czwartek, 16 lutego 2017

Rozdział 30

Renn
Obudził mnie piskliwy dźwięk budzika. Ocknęłam się z sennych marzeń i z roztargnieniem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Faktycznie zasnęłam na kanapie, co więcej usnęłam tak jak wróciłam wczoraj wieczorem. Z wielkim westchnieniem zwlekłam się z łóżka, piąta rano to zdecydowanie nie jest mój czas.
Samego ranka nie pamiętam za dobrze. Wiem tylko, że się najadłam, odświeżyłam i przebrałam. Pamiętam, że zwróciłam uwagę na wory pod oczami oraz deszcz za oknem. Najwyższa pora by jesień pokazała swoje ponure oblicze.
W szkole wylądowałam po szóstej, niestety deszcz zmusił mnie do nie najmilszego spacerku. Szkoła wydawała się tak nienaturalnie cicha. Dosłownie czułam jak mój oddech niesie się echem po całym budynku. Obiecałam Iris, że spotkamy się gdzieś... tam. Chyba przy pokoju nauczycielskim, a może w piwnicy? Zaspanym umysłem pogrążyłam się w tak głęboki stan zamyślenia, że gdyby nie dziewczyna, to zaszłabym, aż na dach. Iris pomachała mi ręką przed oczami, co wyrwało mnie z zamyślenia.
- Cześć Renn, widzę, że jesteś... - Spojrzała na mnie zakłopotana.
- Śpiąca? Prawie martwa? Wyczerpana? - podpowiedziałam jej sennym głosem.
- Yyy, dokładnie tak. - Uśmiechnęła się speszona.
- Spokojnie. - Poklepałam ją po ramieniu. - Niedługo mi przejdzie. Zmieniając temat, to gdzie jest profesorek? - Rozejrzałam się po holu. - Jakoś go tutaj nie widzę.
- Och, pan Farazowski trochę się spóźni. - Iris znowu się zmieszała.
- Super - mruknęłam ponuro i zamykając oczy usiadłam pod drzwiami do pokoju.
- Masz strasznie zły humor, prawda? - zagaiła po chwili moja koleżanka.
- Trochę, to dlatego, że mało spałam. - Spojrzałam na nią spode łba.
Nastała cisza, przyjemna cisza, która trwała kilkanaście minut, dopóki nie przyjechał Farazowski.
Mój wychowawca przeszedł korytarz radosnym, żwawym krokiem. W lewej ręce niósł swoją teczkę, a w prawej trzymał kubek kawy z najbliższej stacji benzynowej (chyba już wiadomo, dlaczego tak się ociągał). Farazowski wręcz promieniował radością życia, tak jakby zmienił się w dobrą wróżkę, która rozsiewa pokój i miłość na całym świecie. Dobił mnie, obraz nędzy i rozpaczy, tym swoim spacerkiem pt. „Życie jest piękne”.
- Witam, moje uczennice. - Skinął nam głową.
- Jest pan bardzo radosny - zauważyła Iris i uśmiechnęła się leciutko.
- Coś czuję, że to dobry dzień. - Uśmiechnął się promiennie i wszedł do pokoju.
- Jak kupowało się kawę, to na pewno jest ósmym cudem świata - mruknęłam pod nosem. Podniosłam się z podłogi i oparłam o szafki.
Fraziu poszukał pęku kluczy i wszedł z nami do kantorka. On i Iris rozmawiali radośnie o pogodzie, a ja w milczeniu szłam za nimi z ponurą miną. W końcu obudziłam się zupełnie, chociaż przenoszenie sceny, głośników, reflektorów i karnisza, mało kogo by nie rozbudziło.
Po przeniesieniu wszystkich potrzebnych rzeczy i ponownym zamknięciu kantorka, zajęliśmy się rozstawianiem wszystkiego w piwnicy. Na pierwszy ogień poszła scena, było to dość proste, choć praca szła nam mozolnie. Całe te męczarnie jednak były warte zachodu, scena pasowała idealnie, jakby ktoś specjalnie zrobił ją z myślą o naszej piwnicy. Podest zajmował cała szerokość pomieszczenia oraz dawał możliwość zrobienia kilku wielkich kroków do przodu, idealnie. Zabraliśmy się za kulisy. Iris pobiegła po materiał, który zostawiła nam Rozalia, a ja i Farazowski zawiesiliśmy karnisz. Znaczy on zawiesił, ja po wczorajszym sprzątaniu postanowiłam unikać wszelkich możliwych drabin. Nasze kulisy prezentowały się dobrze jak na ich prymitywność, ot dwie wielkie, czerwone kotary.
Podstawowe rzeczy były już gotowe, teraz przyszedł czas na trochę technologii. W rogach pomieszczenia porozstawialiśmy głośniki, a pod sceną umieściliśmy reflektory. Wdrapałam się na scenę i jako królik doświadczalny sprawdziłam jak to będzie wyglądać dla muzyków, Iris zrobiła to samo z perspektywy widza, a Fraz zajął się ich włączeniem. Zostały nam już tylko głośniki. Sprawa była dla mnie prostsza. Poprosiłam o włączenie muzyki i przeszłam się wzdłuż pomieszczenia, a potem stanęłam na środku. Wszystko było tak, jak być powinno.
- Nareszcie - sapnął nauczyciel.
- Myślałam, że nigdy tego nie skończymy - zawtórowała mu Iris.
- Nie było tak źle. - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - Pomyśl o tym tak, teraz było ciężko, a co dopiero po imprezie. Wtedy to będzie piekło.
- Nie pocieszasz mnie - jęknęła mi w odpowiedzi.
Zaśmiałam się.
- Chwileczkę, dziewczyny, wy chcecie to potem posprzątać same?! - zapytał zszokowany wychowawca.
Przytaknęłyśmy.
- Przecież... Przecież to szaleństwo! Sprzątanie we dwójkę po takim wydarzeniu jest nierealne!!! Nie macie nikogo do pomocy? - Spojrzał na nas z przerażeniem.
- Nie - odpowiedziałyśmy jednocześnie.
- Nikt nie lubi takich rzeczy - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Nikt nawet się nie zgłosił - dodała rudowłosa lekko przygnębiona.
- Toż to absurd! Ja-ja coś wymyślę. Iris przyjdź do mnie na długiej przerwie, rozwiążemy ten problem.
- Dobrze, proszę pana. - Kiwnęła lekko głową.

Sam
Kolejny dzień przywitał mnie kiepską pogodą. Może to i dobrze, że pada, tylko dlaczego na mnie?! Umówiłem się z chłopakami, że od razu pójdziemy do piwnicy, a oni się spóźniali. Już dwie minuty! Może by mi to tak nie przeszkadzało, gdybym nie stał na głupim deszczu! Byłem już nieźle zmarznięty, kiedy w końcu się pojawili. Ku mojej uldze bez słowa poszli w kierunku szkoły.
- Wyglądasz jak zmokła kura - zauważył Nataniel na powitanie.
- Serio? No co ty nie powiesz? - Rzuciłem mu sarkastyczne spojrzenie.
- Na waszym miejscu skupiłbym się na próbach - mruknął marudnie Kastiel.
- A tobie co? - Spojrzałem na niego badawczo.
- Ma zły humor, już od samego początku, kiedy Renn go do nas zaciągnęła - wytłumaczył Lysander.
- Nie lubi jak dziewczyna nim rządzi - szepnął mi do ucha gospodarz.
- Żaden chłopak nie lubi jak laska rozstawia go po kątach! - wykrzyknął Kastiel. Najwyraźniej Nataniel nie szeptał, aż tak cicho. - Nie rozumiem waszego podejścia. Kompletnie wam zwisa, że Renn wszystkim rządzi, a ty jej jeszcze potakujesz! - Spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- Nie przytakuje jej - zaprzeczyłem spokojnie. - Wiem, że ona wie co robi, nie pierwszy raz widzę ją przy pracy.
- Prawda, w jej teczce napisane jest, że organizowała koncerty charytatywne - przytaknął mi blondyn.
- Czyli to tym się zajmuje - mruknął zamyślony Lysander.
- Nie tylko. - Spojrzałem na nich, nie mogąc ukryć podziwu. - Renn co roku organizowała coś w gimnazjum albo na prośbę rodziców. Ale tak naprawdę siedzi o wiele głębiej w tym biznesie. W naszym poprzednim mieście jest bardzo dużo muzyków, tworzą istny muzyczny półświatek.
- Słyszałem o tym. - Spojrzał na mnie Lysander. - Chodzi o Stary Teatr i jego strefy, prawda? Zawsze chciałem tam zaśpiewać. - Uśmiechnął się lekko.
- Ta - przytaknąłem mu. - W naszym mieście funkcjonował wybitny teatr, ale zbankrutował. Budynek przejęli muzycy, zrobili z niego Stary Teatr. Potem podzielili miasto na strefy, żeby zachować jakiś porządek pomiędzy muzykami. Przedmieście podzielono na osiem stref, środek na cztery, a centrum zostało jedną wielką strefą. Na każdym terenie jest zarządca, a nad tym wszystkim władzę ma Dez, prosto z centrum. Zespoły grają na wyznaczonych terenach, a raz w tygodniu najlepsi dają koncert u Deza. Za to raz do roku, najlepsze piątki z każdej strefy biorą udział w wielkim koncercie charytatywnym. Sześćdziesiąt pięć zespołów w jednym miejscu, z różnymi możliwościami i wymaganiami, a Renn pomagała tym wszystkim kierować, rozumiecie? Ona organizowała coś takiego!
Wszyscy zamilkli.
- To normalne, że będzie dla nas okropna, ale to dlatego, że jej zależy. - Zakończyłem swój wywód ogromnym, dumnym uśmiechem.
- To z waszego miasta jest REM, czyli Tytania grała w... - urwał Lysander.
- REM grał w Teatrze. Naszą strefą było centrum.
Weszliśmy do piwnicy mijając się z Kim w drzwiach. Zaparło nam dech w piersiach, Ren i Iris siedziały na scenie! Cała piwnica przeszła gruntowną metamorfozę. Przy scenie postawiono reflektory, w każdym z rogów stał głośnik, zrobiono nawet kulisy. Rena polerowała jeden z talerzy nowej perkusji, przy której stał mój bas i gitara Kastiela, które przynieśliśmy dzień wcześniej.
- Ta-dam! - krzyknęły dziewczyny, kiedy nas zobaczyły.
- Jak wam się podoba? - spytała onieśmielona Iris.
- Robi wrażenie, co nie? - Renn puściła do nas zawadiacko oczko.
- To wy to zrobiłyście? - spytał najspokojniej rudzielec.
Dziewczyny jednocześnie przytaknęły.
- Albinosie. Jesteście niesamowite! - Chłopak podbiegł do nich i mocno je wyściskał.
- Zadziwiające - mruknął Nataniel z podziwem.
- Zgadzam się, jesteście niesamowite i zadziwiacie mnie coraz bardziej. - Lysander z uznaniem oparł ręce na ramionach naszych dobrych wróżek.
- Musiało to wam zająć dużo czasu, kiedy wy to zrobiłyście? - zwróciłem się do rudowłosej.
- No więc, umówiłyśmy się na szóstą z panem Farazowskim, a potem jeszcze Kim przyniosła perkusję, którą pożyczyła od kolegi. - Stała się czerwoniutka jak pomidor.
- Dzięki, to jest niesamowite - mruknąłem i poklepałem ją przyjacielsko po ramieniu.
- To nic ta...
- To wielkie coś, naprawdę, wielkie dzięki. - Uśmiechnąłem się łagodnie, kiedy zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Ok, panowie, od teraz liczę, że pójdzie nam lepiej niż na początku - Renn przybrała ironiczny ton. - Dlatego zacznijcie próby. Ostrzegam, przyjdę was nadzorować. - Skłoniła się teatralnie, po czym porwała Iris i razem z nią uciekła na lekcje.

