niedziela, 18 lutego 2018

Rozdział 37

Sam
Chociaż na samym początku wszyscy bardzo entuzjastycznie podeszliśmy do pomysłu ze sztuką, to teraz dopadł nas niezły stres. Już prawie nikomu nie podobał się ten pomysł, większość, w tym Kastiel, myślała nad wstydem jaki przyjdzie nam znieść lub dręczyli się ogromem tekstu do nauki, którego jeszcze nie było! Inni jak ja, Nataniel i Lysander ucieszyli się, że będą mogli spróbować czegoś nowego. Amber z całą paczką i Klementyną wytoczyły niemą wojnę Renie o główną rolę w przedstawieniu. Właśnie główna rola, Renn bardzo uwzięła się na jej zdobycie. Doskonale to rozumiem w końcu ma wpaść jej mama, musi być przeszczęśliwa.
Z innej beczki, Nataniel w ogóle nie cieszy się na przyjście swoich rodziców do szkoły. Coś jest nie tak i muszę to sprawdzić.

Renn
- Dzień dobry. - Nieśmiało zajrzałam do środka klasy. - Przyniosłam formularz.
Pan Farazowski siedział za biurkiem i z rozpaczą w oczach przeglądał jakieś papiery. Biedak. Kiedy tylko powiedziałam o formularzu, nauczyciel gorączkowo zaczął szukać odpowiedniej teczki.
- Oczywiście, daj mi chwilkę! - wykrzyknął przeglądając sterty dokumentów. - O, jest. - Wyciągnął triumfalnie przed siebie żółtą teczkę.
Uśmiechnęłam się ukradkiem i podałam mu kartkę.
- Bardzo dobrze, że to przyniosłaś. - Pokiwał w zamyśleniu głową. - Brakowało mi, tylko twojej deklaracji, a teraz, skoro są wszystkie, możemy zająć się ważniejszymi sprawami - mówił bardziej do siebie niż do mnie. - Kogo zaprosiłaś? - zapytał łagodnie i, nareszcie, spojrzał mi prosto w oczy.
- Yyy, moją mamę - wymamrotałam speszona.
- To wspaniale, pewnie się cieszysz, że cię zobaczy. - Farazowski uśmiechnął się radośnie.
- Tak, najprawdopodobniej.
- A co z twoim tatą? Nie chcę wpaść?
Zdębiałam, ale spokojnie odpowiedziałam:
- Nie może, jest bardzo zajętym człowiekiem. Prowadzi dużą firmę i poświęca jej wiele swojego czasu.
- O, rozumiem. - Spojrzał na swój zegarek. - Zaraz koniec przerwy, powinnaś się pospieszyć.
Skinęłam głową i pożegnałam się z nauczycielem, a potem wyszłam z klasy zamykając drzwi równo z dzwonkiem. Popędziłam do sali gimnastycznej, gdzie wszyscy już się zebrali.
Dzisiaj musimy wybrać przedstawienie, które zagramy dla rodziców. Osobiście wszystko mi jedno, co to będzie, chcę tylko zagrać na scenie, a najlepiej będzie jak zagram główną role. To wszystko, więcej mi nie potrzeba. Weszłam do środka i zajęłam miejsce obok chłopców, chwile później do środka wszedł pan Borys.
- Witajcie, moi drodzy! - zawołał donośnym i radosnym głosem. - Dzisiaj zaczynamy przygotowania do drzwi otwartych, wasza klasa ma wystawić przedstawienie...
- Wiemy to! - przerwała mu wściekle Peggy. Ciągle była wściekła, że nie udało jej się rozgłosić wieści o wydarzeniu jako pierwszej.
- Dobrze...- Pan Borys lekko się zmieszał. - W takim razie przejdźmy do samej sztuki. Możecie wybrać co tylko chcecie, jakieś propozycje? - Powiódł wzrokiem po całej sali.
Nastała wielka cisza, nikt nie chciał być pierwszy.
- No dalej, moi państwo! - zawołał niezadowolony nauczyciel.
- Pro-proponuje „Czerwonego Kapturka” - zaproponowała nieśmiało Iris.
- Serio?! To nazywasz propozycją? - Kastiel rzucił jej gniewne spojrzenie.
- „Czerwony Kapturek” jest uroczy... - wymamrotała pod nosem Violetta.
- Bez-na-dzie-ja! - Armin zrobił naburmuszoną minę.
- A co powiecie na „Alicje w Krainie Czarów”? - zapytała rzeczowo Melania.
Połowa klasy spojrzała na nią jak na wariatkę.
- Nie możemy wystawić czegoś klasycznego jak...
- „Śpiąca Królewna”! - przerwała mi Amber.
Wszyscy zaczęli kłócić się o wszystko, dopóki nie przerwał nam rozzłoszczony wuefista:
- Dość! Cisza!
Całą klasą spojrzeliśmy w jego stronę i zamilkliśmy.
- Skoro nie potraficie wybrać sami, to zrobimy głosowanie. Wybieracie między „Czerwonym Kapturkiem”, „Alicją w Krainie Czarów” i „Śpiącą Królewną”. Głosujemy przez podniesienie ręki.
Po sali gimnastycznej poniósł się jęk zawodu.
Ja także się zawiodłam, nie wybraliśmy żadnej klasycznej sztuki, tylko bajki dla dzieci. Absolutnie każda propozycja była do niczego, więc zdałam się na los i wybrałam „Śpiącą Królewnę”.
- Wystawicie „Śpiącą Królewnę”! - zawołał podekscytowany nauczyciel.
- Co?! Kto na to głosował?! - Kastiel z mordem w oczach spojrzał na innych.
- Daj spokój, może będzie zabawnie. - Lysander położył przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Pff, bieda! - mruknął zły Armin.
- Nie przesadzaj. - Alexy posłał bratu wielki uśmiech.
- Moi drodzy, jeśli macie ochotę to możecie odrobinę zmienić scenariusz - wtrącił pojednawczym głosem pedagog.
- Może dorzucimy scenę akcji? - zaproponował Nataniel.
- Gdybyś to nie był ty, to nawet bym ci pogratulował. - Kastiel uśmiechnął się złośliwie.
- Rozegrajmy wielką epicką walkę księcia ze smokiem! - krzyknął Armin.
- „Śpiąca Królewna” plus scena akcji? - Sam zaśmiał się radośnie.
- Epicka scena akcji. - Armin poprawił go z wielkim uśmiechem.
- Ciesze się, że doszliśmy do porozumienia. Teraz musimy zorganizować przesłuchanie.
- Przesłuchanie? - zapytałam zdziwiona.
- Tak jest, przesłuchanie. Dzięki niemu ja i pan Farazowski wybierzemy, kto czym się zajmie. Kto zagra na scenie, a kto pomoże poza nią. Kto zagra główną rolę, a kto postać epizodyczną. Zrozumiano?
Pokiwaliśmy twierdząco głowami.
- Świetnie, razem z dyrektorką wybraliśmy tekst z klasycznego dzieła, mianowicie „Tyradę o Nosie”. - Zaczął rozdawać nam kartki. - Nauczcie się jej na pamięć do końca tygodnia. Na przesłuchaniu będziecie oceniani za mowę, postawę i gestykulację.
Dostałam swoją kartkę i szybko przejrzałam jej zawartość. „Cyrano de Bergerac, Tyrada o Nosie”. Przynajmniej dostaliśmy do nauki coś klasycznego, chociaż tyle.
