czwartek, 11 lipca 2019

Rozdział 47

Renn
- Trzymaj. - Priya podała mi swój smartfon.
- Nie ma opcji, że to od ciebie wezmę - zaprzeczyłam stanowczo.
- Twój telefon się zepsuł, a ja mam jeden na zbyciu, weź go. - Wcisnęła mi go w rękę.
- Ale...
- I tak już go nie używam - zakomunikowała mi głośno i wyraźnie, jakbym była dzieckiem, do którego nie dociera sens słów.
- Ok. - Westchnęłam umęczona. - Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - Dziewczyna zaśmiała się i puściła mi oczko.
- A ja nadal nie mogę uwierzyć, że wystarczył zwykły upadek ze stołu...
- Czasami się tak zdarza - przerwałam ostro Samowi jego sugestywny wywód.
- Racja, takie rzeczy mogą się zdarzyć. W specjalnych okolicznościach. - Spojrzał na mnie znacząco.
- Niewykluczone. - Wytrzymałam jego spojrzenie.
- No już, już. - Priya weszła między nas. - Zanim poprztykacie się na dobre powinniśmy iść do sali gimnastycznej.
Ja i Sam jęknęliśmy niezadowoleni.
- Tak lepiej. - Zaśmiała się radośnie.
Szybko przeszliśmy dziedziniec i zmarznięci wpadliśmy do środka sali, gdzie zajęliśmy pierwsze lepsze miejsca na tyłach trybun. Wokół pełno było ludzi z innych klas, ale to miało dla mnie nikłe znaczenie, jak nie żadne.
W mojej głowie cały czas wracałam do sobotniej nocy i Lysandra. Chyba po raz pierwszy byłam gotowa zaangażować się w relację romantyczną, poważną relację romantyczną, ale to zepsułam. Nie mogłam przestać myśleć o tym, czy dzwonił, czy pisał, czy czekał, aż ja napiszę lub zadzwonię. W jego oczach musiałam wyglądać potwornie, a najgorsze jest to, że nie mogłam się z tego w żaden sposób wytłumaczyć, ponieważ nie było go rano na lekcjach, Rozalii zresztą też.
Apel się zaczął, dyrektorka weszła na scenę i zaczęła mówić.
- Od kilku tygodni pracowaliśmy nad następnym szkolnym wydarzeniem, nasze przygotowania w końcu dobiegły końca i dzisiaj możemy powiedzieć, co to takiego. - Rozmowy w całej sali ucichły, wszyscy byli równie mocno zainteresowani. - Dzięki znajomością pana Borys udało nam się zaprosić do naszej placówki znanego australijskiego animatora, który poprowadzi dla was warsztaty artystyczne. - Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. - Warsztaty odbędą się pojutrze, ale jutro po trzeciej lekcji zaczniemy przygotowywać do nich szkołę. Z waszą pomocą, oczywiście. Materiały potrzebne do zajęć będą znajdować się tutaj. Dzień po warsztatach urządzimy dni otwarte dla waszych rodziców, aby mogli przyjść i obejrzeć wasze prace. Nie martwcie się, tym razem powiadomiliśmy ich o tym elektronicznie. - Dyrektorka uśmiechnęła się przebiegle, a ja znieruchomiałam na moim miejscu. - Resztę informacji przekażą wam wasi wychowawcy, możecie wrócić do klas. - Zeszła ze sceny i wyszła z sali, zaraz po tym uczniowie zrobili to samo.
Poczułam się jak w transie. On tu przyjdzie! Przyjdzie i będzie rozmawiał z rodzicami moich znajomych, moimi znajomymi i moimi nauczycielami. Pokaże się z najlepszej strony, jako człowiek zabawny, oświecony, zaznajomiony ze sztuką i niezwykle błyskotliwy, a ja będę jego maskotką, talizmanem szczęścia i ukochaną córeczką, która kocha swojego tatę. Nie chcę.... Nie mogę... Mam dość!
Nagle przed moimi oczami pojawiła się znajoma białowłosa postać. Zaczęłam przepychać się przez tłum w jej stronę.
- Rozalia! - zawołałam za nią.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, po minię jaką mi posłała widać było, że nie jest zadowolona. Nie powinno mnie to dziwić...
- Cześć, Renn - prawie wypluła moje imię. - Jak tam twój weekend? Udany, co? - zapytała kąśliwie. Zabolało. - Dzwoniłam do ciebie kilka razy... I pisałam - dodała bez emocji, kiedy nie odpowiedziałam.
- Wiem i przepraszam. - Zwiesiłam głowę ze skruchą.
- Nie mnie powinnaś to powiedzieć. Zdajesz sobie sprawę co mu zrobiłaś?! To pierwszy raz, odkąd go znam, jak zaprosił jakąś dziewczynę na randkę. Pierwszy raz słyszałam, żeby Lysander mówił o kimś z takim zapałem! - krzyknęła ledwo się powstrzymując by nie wybuchnąć do końca. - Lubie cię, jesteś jedną z najbliższych mi osób, ale naprawdę, czy on nie zasłużył na słowo wyjaśnienia? Wystarczył jeden krótki telefon albo SMS - warknęła.
- Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale mój telefon się zepsuł - powiedziałam cicho, bardziej mówiąc do siebie, niż do niej. - Szukałam go dzisiaj rano, ale nie ma go w szkolę. Ja... - Głos mi się załamał. - Naprawdę zależy mi na tym, żeby to odkręcić, ale nie wiem jak. - Spojrzałam na dziewczynę z rozpaczą w oczach.
Rozalia zdębiała, chyba nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Po prostu z nim porozmawiaj - powiedziała delikatnie. - Jeżeli powiesz mu to, co mi przed chwilą to jestem pewna, że zrozumie i ci wybaczy.
- Okej - wymamrotałam w jej ramionach.
- A wtedy będziemy mogły chodzić na setki podwójnych randek! - dodała radośniej, na co lekko się uśmiechnęłam.
Przez ten czas, kiedy rozwiązywałyśmy nasze sprawy, reszta uczniów poszła już do szkoły na zajęcia. Wymieniłyśmy ze sobą spojrzenia i biegiem ruszyłyśmy do klasy chemicznej, pani Delanay nie lubi czekać.
Wieczorem przy wspólnej kolacji, on zapewnił mnie o swojej obecności na wystawie. Nie mogłam nic z tym zrobić, po prostu mu przytaknęłam i poszłam do siebie. Wątpię, żeby ten „Dzień Sztuki” okazał się dla mnie przyjemny... Z resztą, to nie jest najważniejsze, teraz powinnam skupić się na Lysandrze i odkręceniu mojego błędu z soboty.
Następnego dnia, tak jak zostało to zapowiedziane na apelu, nasz wychowawca zebrał nas w jednej z sal po trzeciej lekcji i udzielił nam reszty informacji o jutrzejszej „atrakcji”.
- Dziś będziemy robić to, co wczoraj zostało zapowiedziane na apelu - mówił, o dziwo dla niego, bardzo rzeczowo. - Zanim jednak przejdziemy do przygotowania szkoły na jutrzejsze warsztaty rozdam wam kartki. - Podniósł jedną z nich i pokazał całej klasie. - Na tych kartkach musicie napisać swoje imię i nazwisko, klasę oraz zaznaczyć rodzaj zajęć, w których chcecie wziąć udział, jakieś pytania? - Spojrzał na nas z niemą prośbą w oczach, żebyśmy o nic nie pytali.
Niestety Amber podniosła rękę i zapytała:
- Co się stanie jeśli wszyscy wybiorą to samo zajęcie?
- Nie wiem, ale liczę, że każdy z was będzie chciał spróbować czegoś innego i nowego.
- Ile będziemy mieć rzeczy do wyboru? - zapytał zaraz po dziewczynie, Armin.
- Każdy z was może wybrać jedną z pięciu grup. Do wyboru macie grupę malarską, rzeźbiarską, wideo, zdjęciową i krawiecką. Coś jeszcze?
Nikt się już nie odezwał.
- Dobrze! - Fraz z radością klasnął w ręce. - W takim razie przejdźmy do pracy. - Szybko rozdał nam kartki i czekał, aż je wypełnimy.
W moim mniemaniu żadna z pięciu opcji nie była specjalnie ciekawa, dlatego zaznaczyłam grupę zdjęciową. Wiem jak działa aparat, umiem zrobić zdjęcie i czasami wygląda ono dobrze, wszystko w temacie.
- Podzielę was na grupy - zakomunikował nasz wychowawca, kiedy większość z nas skończyła wypełniać kserówki. - Przygotowaniem sali A do zajęć grupy malarskiej zajmą się Alexy, Peggy i Renn. - Dał nam znak ręką, że możemy już iść. - Piwnicą zajmą się Nataniel, Sam i...
Powolnym krokiem ruszyliśmy do sali gimnastycznej. Peggy i Alexy rozmawiali o wybranych przez siebie zajęciach, a ja słuchałam ich dyskusji w ciszy, od czasu do czasu potakując.
Na środku boiska pełno było skrzynek, pudełek i innych kosztownych sprzętów.
- Ja zabiorę sztalugę - zaoferował się od razu chłopak.
- Ok, w takim razie my zabierzemy skrzynki z przyborami. Peggy, weź ten karton z pędzlami, a ja zabiorę pudła z farbami. - Palcem wskazałam na jedno z pudeł po mojej lewej.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ale posłusznie zabrała się do pracy.
Kiedy byliśmy już przy wyjściu ktoś otworzył drzwi i, co miłe z jego strony, pozwolił nam przejść. Przechodząc obok niego zauważyłam, ze tą osobą jest Lysander. Uśmiechnęłam się nieśmiało i mruknęłam cicho:
- Dzięki.
Chłopak lekko się wzdrygnął, jakby dźwięk mojego głosu wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na mnie, a kiedy dotarło do niego, że to ja przed nim stoję i mu podziękowałam momentalnie odwrócił wzrok. Ten gest bardzo mnie zabolał, postanowiłam jednak, że tym razem nie dam za wygraną i wytłumaczę mu swoje zachowanie, nawet jeśli on nie chcę mnie słuchać, ani na mnie patrzeć.
- Przepraszam za sobotę i za to, że nie zadzwoniłam, ani nie napisałam, ani nie odpowiedziałam na twoje wiadomości czy telefony, o ile jakieś były. Mój telefon się zepsuł i raczej szybko go nie naprawię, dlatego Priya pożyczyła mi swoją komórkę - mówiłam bardzo szybko i cicho. - W każdym razie, bardzo podobała mi się nasza podwójna randka i przepraszam, że tak się skończyła.
- Renn... - zawołał nagle, ale ja już byłam za drzwiami i szybkim krokiem zmierzałam w stronę szkoły.
Wpadłam na korytarz i stanęłam za Alexym i Peggy, którzy mocowali się z drzwiami do sali A.
- Gdzie byłaś? - zapytał zaciekawiony chłopak.
- Musiałam zamienić słowo z Lysandrem. - Odwróciłam wzrok od swojego przyjaciela.
- O czym rozmawialiście? Zaprosił cię na randkę? - Sugestywnie poruszył brwiami.
Zaczerwieniłam się.
- Alexy, nie bądź wścibski! - napomniała go ostro Peggy.
- I vice versa. - Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko, podczas gdy ona zaczęła zabijać go wzrokiem.
- Żadnych walk - ostrzegłam ich żartobliwie.
Zwinnym ruchem odstawiłam pudła z farbami, podeszłam do drzwi i po sekundzie siłowania się z kluczem, otworzyłam je.
- Zapraszam! - zawołałam i przepuściłam dwójkę moich towarzyszy przodem. Czas zabrać się do pracy.