Renn
Na długiej przerwie umówiłam się z Peggy na nasz, wymuszony, wywiad. Po porannej euforii mój dobry humor stał się niezniszczalny, nawet coraz mocniejszy deszcz nie był w stanie go zepsuć.
Weszłam do biblioteki, to tu umówiłam się na ten cyrk. Peggy już na mnie czekała razem ze swoim dyktafonem. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej i starałam się zignorować dyktafon, który jak błyskawica pojawił się przy moich ustach.
- Hej, Renn - przywitała się przymilnym głosem szkolna dziennikarka. - Mam dzisiaj do ciebie kilka pytań.
- Wal - mruknęłam  odsuwając się minimalnie od dyktafonu.
- Cała szkoła huczy o koncercie, który organizujesz. Skąd ten pomysł? - Wcisnęła mi urządzenie prawie do ust.
- Właściwie to nie ja wpadłam na ten pomysł, tylko nasz nowy kolega, Sam. To on przekonał mnie, żeby zorganizować tę imprezę, więc wykonałam plan i teraz go realizuje. - Przechyliłam głowę na prawo.
- Ty i Sam bardzo się lubicie, to twój przyjaciel, prawda? Długo go znasz? Jak się poznaliście? - zarzuciła mnie kolejnymi pytaniami z prędkością karabinu maszynowego.
- Te pytania nie mają nic wspólnego z koncertem. - Spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Ale na nie też możesz odpowiedzieć. - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze i zbliżyła jeszcze bardziej swój dyktafon.
- Przestań mi wciskać ten sprzęt do ust i zadaj następne pytanie - warknęłam.
- Ale o co ci chodzi? Ja chcę mieć jak najlepszej jakości nagranie. - Zrobiła mina niewiniątka.
- Jak zmiażdżę ci to cholerstwo, nie będziesz miała żadnego nagrania - zagroziłam jej.
- Jeju, ale drażliwa, masz jakiś problem? - ożywiła się.
- Peggy! - krzyknęłam oburzona.
- Dobra, już dobra. Słyszałam, że miałaś problemy ze skompletowaniem zespołu...
- Ale został już zażegnany - przerwałam jej.
- Rozumiem, że znasz członków zespołu. Czy można wiedzieć, kto zagra na naszej scenie?
- Jasne. Na gitarze zagra Kastiel, na basie Sam, na perkusji Nataniel, a zaśpiewa Lysander.
- Czy możesz zdradzi...
- Wątpię, żeby to pytanie miało znaczenie dla koncertu - przerwałam jej bez skrupułów po raz drugi.
- Dobra - syknęła niczym żmija. - W takim razie, jak duży sukces może osiągnąć ta impreza?
- Moim zdaniem... Możemy odnieść duży sukces. Mamy dobrą promocję i zaczynamy przed sezonem, więc wszystko powinno nam się udać, a zysk będzie dość duży. Ale to tylko moje przypuszczenia - dodałam szybko.
Szkolna dziennika przymierzała się do kolejnego pytania, ale właśnie zadzwonił dzwonek.
- Koniec - odetchnęłam z ulgą i podniosłam się z krzesła.
- Chwileczkę, mam jeszcze parę pytań! - nie odpuszczała.
- Wybacz Peggy, ale umówiłyśmy się na przerwę, a ona właśnie się skończyła, jak twój czas. Pa. - Odwróciłam się do wyjścia.
- Kiedy to mi nie wystarczy! - zaprotestowała.
- Zadałaś mi tyle pytań, że na pewno coś napiszesz.
Nie zważając na dalsze protesty, wyszłam by uczestniczyć w następnym spotkaniu. Obiecałam chłopakom, że do nich zajdą. Czas to spełnić, obym nie zastała tam trupów.

Sam
- Czegoś nam brakuje - oznajmił Lysander.
Miał racje, czegoś nam brakowało. Nasza muzyka nie brzmiała jak muzyka, miałem wrażenie, że jest płaska, nierealna. Dyskutowaliśmy o tym siedząc na sofie z materacy, musieliśmy zrobić sobie przerwę.
- Wiesz czego nam brakuje? Dobrego perkusisty!!! - wrzasnął Kastiel w twarz Lysandrowi. - Renn załatwiła nam bezużytecznego bufona, który nie odróżnia...
- Zamknij się! Gdyby nie ona, nic byście nie zagrali, debilu!!! - wrzasnął na niego Nataniel.
- Uspokójcie się, krzyk nam nie pomoże - powiedział spokojnym tonem nasz wokalista, chcąc załagodzić sytuację.
Nataniel odszedł w przeciwny kąt pomieszczenia, za to rudzielec zaczął wyzywać swojego kolegę, który zniósł wszystko ze stoickim spokojem. Podziwiam.
Burzliwa wymiana zdań zakończyła się kolejną próbą, tym razem muzyka brzmiała jeszcze gorzej. Mimo wszystko zagraliśmy te trzy piosenki kilka razy, aż nagle Nataniel rzucił pałeczką w Kastiela. Ten wkurzony odstawił gitarę i rzucił się na blondyna. Zaczęli się szamotać i przekrzykiwać. Absolutnie nic nie zrozumiałem z całej tej kłótni, wyłowiłem tylko pojedyncze słowa. Nataniel przez przypadek rzucił w Kastiela, ale tamten uważał zupełnie inaczej, chyba coś w tym stylu. Ja i Lysander rzuciliśmy się, żeby ich powstrzymać.
Nie mam pojęcia jakby się to skończyło, gdyby ona się nie pojawiła.
- CO TU SIĘ, DO KURWY NĘDZY, DZIEJE?!!! - wrzasnęła.