Zabrzmiał dzwonek kończący lekcję, wszyscy udali się do wyjścia, ja także. Nie uszłam daleko, kiedy zatrzymała mnie Rozalia. Chociaż zatrzymała to bardzo delikatne słowo, w rzeczywistości zamknęła moje ramię w żelaznym uścisku.
- Chodź, jesteś mi potrzebna! - Pociągnęła mnie z powrotem w stronę trybun.
- Co? Do czego?! - dopytywałam zaskoczona.
- Zobaczysz. - Rozalia uśmiechnęła się przebiegle.
- Nie podoba mi się to. - Spojrzałam ze strachem na jej twarz.
- Więcej wiary. - Puściła mi oczko. - Panie Borysie! - zawołała jak najgłośniej.
W myślach strzeliłam facepalma.
- Słucham, coś się stało? - zapytał zdziwiony pedagog.
- Tak, mam do pana pewną sprawę - zaczęła mówić swoim rzeczowym tonem. - Widzi pan, ja nie chcę występować na scenie, zamiast tego wolę zająć się kostiumami.
- A-ale...
- Wiem, że to trochę niezgodne z zasadami, ale zrobię najlepsze kostiumy na świecie!
- J-ja...
- Ostatnim razem robiłam kostiumy dla chłopców podczas szkolnego koncertu. Renn może potwierdzić, że były cudowne. - Szarpnęła moje ramię.
Pan Borys spojrzał na mnie zdziwiony, a ja zaniemówiłam. Dopiero dyskretne szturchnięcie w bok zmusiło mnie do gadania:
- Tak, podczas koncertu Rozalia uszyła stroje dla całego zespołu. - Uśmiechnęłam się krzywo. - Wyglądały naprawdę dobrze. Myślę, że powinien jej pan pozwolić na zajęcie się kostiumami do przedstawienia, na pewno da sobie z tym radę.
- Ale, chcesz się tym zająć sama?! - Nauczyciel spojrzał zdziwiony w stronę mojej przyjaciółki.
- Dam sobie radę! - zapewniła żarliwie.
- Do-dobrze, porozmawiam o tym z waszym wychowawcą, a teraz wracajcie na przerwę. - Pan Borys szybko odszedł w stronę szatni.
- Dziękuję panu! - krzyknęła za nim Roza. - Renn byłaś cudowna. Dzięki, dzięki, dzięki! - Rzuciła mi się na szyję.
- Nie ma sprawy, skoro tak uprzejmie mnie porwałaś, a potem wykorzystałaś - powiedziałam z ironią.
- Wybacz, ale nie miałam czasu ci tego wytłumaczyć. - Posłała mi przepraszający uśmieszek.
- Ok, ok. W końcu to ty. - Wzruszyłam ramionami i poszłam do wyjścia.
- Hej, co to miało znaczyć?! - oburzona pobiegła za mną.
- Absolutnie nic. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jesteś...
- Twoją kochaną, skromną i najlepszą przyjaciółką.
- Powiedzmy - burknęła Rozalia. Po czym bez słowa dogoniła mnie i chwyciła pod ramię.
- Masz już pomysł na stroję? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak, zainspiruję się bajką i dodam coś od siebie.
- Szykuję się niezła zabawa - zauważyłam radośnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo! - Rozalia otworzyła drzwi od sali. - Dobra lecę po szkicownik i zaczynam pracę! - zawołała z entuzjazmem.
- Tylko nie przesadź - ostrzegłam ją.
- Znasz mnie, ja nigdy nie przesadzam. - Puściła moje ramię i pobiegła do szkoły.
- Znam cię, ty zawsze przesadzasz - mruknęłam pod nosem patrząc jak znika w budynku szkoły.
Rozejrzałam się po dziedzińcu w poszukiwaniu chłopców. Jak zwykle siedzieli na naszej ławce. Nataniel, Lysander, Kastiel i Sam, wszyscy żarliwie o czymś dyskutowali. Uśmiechnęłam się pod nosem, zazwyczaj to ja prowadziłam rozmowę między nimi, dobrze jest wiedzieć, że sami też mogą się dogadać.
- Hej, o czym rozmawiacie? - Podeszłam do nich z radosnym uśmiechem.
Cała czwórka momentalnie zamilkła i spojrzała na mnie jak na ducha.
- A wam co? - zapytałam zdumiona.
- Czy tobie odebrało rozum?! - zawołał wkurzony Kastiel.
- Słucham? - Spojrzałam, z niemym pytaniem w oczach, na Sama.
- Rozmawiamy o przedstawieniu - wytłumaczył mi z lekkim uśmieszkiem.
- Nadal macie z nim problem? - zapytałam chłopców ledwo powstrzymując śmiech.
- A jak myślisz, geniuszu?! - Kastiel posłał mi morderczy wzrok. - Było tylko jedno tak gówniane przedstawienie i oczywiście wszyscy musieli na nie zagłosować, nawet ty! Rozum ci odebrało?! - krzyknął wkurzony.
- Widzę, że humorek nie dopisuje - prychnęłam sarkastycznie.
- Muszę się z nim zgodzić - powiedział Nataniel. Wyglądał przy tym jakby miał zaraz zwymiotować.
- Naprawdę? Jak ci to przeszło przez gardło, panie gospodarzu? - zapytał sarkastycznie rudzielec.
- Dla twojej wiadomości, ciężko. - Spojrzał na niego pogardliwie. - Faktem jest to, że wybraliśmy najgorszą opcje z możliwych. - Westchnął niezadowolony.
- Dajcie spokój. - Machnęłam lekceważąco ręką. - Będziemy się świetnie bawić! - zawołałam radośnie.
- Skoro udało nam się zorganizować koncert, to przedstawienie jest jak najbardziej w naszym zasięgu - zauważył rzeczowo Lysander.
- I to jest dobre podejście! - Pokazałam na przyjaciela z szerokim uśmiechem.
- Cóż, i tak tego nie zmienimy. - Nataniel uśmiechnął się delikatnie.
A Kastiel tylko prychnął.
- A ty? - Sam spojrzał na mnie. - Dlaczego wybrałaś „Śpiącą Królewnę”? - zapytał zaciekawiony.
- Po pierwsze, bo żadna z tych sztuk nie była interesująca, po drugie, ponieważ główna rola jest bajecznie łatwa do zagrania. - Wyliczyłam na palcach.
- Jesteś okropnie wyrachowana - zawołał teatralnie brunet.
- Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał. - Zaśmiałam się radośnie.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, z ociąganiem ruszyliśmy do klasy. Przez resztę dnia nie zdarzyło się nic interesującego. Wszyscy ciągle dyskutowali o wyborze sztuki i przesłuchaniu.
Na sam koniec dnia, zaraz po wyjściu z klasy zatrzymały mnie Violetta i Kim.
- Coś się stało? - zapytałam zdziwiona.
- Mamy do ciebie prośbę, a właściwie to Violetta ma. - Kim szturchnęła swoją koleżankę w ramię.
- Ja... - Dziewczyna spojrzała na mnie onieśmielona. - Bo ty jesteś taka śmiała i pomyślałam, że... - Spojrzała błagalnie na swoją przyjaciółkę.
- Viola chciała powiedzieć, że chcemy z tobą jutro po powtarzać tekst na przesłuchanie. Ona sama boi się występów publicznych, dlatego pomyślałam, że powinna ćwiczyć z kilkoma osobami. Zgadzasz się? - zapytała szorstkim tonem.