Sam
- Nie wyglądasz na zajętego, Samuelu - przedrzeźniałem Delanay.
- Oczywiście, proszę pani, chodzę sobie tutaj dla rozrywki - warknąłem w odpowiedzi.
- W takim razie znajdziemy ci zaraz jakieś zajęcie... Idź do pokoju nauczycielskiego, są tam rzeczy, które trzeba zanieść do sali gimnastycznej - ponownie głos Delanay.
- O nie, już pędzę. Na ratunek pudłom! - zawołałem do siebie ironicznie.
Byłem zły, bardzo zły. Najpierw przez dwadzieścia minut znosiłem „wymianę zdań” między Natanielem i Kastielem. Potem pomogłem im z przenoszeniem ciężkich rzeczy do piwnicy, co zajęło bardzo długo, bo te wieczne dzieci nie mogły się dogadać! A kiedy miało dojść do zamontowania całego tego sprzętu, to ja musiałam wyjść... Fizycznie, bo z siebie samego wyszedłem już dawno.
Z kolei na korytarzu wszedłem prosto pod nogi mojej ulubionej pani pedagog, a ona wysłała mnie do pomocy w pokoju nauczycielskim. Wkurzony z całej siły szarpnąłem za klamkę od jego drzwi, a potem wszedłem do środka głośno nimi trzaskając.
- A! - usłyszałem krótki krzyk i coś ciężkiego uderzającego o ziemię.
- Lysander? - zapytałem zaskoczony patrząc w jego kierunku. - Przepraszam, nie wiedziałem, że ktoś jest w środku. - W mgnieniu oka znalazłem się przy nim i pomagałem w sprzątaniu rozsypanych kredek.
- Nic się nie stało - mruknął roztargniony. Najwyraźniej on też nie był w dobrym nastroju.
- Po co mamy zanieść te kredki do sali gimnastycznej? - zapytałem autentycznie zaciekawiony. Zwłaszcza, że poza jednym takim pudełkiem, którego zawartość właśnie sprzątnęliśmy, stało ich jeszcze pięć.
-To jakieś przybory dla animatora - odpowiedział mi zdawkowo białowłosy. Wstał z klęczek i przez przypadek zrzucił na mnie stertę dokumentów. - Ojej, wybacz - mruknął i zaczął zbierać rozsypane kartki.
- To chyba nie jest twój dzień, co? - zapytałem go żartobliwie próbując rozładować ten dziwny rodzaj napięcia między nami.
- Nie, wszystko w porządku. Miałem po prostu ciężki poranek...
- Nina? - Spojrzałam na niego współczująco.
- Nie. - Zawahał się na chwilę. - Renn - powiedział szybko i odwrócił ode mnie wzrok.
Zaniemówiłem.
- Ale przypuszczam, że i tak już wiesz o sobocie, prawda? - Uśmiechnął się lekko.
- Jakiej sobocie? - zdołałem z siebie wykrztusić.
Lysandrowi oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Nic więcej do mnie nie powiedział, tylko chwycił trzy pudła i wyszedł, a raczej uciekł, przede mną.
On i Rena się spotkali? W sobotę? To co najmniej dziwne... Znając życie zaprosił ją na coś w stylu randki, ona się zgodziła i było jak w bajce. Dopóki ten biedny książę nie wyznał uczuć swojej księżniczce, a ta uciekła nie zostawiając dla niego pantofelka. Dlaczego zawsze muszę trafiać na momenty kiedy wszyscy mają problem z nią i z uczuciami do niej? Czy ja jestem jakiś przeklęty?!
Z ciężkim westchnieniem podniosłem pozostałe kartony i zaniosłem je do sali gimnastycznej. W środku zastałem Lysandra, który właśnie zbierał się do wyjścia.
- Słuchaj - zacząłem, żeby zwrócić na siebie jego uwagę - Renn bywa ciężka, ale zawsze jest szczera ze swoimi uczuciami i nawet jeśli jej... propozycja, wydaje się niesprawiedliwa to złożyła ją, ponieważ naprawdę docenia twoje towarzystwo. Dlatego nie wściekaj się na nią, tylko przemyśl to na spokojnie i podaj jej odpowiedź, ona zaakceptuje twoją decyzję, nie ważne jaka będzie. - Uśmiechnąłem się przyjacielsko.
- O czym ty mówisz? - zapytał zaskoczony Lysander.
- To Rena nie dała ci kosza? - zapytałem z wahaniem.
- Dlaczego miałaby to zrobić?
- No... Byliście gdzieś razem, więc pomyślałem, że... - Wzruszyłem bezradnie ramionami.
- Nie wiem co masz na myśli, a teraz wybacz, ale muszę do kogoś zadzwonić. - Minął mnie i wyszedł na zewnątrz.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły odstawiłem pudła w tym samym miejscu, gdzie była ich druga część.
„Co ze mnie za idiota?!” krzyczałem na siebie w myślach idąc przez dziedziniec. Oczywiście, że nie mogłem zorientować się w sytuacji. Nie, bo po co? Ja, wielki mistrz i znawca tajemnic świata, musiałem od razu wypalić z wielką przemową pod tytułem „Nie martw się i żyj tak jak chcesz”, co za wstyd! I co ja mu teraz powiem jak znowu się spotkamy? Jak ja mu spojrzę w oczy po zrobieniu tego teatrzyku? O nie, Rena mi za to słono zapłaci! Będę słuchał jej tłumaczeń tyle, ile trzeba, nawet jeśli potrwa to do usranej śmierć!
Wszedłem na korytarz główny i w tej samej chwili z głośników popłynęłam znajoma muzyczka, ktoś miał zamiar coś ogłosić.
- Przygotowania zostały zakończone. Wszyscy uczniowie proszeni są o wrócenie do swoich klas - zakomunikowała sucho Delanay.
- Super - mruknąłem bez przekonania i ruszyłem do sali.

Renn
- Przestań się gapić! - syknęłam na Sama.
- Nie gapie się - mruknął dalej na mnie patrząc.
Jęknęłam zirytowana i ponownie skupiłam się na Frazie:
- Z tego powodu skład grup ulegnie drobnym zmianom. - Zaśmiał się nerwowo, kiedy zobaczył niezadowolone miny swoich uczniów. - Do grupy malarskiej należą Violetta, Iris i Kastiel.
Zerknęłam na mojego przyjaciela, był niezadowolony. Ciekawe ile ma z tym wspólnego Iris...
- Kim, Alexy i Lysander są w grupie rzeźbiarskiej. Grupa wideo to Armin, Amber i Priya. Nataniel, Melania i Peggy, wy będziecie w grupie fotograficznej, a w grupie krawieckiej mamy Rozalię, Klementynę i Sama. Jakieś pytania? - zapytał nieśmiało.
- Zapomniał pan o mnie - zakomunikowałam podnosząc rękę.
- Nie, nie zapomniałem, porozmawiamy o tym po lekcji. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
Wymieniłam z Samem zdziwione spojrzenia, a moje serce przyspieszyło. Czy mój ojciec zabronił mi wziąć udział w tej zabawie? Czy to dalszy ciąg kary za sobotnie spóźnienie?
Z niepokojem zaczęłam wiercić się na krześle. W tym czasie Fraz podał jeszcze kilka informacji, takich jak godzina i miejsce rozpoczęcia dnia sztuki. W końcu wszystko dobiegło końca, byliśmy na dziś wolni.
Wszyscy zaczęli wychodzić z sali, a ja, niczym błyskawica, chwyciłam torbę i dopadłam do mojego wychowawcy.
- W związku ze specjalnymi okolicznościami grono pedagogiczne wyraziło zgodę, abyś zajęła się czymś innym - zakomunikował poważnie.
- Czyli wezmę udział w dniu sztuki? - zapytałam z ulgą.
- Oczywiście, dlaczego miałabyś tego nie robić? - Fraz zaśmiał się serdecznie.
- To czym będę się zajmować?
- Nasz animator uczy w szkole artystycznej i zaproponował nam, że przywiezie ze sobą grupę uczniów z klasy muzycznej - mówił bardzo powoli. - Chcą zorganizować koncert dla rodziców i uczniów, ale potrzebują drobnej pomocy z naszej strony. Zajmowałaś się już takimi rzeczami, więc pomyślałem, że chętnie się przy tym pomożesz, a reszta grona pedagogicznego poparła mój pomysł. - Spojrzał na moją zmieszaną minę. - Oczywiście, decyzja należy do ciebie! - dodał szybko.
Odetchnęłam z ulgą, chodziło tylko o pomoc przy koncercie.
- Chętnie się tym zajmę, proszę pana. - Uśmiechnęłam się promiennie.
Na zewnątrz czekał na mnie Sam, a pierwszą rzeczą jaką zrobił, kiedy mnie zobaczył było zapytanie mnie o to, co się działo w klasie. Opowiedziałam mu wszystko prawie słowo w słowo.
- Tak się denerwowałaś, a tu proszę, zostałaś wyróżniona. - Uderzył mnie zaczepnie w ramię.
- Powiedzmy - mruknęłam.
- Nie cieszy się?! - zapytał oburzony.
- Cieszę, tylko... To będzie sporo pracy, dodatkowo nie wiem, z kim będę pracować. - Westchnęłam. - To może nie być tak przyjemne, jak się wydaje.
- Powiedz to tym, którzy będą przez cały dzień siedzieć w jakiejś klasie i robić coś, czego nie chcą.
- Celna uwaga. - Zamilkłam na chwilę. - Jak myślisz, czy on przyjmie to dobrze? - zapytałam z lękiem.
- Nauczyciele zrobili dla ciebie wyjątek, a raczej nagrodzili cię za twój sukces z koncertem. Powinien być zadowolony. Nie martw się. - Uśmiechnął się ciepło i objął mnie ramieniem.
- Mam nadzieje - szepnęłam niepewnie.
Kiedy wróciłam do domu on czekał na mnie z ciepłym obiadem. Tym razem o nic nie pytał, tylko cały czas czytał swoje papiery. To był najlepszy prezent jaki mógł mi zrobić.
Następnego dnia przy szkolnej bramie czekała na mnie niespodzianka, a raczej dwie niespodzianki i Sam.
- Renuś! - Van z radosnym okrzykiem rzuciła mi się na szyję.
- Hej - wysapałam zaskoczona i pogłaskałam ją po głowie. - Hej - powtórzyłam pewniej i z uśmiechem w stronę Doriana.
- Cześć. - Przywitał mnie gestem dłoni i lekko się uśmiechnął.
- Co tutaj robicie? - zapytałam zaskoczona.
- Wiedziałabyś, gdybyś odebrała telefon. - Van przestała mnie przytulać i rzuciła mi spojrzenie pełne wyrzutu.
- Albo przeczytała smsa - dodał chłopak.
- Właśnie! - Dziewczyna szybko mu przytaknęła.
- Ja...
- Renn ma zepsuty telefon. - Sam wszedł mi w słowo. - Ale dzięki, że pomyśleliście o tym, żeby zadzwonić do mnie - dodał z teatralną urazą w głosie.
- W takim razie przepraszam. - Vanessa skinęła głową.
- A ja? - zapytał oburzony brunet.
- Ciebie też - dodała po chwili.
-A więc, co tutaj robicie? - zapytałam ich ponownie.
- Pan Pierrick zabrał nas ze sobą. - Wyrzuciła z siebie moja przyjaciółka.
- Pierrick to nasz wychowawca - dodał Dorian. - Chcę, żeby nasza klasa trochę się przysłużyła.
- Dlatego poprosił chętnych o zagranie koncertu na motywach siedmiu grzechów głó...
- VAN. - Dorian spojrzał na nią wymownie, zanim ta zdążyła skończyć.
- Co? - Spojrzała na niego z wyrzutem.
- To miała być tajemnica.
- O, faktycznie. Wybacz. - Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
Chłopak westchną, a potem zwrócił się do nas:
- Zobaczymy się później. - Po czym złapał Vanessę za ramię i pociągnął w kierunku sali gimnastycznej.
- Czuje, że dzisiejszy dzień nie będzie taki zły.
- Bez Iris przy twoim boku może być ciężko. - Uśmiechnęłam się przebiegle.
- Co to miało znaczyć?! - Sam zaczerwienił się jak burak.
- Nic.
- Renn. - Spojrzał na mnie twardo.
- Powinniśmy zająć miejsca. - Zaczęła iść w kierunku sali.
- Renn.
- Najlepiej gdzieś po środku sali, co nie?
- Renn! - krzyknął zirytowany, a ja puściłam się biegiem.
Przy jednej ze ścian ustawiona była scena, na której za kilka minut miała pojawić się dyrektorka. Reflektory były na swoich miejscach, chociaż nikt ich nie zapalił, a z tyłu za sceną zawieszono czarną kotarę. Najwidoczniej nasze grono pedagogiczne pomyślało i postanowiło ułatwić nam pracę.
Spojrzałam w kierunku krzeseł i zauważyłam kilkoro osób z mojej klasy oraz grupę całkowicie mi nieznanych osób, wśród których byli Dorian i Vanessa. Z całą pewnością musieli to być podopieczni naszego animatora.
Złapałam Sama za rękaw i bez słowa pociągnęłam go do znajomych z naszej klasy. Po drodze kątem oka zauważyłam jak pan Borys rozmawia z kimś obok sceny.
Osobą tą był czarnoskóry mężczyzna w średnim wieku. Jego siwe włosy i broda były bardzo zadbane. Na jego ustach gościł przyjazny uśmiech, a ciemne oczy wydawały się należeć do kogoś znacznie młodszego. Nieznajomy nosił na sobie niedbale zapiętą czerwoną koszulę, której rękawy zostały byle jak podwinięte. Na to zarzucił ciężką, siwą marynarkę, pewnie należącą do jakiegoś starego garnituru. Dodatkowo nosił on materiałowe białe spodnie, którym zdecydowanie potrzebne było prasowanie i ciemne buty wypolerowane na wysoki połysk.
Zajęłam z Samem nasze miejsca odrywając wzrok od nieznajomego i zajęłam się rozmową ze znajomymi, a w miarę jak minuty mijały do sali przychodziło coraz więcej osób.
- Proszę o ciszę! - krzyknęła ze sceny dyrektorka, kiedy sala była już pełna uczniów. - Dzień dobry, moi drodzy, przedstawiam wam naszego animatora zajęć plastycznych, pana Pierricka Savina. - Mężczyzna, którego widziałam wcześniej wszedł na scenę i lekko się nam skłonił. - Pan Savin pochodzi z Australi, ale od killunastu lat pracuje w szkole artystycznej w pobliskim mieście. Dzisiaj będzie pomagał on waszym grupą stworzyć własne prace. Zanim jednak przejdziemy do Dnia Sztuki, chcę podziękować wszystkim rodzicom, którzy pomagają w dzisiejszym przedsięwzięciu. - Z miejsc w pierwszym rzędzie podniosło się kilka osób, w tym mama bliźniaków i mama Kim, które zostały nagrodzone szybkimi brawami. - To wszystko, co miałam wam do przekazania. Panie Savinie, oddaję głos. - Dyrektorka uśmiechnęła się przyjaźnie do animatora i zeszła ze sceny.
- Dziękuje bardzo, pani dyrektor. Teraz przejdziemy do szczegółów. - Przejechał wzrokiem po sali. - Po pierwsze, mówcie mi Pierrick, nienawidzę konwenansów. Po drugie, wymagam abyście otworzyli dzisiaj swoje głowy i zaczęli myśleć artystycznie. A teraz zmykajcie na miejsce warsztatów, tam opowiem wam więcej. - Zaśmiał się ciepło widząc nasze zaskoczone miny i zszedł ze sceny.
Wszyscy, oczywiście, ruszyli do wyjścia, tylko jedna ja nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, bo, oczywiście, nikt nie poinstruował mnie jak będzie wyglądać moje zadanie. Niepewnie wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam w stronę pana Borysa, w końcu był nauczycielem, prawda? Na pewno mógł powiedzieć mi coś więcej, prawda?
- Ty jesteś Renn, tak? - zapytał mnie uprzejmie Pierrick, zanim to ja zdążyłam się odezwać.
- T-tak! - odpowiedziałam zaskoczona.
- Miło mi cię poznać. - Uścisnął moją rękę. - Vanessa i Dorian, ale głównie Vanessa, sporo mi o tobie opowiadali. Przesłuchałem nawet kilka waszych kawałków, masz niesamowity talent do śpiewania. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Dziękuje. - Na mojej twarzy wykwitł grymas podobny do uśmiechu.
- Widzę, że wolisz o tym nie rozmawiać. - Pierrick w zamyśleniu pokiwał głową. - W takim razie zajmijmy się koncertem. Pomysłem przewodnim jest siedem grzechów głównych i każda z piosenek opowiada o jednym z nich. Plus na początku pojawia się piosenka zbiorowa w roli prologu... Jeśli można to tak nazwać. - Uśmiechnęłam się lekko. - Jeżeli chodzi o kostiumy, rekwizyty i muzykę, to to mamy, ale ty - Spojrzał na mnie poważnie. - ty jesteś potrzebna do zorganizowania technikaliów i zespołu. Jako organizatorka poprzedniej takiej imprezy masz pojęcie o szkolnym sprzęcie i będziesz mogła pokierować moją grupą. Jakieś pytania?
- Tylko jedno - odpowiedziałam po chwili namysłu. - Czy uda nam się to zrobić w jeden dzień?
- To zależy od ciebie - odpowiedział Pierrick ze śmiechem.
- Źle dobrałam słowa. - Również się zaśmiałam. - Czy grupa jest przygotowana zrobić to w jeden dzień?
- Tak, zdecydowanie tak. Znają tekst, ćwiczyli całość kilka razy w szkole, ale potrzebują to dopracować, zwłaszcza na mniejszej scenie. Dasz sobie z tym radę?
- Bez problemu - odpowiedziałam pewna swojego. - Musimy załatwić kilka rzeczy i możemy zająć się próbami.
- Świetnie, w takim razie zostawiam to w twoich rękach.
Mężczyzna wyszedł z sali zająć się resztą grup, a ja podeszłam do osób ze szkoły artystycznej.
Grupa składała się z piętnastu osób, dwunastu śpiewających i trzech do pomocy za kulisami. Wszyscy byli bardzo mili i pomocni, zwłaszcza Van i Dorian. Szybko udało nam się załatwić nagłośnienie i laptopa, który działał całkiem dobrze oraz kurtynę. Kiedy już wszystko zamontowaliśmy przeszliśmy do prób i muszę powiedzieć, że to były jedne z lepszych prób na jakich byłam.
Chłopcy wybaczcie mi, ale wasz zespół to była katastrofa, wieczne kłótnie, latające pałeczki, brak jakiegokolwiek zgrania... i mogłabym tak wymieniać bez końca. Za to tutaj wszyscy dawali z siebie sto procent, szanowali swoje zdanie i śmiali się z drobnych pomyłek. Podczas przerw dyskutowaliśmy wspólnie na różne ciekawe tematy i żartowaliśmy. To były najlepsze warsztaty jakie mogłam sobie wymarzyć, w końcu od tak dawna czułam się naprawdę zrelaksowana i zadowolona.
Na sam koniec dnia zawitał do nas Pierrick, obejrzał ostatnią próbę i kazał nam się zbierać, a raczej mi, bo reszta ekipy wracała z nim.
- Bawiłaś się dobrze? - zapytał Sam, który czekał na mnie przy drzwiach od sali gimnastycznej.
- Nawet lepiej niż dobrze - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Dobrze to słyszeć. - Położył rękę na moim ramieniu.
- A u ciebie jak było?
- Dobrze. - Jego usta ułożyły się w grymas niezadowolenia.
- Czyli Roza urządziła ci niezłą przeprawę, co?
- Mniej więcej - przyznał po chwili speszony.
- Opowiadaj - zażądałam.
- Zaczęło się od....