Renn
No nie wierze, co za idioci! Wchodzę do piwnicy gotowa na jakąś drobną sprzeczkę, a zastaje bijatykę! Gdyby nie ja, pozabijaliby się tu. Zareagowałam błyskawicznie, stanęłam między Kastielem i Natanielem. Odepchnęłam obu, a później usadziłam całą czwórkę na kanapie i mocno ich zrugałam:
- Co wy sobie wyobrażacie?! Mamy mało czasu, a wy zamiast ćwiczyć urządzacie sobie zapasy!!! Można wiedzieć, co tu się stało?!!! - Spojrzałam na Sama.
- Nataniel rzucił w Kastiela pałeczką - mruknął cicho.
Przeniosłam wzrok na blondyna.
- Pałeczka mi wypadła. - Zaśmiał się nerwowo.
-Wypadła? - Moje brwi powędrowały do góry. - Niech wam będzie, nie mam ochoty tego drążyć. Musimy wrócić do pracy. - Spojrzałam na Kastiela. - Jak ci idą aranżacje?
- Skończyłem trzy - mruknął.
- Co, tylko tyle? - spytałam zawiedziona.
- Wybacz, że nie jestem geniuszem muzycznym. Zresztą i tak nie możemy tego zagrać - prychnął z goryczą.
- Lysander?
- Kastielowi chodzi o to, że nie jesteśmy jeszcze zgrani - wytłumaczył mi.
- Brzmimy tak płasko - dodał Sam.
- Posłucham was. - Posłałam mu uspokajające spojrzenie.
Sam westchnął z ulgą, a reszta się na nas dziwnie popatrzyła.
- Tak poza tym, Kastiel daj mi swoje piosenki. Zrobię wam te aranżację. - Wyciągnęłam do niego rękę.
- Czyżbyś we mnie nie wierzyła? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Czyżbyś nie pamiętał, jak przekonałam cię do zrobienia makiety? - opowiedziała pytaniem na pytanie i zrewanżowałam się mu takim samym uśmieszkiem.
- Dobra - westchnął. - Masz to, papier nutowy jest w środku. - Podał mi czarną teczkę.
- Świetnie. Teraz możemy posłuchać, tej „płaskiej” muzyki.
Bez poganiania muzycy zajęli swoje miejsca, a ja i Lysander usiedliśmy w końcu piwnicy. Chłopcy zaczęli grać, białowłosy w skupieniu przysłuchiwał się melodii, za to ja bazgrałam ołówkiem po papierze nutowym. Muzyka jaką grali, nie była płaska, jak to powiedział Sam. Każdy dźwięk wydawał się osobnym, a muzyka sprawiał wrażenie rozjechanej, rozciągniętej. Podniosłam rękę, żeby im przerwać.
- Waszym problemem jest brak spójności. Nie umiecie się zgrać - oświadczyłam poważnie.
- Co? Nasz timing jest dobry! - zaprzeczył gorliwie Kastiel.
- Nie jest, jest minimalnie niedopracowany. - Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie wsłuchałaś się w to porządnie ani razu, cały czas zajmowałaś się nutami - spytał Lysander patrząc na mnie z lekką pretensją.
- Nie mus...
- Rena wie, co robi, kto jak kto, ale ona ma muzyczny dar - przerwał mi mój najlepszy przyjaciel. - Jeśli wiesz, co jest tutaj nie tak, to nam to powiedz.
- Jak chcesz - mruknęłam. - Wasza muzyka jest rozjechana, kompletnie się nie słuchacie. Nataniel, to ty masz wybijać rytm, a nie dopasowywać się do reszty grupy. Wszystko zależy od ciebie. Kastiel, musisz oddać pałeczkę perkusiście i dostosować się do niego. Nie możesz wybiegać do przodu. Sam, ty powinieneś przyspieszyć. Nie słuchasz ani rytmu, ani nie nadążasz za gitarą. Skupcie się na rytmie, a wszystko będzie dobrze.
Zespół przytakiwał na każde moje słowo. Widać było, że brali sobie te rady do serca. Zostałabym z nimi dłużej, ale właśnie zadzwoniło moje przypomnienie o Starym Teatrze.
- Ok, to na tyle. Zbieram się, a wy poćwiczcie jeszcze jakiś czas. - Podniosłam się z ziemi i otrzepałam spodnie.
- Dokąd idziesz? - spytał Nataniel.
- Mam do załatwienia kilka spraw. Zobaczymy się jutro. - Chwyciłam torbę i wybiegłam ze szkoły.
Na dziedzińcu znowu spotkałam tą dziwną dziewczynkę. Kolejny raz wyminęłam ją bez słowa i pobiegłam na przystanek autobusowy, żeby pojechać do Starego Teatru.
Tym razem korki i pogoda sprawiły, że na miejsce dotarłam z godzinnym opóźnieniem. W czasie tej trzygodzinnej podróży zdążyłam skończyć kilka aranżacji, mimo to nienawidzę autobusów.
Kiedy dotarłam w środku wszyscy już pracowali, tym razem przyszło więcej osób, ale nadal nikt znajomy. Wszyscy zajęci byli wieszaniem dekoracji lub pracowali za kulisami. Vanessa gdy mnie zobaczyła, rzuciła wszystko i pobiegła się przywitać. „Rzuciła” w dosłownym znaczeniu i to wiadrem, które spadło na nogę jakiegoś nieszczęśnika.
- Renn! - Rzuciła mi się na szyję, prawie wytrącając mnie z równowagi.
- Hej. - Pogłaskałam ją po plecach, żeby zeszła na ziemię.
- Spóźniłaś się - zauważyła naburmuszona.
- To nie moja wina. - Podniosłam ręce w obronnym geście. - To wina autobusu i korków, i deszczu.
- Taa, jasne. - Wywróciła oczami. - Zresztą nieważne, dzisiaj mamy pogadać z Dezem. Powie nam, kto zaśpiewa ile piosenek. - Uśmiechnęła się rozmarzona. - Nie mogę się doczekać.
- Widzę. - Posłałam jej przyjazny uśmiech. - Ale nie przyszłyśmy się tu bawić. Z czym mam pomóc?
- Noo, więc... - Rozejrzała się po całej sali. - Możesz pomóc przy zawieszaniu dekoracji, tam w lewym rogu, a potem będziemy ustawiać specjalny podest.
- Ok, to do pracy.
Zrzuciłam swoją kurtkę, bluzę z kapturem i torbę na pierwsze lepsze krzesło, a później zajęłam się naklejaniem dekoracji. Dekoracje były dość łatwe w obsłudze, do tego przyjemnie się je zakładało. Wśród tegorocznych ozdób znajdowały się dynie, pająki, pajęczyny i czaszki, czasem nawet całe kościotrupy. Skończyłam ozdabiać swoją część i usiadłam odpocząć. Przy okazji oglądając jakiegoś chłopaka, który próbował trzymać drabinę Vanessie. Dziewczyna niczym małpa skakała ze stopnia na stopień w szalonym tempie, a biedny piętnastolatek starał się utrzymać chyboczący się obiekt w pionie. Wyciągnęłam nogi przed siebie i z niemały rozbawieniem oglądałam całe przedstawienie.
Później ktoś zza kulis zawołał wszystkich pracujących na sali, kazano nam przenieść podest. To było najgorsze i najcięższe zadanie podczas całej organizacji. Podest w gruncie rzeczy był niepozorny, zwykłe schodki w kształcie koła, mimo to posiadał specjalne obręcze, które podświetlały wszystko fluorescencyjnym światłem. Krótko mówiąc bardzo drogi sprzęt i cholernie ciężki. Montowanie tego zajęło całe pół godziny. Musieliśmy jeszcze sprawdzić, czy wszystko działa jak należy. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Brawo moi drodzy. Jestem z was dumny! - Ktoś zaczął bić brawo.
Jak na komendę wszyscy odwrócili się w stronę drzwi. Stał w nich Dez, dziś trzydziestotrzyletni mężczyzna, właściciel Starego Teatru. Miał zaczesane do tyłu jasnobrązowe włosy oraz małe, piwne oczy. Ubrany był w biały garnitur, bardzo uwielbiał je nosić, z lawendową koszulom. To połączenie świetnie oddawało jego osobowość, stosowny z dozą szaleństwa.
- Miło zobaczyć jak wszyscy pracujemy nad naszym przyszłym sukcesem. Niestety, muszę wam to przerwać, mamy zebranie w Barowej z resztą poprzedniej czołówki - oświadczył uroczyście. Wspomniałam, że ma podobny styl mówienia, co pan Borys?
Wszyscy skierowali się do Barowej jak zarządził nasz lider. Sala była mniejsza od Siedzącej, ale miała więcej wolnej przestrzeni. W lewym rogu od drzwi stał bar, a za nim regały pełne alkoholu lub innych napojów. Gdzieniegdzie ustawiono stoły piknikowe na cztery osoby, razem było ich chyba z dziesięć. Przed stołami stała niezła scena. Prosta, utrzymana w najwyższej czystości.
Dez wskoczył na jej środek. Rozejrzałam się po innych osobach. Wypatrzyłam Alice z zespołu „Angel” i Dianę z „Silver rock”, dawne rywalki Tytanii. Usiadłam z Van na tyłach całej tej zgrai i skupiłam się n wytycznych od Deza.
- W tym roku odbędzie się tu, prawdziwa walka pokoleń. Ulubieńcy kontra legendy! - wykrzyknął entuzjastycznie. - Zaczniemy od ulubieńców.
Spojrzał w prawo, gdzie siedziały grupy gimnazjalistów. Nikogo nie rozpoznałam.
- W tym roku będziecie wieść prym. Wystąpicie w pełnych składach i możecie zagrać tyle piosenek, ile chcecie. - Spojrzał w swoje notatki, które wytrzasnął nie wiadomo skąd. - Po podliczeniu waszych występów, macie do dyspozycji trzy godziny. Weterani dostaną dwie. - Podniósł wzrok na naszą stronę. - Weterani mają przez to ograniczoną liczbę piosenek, a ze względu na pewne... Życiowe niespodzianki wystąpią, tylko wokaliści. Postanowiłem rozłożyć wam liczbę piosenek według własnego uznania. Maksymalnie można zaśpiewać sześć kawałków. - Odchrząknął i zaczął czytać. - Jedną piosenkę zaśpiewają: Dorian z „REM” i Ginny z „Angel”. Dwie...
Wyłączyłam się w tym momencie i zamknęłam oczy. Z mojego prawie snu wyrwało mnie szturchnięcie Vanessy. Skupiłam się.
- Sześć piosenek zaśpiewają: Alice z „Angel”, Diana z „Silver rock” i Tytania z „REM”. Do tego każda z was musi zaśpiewać jedną nową piosenkę o tematyce Halloweenowej. Miło by było gdybyście dostarczyły tutaj listę utworów i demo do końca przyszłego tygodnia, żebyśmy mogli wszystko tutaj przygotować. Ok, to...
Przestałam słuchać i skupiłam się na Van.
- Trzeba skomponować nową piosenkę?! - syknęłam w jej stronę.
- No tak, nie mówiłam ci? - spytała radośnie.
Ponuro pokręciłam głową.
- Ups... - mruknęła zażenowana. - Zdążysz z tym, co nie? W końcu to ty. - Popatrzyła się na mnie z nadzieją.
- Mam dwa tygodnie, chyba się wyrobię jak dzisiaj zacznę. - Spojrzałam na zegarek. - Cholera za chwilę mam autobus. Napisz mi o czym była reszta, a ja spadam.
- Jasne, papatki. - Dziewczyna pomachała mi, a ja wybiegłam jak oparzona.
Droga powrotna minęła zdecydowanie szybciej, ale nadal deszczowo. W autobusie obmyśliłam zamysł przyszłego utworu i postanowiłam zacząć już dzisiaj oraz otrzymałam krótkiego SMS-a od Iris z wiadomością, że nauczyciele postanowili posprzątać po naszej imprezie.
Dzisiejszej nocy zdradzę wam mój sekret. W moim domu, naprzeciwko drzwi do mojej sypialni są inne, bardzo zniszczone, obdrapane do granic możliwości drzwi, za którymi trzymam drugą część swojego życia. Wszystko jest tam z czasów, kiedy ja i „REM” regularnie dawaliśmy koncerty. Mam tu wszystko! Każdy ciuch, który zakładałam na scenę. Płyty, które wydaliśmy. Zdjęcia naszej bandy oraz najważniejszą rzecz, moje własne, przenośne pianino, do którego usiadłam i zaczęłam grać nową melodię. Rozmarzona zamknęłam oczy, a moje ręce same płynęły, po dobrze znanych mi klawiszach. Tak kołysana dźwiękami nie wiem, kiedy zasnęłam.
Dni mijały, a ja pracowałam z całych sił, od rana do wieczora chodziłam na pełnych obrotach. W szkolę zajmowałam się próbami chłopaków i kończeniem aranżacji, a wieczorem pomagałam w Starym Teatrze i pisałam piosenkę dla Tytanii. Byłam coraz bardziej zmęczona, wszystko to wysysało ze mnie resztki energii. Dochodziło już do takich absurdów, że zamiast spać w łóżku, zasypiałam na własnym instrumencie. Przez to wszystko byłam blada jak ściana, przysypiałam wszędzie gdzie się dało i miewałam złe humorki. Do tego Vanessa zabroniła mi farbować końcówki do czasu koncertu. Biedactwa były już tak wyblakłe...
Kolejny raz poszłam odwiedzić zespół w ich piwnicy. Miałam im oddać ostatnią partię piosenek. Chłopcy siedzieli na sofie i zajadali się kanapkami, które przyniósł im Lysander. Nad ich głowami wisiały dwa plakaty, których wcześniej nie widziałam. Pewnie przynieśli je niedawno. Na jednym z nich było ogłoszenie naszego koncertu, a na drugim informację o koncercie w Starym Teatrze. Zrobiło mi się gorąco.
W tym czasie wszyscy mnie już zauważyli i przestali rozmawiać.
- Renn? Żyjesz? - Sam spojrzał na mnie z troską.
Ocknęłam się
- Tak. Ja... Mam dla was resztę aranżacji. - Wygrzebała z torby czarną teczkę i podałam Kastielowi.
- Wyglądasz jak żywy trup - zauważył rozbawiony.
- Czy ty raz w życiu nie możesz powiedzieć normalnie „Dziękuję” i się zamknąć? - spytałam rozdrażniona.
- To nie w moim stylu, kotku - mruknął. - O, a to co? - Wyciągnął jakieś nuty. - „Chodząca nocą”?
Przeszedł mnie zimny dreszcz. Szybko wyrwałam mu moją kompozycję z ręki.
- Ej! - oburzył się.
- To nie twoje - warknęłam.
Sam spojrzał na mnie i na drzwi. W mig pojęłam, o co mu chodziło.
- Muszę już iść. Mam trochę pracy. - Wyszłam czym prędzej na zewnątrz.