- Jasne, nie ma problemu. Kiedy i gdzie? - zapytałam uprzejmie.
- Jutro przed początkiem lekcji.
- Dobra, znajdę was. - Zaczęłam się oddalać.
- Dziękuje - zawołała za mną Violetta.
Odwróciłam się i pomachałam im ręką na pożegnanie.
Wyszłam z budynku, przeszłam przez bramę i ruszyłam do kafejki. W między czasie postanowiłam ponownie przejrzeć treść „Tyrady o Nosie”. Tekst był trudny, ale nie niemożliwy do zrozumienia. Gdy tak szłam zaczytana przed siebie, nagle wpadłam na kogoś i prawie upadłam na ziemi.
- Hej, uważaj! - zawołał męski głos i złapał mnie za ramię.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię! - powiedziałam przepraszająco chowając tekst do torby. - Czytałam i... - Spojrzałam na Nataniela i zamarłam.
- Spokojnie, mi też się to zdarza. - Zaśmiał się radośnie. - Co czytałaś, jeśli można wiedzieć? - zapytał uprzejmie.
- Nic, przeglądałam „Tyradę o Nosie”. - Zarumieniłam się nieznacznie.
- Nie mogłaś się powstrzymać, co?
- Poniekąd.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i pożegnaliśmy. Już miałam wejść w alejkę, ale chłopak zawołał jeszcze za mną:
- Renn!
- Tak? - Odwróciłam się zdziwiona w jego stronę.
- Może moglibyśmy poćwiczyć ten tekst... razem? Na przykład jutro na długiej przerwie? - zaproponował nieśmiało.
- Pewnie, im więcej poćwiczymy, tym lepiej pójdzie nam na przesłuchaniu. - Uśmiechnęłam się promiennie.
- To super! Do zobaczenia jutro. - Nataniel uśmiechnął się z ulgą i wszedł do parku.
Ponownie ruszyłam w głąb alejki prowadzącej na zaplecze „Raju”. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka, ubrałam swój uniform, związałam włosy i zaczęłam zmianę. Kilka minut później zjawili się bliźniacy. Dzięki ich towarzystwu czas zleciał mi niesamowicie szybko. Ledwo się obejrzałam, a już został niecały kwadrans do zamknięcia. Nie było już żadnych klientów, więc puściłam bliźniaków wcześniej, ponoć mieli jakieś zakupy do zrobienia, a czego szefowa nie zobaczy, to ją nie zaboli.
Sama zabrałam się za wycierania stolików i jak na nieszczęście, ktoś otworzył drzwi. Obróciłam się w stronę klienta i zobaczyłam Kastiela stojącego w drzwiach.
- Mogłam się domyśleć, że to ty - burknęłam znudzona. - No bo, kto inny przychodzi do lokalu kilka minut przed zamknięciem. - Sapnęłam poddenerwowana.
- A gdzie „Dobry wieczór” i „I co podać?”? - zapytał rozbawiony. Po czym podszedł do pierwszego lepszego stołu i, z łobuzerskim uśmieszkiem, rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Czego chcesz? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Może być cola - odpowiedział leniwie.
- Serio? - Rzuciłam ścierkę na blat i podeszłam do baru. - I nie mogłeś się tego napić w domu? - Sprawnym ruchem wlałam napój do szklanki, dorzuciłam trochę lodu i słomkę.
- A co to by było za świętowanie? W domu? - Rozciągnął usta w swoim uśmieszku.
- Świętujesz? - zapytałam zdziwiona. - Niby co takiego?
- Niedawno zadzwonili moim starzy i powiedzieli, że nie mogą wpaść na nasze dni otwarte. - Zaśmiał się. - Starucha jest niepocieszona, myślała, że mnie zagnie, a teraz... - Wzruszył ramionami.
- Połowa twoich problemów jest spowodowana twoim lenistwem. - Rzuciłam mu ostre spojrzenie.
- Sugerujesz mi coś?! - zawołał rozzłoszczony.
- Tylko tyle, że jesteś durniem. - Z hukiem postawiłam szklankę na jego stoliku. - I to wyjątkowo wielkim. - Chwyciłam ścierkę i ponownie wzięłam się za sprzątanie stołów.
Kastiel nic nie odpowiedział, ale czułam jak się na mnie gapi.
W końcu skończyłam sprzątać stoły i pozakładałam na nie krzesła. W tym czasie rudzielec wyszedł zostawiając pieniądze na stole. Umyłam szklankę, uprzątnęłam bar, zakluczyłam drzwi wejściowe i zgasiłam światła. Potem przebrałam się, zgasiłam światła na zapleczu i wyszłam na zewnątrz z workiem śmieci w ręce.
- Jesteś strasznie wolna.
Mimowolnie krzyknęłam ze strachu i upuściłam worek.
- Hahaha, do tego cholernie strachliwa. - Kastiel zaczął głośno rechotać.
- Dupek! - Zamachnęłam się na niego workiem z odpadkami.
- Hej! - Zgrabnie uskoczył w tył. - Chcesz mnie tym zabić?! - zapytał oburzony.
- Tak! Najchętniej roztrzaskam tym twój pusty łeb! - Wrzuciłam worek do kosza na śmieci.
- Jesteś chora - oznajmił poważnie chłopak.
- Ja przynajmniej nie straszę ludzi po nocach! - zawołałam oburzona.
- A skąd mogłem wiedzieć, że się tak spłoszysz?!
- Hmm, no nie wiem, może jest środek nocy!!! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam.
- I właśnie starasz się obudzić całą ulicę? Mądry pomysł. - Usłyszałam jak zaczyna klaskać.
- Dobra - westchnęłam. Wyciągnęłam klucz i zamknęłam tylne wejście. - Czego chcesz tym razem? - Z powrotem odwróciłam się do chłopaka.
- Odprowadzić cię - odpowiedział niemal natychmiast.
- Po co? - zapytałam podejrzliwie.
- Ponieważ jest prawie środek nocy, a ty jesteś dziewczyną - oznajmił jakby to było oczywiste.
- Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że się o mnie martwisz? - zapytałam nieco rozbawiona.
- Nie, mam po drodze, więc wole wracać w towarzystwie - odpowiedział beznamiętnym tonem kompletnie ignorując moją zaczepkę.
- Przecież mieszkasz w drugą stronę. - Uśmiechnęłam się głupkowato.
Kastiel nic nie powiedział, tylko ruszył w stronę parku.
- Hej, zaczekaj! - Pobiegłam za nim chichocząc pod nosem.
Chłopak narzucił szybkie tempo i po paru minutach byłam już przed domem. Następnie bez słowa pożegnania, ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami i poszedł w swoją stronę.
W domu nie miałam za wiele czasu na odpoczynek. Odgrzałam sobie wczorajszy obiad i zaczęłam powtarzać tekst, zanim się spostrzegłam było już po północy, a ja znałam większość monologu na pamięć.

Sam
Z samego rana przybiegłem do szkoły. Nikogo jeszcze nie było, przynajmniej ja nikogo nie zauważyłem. Cały zmoknięty wszedłem do jednej z sal, tam gdzie się umówiliśmy.
- Hej, przepraszam za spóźnienie - zawołałem już od progu.
- Nic się nie stało. - Iris uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Ciesze się, że jesteś w jednym kawałku.
- W jednym, przemoczonym kawałku - zaznaczyłem z uśmiechem.
- Ta, w jednym, przemoczonym kawałku - powtórzyła za mną jak echo.