***

Rozdział już jest! Witam i (jak prawie zawsze xD) przepraszam za opóźnienie, ale tym razem sesja pokonała mnie kompletnie... Źle się wyraziła, to ja pokonałam sesję w zamian za masę mojego wolnego czasu. Na szczęście udało mi się i wszystko jest już jak być powinno. Wybaczcie wszelkie błędy, które umknęły memu oku i cieszcie się rozdziałem oraz wakacjami. Właśnie, a jak tam wasze wakacje, dzieje się coś ciekawego? Dobra, dobra, nie będę was tu przesłuchiwać :D Do zobaczenia za dwa miesiące... A raczej za miesiąc? Nieważne. Pa pa ^^

czwartek, 11 kwietnia 2019

Rozdział 46

Renn
Nerwowym ruchem przeczesałam moje włosy, ciągle nie mogłam przyzwyczaić się do ich nowego wyglądu. Były teraz znacznie krótsze, ledwie sięgały moich ramion, a przez nowy kolor ledwo poznawałam się w lustrze. Tak, wczoraj kiedy Priya pomogła mi je obciąć pobiegłam do sklepu i kupiłam pierwszą lepszą ciemną farbę. Na początku myślałam, żeby pofarbować je w całości na czarno, ale koniec końców zdecydowałam się na ciemny brąz.
Kiedy on wrócił do domu nie był na mnie zły, z zadziwiającą łatwością kupił kłamstwo o umówionej wizycie u fryzjera, o której zapomniałam wspomnieć. Oczywiście wspólna wycieczka została natychmiast odwołana z powodu „pracy”, można powiedzieć, że wygrałam tę walkę i wyszłam z niej bez szwanku.
Jeszcze raz przeczesałam włosy, spojrzałam sobie w oczy i z westchnięciem odeszła od lustra kierując się w stronę wyjścia ze szkolnej toalety. Moja dłoń zbliżyła się do klamki, kiedy z drugiej strony ktoś inny za nią szarpnął, odskoczyłam kawałek, w samą porę, żeby uniknąć uderzenia, i stanęłam oko w oko z Amber. Nasze oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Blondi wyglądała zupełnie inaczej, jakby dojrzała. Jej makijaż był bardziej stonowany, ubrania idealnie podkreślały jej wysportowaną, szczupłą sylwetkę, a włosy... Jej włosy wyglądały niesamowicie, tak jak moje ledwie sięgały ramion, były pocieniowane i błyszczały jak wykonane z kryształu.
- Do twarzy ci w tym - powiedziałyśmy jednocześnie, z taką samą mieszaniną zaskoczenia i zażenowania w głosach. Po czym od razu spuściłyśmy wzrok.
- To zasługa mojego fryzjera, potrafi działać cuda - mruknęła Amber.
- Zrobiłam to sama, z małą pomocą. - Wskazałam na swoją nową fryzurę.
- O. - Blondi lekko otworzyła usta ze zdziwienia. - Ten nowy kolor bardzo ci pasuje. - Spuściła wzrok speszona.
- Dzięki. - Podrapałam się po policzku, żeby ukryć moje zmieszanie.
Bez dalszych słów pożegnania każda z nas poszła w swoją stronę. Nasza rozmowa była niezręczna, ale obie, na swój sposób, musiałyśmy się nią cieszyć.
Przez chwilę pozwoliłam sobie nie myśleć o niczym, ale zaraz przywołałam się do porządku i skupiłam na Samie, nadszedł czas, żeby dowiedział się prawdy. Trzęsącą się ręką sięgnęłam komórkę i wystukałam na niej szybką wiadomość do chłopaka, nie ona była wielkim wyznaniem, tylko miejscem i godziną spotkania. Sam i tak będzie wiedział, o co mi chodzi, zawsze wie.
Kiedy dobiegłam do sali A, on już na mnie czekał. Skinęliśmy sobie głowami i bez słowa wślizgnęliśmy się do środka. Usiadłam na jednej z ławek, a Sam oparł się o biurko nauczyciela z założonymi rękami, był gotowy mnie wysłuchać.
- Wiem, że... - Spuściłam wzrok, nie wiedziałam jak zacząć. - Ostatnio działo się sporo dziwnych i szalonych rzeczy. - Zaśmiałam się płytko.
- Stąd te włosy? - zapytał lekko, żeby rozluźnić atmosferę panującą między nami.
Skinęłam głową.
- Do twarzy ci w nich.
- Dz-dzięki - mruknęłam, a potem westchnęłam ciężko, nie miałam pojęcia od czego powinnam zacząć opowiadać.
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim, nie będę cię oceniać, a może nawet ci pomogę - powiedział delikatnie i usiadł obok mnie.
- Tutaj chyba nic się nie da zrobić - powiedziałam podłamana ostatnimi wydarzeniami, a jednocześnie wzruszona jego deklaracją. - Mój ojciec przyjechał mnie odwiedzić - wyszeptałam drżącym głosem.
- Co?! - Spojrzał na mnie zaskoczony i momentalnie mnie objął, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
Później, prawie przez łzy, opowiedziałam mu wszystko, jak ten człowiek wepchnął się z butami w moje życie i zaczął przejmować nad nim kontrolę oraz o moich podejrzeniach, że jest tutaj, aby mnie wykorzystać. Sam cały czas spokojnie mnie słuchał i pocieszał, chociaż dobrze wiedział, że to nic nie da, to jednak próbował podbudować moje morale.
Kiedy skończyliśmy rozmawiać powoli zbliżał się czas rozpoczęcia zajęć. Wspólnie w ciszy wyszliśmy na pełen już korytarz i ruszyliśmy w stronę sali biologicznej. Nagle ktoś za nami na nas zagwizdał, spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy Priyę.
- Co za włosy. - Uśmiechnęła się nonszalancko i powoli otaksowała mnie wzrokiem. - Muszę przyznać, że to cięcie wyszło mi nie najgorzej. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej zadowolona z siebie.
- Szybka rada, zostań fryzjerem. - Sam puścił jej oczko.
Zaśmiałam się krótko.
- Widzę, że dogadaliście się już w pewnych kwestiach. - Spojrzała na nas z ulgą.
- Tak, już tak - przytaknęłam jej przyjaźnie. Muszę pamiętać, że oprócz Sama  jest jeszcze jedna osoba, która się o mnie martwi.
Prowadząc wesołą pogawędkę weszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca obok siebie.
- Sorry, za przerwanie, ale czy macie jakieś przybory geometryczne przy sobie? - zapytała nas Kim, wyglądała na mocno niezadowoloną, że musi kogoś o to prosić.
- Ale nie mamy dzisiaj matematyki, prawda? - zapytała zaskoczona Priya.
- To nie na matmę - dziewczyna ubiegła nas z odpowiedzią. - To na korepetycję... Nataniel powiedział, że mam je mieć. - Spuściła wzrok zawstydzona tym, co powiedziała.
- Masz jakiś problem z Natanielem? - zapytałam niepewnie.
- Nie! - zaprzeczyła szybko. - Nataniel jest dobrym nauczycielem, tylko... Ciężko znoszę jego osobowość.
- Nikt nie karzę ci go kochać - spróbował pocieszyć ją Sam.
- Ta - mruknęła nieprzekonana.
- Trochę razem posiedzicie i się do niego przekonasz, wierz mi. - Z lekkim, uprzejmym uśmiechem podałam jej kątomierz, linijkę i ekierkę.
- Wielkie dzięki, Renn, ratujesz mi życie. - Kim z wielkim uśmiechem zabrała ode mnie przybory geometryczne. - Swoją drogą, świetnie ci w tych włosach - rzuciła na odchodne.
- Dzięki - zarumieniłam się lekko.
- Widzę, że zaczynasz podbijać świat - rzuciła do mnie śpiewnie Pryia.
- Prze-przestań! - Teraz zrobiłam się ekstremalnie czerwona.