Sam
- Co z nią jest dzisiaj nie tak?! - warknął do mnie Kastiel.
Wzruszyłem ramionami.
- Może nie lubi, gdy ktoś przegląda jej prace - mruknął Lysander.
- Albo gdy wtyka nos w nieswoje sprawy - dodał kpiąco Nataniel.
- To był przypadek!
- Jasne, wierzymy ci.
- I kto to mówi, panie pałeczka?!
- Przestańcie się nawzajem prowokować - przerwałem im rozsiadając się na sofie. - Po porostu pogadajmy o czymś przyjemnym i nie dotyczącym Reny.
- Twoja najdroższa, najukochańsza przyjaciółka cię zmęczyła? - parsknął rudzielec.
- Nie, nadal jest moją najdroższą, najukochańszą przyjaciółką, ale zdecydowanie za dużo jej w naszych rozmowach.
- Zgadzam się z tym. Powinniśmy skupić się na ważniejszych rzeczach - dodał poważnie nasz wokalista.
- Próbach? - Nataniel rzucił na niego niepewne spojrzenie.
- Nie. Na koncercie Tytanii w ten piątek.
Kastiel uderzył się w czoło.
- Stary, to już obsesja. I tak tego nie zobaczysz, ponieważ bilety są wyprzedane i masz swój własny koncert dzień później. - Spojrzał na swojego przyjaciela, jakby ten zwariował.
- Co z tego? Nie mogę się chociaż nacieszyć, że znowu zagra na scenie? Minął rok, od kiedy oddała pałeczkę innym - westchnął udręczony.
- Takie życie, musiała to zrobić. Cały „REM” musiał to zrobić - mruknąłem.
- Dlaczego wasz zespół się rozpad? - zapytał nagle zainteresowany Nataniel.
- To był nieplanowany żart życia - odparłem z nieskrywaną goryczą. - Tytania miała problemy rodzinne i... kilka innych rzeczy. Mat musiał przejąć więcej obowiązków rodzinnych. Mi zmarła mama, a reszta nie mogła sobie bez nas poradzić na scenie i już. W jednej chwili byliśmy na fali, a w drugiej zniknęliśmy ze sceny.
- Och. - Lysander nie wiedział co powiedzieć, jak cała reszta.
- Nie zamartwiajcie się tak, było minęło. Nie ma się nad czym rozwodzić, już się z tym pogodziliśmy.
- To nadal dość przykre - zauważył smętnie białowłosy.
- Daj spokój, luz. - Uśmiechnąłem się, ale to go nie przekonało. Postanowiłem podejść go z innej strony. - A skoro już o tym mowa, to nigdy nie powiedziałeś dlaczego tak szalejesz za Tytanią.
- Gdyby nie ona, nie byłoby mnie tu. - Spojrzał mi prosto w oczy. - Dzięki niej tworzę.
- Pojechałeś, stary - mruknął sarkastycznie Kastiel.
- Ja cię rozumiem. - Zignorowałem komentarz rudzielca i skupiłem się na swoim rozmówcy. - Dlatego mam świetny pomysł. Kumpela z zespołu pomaga przy organizacji, załatwię nam cztery bilety. W końcu musimy się wyluzować przed występem.
- To brzmi super, ale droga w obie strony zajęłaby sporo czasu, a musimy się przed koncertem jeszcze przygotować - zauważył Nataniel. - Do tego, moi rodzice dostaliby zawału, gdyby się dowiedzieli, co chce zrobić - dodał mimochodem.
- Całe szczęście, że inni nie mają tak skomplikowanych problemów. - Kastiel cmoknął protekcjonalnie, próbując sprowokować perkusistę. Nie udało mu się.
- Mógłbyś powiedzieć, że nocujesz u znajomego, żeby pouczyć się z nim do ważnego testu albo dać mu korki - podsunąłem mu pomysł i przeczesałem dłonią włosy.
- Ta, tylko u kogo miałbym zanocować? U ciebie? - Uniósł lewą brew.
- Mam małe mieszkanie, ale czemu nie. - Wzruszyłem ramionami.
- Mam lepszy pomysł. Zanocujcie u mnie, będzie blisko do szkoły, wszyscy od razu będziemy na miejscu, a Leo pojedzie wtedy do rodziców na wieś.
- To świetny plan. Koncert, a potem nocka w pustej chacie, ale zapomniałeś o jednym szczególe. Stary, co my zrobimy z Renn? Przecież jak się o tym dowie, to nas rozszarpie.
- Nie spinaj się tak, Kastiel. Powinniśmy ją zaprosić, nie wścieknie się - zauważyłem leniwie się przeciągając.
- Ma spać z nami pod jednym dachem?! - wykrzyknął Nataniel, który z wrażenia poderwał się na równe nogi.
- A czemu nie? To tylko ona, oczywiście jeśli Lysander się zgodzi. - Spojrzałem na chłopaka.
- Myślę, że to dobry pomysł. Powinniśmy zaprosić ją i na koncert, i na nocowanie. W końcu nie możemy wykluczyć jej z naszej grupy. - Pokiwał w zamyśleniu głową.
- Ok, jak chcecie - powiedział obojętnym tonem rudzielec, wzruszył ramionami i podniósł się. - Pogadacie o tym jak tu wpadnie, a do tego czasu poćwiczymy kilka kawałków, chyba że chcecie zostać pozbawieni przez nią głów.
- Przesadzasz. - Oboje z Lysandrem wstaliśmy z siedzenia.
- Naprawdę? To czemu wstajesz? - spytał kpiąco gitarzysta.
- Bo z nią to nigdy nic nie wiadomo - westchnąłem przeciągle.

