Myślę, że powinniśmy tu trochę ogarnąć.
- Co?! - krzyknęła oburzona.
- Nie marudź i mi pomóż. - Zaczął zrzucać białe płachty z mebli.
Dziewczyna przewróciła oczami i niechętnie - ale jednak - wzięła się do roboty. Skończyli około godziny dwudziestej. Zjedli jakąś szybką kolację i rozeszli się do swoich sypialni. Dziewczyna przebrała się w czarną koszulkę nocną i stanęła na środku pokoju. Pomieszczenie było było dość przestronne, samo łóżko sprawiało wrażenie trzyosobowego. Oprócz tego były tu: mała biblioteczka, szafa, jeszcze większa szafa, trzy psie legowiska, ogromny sprzęt stereo i fortepian przykryty białą płachtą.
Czerwonooka odsłoniła kilka klawiszy i zagrała kilka wysokich tonów. Prawa ręka zawisła w powietrzu, palce lekko jej zadrżały. Stała w tym bezruchu zaledwie kilka sekund, a potem zasłoniła na powrót instrument i poszła spać.
***
DZIEŃ 2
Nareszcie mogę pozalegać na plaży! Jej!!!
Szybko ubrałam się w coś lekkiego i zeszłam na śniadanie. Tom siedział w kuchni w samych bokserkach. Czytał książkę o prawie, na pewno była piekielnie ciekawa. Na stole stał talerz z kanapkami, chwyciłam jedną i zaczęłam się nią zajadać.
- Co czytasz? - zagadnęłam od niechcenia.
- Początki prawa rzymskiego - mruknął. - Idziesz na plażę?
- Tia, chłopcom przyda się spacer, a mi trochę chłodnej wody. - Otrzepałam ręce po skończonej kanapce. - Ty też powinieneś się ruszyć.
- I co miałbym tam robić? - Spojrzał na mnie znad książki.
- Poszukać młodej pasjonatki prawa? Może poderwałbyś ją na prawo rzymskie. - Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Ha ha ha, widzę, że wyostrzył ci się dowcip. Chociaż powinnaś go jeszcze trochę poćwiczyć, wiesz gdzie? - zapytał z sarkazmem.
- Hmmm... Na plaży? - podsunęłam mu.
- Jakaś ty bystra - syknął jadowicie przez zęby.
- Dobra, dobra, już idę.
Zapięłam psom smycze, chwyciłam torbę, rzuciłam krótkie „cześć” i wyszłam na plażę. Oczywiście, musiałam iść niezły kawał drogi na plażę przeznaczoną specjalnie dla psów. Zeszłam ze wzgórza i weszłam na molo, tak będzie szybciej. Przy okazji wpadnę do sklepu po krem przeciwsłoneczny. Po paru minutach znalazłam mały, przydrożny sklepik, więc zostawiłam psy i weszłam do środka.
W środku było przyjemnie zimno i ciemnawo. Przy ladzie stał chłopak z blond włosami spiętymi w kitkę, niebieskimi oczami oraz ogromną liczbą tatuaży i szelmowskim uśmiechem - flirciarz. Kojarzył mi się z Leati, a co gorsza z Danielem. No cóż... szybko weszłam, szybko wyjdę. Pewnym krokiem podeszłam do lady.
- Dzień dobry - mruknął chłopak pretensjonalnie przeciągając samogłoski. - Co podać? - Otaksował mnie wzrokiem.
- Krem przeciwsłoneczny z najmocniejszym filtrem jaki jest. - Zmroziłam go spojrzeniem.
- To dziwne, że tak piękna dziewczyna nie chcę się opalać. - Blondyn schylił się pod ladę. - Większość takich piękności przyjeżdża tu, żeby odprężyć się na słoneczku. - Pod koniec uśmiechnął się do swoich myśli.
- Nie jestem taka jak inne - szybko ostudziłam jego zapał.
- To przez te oczy, są zajefajne. - Postawił krem na ladzie. - Jak masz na imię?
- Renn - odpowiedziałam lakonicznie.
- Dakota, ale mów mi Dake.