- W takim razie, z czym masz problem tym razem? - Usiadłem obok niej na ławce.
- Yyy. - Zawstydzona wbiła wzrok w ziemię. - Nie do końca rozumiem tekst tej „Tyrady o Nosie” - powiedziała po chwili, bardzo powoli i bardzo cicho.
- Aha, nie ma sprawy. Zaraz ci to wytłumaczę. - Puściłem do niej oczko i wyciągnąłem kartkę z monologiem.

Renn
Jak mogłam się spodziewać, zaspałam. Prędko się uszykowałam i wybiegłam z domu jak błyskawica prosto na deszcz. Oczywiście zapomniałam chwycić parasolki, więc do szkoły dotarłam mokra, ale na czas.
Bez zastanowienia chwyciłam klamkę do sali, w której, za kilkadziesiąt minut, mieliśmy mieć zajęcia. Niestety zamiast Kim i Violetty zastałam tam Lysandra. Właśnie powtarzał tekst, kiedy wpadłam do klasy jak burza. Na mój widok zamilkł, potem otaksował mnie wzrokiem i spokojnie zapytał:
- Czy coś się stało, Renn?
- Szukam Kim i Violetty, widziałeś je? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Niestety, ale nie. - Zamilkł na chwilę. - Dlaczego ich szukasz?
- Umówiłyśmy się na powtarzanie tekstu. Wiesz, w grupie zawsze łatwiej jest wyłapać niedoskonałości - wytłumaczyłam szybko. - Ale skoro ich tu nie ma, to sprawdzę w...
- Zaczekaj chwilę - przerwał mi delikatnie. - Jestem prawie pewny, że jeszcze nie przyszły. Może czekając na nie zechcesz po powtarzać ze mną? - zaproponował życzliwie.
- Racja - przyznałam z ociąganiem. - Ale nie powinnam ich tak wystawiać... Może poćwiczymy razem po lekcjach? - zapytałam przyjaźnie.
- Hmm, skoro tak wolisz - mruknął lekko niezadowolony. - Niech tak będzie. - Uśmiechnął się uprzejmie.
- Dzięki! - zawołałam zadowolona i wybiegłam na korytarz.
Na korytarzu zrobił się mały tłum, ale nigdzie nie było widać dziewczyn. Przeszłam się z powrotem do wyjścia, ale tam też ich nie było, ponownie wróciłam pod sale i natknęłam się na Alexy'ego.
- Alexy, widziałeś Kim i Violettę? - Podbiegłam do niego.
- Nie - odpowiedział mi z wielkim uśmiechem. - A ty widziałaś pana Farazowskiego?
- Nie. - Wyszczerzyłam zęby. - A dlaczego go szukasz? - zapytałam zaciekawiona.
- Mam do niego sprawę - odpowiedział wymijająco.
- Jaką? - drążyłam temat dalej.
- A co ty chcesz od dziewczyn? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Miałam z nimi poćwiczyć do przesłuchania. A ty czego chcesz od Frazia? - Spojrzałam na niego przenikliwie.
- To nic takiego! - zawołał szybko i zaczął machać rękami. - Ja... Chciałem się dowiedzieć, czy nie mogę sobie odpuścić udziału w przesłuchaniu. - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie chcesz grać na scenie?! - zapytałam zdziwiona. - Przecież to świetna zabawa!
- Wiem, wiem, ale wolałbym zająć się kostiumami. To dopiero jest zabawa! - Uśmiechnął się radośnie.
- Niemożliwe. - Prędko zgasiłam jego entuzjazm.
- Co?! Czemu?! - Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wczoraj Rozalia poprosiła o to samo i, z tego co wiem, nauczyciele się zgodzili. - Zrobiłam przepraszającą minkę.
Chłopak prychnął niezadowolony.
- Ale może jeśli z nią pogadasz, to pozwoli ci sobie pomóc - zaproponowałam szybko. - W końcu dodatkowa para rąk do pracy zawsze się przyda. Poza tym raz już razem pracowaliście, więc powinna się zgodzić bez żadnych problemów. - Uśmiechnęłam się przekonująco.
- Racja - wymamrotał. - Masz całkowitą rację! Gdzie ona jest?! - Złapał mnie za ramiona.
- W-w sali biologicznej...
- Dzięki! - puścił mnie i pędem pognał w stronę schodów.
- ...chyba - dokończyłam skołowana.
Po tym jak Alexy poleciał hen przed siebie wróciłam do swoich poszukiwań. Tym razem przeszłam się na klatkę schodową, nikogo tam nie było. Weszłam na piętro i dopiero tam znalazłam moje koleżanki.
- Nareszcie! - zawołałam z ulgą.
- Renn - zawołała Violetta na mój widok.
- Wszędzie cie szukałyśmy, gdzie ty się podziewałaś? - zapytała Kim z niezadowoloną miną.
- Przepraszam, zaspałam. - Zakłopotana podrapałam się w tył głowy.
- Spokojnie, Kim też. - Violetta wykonała uspokajający gest ręką.
- Ej, nie musisz tego mówić! - Czarnoskóra spojrzała z wyrzutem na swoją przyjaciółkę.
- Przepraszam - mruknęła tamta w odpowiedzi i zrobiła smutną minkę.
- Czyli wszystkie się spóźniłyśmy - stwierdziłam rzeczowo. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. - Zostało nam jakieś piętnaście minut do końca lekcji. Z dziesięciominutową przerwą mamy niecałe pół godziny na powtórkę. Jak się pospieszymy to zdążymy! - zawołałam entuzjastycznie.
- Najpierw musimy znaleźć spokojne miejsce, bo korytarz niezbyt się nadaje - zauważyła Kim.
- Może piwnica? - zaproponowała nieśmiało Violetta. - A-albo szatnia? - dodała szybko.
- Do piwnicy mamy najbliżej, chodźmy tam - zawyrokowałam.
- Ok, mi to pasuje - zgodziła się ze mną czarnowłosa.
W tym momencie coś z głośnym krzykiem dopadło do Violetty i przytuliło ją mocno do siebie. Ja i Kim zamarłyśmy.
- Alexy?! - wykrzyknęła zdumiona dziewczyna.
- To najlepszy dzień mojego życia!!! - krzyknął uradowany chłopak. Po czym puścił swoją koleżankę i dopadł do mnie.
- Jesteś najlepsza!!! - Ścisnął mnie najmocniej jak potrafił.
- Często to powtarzasz - wysapałam.
- Uwielbiam cię!!! - Puścił mnie i odwrócił się w stronę Kim.
- Nie! - zawołała stanowczo i wyciągnęła przed siebie ręce w obronnym geście.
Alexy wzruszył tylko ramionami i pobiegł na parter.
- Co z nim nie tak? - zapytała zdziwiona murzynka.
- Prawdopodobnie, to tylko moje przypuszczenia, Rozalia pozwoliła mu pomagać przy kostiumach. - Spojrzałam ukradkiem na Violettę. - Dobrze się czujesz?
- Tak, jest ok - zapewniła mnie czerwona na twarzy.
Całą trójką zeszłyśmy do piwnicy, po drodze mijając Amber i jej świtę.
- Nie rozumiem, po co karzą nam uczyć się tych głupot. Przecież wiadomo, że i tak dostanę główną role - mówiła swoim zarozumiałym tonem.
- Dokładnie - przytaknęła jej Li.