Renn
Zamknęłam za sobą drzwi do pokoju gospodarzy, od kiedy Nataniel zaczął spędzać dni w piwnicy, zaczęłam zachowywać się tu trochę grzeczniej. Nie wiadomo na kogo można wpaść. Na moje szczęście dzisiaj zastałam Melanię, odpowiednia dla mnie osoba, na odpowiednim stanowisku. Podeszłam do biurka.
- Potrzebuje informacji o naszych funduszach - wypaliłam prosto z mostu.
- Pewnie, zaraz ci to znajdę. Potrzebujesz tego dla dyrektorki? - Dziewczyna schyliła się i otworzyła szafkę w biurku.
- Nie, już u niej byłam, chcę po prostu sprawdzić, ile nam zostało. - Usiadłam na jednym z krzeseł.
- Proszę bardzo. - Podała mi papier.
- Dzięki. - Spojrzałam na kartkę i przejrzałam całą listę wydatków. - Zostało więcej niż myślałam - mruknęłam.
- Może coś zorganizujemy? - spytała Melania i zajrzała mi przez ramię.
- Moglibyśmy zrobić coś dodatkowego, ale co? Masz jakiś pomysł? - Odwróciłam głowę w jej kierunku.
- Nawet... Mogłybyśmy zorganizować stoisko z napojami. Moi rodzice znają pewnego sklepikarza, można by zamówić u niego kilka różnych soków, wodę i coś gazowanego, a potem to sprzedać. - Posłała mi uprzejmy uśmiech.
- Jasne, możemy tak zrobić - przytaknęłam. - Ale kto się tym zajmie? - zapytałam sama siebie.
- Ja mogę to zrobić. I tak zgłosiłam się do zrobienia listy obecności, więc przy stoisku nie będę się nudzić - zaproponowałam uprzejmie.
- Jeśli chcesz. - Wzruszyłam ramionami. - W każdym razie zbieram się dzisiaj wcześniej, więc porozmawiaj o tym z Iris.
Podniosłam się i wyszłam na korytarz. Musiałam jeszcze zajrzeć do piwnicy i sprawdzić stan zespołu. Całe szczęście, że Kastiel i Nataniel uspokoili się po wybryku z pałeczką, zaczęli nawet normalnie rozmawiać. Zeszłam po schodach i zastałam całą czwórkę rozmawiającą z ożywieniem na kanapie. Dlaczego zawsze, kiedy tu wchodzę, zastaje ich przy rozmowie, a nie na graniu?
- O czym tak zawzięcie dyskutujecie? - usiadłam obok nich na ziemi.
- O koncercie Tytanii - odpowiedział mi rzeczowo Nataniel. - Chcemy się na niego wybrać, a potem nocować u Lysandra...
- Jedziesz z nami, czy miauczysz, że tak nie wolno? - przerwał mu opryskliwie Kastiel.
- Ha, ha, ha. - Spojrzałam na niego zadziornie. - Tak się składa, że nie mam ochoty na koncerty.
 - Jesteś pewna? Myślałem, że się na to skusisz, w końcu ty też lubisz jej piosenki. - zasmucił się Lysander.
- Cóż ciężko mi jej nie lubić - mruknęłam do siebie. - Na prawdę, chętnie bym z wami pojechała, ale to nie moje klimaty, za to nocowanie jest ok - powiedziałam najgłośniej jak umiałam. - Pod warunkiem, że ktoś podrzuci mnie do twojego domu. - Spojrzałam porozumiewawczo w stronę Sama.
- Jeśli chcesz, to mogę zabrać cię jak będziemy wracać. No chyba, że zabierzesz ze sobą małą niespodziankę. - Brunet uśmiechnął się tajemniczo.
- Nie bój się, nie zamierzam. - Odpowiedziałam mu takim samym uśmiechem.
Chłopcy popatrzyli na nas dziwnie, wtedy zadzwoniło moje przypomnienie. Wyłączyłam je i wstałam, żeby wyjść.
- Czas na mnie. -Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu.
- Dokąd tak pędzisz, Renn? - zapytał podejrzliwie Kastiel.
- Gdzieś, to nie twój interes - syknęłam chłodniej niż chciałam.
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć? To zaczyna robić się coraz bardziej podejrzane. - Przeszył mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Podejrzane?! - prychnęłam. - Co takiego, to że wychodzę ze szkoły?
- Każdy z nas to zauważył, coś nam tu śmierdzi. - Rudzielec nie ustępował.
- Niby co takiego robię? Ja tylko wychodzę wcześniej. - Zbyłam go machnięciem ręki.
- Nie wiem co robisz, ale to podejrzane, że zawsze wychodzisz o tej samej porze. Później idziesz na przystanek i jedziesz do sąsiedniego miasta, a na następny dzień wyglądasz jak trup. Do tego jeszcze ta nowa piosenka, co ty knujesz? - Kastiel wycelował swój palec we mnie.
Spojrzałam po całej reszcie, Nataniel i Lysander wbili wzrok w ziemie i unikali mojego spojrzenia jak ognia. Mądrale, o wszystkim wiedzieli! Pewnie naradzili się we trójkę i doszli do jakichś dziwnych wniosków, a czarną robotę zostawili Kastielowi. Jak mogłam dać się tak złapać? Cholera, za bardzo rzucałam się z tym wszystkim w oczy. Ręce zaczęły mi drżeć. Muszę szybko wpaść na jakąś dobrą wymówkę!
Kątem oka wychwyciłam na sobie ukradkowe spojrzenie Sama. Nie próbował mnie bronić, ani mi pomagać, ale rozumiałam dlaczego. Jego słowa wcale nie poprawiłyby mojej sytuacji, przeciwnie reszta jeszcze bardziej przyparłaby mnie do muru. Sama musiałam wydostać się z tego wydostać.
- Renn, po prostu nam powiedz, nie będziemy cię oceniać. Po prostu martwimy się o twoje zdrowie - błagał Lysander.
- Dobra - westchnęłam z rezygnacją. - Powiem wam. Znalazłam sobie dodatkową pracę - skłamałam. - Chcę kupić coś do domu, ale nie mam, aż tyle pieniędzy. Dlatego postanowiłam znaleźć sobie coś na boku. Pracuje tymczasowo w sąsiednim mieście dla takiego zespołu. Płacą mi za robienie aranżacji i komponowanie. - Zakończyłam i spojrzałam na nich wyczekująco. Czy łyknęli to kłamstwo, czy nie?
- Och, rozumiemy. - Lysander się zmieszał.
Nie czekając dłużej zostawiłam ich i pobiegłam na przystanek. Mam nadzieje, że przez ich główkowanie nie spóźnię się na autobus.

Sam
Dzień koncertu nadszedł zaskakująco szybko. Umówiłem się z chłopakami, że spotkamy się pod domem Lysa, zostawimy tam swoje rzeczy i pojedziemy do Starego Teatru. Na szczęście cały świat nam dzisiaj sprzyjał, jakby chciał pokazać nam Tytanię jak najszybciej. Na drogach nie było wielu korków, niebo specjalnie na ten dzień wypogodziło się, a wiatr i deszcz odeszły w zapomnienie. Specjalnie na ten jeden dzień, JEJ dzień.
Na parkingu pod budynkiem dojechaliśmy w miłej atmosferze, cała podroż nam w takiej minęła. Nawet Kastiel i Nataniel, którzy z reguły kłócą się o najmniejszą błahostkę, byli dzisiaj wyjątkowo zgodni. Poprowadziłem nas do sali Siedzącej. Młodzi, typowi wykonawcy już grali, a ich rówieśnicy bawili się razem z nimi. Wypatrzyłem cztery wolne miejsca w środkowym rzędzie, ale nim tam usiedliśmy drogę zastąpiła mi Alice.
Ładna dziewczyna, o szczupłej twarzy i sylwetce. Z wielkimi piwnymi oczami pomalowanymi czarnym cieniem, czerwonymi ustami i długimi do pasa, brązowymi włosami. Alice zawsze była niesamowitą spryciulą oraz jeszcze większą kokietką. Tą ostatnią rzecz świetnie oddawał jej strój. Czarne, obcisłe spodnie, przezroczysta czarna bluzka z głębokim dekoltem, a na niej czarny, lśniący gorset, podkreślający jej talię osy.
- Cześć, Sam - przywitała się słodkim głosikiem. - Gdzie się podziewałeś, przystojniaku?
- No wiesz, podróż dookoła świata i takie tam. - Machnąłem lekceważąco ręką.
- Zabawny jak zawsze. - Zbliżyła się do mnie, ale coś ją rozproszyło. Spojrzała za mnie i zauważyła resztę paczki. - Twoi koledzy? - Posłała mi wymowne spojrzenie spod długich rzęs.
- Ta, przyjechaliśmy obejrzeć was na scenie, a skoro o tym mowa. Nie widziałaś gdzieś może...
- Twojej przyjaciółeczki? -dokończyła za mnie uwodzicielskim tonem. - Tak, szykuje się za kulisami. Ona i Dorian zostali wyznaczeni przez Deza do rozpoczęcia i zakończenia naszej części. - Jeszcze raz spojrzała za mnie. - Mam nadzieje, że miło będzie ci się nas słuchało i wam też chłopcy. - Mrugnęła do nich. Po czym powolnym i ponętnym ruchem przejechała palcem po swoim dekolcie. Zaśmiała się z reakcji, któregoś z moich kumpli i ruszyła przed siebie prowokacyjnie ruszając biodrami.
Kastiel gwizdnął z zachwytu.
- Mam nadzieje, że masz więcej takich koleżanek - powiedział do mnie z podziwem.
- Niestety, jest ich aż pięć - westchnąłem.
Ruszyliśmy do swoich miejsc i rozsiedliśmy się na krzesłach. Nataniel przy przejściu, obok niego radosny rudzielec, potem Lysander i ja. Do tego przy mnie usiadła jeszcze jakaś młodsza o dwa lata dziewczyn, która na bank nie widziała nigdy w życiu Tytanii na własne oczy.
- Jak myślisz, co teraz z nią? Denerwuje się czy może jest radosna? - zapytał mnie szeptem Lysander.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że chodzi mu o Tytanię.
- Coś ty, jak ją znam jest teraz oazą spokoju.