Przewróciłam oczami, zapłaciłam, zabrałam krem i wyszłam czym prędzej. Co za upiorny koleś i jeszcze ten jego wzrok, czy tylko ja mam wrażenie, że chciał mnie tam rozebrać siłą woli? Nieważne, jestem na wakacjach, czas na relaks. Właśnie docierałam do skraju plaży. Zdjęłam sandały i ruszyłam przez piasek szukać miejsca. Wszędzie było pełno ludzi i psów, mijałam pary, grupy znajomych, rodziny, miłośników zwierząt, a nawet amatorów windsurfingu.
W końcu wypatrzyłam sobie odludny kawałek plaży, praktycznie nikogo tam nie było. Zaczęłam rozkładać ręczniki, jeden dla mnie i jeden dla Herkulesa, kiedy skończyłam doberman bez chwili zawahania uwalił się na nowe „posłanie”. W sumie sama też tak zrobiłam, rozebrałam się do swojego ulubionego czerwonego kostiumu i padłam jak długa. Obok mnie natychmiast pojawił się Ramzes, rozejrzałam się za Aresem, ale ten pobiegł już zwiedzać. Co chwilę wracał z jakąś muszelką albo patykiem - łajza.
Wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ostatnią płytę Tytanii. Słyszałam jej melodyjny głos oraz niesamowicie dopracowaną muzykę. Wszystko to tworzyło ze sobą zabójczo perfekcyjną całość, nad którą zespół musiał pracować godzinami. Fantastyczne!
Po pewnym czasie znudziłam się leżeniem i postanowiłam się gdzieś przejść. Rozejrzałam się za psami. Herkules spał, Ramzes rozłożył się na moim miejscu i obserwował okolice, a Ares wojował z krabem. Raczej nie będą za mną tęsknić. Ruszyłam w stronę morza, woda była dość ciepła. Pływał tutaj niezły tłumek. Weszłam i zanurzyłam się do pasa, co za cudowne uczucie. Spojrzałam na grupę windsurferów, jeden z nich podbiegł do mnie to był Dake...
- Cześć śliczna, chcesz się do nas przyłączyć? - Uśmiechnął się promiennie.
- Nie - powiedziałam bez namysłu.
- Dobra. - Chłopak nie wyglądał na zniechęconego. - Przyjdź jak zmienisz zdanie. - Odwrócił się i pobiegł do kolegów.
- Nie licz na to - mruknęłam.
Wyszłam na piasek, byle szybciej i byle dalej od tego namola. Jak on mnie wkurza! Gapi się jak Kastiel, stara się mówić jak Nataniel i udawać Lysandera. Co za...Daniel... Szkoda o nim gadać, a tym bardziej myśleć. Przyjechałaś tu na odpoczynek, pamiętasz? Zero chłopców.
Nagle obok mnie przebiegł pies, uskoczyłam na bok. Już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy coś zwaliło mnie z nóg.
- Demon! Wracaj tu! - Usłyszałam znajomy głos. - Ej. Nic ci nie jest?
Nie wierzę. Kastiel wylądował na mnie, właściwie to na moich piersiach. Co ja gadam?! On wylądował na moich piersiach! ON, NA MOICH PIERSIACH!!!! Momentalnie zrobiłam się czerwona. Spokojnie mogłam robić za jedną z flag ostrzegawczych albo boję.
- Złaź! - warknęłam i zrzuciła rudzielca na piach.
- Co? - Chłopak też zrobił się czerwony, chyba w końcu zrozumiał, o co mi chodziło, zmieszał się, a potem: - Myślę, że to był znak. - Spojrzałam pytająco. - Wróżysz mi fantastyczne wakacje. - Bezczelnie spojrzał się na mój dekolt.
- Spadaj! - Zakryłam się rękami.
- Pff - prychnął. - I tak nie mam na ciebie czasu, muszę znaleźć psa. - Zrobił minę „Nic mnie nie rusza”.
Chwilę potem Demon podbiegł do mnie i polizał mnie po ręce. Pogłaskałam go po łbie i grzbiecie. Nawet nie macie pojęcia jak miło jest popatrzeć jak Kastiel dostaje szału, a wszystko to bo KTOŚ spuścił owczarka ze smyczy. Podroczyłam się z nim o to dobre kilkanaście minut.