- Wiem! Zamiast uczyć się tego, czegoś. - Z odrazą spojrzała na kartkę z tekstem „Tyrady o Nosie”. - Napisze swój własny tekst.
- To świetny pomysł! - zawołała Li.
- Jestem pewna, że dzięki temu dostanę dodatkowy punkt za kreatywność! - Amber zgniotła papier i wyrzuciła go do kosza.
- Rób jak uważasz - mruknęła Charlotte.
Przeszłyśmy obok nich niezauważone i weszłyśmy do piwnicy. W środku paliło się światło, a to oznaczało, że ktoś już tu był. Zeszłam po schodkach i zastałam Kastiela siedzącego na sofie z materacy, czytał jakiś magazyn.
Chrząknęłam, a on spojrzał w moją stronę.
- Czego? - zapytał od niechcenia i wrócił do czytania gazety.
- Potrzebna nam piwnica - powiedziałam bez ogródek.
- Fajnie, i co z tego? - Ciągle mówił tym znudzonym i obojętnym głosem.
- To, że masz stąd spadać - powiedziałam lekko już zirytowana.
- Zmuś mnie. - Posłał mi wyzywający uśmieszek.
- Dobra - warknęłam.
Podeszłam do niego i wyrwałam mu z ręki magazyn.
- Hej! - krzyknął zdenerwowany.
- Wypad - rozkazałam mu stanowczo.
- Dobra, już idę - warknął. Wyrwał mi magazyn i szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz, uprzednio posyłając mi wściekłe spojrzenie.
Kim zagwizdała.
- Co? - Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Nic, tylko... Nie pomyślałabym, że tak łatwo go stąd wysiedlisz. - Spojrzała na mnie z podziwem. - Niezła robota, mała.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się krzywo. - Zabierzmy się za powtarzanie - szybko zmieniłam temat.
- Ok, zaczynaj. - Kim kiwnęła na mnie zachęcająco palcem.
Sięgnęłam swój tekst, wyprostowałam się i zaczęła mówić. Od czasu do czasu zerkałam w kartkę, ale nie jąkałam się, ani nie zacinałam. Kiedy skończyłam pałeczkę przejęła Kim. Dziewczyna czytała z kartki dość płynnie, chociaż czasem lekko zacinała się przy trudniejszych słowach. Na sam koniec została Violetta, która niepewnie chwyciła kartkę papieru i zaczęła czytać. Czytała tak cicho, że prawie nic nie słyszałam, do tego co chwilę robiła pauzy.
- Prze-przepraszam - wyjąkał na sam koniec.
- Daj spokój, popracujemy nad tym - pocieszyłam biedną koleżankę.
- Ale...
- Viola, nie możesz się nas wstydzić - rozkazała jej Kim. - Jak masz wystąpić przed tłumem, skoro boisz się własnych koleżanek?
- Ja wiem, ale...
- Poza tym powinnaś się wyprostować - poradziłam jej. - I musisz mówić głośniej, prawie cię nie słyszałam.
- Dobrze - powiedziała nieco głośniej niż zwykle. - Może powinniśmy jeszcze poćwiczyć? - Spojrzała na mnie błagalnie.
- Jasne, zawsze możesz na mnie liczyć - zapewniłam ją. - Jutro po lekcjach? - zaproponowałam dziewczyną.
- Dobrze - przytaknęła Violetta.
- Ok - mruknęła Kim.
Wyszłyśmy z piwnicy i całą trójką ruszyłyśmy do sali. Lekcje mijały spokojnie, a na długiej przerwie poszłam do sali A ćwiczyć z Natanielem. Chłopak już czekał w środku.
- Jestem! - zawołałam do niego na progu.
- To świetnie. - Uśmiechnął się szeroko. - W takim razie zaczynajmy, nie mamy sporo czasu.
- Ok, zaczynaj, panie gospodarzu. - Uśmiechnęłam się zadziornie.
Nataniel zdziwił się, ale zrobił to, o co go poprosiłam. Sięgnął kartkę i zaczął mówić. Chłopak podobnie jak ja nauczył się tekstu na pamięć i używał kartki jako wsparcia. Po pewnym czasie zaczął przypominać pomidora, a w połowie monologu przerwał i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Możesz się tak we mnie nie wpatrywać? - zapytał speszony.
- Czemu? - zapytałam zdziwiona.
- No bo... To zawstydzające! - zawołał jeszcze bardziej się czerwieniąc.
- A co zrobisz kiedy będziemy grać? Wtedy cała sala będzie się na ciebie patrzeć - zauważyłam rozbawiona.
- Ale cała sala... To nie ty. - Spuścił speszony głowę.
- Racja. - Zaczęłam się śmiać.
- Dobra, skoro jesteś taka mądra, to zamieńmy się miejscami. Teraz ty mów, a ja będę się na ciebie gapić - powiedział ostrym, nieco roztrzęsionym głosem.
- Jak chcesz - powiedziałam z uśmiechem i zajęłam jego miejsce.
Zaczęłam mówić, a Nataniel wpatrywał się we mnie intensywnie. Po kilku minutach zrobił się czerwony jak piwonia i spuścił wzrok. Na ten widok przerwałam deklamowanie i zaczęłam się śmiać. Tak minęła nam cała przerwa, na sam koniec umówiliśmy się, że spotkamy się jeszcze raz w piątek na jednym z dwóch okienek, zaraz przed przesłuchaniem.
Kolejne lekcje dłużyły się w nieskończoność, szczególnie ostatnia biologia. Po przeżyciu tej męki ruszyłam w kierunku sali B, to własnie tam umówiłam się na spotkanie z Lysandrem. Przyszłam jako pierwsza, czekając na niego wyciągnęłam tekst i przygotowałam się do mówienia. Kilka minut później do sali wpadł mój przyjaciel.
- Przepraszam, ale musiałem znaleźć...
- Notatnik? - przerwałam mu ze śmiechem.
- Kartkę z tekstem - dokończył zrezygnowany.
Zachichotałam, a potem odpowiedziałam rozbawiona:
- W takim razie zaczynasz.
Chłopak bez słowa przeszedł do rzeczy. Mówił naprawdę wyraźnie i bez dłuższych przerw.
- I co sądzisz? - zapytał po skończeniu.
- Jesteś niesamowity! - zawołałam zachwycona.
- Nie przesadzaj, bo się zarumienię - odpowiedział zmieszany. - Granie jest zupełnie różne od śpiewania. Kiedy mówię brzmię dość monotonnie, przynajmniej takie odnoszę wrażenie - wyżalił się.
- Zdaje ci się - pocieszyłam go. - Racja, brzmisz odrobinę inaczej, ale zdecydowanie nie gorzej. Powinieneś rozważyć karierę aktora - poradziłam mu pół żartem, pół serio.
- Renn, proszę. - Spojrzał na mnie z dezaprobatą i zarumienionymi policzkami.
- Dobra, dobra, już przestaję. - Podniosłam ręce w obronnym geście i zajęłam jego miejsce.
Sama zaczęłam mówić monolog, moim zdaniem szło mi to coraz lepiej. Lysander natomiast cały czas bacznie śledził moje ruchy. Pod sam koniec byłam już mocno czerwona, jestem prawie pewna, że zrobił to specjalnie!
- I jak? - zapytałam speszona.
- Jesteś cudowna - odpowiedział prawie natychmiast.
Speszyłam się jeszcze bardziej.
- Mówię to kompletnie szczerze, poszło ci niesamowicie - chwalił mnie dalej.