Renn
- Chyba się zrzygam - pisnęłam stremowana.
- D-daj spokój, przecież nigdy nie było tak źle - zająknęła się Vanessa.
- Tylko, że nigdy nie miałam tak długiej przerwy - jęknęłam.
- Ok, spokojnie, po prostu oddychaj. Oddychanie jest łatwe. Wdech i wydech, wdech i wydech... - mówiła jakby do siebie.
- Wiem jak się oddycha! - krzyknęłam piskliwie. - Daj mi coś na uspokojenie - zażądałam.
- Nie ma mowy, nie dostaniesz żadnych leków - moja przyjaciółka zaprotestowała kategorycznie.
- Widzisz to?! - Podniosłam moje trzęsące się ręce. - Latają mi tak od kilkunastu minut, więc łaskawie daj mi te tabletki!! - krzyknęłam rozzłoszczona.
- Nie ma opcji. - W geście protestu odwróciła się do mnie plecami.
Prychnęłam i ze złością spojrzałam w lustro. Wyglądałam dość dobrze, wyspana i pomalowana. Do tego moje włosy... Zostały skręcone i ozdobione opaską z czerwonej bandany. Wyglądałam jak laleczka w lokach, z dużymi czerwonymi oczami i czerwoniutkimi ustami. Istna porcelanowa piękność.
Zresztą mój świeżo uszyty strój też wyglądał fantastycznie. Czarna bluzka z krótkim rękawem, wpuszczona w czerwoną spódniczkę. Do tego czarne rajstopy, to akurat na potrzeby zakrycia posiniaczonych nóg, oraz czerwone rękawiczki bez palców. No i jeszcze obowiązkowo czerwone szpilki.
Vanessa postawiła na biel i róż, oczywiście. Miała na sobie body z zapięciem pod samą szyję, różową spódniczkę, do tego białe zakolanówki i różowe baletki. Zamiast dwóch wielkich kucyków, uczesała się tylko w jeden, wysoki.
- Dobra, najwyżej nie będę mogła chwycić mikrofonu - mruknęłam niezadowolona.
- Oj, nie obrażaj się. Słuchasz mnie? Renn? Renuś? Świnia! - Wytknęła na mnie język.
- Nie, Dorian. - Usłyszałyśmy jak ktoś otwiera drzwi.
Spojrzałyśmy za siebie. W drzwiach stał drugi wokalista „REM-u”, Dorian. Chłopak był bardzo wysoki, sięgałam mu zaledwie do brody, i dobrze zbudowany. Miał łagodne rysy, niebieskie oczy i usta idealne do całowania. Do tego jego włosy, w nonszalanckim nieładzie, zasłaniały mu jedno oko. Po prostu grecki bóg! Chłopak nie zdążył się jeszcze przebrać w swój sceniczny strój, więc miał na sobie szarą bluzę i sprane jeansy, mimo to wyglądał w tym świetnie.
- Cześć dziewczyny, słychać was z daleka, więc pomyślałem, że się przywitam. Nie widziałyście może kogoś z zespołu? - Zawadiacko oparł się o framugę.
- Nie, oprócz nas nie będzie dzisiaj nikogo. Raph się rozchorował, Leati opłakuje zerwanie, sama nie wiem czemu. Do tego Mat musiał zająć się rodzeństwem...
- Sam siedzi na widowni - przerwałam Vanessie jej długi wywód. - Kilka dni temu dałam mu bilety.
- Ooo, to dlatego je wzięłaś. Ale czemu aż cztery?! Z tego co wiem, Sam jest tylko jeden, co nie?! - Spojrzała na mnie podejrzliwie, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Zabrał ze sobą kilku znajomych z liceum.
- Tych, o których mi tyle naopowiadałaś?
- Tak, tych.
- Hej, Renn - nasz gość przywitał się głośno, jakby dopiero co mnie zauważył. - Świetnie wyglądasz, pasuje ci ta kreacja. - Posłał mi rozbrajający uśmiech.
Zapomniałam wspomnieć, ten młody bóg był zakochany. We mnie!
- Dzięki - odpowiedziałam uprzejmie.
Ktoś zawołał Vanesse, żeby wyszła na scenę. Dziewczyna odetchnęła głęboko, a my życząc jej powodzenia zamknęliśmy za nią drzwi. Van miała dziś bardzo odpowiedzialną robotę, została prowadzącą naszej części. Dorian odwrócił się w moją stronę.
- Miło cię znów widzieć. - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Mi ciebie też - przyznałam szczerze, a kąciki moich ust delikatnie uniosły się do góry.
- Ręce ci drżą, denerwujesz się? - Spojrzał na mnie z troską.
- Tak, troszeczkę - przyznałam. - Dawno nie występowałam i...
- Nie masz się o co martwić - powiedział łagodnie i zbliżył się do mnie. - Zaraz coś na to poradzimy. - Nasze usta dzieliły centymetry.
- Chyba śnisz - prychnęłam i odwróciłam głowę w bok.
- Zadziorna jak zawsze. - Pocałował mnie w policzek.
- Wiesz, że...
Ktoś z zewnątrz zawołał mnie po imieniu, nie dokańczając mojej wulgarnej wypowiedzi, wyszłam z garderoby. Znowu zapomniałam, choć grecki bóg szalał za mną, ja za nim absolutnie nie.
Weszłam za kurtynę i poczekałam na sygnał od producenta technicznego. Wyszłam na scenę powitana gromkimi oklaskami.

Sam
Kiedy tylko wypowiedziano jej imię, od razu nadeszła fala oklasków, a kiedy ona wyszła, fala zamieniła się w burzę oklasków, gwizdów i krzyków. Jak widać starzy fani nie spali. Mimo to wejście było tylko początkiem, najlepsze miało dopiero nadejść.
W całym pomieszczeniu zgasły światła, tak że widać było leciutką poświatę ultrafioletu wydobywającą się z podestu. Zaczęły pobrzmiewać ostre dźwięki gitary elektrycznej, a Tytania zbliżała się do okręgu i z każdym kolejnym krokiem jej spódniczka, buty i chyba kokarda zaczynały świecić mocnym czerwonym blaskiem. Stanęła na samym środku, a wtedy pod kokardą pojawiły się dwa czerwone punkty, które znikały co jakiś czas, to były jej, jedyne w swoim rodzaju, oczy. Zabrzmiały pierwsze słowa piosenki, wyśpiewane mocnym, melodyjnym głosem:

Budzę się w zmarzniętej ziemi.
Rozgrzebuje ją złamanymi palcami, w których nie czuję bólu.

Nigdy wcześniej nie słyszałem tego tekstu, to musiała być „Chodząca nocą”, nad którą ostatnio pracowała. Wsłuchałem się w słowa. Piosenka opowiadała o dziewczynie, która jako zombie wydostała się z grobu i poszła odszukać ukochanego. W czasie podróży do jego domu przypomniała sobie więcej rzeczy, aż przypomniała sobie coś okropnego.

Nie chciałam sobie przypomnieć... czegoś takiego. Twojego ostatniego uśmiechu.
Był  pełen pogardy takiej, jakbyś patrzył na robaki.

Całość nabrała zupełni innego znaczenia. Dziewczyna doszła do domu kochanka wyśpiewując w ostatnim wersie:

No, otwórz drzwi.

Po zaskakującym początku muzyka spuściła trochę z tonu i stała się spokojniejsza, do tego nabrała trochę dziecinnego brzmienia. Tym razem piosenka była mi dobrze znana i sam cicho ją nuciłem. Z jednej strony moja sąsiadka wpatrywała się w scenę oczami pełnymi zachwytu, a z drugiej strony miałem Lysandra, który wtórował Tytanii. Chłopak miał naprawdę piękny, melodyjny głos, świetnie dopasowany do śpiewu wokalistki. Razem tworzyli niesamowity duet, śpiewając na przemian:

Możesz się przewracać, upadać i potykać, ale to dowód na to, że starałeś się iść na przód.  Ci, którzy się z tego śmieją, są podli.
Ale świat jak to świat będzie się kręcił dalej, racja? Mam rację? Mam rację? Proszę, odpowiedz mi.

Muzyka znowu nabrała energiczniejszego brzmienia, a Tytania, tym razem solo, zaśpiewała jedną z najbardziej znanych piosenek:

Czego nie znosisz? Tego, że znikną twoje oblicze i twoje serce.

Na te słowa publiczność oszalała i prawie wszyscy wstali z krzeseł, jednak większe poruszenie spowodował sam refren. Kastiel też się uaktywnił, najwyraźniej znał utwór dość dobrze.

Jai, jai! Mogę się drzeć aż ochrypnę, ale i tak nie znajdę twojej „dziury” o nie, nie.
Ach, ach! Hej, pozwoliłbyś mi może jeszcze raz usłyszeć twojego jęczenia?
„Żegnaj, mój dawniej luby.”

Końcowe słowa wykrzyczała prawie cała sala:

„Żegnaj luby, którego kochałam i który kochał tylko mnie.”

Muzyka złagodniała, zupełnie porzuciła swój impet i zamiast doprowadzić tłum do prawdziwego szału, ostudziła jego zapał. To wyglądało tak jakby sama wokalistka droczyła się z fanami, spragnionymi jej muzyki. Najpierw śpiewała na całego, podnosząc wszystkich z foteli, a potem wręcz wciskała ich w siedzenia. Spryciara.
Kolejna piosenka była mi bardzo dobrze znana, była jedną z naszych wspólnych, poważnych produkcji. Lysander też musiał ją dobrze kojarzyć, ponieważ zaniemówił i wpatrywał się w Tytanię jak urzeczony.

„Czy te dni mają jakiś sens? Ten świat służy Bogu tylko do zabijania czasu. Ludzie nie mają żadnej wartości, prawda? Kiedy umierają, nic się nie zmienia.”