Sam
Lekcja dobiegła końca, przeprosiłem dziewczyny i zostawiłem je we własnym towarzystwie. Musiałem przemyśleć kilka rzeczy w samotności, a gdzie można znaleźć spokój, jak nie na środku szkolnego dziedzińca w zimę, że nie wspomnę o dużej ilości świeżego, orzeźwiającego powietrza.
Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na pustej ławce, jednej z wielu. Musiałem zrozumieć, co dokładnie się stało i jak. Ojciec Reny zjawił się u niej w poniedziałek, dzień przyjazdu Priyi, a później powoli przejął kontrolę nad jej życiem szkolnym, zawodowym i prywatnym. Po co? Wątpię, żeby zatęsknił za swoją córką, w końcu po rozwodzie urwał z nią jakikolwiek kontakt. Może przypuszczenia Renn są prawdziwe, a on przyjechał do niej tylko po to, aby wykorzystać ją w jakichś negocjacjach biznesowych, a może ponownie próbuje zrobić ze swojej rodziny celebrytów, ale jaki ma w tym cel?
Moje gdybania zostały przerwane przez czyjeś nerwowe wołania:
- Lysander! Lysander, zaczekaj!
Spojrzałem w tamtym kierunku i zauważyłem Ninę, która biegła za oddalającym się od niej białowłosym. Chłopak nie biegł, ale szedł na tyle szybko, aby jego fanka nie mogła za nim nadążyć, co dziwniejsze wyglądał na zirytowanego, a w jego przypadku to naprawdę wielka rzadkość.
- Nino, daj mi już spokój, proszę - bardzo starał się brzmieć na spokojnego.
- Ale... Ale ty nie chcesz mi nic powiedzieć! - krzyknęła na niego obrażona. Wyglądała jak czterolatka, która żąda od mamy kupna nowej lalki.
- To nie jest twoja sprawa - napomniał ją chłodno.
- Wiem, że dzieje się coś złego. Widzę, że zachowujesz się inaczej. Martwię się. - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Idź do domu, Nino. Przestań za mną chodzić, zajmij się szkołą i swoimi znajomymi - nakazał jej lodowato.
Blondynka kompletnie się rozkleiła, a Lysander, co bardzo do niego niepodobne, zostawił ją samą sobie.
Po tym, co zobaczyłem poczułem, że czas się zwijać. Lepiej, żeby nie wiedział, że widziałem te scenę.

Renn
Zaczęła się ostatnia lekcja przed przerwą obiadową, historia. Fraziu jak zwykle zaczął lekcję od sprawdzenia obecności, a potem zakopał się we własnych papierach szukając naszych klasówek.
Nie mogąc na to patrzeć zaczęłam rozglądać się po klasie. Amber i jej paczka, jak zwykle, szczebiotały o mało obchodzących mnie rzeczach. Dalej był Armin, który dyskretnie grał w coś na telefonie. Alexy i Rozalia rozmawiali o ich ostatnim, wspólnym wypadzie do galerii handlowej. Kastiela i Nataniela nie było w ogóle, ten drugi zapewne siedział przy swoim biurku w pokoju gospodarzy i nadrabiał zaległości w pracy papierkowej, a pierwszemu najwyraźniej nie chciało się marnować czasu i energii na nudną historię. Z tego powodu Lysander siedział dzisiaj sam jak palec, wyglądał na zmęczonego i poddenerwowanego.
Znikąd odwrócił się w moim kierunku, nasze spojrzenia się spotkały. Jego twarz rozpogodziła się. Uśmiechnęłam się do niego niezdarnie, odpowiedział mi tym samym.
- Dobrze, zaczynamy dzisiejszą lekcję. - Farazowski klasnął w ręce, żeby zwrócić na siebie naszą uwagę.
Z cichym westchnieniem otworzyłam zeszyt i zaczęłam zapisywać temat. Nagle na mojej ławce pojawiła się mała, zgięta na pół karteczka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
„Chce ci coś powiedzieć, zaczekaj na mnie przy wyjściu z sali. ~L”
Spojrzałam w kierunku, gdzie siedział Lysander i skinęłam mu głową, aby wiedział, że wiadomość dotarła. Uczynił to samo i uśmiechnął się kącikiem ust.
Niezbyt porywająca lekcja dobiegła końca, a ja zaciekawiona tym, co chłopak ma mi do powiedzenia od razu wybiegłam z sali zostawiając Sama i Priyę bez słowa wyjaśnienia. Drugą osobą, która pośpiesznie wyszła z klasy był Lysander, we własnej osobie, co delikatnie mnie rozbawiło. Najwyraźniej oboje nie mogliśmy doczekać się tej rozmowy.
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytałam lekko zaciekawiona przeciągając samogłoski.
- Widziałem, że ostatnio chodziłaś bardzo przygnębiona i nie byłaś sobą - odpowiedział poważnie patrząc mi w oczy. Te słowa mocno ostudziły mój zapał.
- Tak, cóż... Ja... Mam kilka spraw... Problemów rodzinnych. - Zawstydzona i zasmucona skierowałam spojrzenie w dół.
- O! - Chłopak był wyraźnie zaskoczony. - Ja... Nie chciałem cię zasmucić, tylko... Po-pomyślałem, że może powinnaś trochę od tego odpocząć, na przykład wychodząc z przyjaciółmi. - Uśmiechnął się niezgrabnie.
- Nie mam ochoty na imprezę - mruknęłam.
- Nie o tym myślałem. - Zaskoczona tą wypowiedzią ponownie na niego spojrzałam. - Chciałem zapytać, czy nie chciałabyś wybrać się na kolację do „Lavender Charm”. W sobotę wieczorem, o dziewiętnastej. Ze mną i Rozalią, i Leo. Co ty na to? - zaproponował poddenerwowany i z nadzieją spojrzał mi w oczy.
- Ja...
Zamilkłam na sekundę, bardzo chciałam się zgodzić, ale nie wiedziałam, co on by na to powiedział, czy przyjąłby to spokojnie, czy rozzłościłabym go tym? Moje życie przestawało być moje i jeśli chciałam gdzieś iść najpierw musiałam zapytać go o zgodę.
- Nie wiem czy ta data mi pasuję - skłamałam, ale zanim Lysander zdążył coś odpowiedzieć dodałam: - Sprawdzę to i dam ci odpowiedź, obiecuję. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Dobrze, w takim razie zadzwoń do mnie dzisiaj wieczorem, jutro może nie być mnie w szkole.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - zapytałam zaskoczona.
- Tak jakby, mam do załatwienia kilka rzeczy. - Uśmiechnął się krzywo, ale jego oczy wydały mi się dziwnie smutne.
Nie chcąc drążyć tego tematu zgodziłam się na ten układ, a potem wróciłam do swojego towarzystwa i ruszyłam na lunch.
Pozostała część dnia minęła w nerwach, przynajmniej dla mnie. Byłam zła, że muszę zapytać go o pozwolenie na wyjście z moimi znajomymi, mimo że to był mój czas wolny, a nie jego. Z drugiej strony czułam strach na myśl o tym, że to pytanie go sprowokuje albo w zamian zażyczy sobie czegoś, czego nie będę mogła spełnić. Przy takich opcjach najzwyczajniejsza odmowa to prawdziwy luksus. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że moje obawy są niczym niepoparte, w końcu od momentu jego przyjazdu nic się nie wydarzyło, przynajmniej w sferze rękoczynów, ale znam tego człowieka i wiem, że czasem wystarczy moment, żeby wybuchnął.
Kiedy wróciłam do domu go jeszcze nie było, rzuciłam więc swoje rzeczy i wyprowadziłam psy na spacer, a potem poleniuchowałam chwilę przed telewizorem. Jak tylko jego samochód zaparkował na podjeździe uciekłam z moimi książkami do pokoju. Rozłożyłam je starannie na biurku i przystąpiłam do „nauki”.
Usłyszałam jak otwiera drzwi i odpędza od siebie moje psiaki, po chwili zawoła mnie:
- Renn! Zejdź na dół! - słychać było, że jest w dość dobrym humorze. Dobrze.
- Zaraz, tylko skończę! - odkrzyknęłam mu i chwyciwszy za ołówek podkreśliłam jakieś losowe zdanie w książce od chemii.
- Nauka? - zapytał z progu.
Wzdrygnęłam się, dlaczego nie usłyszałam jak wchodzi po schodach?! Odwróciłam się w jego stronę, luźno opierał się o framugę drzwi.
- Tak, chemia - odpowiedziałam siląc się na lekki ton i podniosłam książkę tak, by mógł zobaczyć jej okładkę. - Wzięłam sobie twoją radę do serca. - Uśmiechnęłam się lekko.
Nic mi nie odpowiedział, ale dało się wyczuć, że jego humor z dobrego zmienił się na świetny. Podobało mu się to, że zastosowałam się do jego polecenia, że jego słowa mają na mnie wpływ, że jestem pod jego władzą, jaką daje mu pozycja ojca. Kiedy w końcu skończył napawać się tą chwilą jak gdyby nigdy nic, lekkim pogodnym tonem powiedział:
- Zostaw to na razie i zjemy. - Po czym ruszył do wyjścia, a ja zanim.
Przez chwilę milczeliśmy, chyba czekał, aż o coś go zapytam, na przykład „Co jemy?” albo „Dlaczego tak wcześnie?”, ale ja nie miałam zamiaru pytać go o taką błahostkę. Może i wydaje mu się, że mnie pozbadł, ale ja ciągle walczę. W pewnym momencie znudziło mu się czekanie na jakąkolwiek reakcje z mojej strony, sam zaczął mówić:
- Dzisiaj na obiad jest chińszczyzna. Nie miałem czasu nic kupić, dlatego zamówiłem gotowca, co ty na to? - zapytał z drobnym entuzjazmem, bardzo zależało mu na mojej opinii.
- Jak dla mnie, może być - mruknęłam bez przekonania.
To skutecznie ostudziło jego zapały i do końca kolacji nie próbował już ze mną rozmawiać, zamiast tego przeglądał jakieś papiery z firmy. Do czasu, kiedy to ja się odezwałam:
- Tato - to słowo ledwo przeszło mi przez usta - mam do ciebie prośbę.
- Tak? - Spojrzał na mnie z ciekawością. - O co chodzi?
- Moi znajomi wychodzą w sobotę do restauracji, zaprosili mnie - Starałam się brzmieć spokojnie i lekko, jakby nie zależało mi na tym wyjściu tak bardzo. Z trudem panowałam nad moim głosem, ale panowałam.
- Znajomi, czyli kot? - zapytał chłodno.
- Koleżanka i kolega z klasy. No i jeszcze jego starszy brat - odpowiedziałam szybko.
- Do jakiej restauracji chcecie iść?
- Do „Lavender Charm”, to ta restauracja w centrum. Jest w jednym z wieżowców.
W milczeniu oparł podbródek na swojej prawej dłoni, zastanawiał się nad tym, co powiedziałam.
Nie wiedząc, co powie wypaliłam:
- To porządna dzielnica, nic mi się nie stanie. Poza tym umówiliśmy się o dziewiętnastej w sobotę, nie stracę ani minuty lekcji - mówiłam z prędkością karabinu maszynowego.
- A co z nauką? - zapytał mnie twardo.
- Uczę się bez przerwy od kilku dni, potrzebuję chwili wytchnienia, a to dobra okazja, odstresuję się, naładuje akumulatory, a w niedziele wrócę do książek. - Uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam.
Zapadła minuta ciężkiej ciszy, po której odpowiedział:
- Zgoda. - Cicho westchnęłam z ulgą. - Ale o dwudziestej pierwszej masz być tutaj. - Kilka razy stuknął palcem wskazującym w blat stołu.
- Będę, obiecuje - przytaknęłam żarliwie.