- Dzięki - wydukałam cicho.
Następnie umówiliśmy na kolejne spotkanie w piątek i każde z nas poszło we własnym kierunku.
Skoczyłam do szafki po parę zeszytów i ruszyłam do wyjścia. Atak nastąpił niespodziewanie, w jednej chwili ktoś otworzył przede mną drzwi . Nie miałam czasu na reakcję i zderzyłam się z nimi nosowo.
- Hej! - zawołałam oburzona i złapałam się za bolący nos. Z moich oczu mimowolnie pociekło parę łez.
Zza drzwi wyjrzała głowa przestraszonego Nataniela.
- O mój, Boże! Renn, przepraszam! - Dopadł do mnie z przejęciem i poczuciem winy wypisanym na twarzy. - Nic ci nie jest? - zapytał przestraszony.
- Właśnie dostałam w nos! Z drzwi! - Zrobiłam minę mówiącą „Co za głupie pytanie!”.
- Fakt! - przytaknął mi gorączkowo. - Pokaż to! - zażądał.
- Po co? -zapytałam zdziwiona.
- Po prostu pokaż! - Nataniel oderwał moją rękę od twarzy i przyjrzał się mojemu nosowi. - Nie wygląda to źle. - Dotknął go delikatnie, a potem nim poruszył.
- Auć!
- Złamany też nie jest. - Spojrzał mi z uśmiechem w oczy. Następnie zamarł, zaczerwienił się, cofnął swoją rękę jak oparzony i pobiegł w stronę wyjścia.
Jak głupia patrzyłam na to wszystko, dotknęłam jeszcze raz obolałego nosa i ruszyłam po śladem blondyna.
Następnego dnia, z samego rana, stało się coś dziwnego i śmiesznego jednocześnie. Jak w każdy inny dzień weszłam do szkoły, poszłam do mojej szafki, wymieniłam kilka książek i z powrotem ją zamknęłam.
- Renn! - zawołał Sam, który pojawił się znikąd.
Zaskoczona podskoczyłam i upuściłam swoje rzeczy.
- Czego? - Rzuciłam mu złe spojrzenie, a potem schyliłam się po książki.
- To zabrzmi dziwnie, ale widziałaś ostatnio Laeti? - zapytał dziwnie przymilnym głosem.
- Laeti? - Zdziwiona spojrzałam w górę. - Ostatni raz byłyśmy razem w centrum handlowym, ale od tego czasu nie gadałam z nią. - Podniosłam się z książkami. - A co, jest jakiś problem?
- Tak jakby - odpowiedział wymijająco. - Prawdopodobnie, przypuszczam, że nasz Laeti postanowiła cię odwiedzić. - Zakłopotany podrapał się palcem po policzku.
- Aha, a więc w czym jest problem? - zapytałam nic nie czając.
- Problem jest taki, że nasza gwiazda wpadła tu i zarywała nie do tego chłopaka, co powinna. Przy dziewczynie, która jest chorobliwie zazdrosna i postanowiła naskarżyć na nią dyrektorce - opowiedział wymijająco.
- Konkretnie - zażądałam. - Kto, z kim i dlaczego?
- Laeti podrywała Nataniela, a Melania to widziała i poszła do dyrektorki. Dlatego musimy ją znaleźć zanim stanie się coś głupiego - wyrzucił na jednym wdechu.
- Mogłeś mówić tak od razu! - Schowałam książki do torby i ruszyłam za nim w głąb korytarza.
- A tak poza tym, to wiedziałaś, że Nataniel cały czas ukrywał przed rodzicami to, że grał na koncercie - zagadał niby lekkim tonem.
- Chyba coś wspominał, nie pamiętam już. Zresztą, co cię to obchodzi? - Spojrzałam na niego z dezaprobatą. - Nie powinieneś się w to mieszać.
- Kiedy ja się nie mieszam, tylko obserwuję - powiedział z zuchwałym uśmieszkiem. - I mogę powiedzieć tylko jedno słowo, schemat - dodał poważniejszym tonem.
- Oczywiście, Samuel Cordnel, zna się na ludziach jak nikt! - zawołałam sarkastycznie.
- W przypadku Debry miałem rację - zauważył oburzony.
Zignorowałam to i przyspieszyłam kroku. Wpadłam na klatkę schodową, gubiąc Sama, a tam zastałam naszą zgubę razem z Arminem.
- Ta szkoła jest taka odjazdowa - mówiła słodkim tonem.
- To fakt, ja i mój brat mówimy to samo. - Armin uśmiechnął się radośnie.
- Naprawdę muszę się tu przenieść! - zawołała dziewczyna.
- Laeti?! - zawołałam zdziwiona.
- Renuś! - krzyknęła radośnie.
- Znacie się? - zapytał mnie Armin.
- Tak, to moja przyjaciółka...
- Najlepsza przyjaciółka - poprawiłam mnie. - Wszędzie cię szukałam, ta szkoła jest cudowna. Moi rodzice muszą mnie tutaj przepisać - paplała radośnie.
- Jasne, pewnie, ale na razie musisz się stąd zwijać, nasza dyrektorka cię szuka. - Złapałam ją za rękę.
- Daj spokój, nie może być taka zła. - Machnęła bagatelizująco ręką.
- Jest okropna - powiedziałam z okrutną szczerością.
- Zgadzam się - przytaknął mi Armin. - Ta kobieta to czyste zło.
Laeti dalej się upierała, ale w końcu razem z Arminem jakoś wyciągnęliśmy ją na dziedziniec. We dwójkę rozmawiali o jakiejś grze, o której ona nie miała zielonego pojęcia!!! Nawet nie wiedziała, że takie coś istnieje! W między czasie zauważyłam, że zrobiła sobie granatowe pasemka. Pochwaliła mnie za moją spostrzegawczość. Cóż, naprawdę trzeba być spostrzegawczym, ponieważ prawie nie widać różnicy w porównaniu do jej naturalnego koloru.
W końcu dobrnęliśmy do bramy, wystarczyło parę kroczków, ale na nasze nieszczęście dziewczyna zauważyła kogoś znajomego.
- To Sam! - zawołała radośnie. - Muszę się przywitać - powiedziała i już jej obok nas nie było.
- Masz zabawną przyjaciółkę.
- Ta, wiem. - Podbiegłam za nią.
- Sam!!! - Dziewczyna rzuciła się chłopakowi na szyje.
- Siemasz Laeti, myślałem, że już cię tu nie ma. - Chłopak rzucił na mnie okiem i uśmiechnął się do naszej znajomej. - Panowie, to jest Laeti moja serdeczna koleżanka i była menadżerka REM-u - przedstawił ją uroczyście.
Spojrzałam w bok i zobaczyłam Lysandra i Kastiela siedzących na ławce. Z przestrachem znowu zerknęłam na Sama i Laeti, oczy dziewczyny zaczęły błyszczeć.
- Należałaś do REM-u? - zapytał zdziwiony Lysander.
- No tak! - odpowiedziała radośnie. - A ty musisz być fanem Renusi, co? - zapytała uwodzicielsko.
- Renusi? - zapytał rozbawiony Kastiel, po czym otaksował dziewczynę od dołu do góry. - Nieźle wyglądasz - pochwalił ją z uśmieszkiem.
- Dzięki. - Zaśmiała się dźwięcznie.
- Laeti, nie mamy na to czasu - upomniałam ją ostro.
- Och, jeszcze minutkę. - Spojrzała na mnie błagalnie. - Proszę, Renuś!