Usta białowłosego poruszały się niemo z każdym słowem, jak gdyby nie chciał zbezcześcić utworu.


Skoro czy będę żyć czy umrę będzie tak samo, to wybiorę „życie”.
Może mimo, że czy tu będę czy nie, będzie tak samo, przynajmniej coś po sobie pozostawię.

Wers za wersem mijał, a Lysander urzeczony podążał za swoją idolką.

Wolno mi być człowiekiem, tak, wolno mi. „Wolno mi?” Wolno mi.
 „Wolno mi?”  „Wolno mi?” Wolno mi.

Muzyka się skończyła i nadeszła kolejna fala energii. Tym razem publiczność nie czekała i poderwała się na samym początku.

Wciąż pamiętam ilość kroków, które postawiłam naprzód.
Czyżby mój głos nie dosięgał waszych pedometrów, bo jesteście za bardzo skupieni na przyszłości?

Następna dobrze dobrana piosenka, która tym razem wbiła mnie w fotel. Była to piosenka, którą Rena skomponowała na moje urodziny. Tylko dla mnie, nigdy nie umieściliśmy jej na żadnej z płyt, a na koncertach graliśmy ją okazjonalnie.

Śpiewałam pisane przez ciebie piosenki. W tym też pierwszą piosenkę w swoim życiu.
Nawet kiedy upłynie czas i ludzie zaczną nazywać mnie śmieciem, ja i tak będę chciał, żebyś dawał mi śpiewać piosenki o naszym świcie. Proszę...

Wydawało mi się, że wzrokiem zostałem odnaleziony w tłumie i teraz Tytani śpiewa patrząc tylko na mnie. Cała sala podskoczyła wrzeszcząc:
Bye- bye sensation.

A wokalistka dośpiewała im:

Nie ma mowy!

Do oczu napłynęły mi łzy radości, które ukradkiem otarłem.

Chcę, żebyś dawał mi śpiewać piosenki o naszym świecie. Proszę...

Muzyka znowu uległa zmianie, jednak tym razem nie straciła energii. Dobrze znana piosenka i ostatnia w dzisiejszym repertuarze. Publiczność uspokoiła się i zamiast wykrzykiwać tekst, skakała do rytmu.

Jeśli wymieszasz razem łyżką słodkie słowa i gorzką rzeczywistość, zostanie ci po nich nieprzyjemny smak.
No ale ja już wcześniej o tym wiedziałam.

Głęboki tekst, przesłanie, należały tylko do niej.

Nie martw się ciągle, że to na nic, że to niemożliwe. Nawet jeśli nic nie będziesz mówić, noce i dnie nadal będą po sobie nadchodzić.

Cudowne.

Mówisz, że jeśli powiesz, że to trudne, że to bolesne, to będzie twoja przegrana.
Ale potem powiesz, że wcale tak nie myślisz i znów będziesz się beztrosko śmiać.
Zagłuszenie ... szumu w uszach.

W końcu zabrzmiały ostatnie dźwięki, a Tytania zeszła ze sceny oddając ją innym.
Wszyscy zaprezentowali się naprawdę dobrze. Występy mijały, w zastraszająco szybkim tempie, aż nadszedł ostatni. Ostatnią gwiazdą miał być wokalista  „REM-u”.

O samej północy, w spowitym mgłą ogrodzie rozlega się echo kroków, które rani uszy.

Scenę zalało jasne światło, ukazując twarz przystojnego chłopaka w moim wieku.

Co powiesz na ciepłą herbatę? Ty najbardziej lubisz te pachnącą miętą, racja?
Gdyż jest to zgniła miłość, wnet rozpłynie się „kap-kap”,„kap-kap”.
Pląsająca w zmierzchu, pocałuj mnie.

Śpiewał głębokim, melodyjnym głosem, a publiczność, w szczególności damska, szalała z zachwytu.

Skończ już ukrywać swoje szkarłatne oczy i nucić pod nosem ponure piosenki.
To właśnie twa sczerniała skóra jest mi droga.

Nigdy nie miałem wątpliwości dla kogo napisał ten tekst.

Wdziej swoją śnieżnobiałą suknię, czas na twój toast.
Wznieśmy go pod „jednym dachem” pokrytym w całości pajęczynami.

Dziewczyna obok mnie pisnęła zachwycona.

Już niedługo zacznie wschodzić słońce. Weźmy się za ręce i stańmy prochem.
Odpłyńmy w sen należącym tylko do nas. Po prostu powoli spłoniemy.

Wszyscy artyści dzisiejszego wieczoru wybiegli na scenę, obok Doriana stanęła Tytania. Chwycili się za ręce i całą gromadą ukłonili, kończąc tym dzisiejszy koncert.
Sprawnie dotarliśmy do wyjścia i mojego samochodu. Zamiast wsiąść oparłem się o maskę, czekając na zgubę, którą miałem podwiesić do domu.
- Wydaje mi się, że możemy wracać - zagadał Nataniel.
- Jeszcze nie - odparłem lakonicznie.
- Niby po co mamy tu sterczeć? - zapytał zniecierpliwiony Kastiel.
- Czekam na kogoś, możecie wsiąść do samochodu. To zajmie tylko chwilę. - Spojrzałem w kierunku wejścia do budynku.
- Nie mów mi, że umówiłeś się z... - Lysander zawiesił głoś, jakby bał się wzywać po imieniu swą idolkę.
Odwróciłem się do niego, chcąc odpowiedzieć na jego prawie pytanie, kiedy coś na mnie skoczyło. Prawie zwaliłem się z nóg, kiedy niska dziewczyna z wesołym uśmiechem uwiesiła mi się na szyję.
- Sam! - krzyknęła radośnie, nic sobie nie robiąc ze spojrzeń pozostałych chłopców. - Cześć - dodała spokojnie.
- Cześć, karzełku. - Potarmosiłem ją po włosach.
Vanessa puściła mnie i zeskoczyła na ziemię.
- Cześć - przywitała się z resztą. - Jestem Vanessa, przyjaciółka Sama i Renn. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Miło nam, jestem...
- Nataniel, a to Kastiel i Lysander. - Pokazała kolejno na każdego z nich, trafiając za każdym razem. - Znam was, Renn mi dużo o was naopowiadała.
Zatkało ich.
- Świetnie, właśnie ich zamknęłaś - powiedziałem niby oburzony.
- Serio?! Cóż, jeśli ja ich zatkałam, to poczekaj na dwójkę tych ślimaków za mną. - Zachichotała.
- Rozumiem, że przybiegłaś tutaj, żeby zwalić mnie na ziemię, ale zdajesz sobie sprawę, co może się stać przez twoją nieodpowiedzialność? - Spojrzałem jej prosto w oczy.
- Spokojnie, zostawiłam ich dzisiaj niejeden raz. - Machnęła lekceważąco ręką.
- Igrasz z ogniem - ostrzegłem ją.
- Tak jak on.
Chłopacy doszli do siebie i zaczęli w miarę rozmawiać z dziewczyną, ale kompletnie nie nadążali za tokiem jej myślenia. Z czasem nawet ja się zgubiłem, chyba tylko Rena potrafi się z nią dogadać. Przy tym szczebiotaniu czas przyspieszył i niedługo później dołączyła do nas pozostała dwójka, Dorian i Renn.
Chłopak przebrał się już w zwyczajne ciuchy, ale dziewczyna nadal miała na sobie strój z koncertu. Usłyszałem jak Lysander nabiera spory chust powietrza. Pewnie był gotowy prosić o autograf, dopóki nie zorientował się kto to. Po raz kolejny cała trójka zamarła.
Uśmiechnąłem się pod nosem, no to zrobiliśmy im niespodziankę. Vanessa wyprzedziła mnie i podbiegła do Reny, rzucając się na nią krzyknęła:
- Renuuuś!! Byłaś ekstra!!!!
- Dzięki, tobie też się udało! - Uśmiechnęła się promiennie do swojej przyjaciółki.
- Na mój gust każdy wypadł dobrze - podsumowałem.
- I to jest nasz człowiek, siema. - Dorian podszedł do mnie i przywitał się.
- Świetnie wyglądasz - zauważyłem.
- Tak jak zawsze. - Wzruszył ramionami. - Absolutnie nic się nie zmieniło.
- Ta, ciągle doprowadza dziewczyny do obłędu. - Vanessa szturchnęła go w brzuch.
- Taki mój urok. - Uśmiechnął się lekko. - A to kto? - Dopiero teraz zainteresował się pozostałymi.
- Przyjaciele Renn ze szkoły - odpowiedziała w zawrotnym tempie Van.
- Aaa, czyli mnie zdradzasz. - Spojrzał na Rene z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Chciałbyś - mruknęła.
- Nie koniecznie, ale muszę już wracać do domu, wi...
- Ja też!!! Zapomniałabym, mam autobus za pięć minut. Pa, pa! - Pożegnanie wykrzyczała już na drugim końcu parkingu.
- Ta dziewczyna jest niemożliwa - mruknąłem zażenowany. - Ale ma trochę racji, też powinniśmy się zbierać. - Otworzyłem drzwi do samochodu, a reszta niczym roboty usadowiła się na tyle.
Na zewnątrz została już tylko Renn z Dorianem. Mam nadzieje, że ten modniś nie przesadzi.