Po czym bez zbędnych ceregieli wróciłam do siebie, a raczej do łazienki, z telefonem. Odkręciłam wodę z kranu, usiadłam na sedesie i wybrałam numer Lysandra.
- Słucham? - Odebrał niemal natychmiast.
- To ja, Renn - powiedziałam niezbyt głośno. - Dzwonie w sprawie naszego wyjścia.
- Mo-możesz iść?! - wykrzyknął zaskoczony.
- Tak! - pisnęłam entuzjastycznie.
- To.. To doskonale! Muszę powiedzieć Rozie, będzie zachwycona - brzmiał na naprawdę zadowolonego z faktu, że się zgodziłam.
- Pewnie, zrób to od razu. - Zaśmiałam się szczerze.
- W takim razie - Lysander zapanował nad sobą - do zobaczenia w sobotę, mam po ciebie przyjść? - zapytał z uprzejmością godną dżentelemena.
- Nie, nie trzeba! - zaprzeczyłam szybko wystraszona wizją spotkania jego i mojego ojca. - Spotkajmy się na miejscu.
- Dobrze, do soboty - pożegnał się zdawkowo, chyba moja odpowiedź go rozczarowała.
Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni, zakręciłam kran i teraz naprawdę wróciłam do swojego pokoju, i naprawdę zaczęłam uczyć się chemii.
Następnego dnia w szkole, z samego rana zostałam upolowana przez Rozalię na schodach.
- To prawda? Czy to prawda? Idziesz z Lysiem do restauracji?! - zapytała podekscytowana.
- Tak - odpowiedziałam spokojnie. - Plus, przypominam ci, że ty i Leo też tam będziecie. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- O mój Jezu, musimy ci kupić jakąś sukienkę! - Całkowicie mnie olała.
- Mam - powiedziałam studząc jej zapał.
- Ona się nie nadaje! Potrzebujemy czegoś ekstra jak... jak... - Zaczęła rozglądać się na boki. - Jak mała czarna!
- Żartujesz?!
- Absolutnie nie! Musimy iść na zakupy, najlepiej zaraz! - Siłą zmusiła mnie, żebym poszła z nią w stronę wyjścia.
- Jak to teraz?! - zapytałam zaskoczona i próbowałam się wyrwać. - A co z lekcjami?
- Daj spokój. - Machnęła lekceważąco ręką. - To tylko angielski.
- Ale ja muszę na nim być. - Z dużym wysiłkiem i pomocą boskich mocy wyrwałam się z jej uścisku.
- Ok... - Rozalia spojrzała na mnie podejrzliwie. - Wcześniej chętniej się z niego zwijałaś.
Zamarłam, co niby mam jej powiedzieć? „Sorry, ale mój ojciec-tyran, którego nie widziałam ponad rok, własnie wrócił i ustawia mi życie tak jak mu się podoba.”? To brzmi jeszcze gorzej, niż wygląda... Nawet jeśli jesteśmy przyjaciółkami, to nie chcę wtajemniczać ją w coś takiego.
- Po prostu załatwmy to na okienku albo po lekcjach, ok? - zapytałam zręcznie unikając tego tematu.
- Ok. - Westchnęła ciężko tracąc wcześniejszy zapał. Poczułam się okropnie z tego powodu.
Lekcje mijały, aż nadszedł czas naszego okienka. Rozalia odzyskała swoją energię i praktycznie wyniosła mnie ze szkoły cały czas bredząc o małej czarnej, a ja tylko tępo jej przytakiwałam.
- Leo! - Rozalia zawołał do swojego chłopaka już od progu. - Przyszłyśmy z Renn! - Uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć - przywitałam się z nim niezręcznie, kiedy doszłyśmy do lady.
- Dobrze cię znowu widzieć. - Uśmiechnął się delikatnie.
- Leo! - dziewczyna fuknęła na niego. - Renn potrzebuje sukienki na jutrzejszy wieczór. - Popatrzyła się na niego intensywnie.
- Oczywiście, rozejrzyj się tam. - Wskazał na jakiś wieszak po lewej. - Niedawno dotarła do mnie najnowsza kolekcja.
- Ok - mruknęłam i ruszyłam w wyznaczone miejsce, dopóki ręka Rozalii i jej stalowy uścisk mnie nie zatrzymały.
- Kochanie - Roza zwróciła się do niego najsłodziej jak mogła w tym momencie. - Miałam na myśli, że RENN bardzo potrzebuje TEGO na JUTRZEJSZY WIECZÓR - powiedziała mocno akcentując niektóre słowa.
- A, tak! - Leo momentalnie sobie coś przypomniał. - Zaraz wrócę. - Zniknął na zapleczu.
- Co ty znowu kombinujesz? - Spojrzałam na moją przyjaciółkę podejrzliwie.
- Nic. - Zrobiła minę niewiniątka.
Chciałam zasypać ją pytaniami, ale nim zdążyłam to zrobić Leo wrócił do nas z elegancką torbą zakupową.
- Proszę bardzo. - Podał mi ją z uśmiechem.
- Dzie-dziękuje - mruknęłam zaskoczona i z ciekawością ją otworzyłam. Za nim zdążyłam zobaczyć co jest w środku Roza popchnęła mnie w stronę przymierzalni. Spojrzałam na nią z wyrzutem, ale poszłam przymierzyć tę „niespodziankę”.

W tajemniczej torbie czekała na mnie mała czarna. Sukienka miała asymetryczny dekolt, jedyny, prawy rękaw był długi. Dół także był asymetryczny, lewa strona spódnicy była krótsza i sięgała do połowy uda, z kolei prawa do kolana.
Szybko się w nią przebrałam i muszę powiedzieć, że podobało mi się to, co zobaczyłam w lustrze.
- I jak? - usłyszałam głos Rozalii dobiegający zza kotary.
- Sama zobacz. - Zadowolona z siebie wyszłam jej na spotkanie.
Dziewczyna obejrzała mnie z każdej strony, z niecierpliwością czekałam na jej werdykt, a kiedy padł...
- Moglibyśmy ją jeszcze trochę skrócić.
...Mnie opadły ręce.
- Nie! - sprzeciwiłam się żarliwie. - Jest idealna.
- Ale... - Rozalia nie wiedziała, co mi na to odpowiedzieć. - Leo? - zapytała tonem małego dziecka i spojrzała w jego stronę szukając wsparcia.
- Ta wersja podoba mi się bardziej - odparł jej z kamienną twarzą.
- Po czyjej stronie ty jesteś, co?! - zapytała oburzona. - Nie ważne - bąknęła po chwili. - Bierz ją - rozkazała mi.
Szybko wróciłam do przymierzalni i założyłam na siebie moje ciuchy, a potem poszłam w kierunku kasy.
- Gdzie ty z tym idziesz? - zapytała białowłosa, która stała już przy wyjściu.
- Zapłacić? - Spojrzałam na nią jak na głupią.
- Nie musisz.
- Co? - zaniemówiłam na to stwierdzenie. - Ale...
- To prezent na koszt firmy - wtrącił się Leo. - Dla mojej stałej i najlepszej klientki. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Ja... Dziękuję! - niezamierzenie krzyknęłam. W tym momencie zalało mnie tyle ciepłych uczuć, że jedyne, na co się zdobyłam to wielki, szczery, radosny uśmiech.
Później ja i Rozalia wróciłyśmy do szkoły, ta chciała przyjść i pomóc mi wyszykować się przed kolacją, ale grzecznie podziękowałam jej i odrzuciłam tą hojną ofertę. W innych okolicznościach na pewno chętnie bym z niej skorzystała. Reszta dnia znowu minęła mi na nauce, chemii przede wszystkim.
No i nadszedł ten dzień, a raczej wieczór, ubrałam się w podarowaną sukienkę, zrobiłam wieczorowy makijaż, usta pomalowałam czerwona szminką, a na nogi założyłam czerwone szpilki i cienkie, beżowe rajstopy. Dodatkowo, aby ochronić się jakoś przed niską temperaturą okryłam się długim czarnym płaszczem.
Niecałe trzydzieści minut później stanęłam pod drzwiami wielkiego wieżowca, cała reszta już na mnie czekała.
Lysander i Leo byli ubrani jak zwykle, chociaż oni na co dzień chodzą w uroczystych strojach. Za to Rozalia założyła na siebie długą do ziemi, mocno przylegającą, fioletową suknię z odkrytymi plecami. Jej makijaż wyglądał podobnie do mojego, ale włosy uczesała w wysoki, zgrabny kok.
- Hej - przywitałam się z nimi radośnie. - Mam nadzieje, że się nie spóźniłam.
- Spokojnie, przyszliśmy chwilę przed tobą. - Leo posłał mi uspokajający uśmiech.
W odpowiedzi odetchnęłam z ulgą.
- Bylibyśmy wcześniej, ale ktoś walczył ze strojem. - Lysander wymownie spojrzał na Rozalię.
- Słucham? - Rozalia spojrzała na niego groźnie, na co zachichotałam pod nosem, a uśmiech Leo stał się odrobinkę szerszy.
- Uważam, że spóźnienie było tego warte, efekt jest powalający - skomplementowałam białowłosą, aby polepszyć jej nastrój.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się szeroko. - Chociaż z nas dwóch to ty wyglądasz jak prawdziwa gwiazda wieczoru, prawda Lysio?
Chłopak otaksował mnie od góry do dołu.
- Tak, wyglądasz bardzo pięknie dzisiejszego wieczoru - skomplementował mnie spokojnie, ale na jego twarzy wykwitł mocny rumieniec.
- Dziękuje - mruknęłam zawstydzona - ale to też zasługa Rozalii i Leo.
- Naprawdę? - zapytał zaskoczony.
- Tylko strój! - Roza weszła mi w słowo.
Kiedy wszystkie komplementy, które miały paść, już padły, postanowiliśmy, że czas najwyższy pójść coś zjeść. Przeszliśmy wielki, elegancko urządzony hall i wjechaliśmy windą na dwudzieste siódme piętro. Chłopcy od razu zabrali od nas nasze płaszcze i zanieśli do szatni.
„Lavender Charm” było bardzo gustowną restauracją. Na kremowych ścianach pełno było obrazów, beżowe fotele wyglądały na wygodne, a stoły z ciemnego drewna udekorowano ze smakiem.