Potem poszliśmy w stronę mojego miejsca i rozmawialiśmy o naszych wakacjach. Kastiel był wyraźnie znudzony, cały czas siedział w domu, ponieważ Lysander pojechał ze swoim bratem na wieś do rodziców, a na Nataniela nie mógł nawet patrzeć. Poczułam się odprężona i wrócił mój dobry humor, jak na złość pojawił się namolny blondasek.
- I co zdecydowałaś się już? - Kompletnie zignorował Kastiel.
- Nadal nie - odparłam chłodno.
- Och, daj spokój będzie niezła zabawa. - Chłopak pociągnął mnie za rękę.
- Łapy precz od mojej dziewczyny! - ryknął rudzielec. - Podrywaj inne laski, surferku od siedmiu boleści. - Wystraszony Dake natychmiast mnie puścił.
- Mogłaś powiedzieć, że nie jesteś tu sama. - spojrzał z przestrachem na Kastiela.
- Kiedy ja...
- Nic mu nie mów, mała, idziemy. - Brązowooki przerwał mi w połowie zdania, po czym mocno objął w tali i pociągnął w swoją stronę.
Zmierzaliśmy w stronę moich rzeczy, a Kastiel przyciskał mnie do siebie coraz bardziej, jakbym zaraz miała się rozpaść. Byłam ogłupiona całą sytuacjom i nie wiedziałam co powiedzieć. Dopiero kiedy dotarliśmy na miejsce odzyskałam rezon. Szybko wyrwałam się z jego objęć i krzyknęłam:
- Nie pozwalaj sobie! Co to miało być?!
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ja tylko pomagałem - oburzył się rudzielec.
- Pomagałeś?! Niby w czym?! - syknęłam.
- Gdybyś była choć trochę asertywna i spławiła go sama to nic bym nie powiedział. - Spojrzał na mnie oskarżycielsko. - Ale ciebie najwyraźniej kręcą podrywacze, jak ten Damian, czy jakoś tak.
- Spadaj! - Odwróciłam się do niego plecami.
Dlaczego musiał mi o tym przypomnieć?! Kretyn!
- Bądź grzeczna - szepnął mi do ucha i objął mnie w pasie.
- Nie mów do mnie jak do psa! - Szybko się wyrwałam.
- Kochanie, czy mogłabyś przestać tak krzyczeć - powiedział dziwnie przesłodzonym głosem. - Jeszcze ktoś pomyśli, że się kłócimy, a chyba nie chcesz poddawać naszego związku w wątpliwości? No wiesz, na przykład przed takim wysmarowanym czarnym mazakiem blondasem.
- Co ty do mnie mówisz? - Kompletnie mnie skołował.
- Po prostu rób to, co ja. - Pociągnął mnie na ręcznik.
Tak mijał mi dzień z Kastielem, na siedzeniu z nim na plaży i rozmawianiu o niczym. Rudzielec cały czas się do mnie kleił bo „prawdziwość naszego związku”, czy jakoś tak. Gdyby tego było mało Dakota bacznie nas obserwował, więc tak czy siak musiałam robić dobrą minę do złej gry i udawać zachwyconą życiem. gdybyście jeszcze nie zauważyli to ja tu jestem ofiarą!!! Tak, tylko i wyłącznie ja! Męczę się, a ten czerwony pajac i jakiś surfer-playboy mają z tego niezły ubaw, co za...
- Masz całe czerwone ramiona. - Kastiel wyrwał mnie z burzy moich myśli.
- Serio? - Spojrzałam na ramiona, faktycznie były zaczerwienione.
- Daj posmaruję ci je - zaproponował chłopak.
- Pff, chyba śnisz. - Wyciągnęłam krem, ale rudzielec wyrwał mi go z ręki.
Oczywiście byłoby to do przeżycia, gdyby nie ta mina wszystko wiedzącego mądrali. Mądrala nie zareagował na moje dość stanowcze protesty, tylko wycisnął troszkę zawartości pudełka na rękę i zaczął smarować mi całe plecy.
- Hej! - odwróciłam się gwałtownie.
- Co znowu? - Chłopak wywrócił oczami.
- Możesz przestać?! - Poczułam pieczenie na policzkach.