- Chyba nie jesteś zazdrosna, co, Renuś? - zapytał złośliwie rudzielec.
- Niby o kogo, ciebie? - Zaśmiałam się. - Chyba śnisz - prychnęłam.
- Ach, właśnie! - Przyjaciółka chwyciła mnie pod ramie. - Miałaś całkowitą racje, Sam w ogóle się nie zmienił - zamarudziła.
- Co to ma znaczyć?! - zapytał oburzony chłopak.
- Nadal nosi to okropne moro! - żaliła się dalej dziewczyna.
- I ma okropnie potargane włosy - dodałam.
- I żadnej dziewczyny.
- I okropny charakterek.
- Hej!
- Naprawdę?! - zainteresowała się dziewczyna. - Sammy, znowu mieszasz się w cudze sprawy? - Spojrzała na niego z wyrzutem i niezadowoloną miną.
- Cały czas - odpowiedziałam za niego. - Do tego jest kłamczuchem, zamiast cię szukać gadał sobie z kolegami. - Rzuciłam mu zimne spojrzenie i uśmiechnęłam się z satysfakcjom.
- Dobra, starczy! - przerwał nam stanowczo. - Myślę, że powinnyście się zbierać.
- Fakt - przyznałam mu racje.
- Co?! - Laeti zrobiła złą minkę. - Ale ja nie chcę. - Odsunęła się ode mnie.
- Chodź - Złapałam ją za rękę.
- Nie! - Próbowała się wyszarpnąć.
- Będziesz mieć problemy. - Pociągnęłam ją do wyjścia.
- Mam to gdzieś! - Zaparła się nogami.
Usłyszałam jak chłopacy zaczynają chichotać.
- Ok. - Puściłam rękę Laeti. - Zabierzemy się do tego inaczej. - Chwyciłam ją z przodu w pasie i zręcznie przerzuciłam przez własne ramię.
- Renn! - krzyknęła zaskoczona.
- Kiedyś mi podziękujesz - powiedziałam twardo. - Panowie wybaczą, ale ta pani właśnie wychodzi. - Spojrzałam na nich poważnie i ruszyłam do bramy.
- To nie fair! - krzyknęła Laeti jak mała dziewczynka i zaczęła się wiercić.
- Nie wierć się - pouczyłam ją spokojnym głosem.
Dziewczyna krzyknęła i zaczęła kopać.
- Kopać też ci nie radzę.
- Jesteś wredna, wredna, wredna!!! - krzyczała.
- A ty strasznie ciężka. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Najwredniejsza z wrednych!!! Puść mnie, puść mnie, puść mnie!!!
- Jesteś pewna? - zapytałam rozbawiona.
Dziewczyna zamilkła, by po chwili poprosić słodkim głosikiem:
- Proszę, odstaw mnie delikatnie na ziemię, Renuś.
- Prosisz i masz. - Postawiłam ją na ziemi za bramą. - Następnym razem powiedz mi jak będziesz w okolicy - poradziłam jej przyjaźnie.
- Dobra. - Zrobiła urażoną minę. - Będę się zbierać. - Przytuliła mnie i ruszyła przed siebie.
Później Laeti ani razu nie zjawiła się w szkole, przynajmniej do dnia przesłuchań.
Tak, w końcu nadszedł sądny dzień. Zaraz przed lekcją z panem Borysem wypadły nam dwa okienka, większość klasy, w tym ja, postanowiła poświęcić ten czas na powtarzanie. Najpierw powtarzałam z dziewczynami, później z Lysandrem, a na końcu z Natanielem. Kiedy skończyliśmy zostało mi jeszcze sporo czasu, więc usiadłam gdzieś na korytarzu i ćwiczyłam sama. W pewnym momencie ktoś otworzył drzwi do klasy, a potem wciągnął mnie do środka.
- Hej! - krzyknęłam oburzona. Spojrzałam na mojego porywacza rozgniewana. - I co się tak szczerzysz, rudzielcu? - zapytałam jadowicie.
- Wyluzuj, Albinosie. - Kastiel z uśmieszkiem oparł się o drzwi odcinając moją jedyną drogę ucieczki. - Ostatnio sporo się o tobie nasłuchałem.
- Ach tak, jakich rzeczy? - usiadłam na ławce.
- Różnych - odpowiedział wymijająco. - Na przykład, że masz talent albo że dostaniesz główną role. - Uśmiechnął się leniwie.
- Nic takiego nie słyszałam! - zaprzeczyłam gwałtownie.
- Wiesz, ludzie plotkują. - Wzruszył ramionami.
- W związku z tym chcesz...? - Rozłożyłam ręce.
- Zobaczyć nad czym się tak zachwycają - odpowiedział zuchwale. - Zapraszam, masz moją uwagę. - Machnął na mnie ręką.
- Chyba śnisz - prychnęłam.
- Ani trochę.
- Dobra, chcesz to dostaniesz. - Wstałam z ławki i zaczęłam mówić tekst. Z każdym słowem zbliżałam się coraz bardziej, a kiedy skończyłam stałam z chłopakiem twarzą w twarz. - Podobało się? - zapytałam zuchwale.
- Bardzo. - Kastiel zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. - Było ekstra - szepnął mi prosto do ucha. Po czym wyszedł.
Stałam tak skamieniała i czerwona jak jego włosy.
- Cholera! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w ławkę.
Chwile odczekałam, aż dojdę do siebie i wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się w poszukiwaniu mojej torby, ale nie było jej tam, gdzie ją zostawiłam. Na jej miejscu leżał jakiś zeszyt. Podniosłam go z ziemi, okazało się, że to mój pamiętnik. Spojrzałam dalej, przy szafkach znalazłam mój piórnik, koło sali B leżał mój podręcznik do matematyki, na klatce schodowej leżał zeszyt od angielskiego, a pod drzwiami do piwnicy podręcznik do biologii. Zaczęłam przeszukiwać okolice, ale niczego nie znalazłam.
- Została tylko piwnica - mruknęłam do siebie.
Ostrożnie otworzyłam drzwi, zaraz za nimi leżała moja zguba z całą zawartością.
- Mam cię! - Kucnęłam by pozbierać rzeczy.
Nagle ktoś z wielkim impetem pchnął mnie do przodu. Wylądowałam na zimnej piwnicznej podłodze i nim się obejrzałam drzwi zostały zamknięte na klucz.
- Ej, wypuść mnie! - krzyknęłam rozzłoszczona.
- Wybacz, ale nie mam ochoty - usłyszałam w odpowiedzi.
- Amber?! - zapytałam zdziwiona.
- A kto inny? - odpowiedziała pytaniem na pytanie z nieskrywaną dumą.
- Masz mnie wypuścić! - zażądałam stanowczo.
- Chyba śnisz. - Zaśmiała się. - Nie mam najmniejszej ochoty, ale... Może po przesłuchaniu, jeśli ładnie poprosisz...
- O co ci chodzi? - zapytałam nieco spokojniej. - Jaki masz w tym cel?
- Chcę dostać główną role rozumiesz?! - zapytała z furią. - Należy mi się od samego początku, a ta gadka o twoim talencie...
- Jesteś zazdrosna?! - przerwałam jej oburzona.
- Zazdrosna?! Ja tylko zwiększam własne szanse - powiedziała słodkim głosem. - A tak na przyszłość, nie szpanuj, to nikt nie zamknie cię w piwnicy. Pa pa, Renn. - Usłyszałam jak zaczyna się oddalać.