Leo podszedł do recepcjonisty i powiadomił o naszej rezerwacji, chwilę później poprowadzono nas do jednego ze stołów. Lysander od razu odsunął moje krzesło, to samo zrobił Leo dla Rozy. Ja i ona siedziałyśmy obok siebie, naprzeciwko mnie był Lysander, z kolei po mojej lewej było okno, z którego rozciągał się niesamowity widok na nocną panoramę miasta.
Niedługo później pojawił się kelner, chłopcy zamówili po sałatce, a ja wzięłam wołowinę w sosie szefa kuchni, za to Rozalia zamówiła jedzenia jak dla całego batalionu.
W między czasie Leo i ona zabawiali nas historią o tym ja oni i jego rodzice przyszli tutaj po szkolnym przedstawieniu. Jedzenie zostało podane, więc zabraliśmy się do pałaszowania, i muszę przyznać, że była to jedna z najlepszych rzeczy jakie jadłam.
- Wasza grupa jest ostatnio bardzo zajęta, prawda? - zapytała mnie przymilnie dziewczyna.
- Całkiem - przyznałam uprzejmie.
Wyglądała na niezadowoloną z mojej odpowiedzi.
- Bez Lysandra i reszty musi ci się okropnie nudzić. - Jego i jej spojrzenia się spotkały.
- Zawsze jest milej, kiedy ma się wokół siebie swoich znajomych - mruknęłam niezdecydowana, czułam, że zaczyna się tu dziać coś dziwnego.
- Wolałabyś, żeby Lysio był częściej obok ciebie? - zapytała z iskrzącymi się oczami.
- Ja... - Nie wiedziałam jaką mam jej dać odpowiedź.
- Rozalio. - Leo posłał jej spojrzenie pełne dezaprobaty, a Lysander czerwony jak pomidor odwrócił twarz w stronę okna.
W minucie niezręcznej ciszy opuściłam towarzystwo mówiąc, że idę do toalety, kiedy z niej wróciłam wszyscy mieli zdecydowanie lepszy humor. Pogawędzilismy ze sobą jeszcze chwilę, Rozalia opowiedziała nam o swoich ostatnich zakupach, Leo o nowej kolekcji, którą szyję, a Lysander o zespole.
- Ale ostatnio mamy mały zastój, wpadliśmy w monotonię i nie wiemy już co pisać. - Westchnął ciężko.
- Próbowaliście zamienić się rolami? - zapytałam zaciekawiona tematem.
- Co masz na myśli? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, najwyraźniej nigdy nie słyszał o takiej metodzie.
- No wiesz... - Wzruszyłam ramionami, szukałam odpowiednich słów, aby opisać mu to jak najlepiej. - Kiedy zespół łapie monotonia to najlepiej zrobić coś niecodziennego. Na przykład u nas, w REM-ie, ktoś inny komponował, a ktoś inny pisał, kiedy osobie numer jeden nudziło się pisanie, a osobie numer dwa komponowanie to zamieniały się miejscami lub ktoś inny zaczynał się tym zajmować.
- Czyli ja powinienem zająć się muzyką, a on tekstem? - zapytał zaintrygowany, ale niepewny tego pomysłu.
Przytaknęłam.
- To... Bardzo ciekawa propozycja. - Uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Widzicie, która godzina? - zapytała nagle Roza. - Chyba powinniśmy się zbierać prawda Leo? - Spojrzała na niego intensywnie.
- Tak, tak, masz rację - odpowiedział jej dziwnie sztucznym tonem.
Spojrzałam na zegar, zostało mi pół godziny, żeby dotrzeć do domu!
- Ja też muszę już lecieć - oświadczyłam poddenerwowana.
- Serio? - Roza wyglądała jakby zaczęła tracić chęci do życia.
- Tak.
Leo od razu poprosił o rachunek, odliczyłam swoją część i położyłam na stole.
- Nie trzeba. - Lysander złapał mnie za rękę. - Ja za nas zapłacę - oznajmił delikatnie.
- Nie trz... - zaczęłam żarliwie protestować.
- Zapłacę - przerwał mi stanowczo, co było bardzo do niego niepodobne.
Postanowiłam się nie kłócić, zamiast tego pożegnałam się ze wszystkimi i wstałam od stołu.
Nagle Lysander podskoczył na swoim siedzeniu, spojrzał z pretensją na Rozalię, która uśmiechała się chytrze i zwrócił do mnie:
- Odprowadzę cię!
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się ciepło.
Poszliśmy do szatni, gdzie odebraliśmy nasze płaszcze, a raczej on to zrobił i pomógł mi założyć mój.
Rozmawiając o błahych rzeczach wysiedliśmy na naszym przystanku blisko szkoły, zostało mi dziesięć minut.
- Jesteś strasznie nerwowa - zauważył chłopak z przejęciem, a ja myślałam, że moje serce stanie.
- Na-naprawdę? - Zrobiłam zdziwioną minę, jakbym nie wiedziała, co ma na myśli.
- Tak, co chwilę zerkasz na telefon, podczas kolacji też byłaś spięta, a kiedy spojrzałaś na zegar miałaś wystraszoną minę. Czy coś jest nie tak? - zapytał zmartwiony.

- Nie! - zaprzeczyłam szybko. - Po prostu zostało mi kilka rzeczy do zrobienia w domu, a nie chcę zostawiać ich na jutro - skłamałam.
- Rozumiem. - Przez chwilę wyglądał jakby bił się z myślami, aż w końcu zapytał z wahaniem: - A jak podobało ci się nasze spotkanie?
- Było fantastyczne - odpowiedziałam zarumieniona. - Jak na podwójną randkę - dodałam ze śmiechem.
- Wiedziałaś?! - zapytał zaskoczony i zrobił się czerwony.
- Ciężko było się nie domyśleć, zwłaszcza po zachowaniu Rozalii. - Zaśmiałam się. - I tym jak kopnęła cię pod stołem.
- Następnym razem nie będę prosił jej o pomoc - przyrzekł żarliwie.
Zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- O ile uda nam się wyjść drugi raz - dodałam ciągle się śmiejąc.
- A chcesz następnego razu? - zapytał niepewnie i chwycił mnie za rękę.
Śmiech zamarł mi na ustach, czy chciałabym, aby to spotkanie się powtórzyło... Wróć, czy chciałabym iść z nim na kolejną randkę?
Lysander jest bardzo miły, pomógł mi w kilku sytuacjach, w stosunku do kobiet zawsze zachowuje się jak dżentelmen... Jest też bardzo przystojny i kiedy z nim jestem czuję się spokojniejsza, silniejsza i... I ja chyba chciałabym spróbować.
Zbliżyłam się do niego, położyłam mu rękę na torsie, a on się do mnie nachylił. Prawie szepcząc powiedziałam:
- Z wiel... - Zadzwonił mój budzik, wybiła dwudziesta pierwsza. - Ja... Muszę iść, przepraszam. - Szybko zaczęłam się od niego oddalać. Kątem oka zauważyłam, że jego mina zrzedła, zraniłam go.
Dźwięk budzika brzmiał jak dzwon ostateczny, biegłam najszybciej jak mogłam, nawet nie patrząc, gdzie stawiam stopy. Z hukiem wbiegłam do domu, byłam zdyszana i wystraszona jak cholera.
- Już jestem! - zawołał najgłośniej jak mogłam w takim stanie.
Usłyszałam szuranie odsuwanego krzesła.
- O dziewięć minut za późno - mruknął groźnie i zaczął do mnie podchodzić.
Zdębiałam, chciałam przecisnąć się obok niego i uciec po schodach do mojego pokoju, ale moje ciało się nie ruszało, byłam zbyt przerażona by zrobić cokolwiek, poza staniem tu i drżeniem jak listek na wietrze. Ból prawej reki zaczął się nasilać, ale nawet to nie było w stanie zmobilizować mnie do ruszenia się chociaż o milimetr.
- Powiedziałem ci, że masz tu być o dwudziestej pierwszej, dlaczego się spóźniłaś? - zapytał poważnie.
- Były korki - wbrew sobie zaczęłam tłumaczyć się w ogóle nie panując nad swoim głosem.
- Nie kłam! - ryknął na mnie i uderzył w pięścią w drzwi. Wzdrygnęłam się. - Nie tego cię uczyłem!
Cofnęłam się o krok uderzając plecami o drzwi wejściowe.
- Ja... ja... - próbowałam powiedzieć coś, cokolwiek, żeby tylko go udobruchać, ale moje gardło przestało mnie słuchać.
- Zamknij się!
Na chwilę zapadła cisza, po której on odetchnął i nadal groźnie, ale z opanowaniem rozkazał mi:
- Zejdź mi z oczu.
Posłusznie pokiwałam głową i prawie pobiegła na schody, ale kiedy mijałam stół on wydał kolejny rozkaz:
- Zostaw telefon na stole, nie potrzebujesz go.
Drżącymi rękami wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i odłożyłam je na blat. Nie sprzeczałam się, nie dyskutowałam, nic nie mogłam z tym zrobić, byłam zbyt przerażona.


***

Cześć i czołem! Dzisiejsza wstawka jest raczej szybka, ponieważ jestem ostatnio dość zajęta, przede wszystkim moja uwaga skupiła się na jednym z konkursów literackich, któremu poświęcam teraz sporo czasu, a Słodki Pamiętniki pozostał trochę na uboczu. Jednak nie lękajcie się, gdyż kiedy to całe zamieszanie się skończy wrócę na „właściwe” tory i poprowadzę naszą historie do końca. ^^ Plus, za kilka dni miną 4 lata od kiedy ten blog istnieje. Niestety, nie mam dla was żadnego speciala, poza moimi podziękowaniami, że nadal tu jesteście i to czytacie. Bardzo wam dziękuje i do zobaczenia w czerwcu. (Jezu, ta notka naprawdę jest szybka xD)