- Niby tak, ale chłopak powinien pomagać swojej dziewczynie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Pomijasz tylko jeden fakt, ty nim nie jesteś! - Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
Oczywiście mój „chłopak” nie zaszczycił mnie żadną odpowiedzią, tylko nadal się uśmiechał w ten swój dziwny sposób, aż naszła mnie ochota, żeby mu powybijać zęby. Byłam tak zdenerwowana, nie mogłam już wytrzymać tego bezruchu na piasku. Kiedy tylko czerwonowłosy skończył to natychmiast poderwałam się do góry i ruszyłam w stronę wody. Byleby się czymś zająć.
Wpadłam do morza jak błyskawica. Woda była jeszcze przyjemniejsza niż za pierwszym razem, a do tego żadnych natrętów w pobliżu. Zaczęłam spokojnie wchodzić głębiej. Niestety Kastiel zdołał złapać mnie za rękę.
- Daj spokój, ile można siedzieć w jednym miejscu. Już nie mówiąc o tym, że z tob...
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - W jego oczach zabłysły iskierki rozbawienia.
Niespodziewanie zostałam ochlapana zimnom wodą. Pisnęłam i oddałam rudzielcowi jeszcze mocniej, niech wie kto rządzi tym „związkiem”. Zaczęliśmy wojnę, chociaż z boku wyglądaliśmy najpewniej jak małe dzieci. W pewnym momencie zaczęliśmy się nawet gonić. Na moją zgubę Kastiel był ode mnie szybszy i łatwo mnie złapał, przerzucił sobie przez ramię, a potem znowu wrzucił do wody. Naturalnie pociągnęłam go za sobą. Zaśmiałam się, a Kastiel zaczął wypluwać wodę.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka zażarta bestia.
- Za ten błąd stawiasz mi lody. - Wyszczerzyłam zęby.
- Ja?! Żartujesz sobie?!
-  Kochanie, czy mógłbyś przestać tak krzyczeć - powiedział słodkim głosem z miną niewiniątka.  - Jeszcze ktoś pomyśli, że się kłócimy, a chyba nie chcesz poddawać naszego związku w wątpliwości?
- Jesteś jeszcze gorsza niż plaga - mruknął.
- Skoro ci się tak nie podoba, to możesz mnie zostawić.
- Mowy nie ma!
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Nie chcę żeby jakiś frajer znowu złamał ci serce - momentalnie spoważniał. - Możesz omamić tamtą dwójkę, ale mnie nie oszukasz. Wiem, że coś się miedzy wami stało, ale nie wiem co.
- Kastiel... - szepnęłam bezgłośnie z lekkim smutkiem. - To nie twoja sprawa - dodałam głośno i chłodno.
- Gdybyś była bardziej asertywna, to nic by się nie stało.
- Byłam bardzo asertywna! - oburzyłam się.
- Ale przed, czy po tym jak podjechał pod szkołę? - zapytał ironicznie.
Zabrakło mi słów. Nie miałam żadnej odpowiedzi.
- To jaki chcesz smak? - zmienił szybko temat.
- C-co? - skołował mnie, znowu.
- Pytam o smak lodów - wyjaśnił.
- Aha, mogą być truskawkowe.
Reszta dnia upłynęła nam spokojnie, Kastiel o nic nie pytał, a ja już więcej nie myślałam o Danielu. Później zaczęło się ściemniać, więc rudzielec musiał już pojechać. Szybko się pożegnaliśmy, a on wsiadł do auta i ruszył w drogę powrotną.
Samotnie stałam i patrzyłam jak samochód powoli maleje. Znowu zaczęłam płakać, znowu czułam się tak jak wtedy.
- Dureń!!! - krzyknęłam za chłopakiem, ale samochód już dawno zniknął za linią horyzontu.
Otarłam łzy i zaczęłam się śmiać. - Przez ciebie nawet nie mogę już spokojnie płakać. - wyrzuciłam w pustkę.
Wtedy postanowiłam, że już nie będę, nie z takiego powodu.

***

Dzisiejszy rozdział jest trochę wcześniej, ale to tylko dlatego, że wyjeżdżam na prawie 2 tygodnie i będę pozbawiona internetu. Mam nadzieje, że podoba wam się mój twór. Cieszę się, że rozdziały wakacyjne wychodzą w wakacje (dodatkowy klimat). Dobra kończę, czas się pakować :D Pa, pa!
Szablon wykonała Domi L