- Wracaj tu! Słyszysz?! Masz tu wrócić i otworzyć te drzwi!!! OTWÓRZ TE CHOLERNE DRZWI!!! - Zaczęłam walić pięściami o drewno.
Kiedy ręce zaczęły mnie boleć przestałam, zamiast tego krzyczałam wniebogłosy, ale pomoc nie nadchodziła. Zachrypnięta opadłam na ziemie. Prawa ręka zaczęła się niekontrolowanie kurczyć, na całym ciele miałam dreszcze. Chwilę potem poczułam kujący ból w prawym nadgarstku. Tak bardzo chciałam zagrać w tej sztuce, nieważne jak denna była, a jednak nic z tego. Chciałam pokazać się mamie z najlepszej strony, nawet jeśli nie musiałam tego dla niej robić. Harowałam jak wół, uczyłam się tekstu po nocach, w pracy, na przerwach, poświęcałam na to każdą wolną chwilę, a teraz... Nie dosyć, że nie dostane głównej roli, to jeszcze nie dostane żadnej innej.
Ciekawe czy Amber po mnie wróci albo czy ktoś inny mnie tu znajdzie. Marne szanse, większość osób jest już w sali, a do przerwy jeszcze chwila.
- Idiotko! - skarciłam się. - Zamiast myśleć o tym jak strasznie jest, powinnaś pomyśleć jak się stąd wydostać! Gdyby Sam tu był... - Spojrzałam na swoja torbę. - A może Sam tu właśnie jest - mruknęłam.
Sięgnęłam do zamka i zaczęłam poszukiwania mojego ratunku.

Sam
Obserwowałem jak wszyscy wchodzą do sali gimnastycznej. Najpierw przyszedłem tu z Iris, żeby jeszcze poćwiczyć, mimo że powtarzaliśmy razem przez cały tydzień.
Później zaczęła pojawiać się reszta klasy, Kim i Violetta, Nataniel i Melania, Lysander, Rozali i Alexy, znudzony Kastiel, grupka Amber i na samym końcu radosna jak skowroneczek, Amber we własnej osobie. W niemym zdziwieniu obserwowałem ten widok. Żmije raczej trzymają się swojego stada, to dziwne że właśnie ona, właśnie teraz postanowiła się od nich odłączyć. Podejrzliwie przyjrzałem się reszcie zgromadzonych, nigdzie nie zauważyłem Renn. Na pewno już dawno by do mnie podeszła, a nie czekała do ostatniej chwili. Za bardzo zależało jej na przesłuchaniu i głównej roli by od tak sobie odpuścić.
Telefon zawibrował w mojej kieszeni, nerwowym ruchem wyciągnąłem go na zewnątrz. Dzwoniła Renn.
- Gdzie ty się podziewasz? - zapytałem błyskawicznie. - Zaraz zaczynamy - dodałem nieco zdenerwowany.
- Sam - wychrypiała przez telefon. - Jestem w piwnicy.
- Co?! - wykrzyknąłem zaskoczony.
- Amber zamknęła mnie w piwnicy - wytłumaczyła powoli. - Musisz mnie stąd wydostać! - błagała przestraszona.
- Jasne, zaraz będę, skombinuje klucz i przyjdę. Załatwię to, Rena - obiecałem jej żarliwie i się rozłączyłem.
Szybkim, nieco nerwowym krokiem podszedłem do Nataniela.
- Hej, stary, masz przy sobie swój zapasowy klucz? - Starałem się brzmieć jak najnormalniej.
- Nie, zostawiłem go na biurku, a co? Potrzebujesz czegoś? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Wydaje mi się, że zapomniałem czegoś z piwnicy. - Uśmiechnąłem się nerwowo.
- Możemy po to iść po przesłuchaniu - zaproponował mi uprzejmie blondyn.
- Nie trzeba, zapytam Lysandra - rzuciłem szybko i już mnie nie było.
Biegiem popędziłem w kierunku chłopaków. Dopadłem do białowłosego i na jednym wdechu wyrzuciłem z siebie:
- Potrzebuje klucza, masz go przy sobie?!
- Ta-tak, raczej tak. - Chłopak wyciągnął zza płaszcza mały, srebrny kluczyk.
- Dzięki! - Porwałem mu go z ręki i popędziłem do wyjścia.
- A tobie co?! - zawołał za mną Kastiel.
- Zostawiłem coś w piwnicy! - odpowiedziałem mu w biegu.
Wypadłem na dziedziniec i pokonałem go sprintem. Wbiegłem do szkoły, pędem pokonałem hol zatrzymując się obok drzwi prowadzących do piwnicy. Z ciężkim oddechem włożyłem klucz do drzwi i je otworzyłem.
- Sam! - Renn rzuciła mi się na szyje.
- Hej, maleńka - wysapałem. - Nic ci nie jest? - Pogłaskałem ją po plecach.
- Jestem lekko roztrzęsiona, ale cała. - Westchnęła z ulgą.
- To dobrze, bo musimy się pospieszyć, zaraz zaczynają.
- Ok, chodźmy. - Chwyciła mnie mocno za rękę i razem ruszyliśmy do sali gimnastycznej.
Wpadliśmy do niej pod koniec wypowiedzi Amber, kiedy tylko ta nas zobaczyła zdębiała na kilka sekund. Stanęliśmy gdzieś blisko trybun, by nie rzucać się w oczy.
Najpierw wywołano mnie, wyszedłem na środek, po drodze zwracając klucz, i odbębniłem swoje.
Potem przyszła kolej na Renn. Dziewczyna zajęła moje miejsce i zaczęła głosić „Tyradę o Nosie”. Szło jej świetnie, mówiła płynnie i pewnie, ćwiczenia bardzo się jej opłaciły. Nasi koledzy nie kłamali, kiedy mówili, że ma talent.
- Dobrze, teraz razem z panem Farazowskim, rozdzielimy role - ogłosił pan Borys.
Rena podbiegła do mnie i chwyciła mnie za rękę.
- I jak? - zapytała z nadzieją w oczach.
- Byłaś niesamowita - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Poczułem jak jej prawa ręka zaczyna się trząść. - Denerwujesz się? - Spojrzałem na nią z troską.
- Odrobinę - mruknęła pod nosem.
- Wiesz, że to niezdrowe - upomniałem ją tonem starszego brata. - Daj, podenerwuje się za ciebie. - Ścisnąłem jej rękę.
- W takim razie podenerwujmy się po połowie. - Rena zacisnęła swoją dłoń jeszcze mocniej.
I tak, razem, czekaliśmy na werdykt.

***

Hejeczka! Kolejne dwa miesiące za nami i kolejny rozdział. ^^ Och, boy, wkroczyliśmy na tematy przedstawienia, koszmar właśnie się zaczął... Ale tak z innej beczki, jak tam wasze ferie? Już je mieliście, właśnie je spędzacie czy może czekacie na nie z utęsknieniem? Ja nadal mieszczę się w środkowej opcji. :D A co oznaczają moje ferie? Więcej czasu na pisanie, jeeej! Dobra, to tyle na dzisiaj, zmykam robić rzeczy. Mam nadzieję, że rozdział wypadł dobrze i wam się spodobał, do zobaczenia w kwietniu, papatki. ;)
PS. Postaram się przygotować coś na rocznicę, nie obiecuję fajerwerków, ale coś wykombinuję.
Szablon wykonała Domi L