czwartek, 14 lutego 2019

Rozdział 45

Renn
Pełen wrażeń weekend minął w mgnieniu oka, a po nim nadszedł, długo wyczekiwany przez wszystkich, poniedziałek. Od samego rana cała nasza klasa była mocno podekscytowana i w napięciu czekała na pojawienie się naszej nowej koleżanki. Przyznaje, że mi również udzielił się ten nastrój. Każdą lekcję siedziałam jak na szpilkach i zastanawiałam się nad tym, kim będzie ta dziewczyna, czy będzie miła, pomocna, przyjacielska, czy zakoleguje się ze mną i innymi, a może dołączy do paczki Amber... Było tyle możliwości. Niestety, czas mijał i nikt nie przychodził, aż do lekcji geografii.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, Farazowski sprawdził obecność, zapisał temat na tablicy i właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Jak na komendę wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, czekając, aż osoba za drzwiami wejdzie do środka. Najpierw pojawiła się dyrektorka, co mocno ostudziło nasz entuzjazm, ale zaraz za nią weszła ona, dziewczyna, na którą wszyscy bardzo czekaliśmy.
Była trochę wyższa ode mnie, a jej skóra była ciemniejsza niż nasza. Turkusowe, duże oczy omiotły klasę zaciekawionym spojrzenie, pełne usta rozciągnęły się w małym, figlarnym uśmieszku. Dziewczyna odrzuciła do tyłu kilka kosmyków swoich ciemnobrązowych włosów, wtedy zauważyłam dwie rzeczy, po pierwsze miała między brwiami drobny pieprzyk, po drugie na jej rękach widoczne były tatuaże w orientalnym stylu. Włosy dziewczyny, oprócz tego, że wyglądały na miękkie i gładkie, sięgały jej za łopatki i były krzywo przystrzyżone.
Dyrektorka odwróciła się do naszego wychowawcy, żeby zamienić z nim kilka słów szeptem. Wykorzystałam to, aby dokładniej przyjrzeć się ubraniom nowej osoby. Szare jeansy wyglądały na lekko znoszone, ale wciąż prezentowały się ładnie. Mimo to większe wrażenie zrobiły na mnie bluzka i ozdoby. Tunika była koloru turkusowego, miała głęboki dekolt, wycięty w szpic i wycięte plecy, brzegi obszyto złotym materiałem, do którego w równych odstępach przyszyto sztuczne klejnoty w barwie morza. Krój stroju i jego wykonanie bardzo mocno przypominało mi kulturę hinduską albo coś z okolic Indii, kto wie, może ta dziewczyna pochodzi z tamtych regionów? Na sam koniec zniewalająca biżuteria, czyli prosty wisiorek z czerwonym kamieniem i złoto-czerwona bransoletka, niby prosta i niepozorna, ale nie mogłam oderwać od niej wzroku przez kilka dobrych sekund.
W końcu dyrektorka skończyła rozmawiać z Fraziem i wyszła, teraz nadeszła chwila by nasza nowa koleżanka się zaprezentowała. Dziewczyna najpierw rozejrzała się po klasie, a potem z rozbawieniem i uśmiechem powiedziała:
- Przestańcie się tak na mnie patrzeć, bo jeszcze się zarumienię.
Ten mały żarcik rozluźnił atmosferę i wywołał uśmiech u większość osób z klasy.
- Cześć, nazywam się Priya. Przeprowadziłam się tutaj kilka dni temu, więc nie za dobrze znam miasto i okolicę. Ogólnie rzecz biorąc, ja i moja rodzina często się przeprowadzamy z powodu pracy mojego ojca, ale nie ma sensu o tym teraz rozmawiać, jeśli jednak chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, możecie mnie zapytać, nie pogryzę - powiedziała spokojnym tonem i puściła do nas oczko.
Ja i Sam spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, i to nie dlatego, że nowa dziewczyna wydała nam się interesująca, ale dlatego, że już ją znaliśmy. Tak, moi drodzy, w gimnazjum spędziliśmy z nią prawie rok. Przyszła do nas w drugiej klasie i bardzo szybko załapała się do naszej paczki, potem wdała się w mały romans z Dorianem, a pod koniec roku szkolnego opuściła nas, ponieważ jej rodzina przeprowadzała się do San Francisco. Jaki ten świat mały, prawda?
- To dobry pomysł, czy ktoś z was chciałby zapytać o coś waszą nową koleżankę? - Pan Farazowski uśmiechnął się do nas nieporadnie, co miało nas zachęcić... Chyba.
Priya spojrzała na niego zaskoczona, ale potem z całkowitym luzem przytaknęła na propozycje nauczyciela. Był tylko jeden problem, nikt nie chciał zadać pytania! Cisza się przeciągała, powoli zaczynało robić się niezręcznie, dlatego zebrałam się na odwagę i zapytałam:
- Gdzie wcześniej mieszkałaś?
Priya spojrzała w kierunku mojej ławki, widziałam jak jej oczy otwierają się szerzej ze zdziwienia. Dobrze wiedzieć, że tez nas nie zapomniała!
- Cóż, pomyślmy... - Przez chwilę przypominała sobie swoje podróże. - Zanim tutaj przyjechałam mieszkałam na Polinezji, jeszcze wcześniej byłam w Tokio, Paryżu, Londynie, San Francisco, a cztery lata temu mieszkała w sąsiednim mieście prawie rok.
- Dużo podróżowałaś? - zapytała zaciekawiona Iris.
- Tak, podróżuję z moim rodzicami od kiedy skończyłam sześć lat.
- Z jakiego kraju pochodzisz? - zapytał nieśmiało Violetta.
- Z Indii. - Priya posłała dziewczynie ciepły uśmiech, na co tamta się speszyła.
- Jak radzisz sobie z nauką? - Melania przyjęła pozę kogoś, kto przeprowadza rozmowę o pracę. - Musi być ci ciężko, skoro co chwile zmieniasz szko...
- Nie, ani trochę. Moja mama jest nauczycielką, więc większość wiedzy zdobywam w domu.
- Długo tu zostaniesz? - Peggy zmierzyła dziewczynę ciekawskim spojrzeniem.
- Chcę tutaj skończyć liceum, a potem... Zobaczymy. - Zaśmiała się krótko.
Coraz więcej osób chciało zapytać o coś naszą koleżankę, jednak do akcji wkroczył wychowawca i rozpoczęła się właściwa lekcja geografii.
- Dobrze, dzisiaj rozpoczynamy dział o Unii Europejskiej, zaczynamy od tematu „Od terytorium europejskiego do terytoriów Unii Europejskiej”. Jak sądzicie, jak można zinterpretować ten tytuł? - Spojrzał na nas zachęcająco i z nadzieją w oczach.
Rozejrzałam się po klasie, wszyscy wyglądali na znudzonych i absolutnie nikt nie przejmował się lekcją, poza Melanią, która szybko wkroczyła do akcji:
- Ten temat jest dwuznaczny - powiedziała z powagą i przekonaniem. - Mówi nam, że terytorium europejskie i Unia to to samo.
- To bardzo ciekawe teoria Melanio, ale nie. Czy ktoś z was ma inne pomysły? - Rozejrzał się po sali wyczekując następnego chętnego. - Nataniel? - Spojrzał na chłopaka jak na wybawienie.
- Nie mam pojęcia, proszę pana - odpowiedział chłopak i wrócił do czytania książki, którą schował pod ławką, cwaniaczek.
Fraziu stracił ochotę i po prostu pytał wszystkich jak leci, dzięki czemu wyszły nam takie cuda jak „Europa to kraj.” i „To to coś, gdzie jest Rosja...?”. Nasz nauczyciel stracił cały entuzjazm i zwrócił się do ostatniej osoby, której jeszcze nie zapytał:
- Priyo, jak sądzisz, co znaczy nasz temat?
- Pomyślmy... - Dziewczyna spojrzała na zdanie zapisane na tablicy i zamyśliła się na chwilę. - Europa to kontynent, który jest czymś pomiędzy jednolitością i różnorodnością. Sądzę, że będziemy omawiać różnice między poszczególnymi państwami oraz dowiemy się, jakie działania na ich terytoriach prowadzi Unia Europejska. - Dziewczyna spojrzała na nauczyciela szukając u niego oznak aprobaty lub ich braku.
- Dokładnie! - Farazowski odetchnął z ulgą. - Dokładnie tym się dzisiaj zajmiemy... - Zadzwonił dzwonek. - Albo zrobimy to na następnej lekcji - dodał ciszej zrezygnowany nauczyciel.
Cała klasa wybiegła na korytarz i, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, dopadła do nowej uczennicy zadając jej setki pytań, na które ta cierpliwie im odpowiadała. Ja i Sam stanęliśmy odrobinę z boku tego zamieszania, chcieliśmy przywitać się z Priyą, jednocześnie nie wpadając w ten zgiełk. W końcu, po dobrych dziesięciu minutach tłum się rozszedł, najwyraźniej ich ciekawość została zaspokojona, na jakiś czas. To była nasza szansa.
- Cześć, Priya! - przywitaliśmy ją jednocześnie i uśmiechnęliśmy się przyjaźnie.
- Sam, Renn, nie spodziewałam się, że was tu znajdę. - Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła nas na powitanie.
- My też nie! - przyznałam ze śmiechem.
- Ten świat jest taki mały. - Sam westchnął teatralnie.
- Co tutaj robicie? - zapytała nas zaciekawiona brunetka.
- Cóż... Przeprowadziłam się tutaj kilka miesięcy temu.
- A ja przeprowadziłem się tutaj pod koniec września.
- Wow, widzę, że nieźle się zgraliśmy. - Dziewczyna zachichotała pod nosem. - Koniecznie musicie mi opowiedzieć, co u was słychać i jak się ma reszta ekipy, i oprowadzić mnie po szkole, i zrobić całą resztę.
- Masz to jak w banku. - Puściłam jej oczko i uśmiechnęłam się łobuzersko. Zaśmiałyśmy się radośnie.
- Mam świetny pomysł, co powiecie na wypad do kawiarni po lekcjach, żeby trochę poplotkować? - zapytał entuzjastycznie Sam.
- Brzmi super!
- Dla mnie spoko, ale zanim to, wiecie, gdzie tu jest pokój gospodarzy? Muszę im dostarczyć kilka ostatnich dokumentów - Priya rozejrzała się po korytarzu.
- Droga pani... - Skłoniłam się nisko.
-...Pozwól, że będziemy twoimi przewodnikami - dokończył za mnie Sam i również się skłonił. Dziewczyna wybuchła śmiechem, a my zgodnie złapaliśmy ją pod ręce i urządziliśmy jej szybkie zwiedzanie szkoły.
Tak było przez cały dzień, Priya była otaczana przez wianuszek ciekawskich osób z naszej klasy, a my pomagaliśmy jej w przemieszczaniu się po budynku, kiedy zostawała sama. Nie rozmawialiśmy z nią o niczym konkretnym, raczej o zwyczajnych, szkolnych bzdetach, w końcu po lekcjach będziemy mieć sporo czasu, żeby pogadać o wszystkim innym.
Ku naszej uldze lekcje szybko się skończyły i mogliśmy w końcu porozmawiać we troje. Poszliśmy do „Raju”, tam zamówiliśmy gorącą czekoladę i usiedliśmy w kącie, żeby spokojnie obgadać wszystkie sprawy. Zaczęło się od prostych pytań o klasę, szkołę i nauczycieli, potem przeszliśmy do bardziej osobistych tematów.
- Widzę, że macie tutaj kupę zabawy. - Priya spojrzała na nas rozbawiona. - A co z resztą ekipy, dalej trzymacie się razem?
- Pewnie! - odpowiedział Sam. - Dlaczego miałoby być inaczej?
- Racja. - Dziewczyna zachichotała.
- Nie widujemy się często, ale w poprzednią sobotę udało nam się spotkać na małej imprezie w gronie własnym. - Wzięłam łyk gorącego napoju.
- Wow, szkoda, że się nie załapałam. - Uśmiechnęła się szeroko, a po chwili zapytała: - No więc, co u nich słychać?
- Nic nowego. Van ciągle sprowadza na ludzi kataklizmy, Raph imprezuje do znudzenia, Tom to perfekcyjna pani domu, a o naszych „łamaczach serc” nawet nie ma, co opowiadać. - Sam machnął ręką lekceważąco.
- Nudziarz. - Priya spojrzała na niego z wyrzutem. - Renn, masz coś do dodania? - zapytała mnie życzliwie.
- Jasne - prychnęłam. - Van dostała się do szkoły artystycznej, Raph... się uczy, gdzieś, jakoś, Tom jak zwykle wzbił się na wyżyny swoich możliwości i zgarnął miejsce w jednej z najlepszych szkół. Nasza dwójka robi sporo zamieszania, a co do Laeti nic się nie zmieniło, chłopak za chłopakiem i dużo łażenia po sklepach...
- A co z Dorianem? - Priya przerwała mi mój wywód.
Poczuliśmy się odrobinę niezręcznie, Dorian i Priya byli parą przez długi czas, i kiedy mówię „długi” mam na myśli długi, jak na niego. Zaczęli chodzić po dwóch tygodnia od pojawienia się dziewczyny w naszej szkole, a zerwali ze sobą z powodu jej wyjazdu. Dorian długo dochodził do siebie po jej wyprowadzce, to była chyba jedyna dziewczyna, o której myślał na poważnie.
- Spokojnie, nie musicie być tacy... spięci. - Spojrzeliśmy na dziewczynę z przeprosinami w oczach. - Już dawno odchorowałam nasze zerwanie, on pewnie też, więc możecie powiedzieć mi o wszystkim - zapewniła nas z mocą.
- Jak chcesz - mruknęłam. - Dorian poszedł do tej samej szkoły co Vanessa, paradoksalnie wylądowali razem w klasie.
- Jak zwykle, ta dwójka jest na siebie skazana. - Priya przewróciła oczami. - A co z dziewczynami, znalazł sobie kogoś?
- Ta, nawet nie jednego - odpowiedziałam wymijająco.
- Można powiedzieć, że przestawił się na bardziej... niezobowiązujące relacje - dodał Sam i zaśmiał się pod nosem zażenowany.
- To super! - zawołała radośnie dziewczyna. - Ciesze się, że ruszyła na przód, zresztą ja też nawiązałam kilka bliższych znajomości podczas swoich podróży. - Uśmiechnęła się sugestywnie.
Gadaliśmy dopóki nie zrobiło się ciemno, dopiero wtedy postanowiliśmy, że czas się rozstać. Każdy z nas poszedł w swoją stronę, Priya pobiegła na autobus, Sam do domu, a ja na bazar zrobić małe zakupy.
Od razu, kiedy dotarłam pod dom wiedziałam, że coś jest nie tak. W kuchni paliło się światło, wystraszona pomyślałam, że to jakiś włamywacz i już miałam zadzwonić na policję, kiedy w oczy rzuciło mi się audi zaparkowane na moim podjeździe. W takim razie to musi być ktoś z rodziny, ale jakim cudem weszli do domu i dlaczego nie zadzwonili z wyprzedzeniem? Czyżby znaleźli zapasowy klucz? Niepewnie wspięłam się po schodach i przeszukałam dno donicy stojącej na progu, klucz ciągle w niej był. Wyprostowałam się i chwyciłam za klamkę, w przedpokoju stała para eleganckich, męskich butów, a na wieszaku wisiał ciemny, długi płaszcz, może to Tom wpadł z wizytą? Do mojego nosa dotarł zapach jedzenia, zdziwiona zamknęłam drzwi i zaczęłam się rozbierać, to na pewno Tom.
- Renn, wróciłaś! - Zdębiałam na to radosne powitanie.
To nie był Tom, ani włamywacze, to był ktoś o wiele gorszy.
- C-co ty tu robisz? - zapytałam ze ściśniętym gardłem.
- Przyjechałem odwiedzić moją córkę, chyba nie masz mi tego za złe, co? - Mój ojciec spojrzał na mnie rozbawiony.
Nie odpowiedziałam, zdobyłam się tylko na nikły uśmiech, dlaczego on tu jest?! Przez cały ten czas się mną nie interesował, nawet nie zadzwonił, żeby złożyć mi życzenia urodzinowe, nie to, że były mi bardzo potrzebne do życia, ale jednak, a teraz wpadł z odwiedzinami jak do przyjaciela z branży. Czy go już do reszty porąbało?! Czy on zapomniał przez co musiałam przejść z jego powodu, przez co cała nasza rodzina musiała przejść? Nie wierzę, że nagle zachciało mu się odbudowywać rodzinne więzy, nie minie tydzień i zacznie się rządzić jakby był na swoim, znam to, aż za dobrze!
Z kamienną twarzą wróciłam do ściągania butów i kurtki, a on wrócił do kuchni. Chcąc nie chcą też musiałam tam wejść.
- Co tak pachnie? - zapytałam od niechcenia bezbarwnym tonem.
- Spaghetti, pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. - Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się szeroko. Myślałam, że się zrzygam jak to zobaczyłam. - Zostaw zakupy i idź umyć ręce, zaraz podaje - zakomunikował mi śpiewnie.
Zrobiłam to, co kazał, lepiej nie dyskutować z tym człowiekiem, zwłaszcza, że jeszcze nie wiem, co tu robi, ani czego chce. Zanim wyszłam rzuciłam mu ostatnie, badawcze spojrzenie, dziwnie było zobaczyć go na żywo po tak długim czasie.
Panie i panowie, oto mój ojciec, wielki Dominic Perry, człowiek odkrycie, który przeszedł przez drogę „od zera do biznesmena” w rok. To nim przez długi czas zachwycały się media i to jego gładki, nieskazitelny, ohydnie przesycony bogactwem wizerunek widywałam w koszmarach. Mimo to, ten człowiek, nie wyglądał na kogoś zdolnego skrzywdzić muchę był wysoki, niezbyt umięśniony i powoli zbliżał się do pięćdziesiątki. Jedyne co zdradzało jego wiek to lekko siwiejące już czarne włosy i kilka drobnych zmarszczek, które pojawiły się w okolicy jego ciemnobrązowych oczu. Ten mężczyzna wyglądał niepozornie, stał w szarych dresach i białej koszulce przy garnku i gotował obiad, jego włosy były w nieładzie, a na twarzy malował się błogi spokój. Iluzja, już dawno dowiedziałam się do czego może być zdolny. Nie mogę i nie chcę, żeby znowu się to powtórzyło.
Poszłam do łazienki, umyłam ręce, a kiedy wróciłam zastałam ciepły posiłek na stole i jego zajadającego się nim ze smakiem. Udław się, pomyślałam z nienawiścią.
- Jedz póki gorące - zachęcił mnie przyjaźnie.
Skinęła głową i usiadłam naprzeciwko niego, zaczęłam jeść.
- I jak, smakuje ci? - zapytał z napięciem w głosie, nigdy nie był kucharzem wysokich lotów.
- Tak, może być - odpowiedziałam zdawkowo i bez emocji. Ucieszył się z odpowiedzi, zapadła cisza.
- Musiałaś dostać dzisiaj w kość, wyglądasz na padniętą - zauważył ze zmartwieniem.
- Ta - mruknęłam ucinając dyskusję.
- Jak ci idzie w szkole? - ponownie spróbował zagaić rozmowę.
- Dobrze.
Cisza, ponownie.
- Dlaczego przyjechałeś? - Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Jak to „dlaczego”? - Spojrzał na mnie rozbawiony. - Jesteś moją córką, chyba mam prawo cię odwiedzić.
- Mogłeś mnie uprzedzić - zauważyłam.
- Wiem, wiem, ale to wyszło tak nagle. Byłem w okolicy, kiedy dostałem wiadomość, że udało nam się zawrzeć kontrakt z zagraniczną firmą...
- Długo zostaniesz? - przerwałam mu jego radosną gadkę.
- Nie wiem, to zależy od mojego grafiku - odpowiedział nieco przygaszony. - Właśnie, mam dla ciebie co nieco. - Wyciągnął spod stołu elegancko zapakowany prezent. - Wiem, że minęło trochę czasu od twoich urodzin, a ja nie zadzwoniłem ani nic, dlatego przywiozłem ci to, na przeprosiny. - Podał mi pudełko i uśmiechnął się nieśmiało, jakby chciał powiedzieć „Wiem, spieprzyłem, ale mam to, więc... Może mi wybaczysz?”.
Niechętnie przyjęłam prezent i go otworzyłam. W środku leżał komplet kosmetyków do włosów firmy LaGlamour.
- I jak, trafiłem? - zapytał z nadzieją i wyczekiwaniem w głosie.
Mój wzrok prześlizgnął się po szamponie i kilku innych specyfikach o zapachu kwiatów.
- Pewnie, wygląda nieźle - odpowiedziałam od niechcenia i uśmiechnęłam się krzywo.
- Super! - Odetchnął z ulgą.
Reszta posiłku minęła w absolutnej ciszy, co prawda ojciec próbował mnie zagadać, ale skutecznie go zniechęcałam. Po zjedzeniu kolacji zaproponował, że on zajmie się resztą, a ja mogę się iść umyć i spać, tak też zrobiłam.
Kiedy pod prysznicem sięgnęłam po szampon, żeby umyć włosy zauważyłam, że została go resztka, chcąc nie chcąc użyłam tego, który sprezentował mi ojciec. W sumie te kosmetyki nie były takie złe, miały przyjemny zapach, a po ich użyciu moje włosy rozczesały się łatwiej. Cóż, przynajmniej prezenty wybiera dobre.
Następnego dnia rano, kiedy zeszłam do kuchni on ponownie stał przy kuchence, tym razem robił naleśniki.
- Dobrze spałaś? - zapytał nieco zaspany i spojrzał w moją stronę.
- Ta, a ty? - Spojrzałam na niego czujnie.
- Och, było nieźle, nie myślałem, że łóżko w pokoju gościnnym jest aż tak wygodne. - Zaśmiał się. - Już trochę ich nasmażyłem, jeśli jesteś głodna to łap talerz i jedz - powiedział po chwili.
W ciszy zrobiłam to, co mi zasugerował. Siadając przy stole zauważyłam na nim dzisiejszą gazetę i kubek po kawie, on się nigdy nie zmieni. Zaczęłam jeść, po dłuższej chwili ojciec dosiadł się do mnie, mimo to nie odezwał się ani słowem.
- Podwiozę cię do szkoły - oznajmił, kiedy wkładałam talerz do zlewu. - Muszę jechać do firmy, a twoja szkoła jest po drodze - dodał, jakby spodziewał się, że zaraz zapytam dlaczego chce to zrobić.
- Ok - mruknęłam tylko i wróciłam do szykowanie się.
Za dwadzieścia ósma wsiadłam z nim do samochodu, jechaliśmy w całkowitej ciszy, on skupiony na drodze, a ja obserwująca go kątem oka. Z gładko zaczesanymi włosami i w drogim garniturze wyglądał tak jak go zapamiętałam, do tego ta poważna mina. Naprawdę wyglądał jakby ktoś wyciągnął go z mojego koszmaru. Po kilku minutach dotarliśmy pod moją szkołę, bez słowa wysiadłam na zewnątrz.
- Miłego dnia - powiedział życzliwie i uśmiechnął się szeroko.
Skinęłam głową i zamknęłam drzwi, po czym samochód odjechał w siną dal. Patrzyłam się za nim z niedowierzaniem, to niemożliwe, żeby mój ojciec zjadł ze mną dwa posiłki i zawiózł mnie do szkoły. To musi być jakiś sen, z którego zaraz się obudzę i...
- Hej, hej, piękna, co robisz tu tak wcześnie? - Wzdrygnęłam się i spojrzałam na Sama. - Żyjesz? - zapytał ze śmiechem.
- Tak - odpowiedziałam bez przekonania.
- Nie musisz być taka rozmowna - zażartował ironicznie.
- Wybacz, mój mózg dopiero zaczyna swoją pracę. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Dobrze wiedzieć. - Zaczął chichotać.
- Ej! - Pacnęłam go w ramię, na co mój przyjaciel zaczął śmiać się głośniej.
Lekcje wlekły się w nieskończoność, za to przerwy z Samem i Priyą mijały w mgnieniu oka. Czwartą lekcją była geografia, na której mieliśmy kontynuować fascynujący temat Unii Europejskiej. Ledwo nasz nauczyciel wszedł do klasy, a już rzucił w moim kierunku:
- Renn, proszę przyjdź do mnie po lekcji.
- Do-dobrze - powiedziałam zdziwiona.
Przeskrobałam coś?