Renn
- To pa - powiedziałam na odchodne i podałam mu rękę.
- Byłaś magiczna, dzisiaj. Ciesze się, że mogliśmy się zobaczyć. - Uścisnął moją dłoń, a potem podniósł ją do swoich ust.
Zanim się wyrwałam, jego usta zdążyły już lekko musnąć zewnętrzną część ręki.
Bez słowa wsiadłam na miejsce obok kierowcy. W samochodzie panowała atmosfera dezorientacji. Dopiero po kilkunastu minutach jazdy w ciszy, moi znajomi ogarnęli sytuację. Zrobił się gwar, a pytania padały zewsząd:
- Co to był?
- Kim jest ten koleś?!
- Czy ty naprawdę jesteś...?
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Ten przystojniaczek nie mógł sobie tego darować?!
- Ty, przez cały czas...? A ja z tobą się...? Na co dzień, od tak?
Teraz ja byłam skołowana.
- Ej, tam! - krzyknął Sam. - Ciszej, Rena musi odpocząć.
Głosy ucichły, no może oprócz Lysandra, który cały czas analizował wszystko, co razem zrobiliśmy. Na przemian blednąc i rumieniąc się.
- Nie ogarniam tego! - sapnął sfrustrowany Kastiel.
- To całkiem proste - powiedziałam w końcu. - Ja i Tytania to ta sama osoba. Znam się na muzyce i wiem jak zorganizować koncert, ponieważ prowadziłam cały zespół. Komponowałam muzykę na pianinie, pisałam teksty i robiła wszystko.
- Czyli ty naprawdę jesteś... ?! - Lysander wydawał się jednocześnie podekscytowany i zrozpaczony.
- Yhm - przytaknęłam. - To naprawdę ja. Nic nie powiedziałam, żeby was nie straszyć. Okłamałam was, tylko dlatego, że nie chciałam, żebyście się tak szybko dowiedzieli.
- Żartujesz, tak?! Jesteś sławna i masz to gdzieś?! - wybuchnął Kastiel.
- Nie jest - warknął brunet. Był strasznie drażliwy na punkcie tego tematu. - Zespół, to tylko sposób spędzania czasu. Zresztą Renn Perry nigdy nie należała do „REM-u”, tylko Tytania. To nie ona jest sławna, tylko Tytania.
- Czyli ta piosenka, którą Kastiel zobaczył, była twoja - stwierdził Nataniel.
- Tak, zagrałam ją dzisiaj na rozpoczęciu.
- Rena ma niezwykły talent. Pamięta wszystkie dźwięki, które wydają instrumenty. Wystarczy, że raz go usłyszy i nigdy go nie zapomni. Może zagrać całą symfonie z zamkniętymi oczami.
- Nie rozmawiajmy już o tym - przerwałam mu.
Zmęczona wrażeniami opadłam na siedzenie i zasnęłam. Obudzono mnie dopiero pod znajomym sklepem, należącym do starszego brata Lysandra. Leo miało nie być w domu, wyjechał gdzieś tam. Lysander wpuścił nas tylnymi drzwiami, którymi weszłam tu ostatnio. Kompletnie nic się nie zmieniło.
- Zostawcie swoje rzeczy w salonie i nie wchodźcie do pokoju mojego brata, nie życzy sobie tego - powiedział uprzejmie Lysander.
Kiedy zabrałam się za zdejmowanie kurtki od razu mi pomógł. Później zabrał moje rzeczy i poszedł z nimi do salonu. Ech, myślałam, że już mu przeszło.
No nic, po paru minutach nudnej pogadanki w stylu „Co będziemy robić?”. Zdecydowaliśmy pooglądać telewizję, ale najpierw zabraliśmy się za kolację. Wspólnie z Samem przekonaliśmy resztę do zrobienia naleśników z kakaem. Prawdopodobnie wygraliśmy tylko dlatego, że Lysander bardzo szybko przeszedł na naszą stronę.
Przy robieniu tego wszystkiego było całkiem sporo zabawy. Ubrudziłam Sama ciastem, Lysander prawie wylał olej, a Kastiel wbił jajko razem ze skorupką do miski, tylko Natanielowi nie przydarzył się żaden dziwny wypadek.
Po zrobieniu tego wszystkiego postanowiliśmy się umyć. Jako ostatnia weszłam do łazienki i przeżyłam istny szok. Mój kolega zamiast prysznica miał wannę, istny koszmar dla osoby takiej jak ja. Myłam się pół godziny, a czułam jakbym spędziła tam z trzy godziny. Jak ja nienawidzę siedzenia w wannie!
Na sam koniec usiedliśmy z talerzami i kubkami przed telewizorem. Każdy był przebrany w swoją pidżamę. Kastiel miał spodnie dresowe i koszulkę bez ramion. Nataniel wybrał niebieski dres. Lysander ubrał cienką koszulę i bokserki. Za to ja i Sam ubraliśmy się w białe podkoszulki z nadrukiem „REM!!” oraz czarne spodenki (w jego przypadku) i damskie bokserki (w moim). W końcu nie mogłam zabrać niczego innego, wszystko było za bardzo... odsłaniające. Kiedy, tylko tak wyszłam zostałam powitanie łobuzerskim uśmieszkiem Kastiela, rumieńcem Nataniela, mrugnięciem Sama i rozmarzonym wzrokiem Lysandra. Czas w końcu z nim coś zrobić.
Przetrwałam posiłek i zmywanie. By potem jeszcze raz zebrać się w salonie.
- Musimy ustalić, kto gdzie śpi - oznajmi nam Lysander. - Macie do wyboru dwuosobowy materac, drugą połowę mojego łóżka i kanapę. Uważam jednak, że uczciwie będzie oddać Renn...
- Nie - zaprotestowałam przerywając mu. - Nie chcę specjalnego traktowania z waszej strony, przejdźmy nad tym wszystkim do porządku dziennego. Mogę spać z chłopakiem w jednym łóżku, to żadne wyzwanie - powiedziałam zdeterminowana.
- Może dla ciebie, dla nie których to ponad ich siły - mruknął do mnie rudzielec. Uśmiechnął się i pokazał na czerwonego Nataniela.
Oboje zaśmialiśmy się pod nosem, na ten widok.
- W takim razie będziemy losować. - Lysander, trochę zaróżowiony, wyciągnął do nas rękę z pięcioma patyczkami. - Najdłuższy oznacza łóżko, średni kanapę, a najkrótszy materac.
Każdy z nas wyciągnął jeden z patyczków.
- Kanapa! - krzyknął brunet.
- Łóżko.
Lysander się zaczerwienił.
- Nie martw się, nie jestem taka straszna. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie do niego.
Wtedy wszyscy zdali sobie sprawę, kto zostanie na materacu. Najpierw była agresja, potem próba powtórzenia losowania, później desperackie targowanie się, a na końcu akceptacja. Życzyłam wszystkim dobrej nocy i razem z białowłosym poszłam spać do jego pokoju. Położyłam się po prawej stronie, Lysander tuż obok, był strasznie spięty.
- Zrelaksuj się - szepnęłam do niego. - Jeszcze chwila, a zmienisz się w kawałek drewna.
- To nie takie łatwe, jak ci się wydaje - odburknął mi. - Kiedy, tylko pomyśle, że przez cały czas Tytania była na wyciągnięcie ręki... - Poruszył się niespokojnie. - To takie dziwne uczucie.
- Wiem, Tytania jest twoją idolką, jest dla ciebie bardzo ważna, a tu nagle okazuje się, że ona to tak naprawdę ja - powiedziałam ze smutkiem.
- Nie rozumiem dlaczego mówisz o tym z takim zawodem. Prawie jakbyś przepraszała mnie za to, że to ty. - Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Bo tak trochę jest! Tytania była kimś, kogo uważałeś za wzór, a ja to ja. Jestem niemiła, rządzę się, kłamie... Nie jestem taka jak ona, ja nie błyszczę i nigdy nie będę. - powiedziałam prawię z rozpaczą.
- Prawda, piosenki Tytanii są ważną częścią mojego życia. Od kilku lat czekałem, żeby ją spotkać, podnosząc ją do rangi bogini. Tak naprawdę jednak spotkałem ją już wcześniej i ciesze się, że miałem okazję poznać ją od ludzkiej strony. Nie zawiodłaś mnie Renn, tak naprawdę to ciesze się, że jesteś Tytanią. Nie, tak naprawdę nie ma to dla mnie znaczenia. Ciesz się, że ty to ty, nie ważne w jakiej odsłonie. - Uśmiechnął się do mnie w ciemności.
- Ale wystrzeliłeś z tą przemową. - Zarumieniłam się i odwróciłam od niego. - Dobranoc - szepnęłam i schowałam twarz w poduszkę.
- Dobranoc, Renn.
Cholera, dlaczego ten rumieniec nie schodzi?!

***

Dzisiaj rozdział jest naprawdę długi, serio. Dlatego ja mam zamiar się streścić. ^^ Powoli zbliża się rocznica, dlatego postanowiłam przygotować coś specjalnego. Oczekuje od was odrobinki współpracy, moi drodzy. Zamierzam zrobić coś na zasadzie wywiadów z Peggy (no wiecie tak jak ten z Kasem, Lysem, Natem i innymi). Tutaj pojawia się prośba: Jeżeli chcecie zapytać o coś naszą bohaterkę, to w komentarzu napiszcie [R] i treść pytania. Uważam, że będzie to świetna zabawa z tym wywiadem. No i jeszcze jedna maluteńka sprawunia, zastanawiam się nad przeniesieniem się po części na Wattpada. Ponieważ pomysłów mam dużo, a nie wszystkie są na tyle rozbudowane by robić dla nich osobnego bloga, co wy na to??? Czekam na jakiś odzew, mam nadzieje, że się podobało i pa pa. ;*
PS. Piosenki są śpiewane przez vocaloidy, a tłumaczenie to nie jest moje. Pożyczyłam je od Piniakorin, ewentualnie delikatnie je modyfikując, jeśli chcecie posłuchać ich w całości to łapcie link:
https://www.youtube.com/playlist?list=PL2YKTSdu_DPFq2qDxJfECP6NKf3SbrqJV
Szablon wykonała Domi L