Sam
- Czego Farazowski od ciebie chce? - zapytałem zaskoczony.
- Sama chciałabym wiedzieć - mruknęła równie zaskoczona dziewczyna.
- Przeskrobałaś coś? - Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Ogólnie czy w ostatnim czasie? - Zrobiła zadziorną minę.
- Dobre pytanie. - Zaśmiałem się cicho pod nosem.
Reszta lekcji minęła w spokoju, połowa klasy prawie usnęła, niektórzy zapaleńcy robili notatki, a inni jak my grali w kółko i krzyżyk. Zadzwonił dzwonek, nasz wybawiciel. Renn szybko zerwała się ze swojego miejsca i podeszła do wychowawcy, porozmawiali chwilę, a potem wyszli z klasy. Ja też leniwym gestem zgarnąłem rzeczy do plecaka i ruszyłem na korytarz, jednak ktoś mnie zatrzymał.
- Sam, nie miałbyś nic przeciwko, żeby pomóc mi w bibliotece? - zapytał przyjaźnie Nataniel.
- Sorry, stary - Uśmiechnąłem się przepraszająco. - chętnie bym to zrobił, ale umówiłem się z Iris, że pomogę jej z chemią przed następną lekcją.
- Nie poświęcisz mi chociaż minutki z tego okienka? - Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach widać było wyraźny krzyk o pomoc.
- Naprawdę chciałbym, ale mam plany, wybacz. - Rozłożyłem bezradnie ręce, a chłopak westchnął ciężko. - Może poprosisz Renn o pomoc? - zaproponowałem niezręcznie, po dłuższej chwili ciszy.
- Ta, pewnie, pójdę jej poszukać. Dobry pomysł - pochwalił mnie i poklepał przyjaźnie po ramieniu, a potem wyszedł.
W końcu i ja wyszedłem na zewnątrz, a tam czekała na mnie Iris.
- Długo ci zeszło - zauważyłam oburzona.
- Wybacz, Nataniel miał do mnie sprawę. - Podrapałem się w tył głowy. - To co dzisiaj omawiamy? - zapytałem ją radośnie.
Dziewczyna mocno się zarumieniła i cichym głosem odpowiedziała:
- Mam problem z zdaniem domowym.
- Którym? - Uśmiechnąłem się, żeby zachęcić ją do mówienia.
- Ka-każdym - mruknęła i speszyła się jeszcze bardziej.
- Coś na to poradzimy! - Objąłem ją ramieniem, żeby dodać jej otuchy.
Zaszyliśmy się razem w piwnicy, gdzie pomogłem zrozumieć Iris, o co chodziło w zadaniach i jak powinna je zrobić, zajęło nam to mniej czasu niż myślałem, a szkoda. Kiedy omówiliśmy już wszystko, co ją martwiło, a nawet jeszcze więcej postanowiliśmy rozejść się w swoje strony. Znaczy Iris postanowiła poszukać koleżanek, jak dla mnie mogliśmy spędzić te ostatnie dziesięć minut wspólnie, pech.
Zrezygnowany i bez pomysłu na to, co mam teraz ze sobą zrobić przypomniałem sobie o prośbę Nataniela. Nie wiedziałem, czy jeszcze mu się na coś przydam, ani czy nie wcisnął tej pracy komuś innemu, ale postanowiłem zajrzeć do biblioteki, a jeśli nikt nie będzie mnie potrzebował pójdę poszukać Reny.
Jak pomyślałem tak zrobiłem, w bibliotece było bardzo cicho, głównie dlatego, że nasza potworna bibliotekarka się rozchorowała, dzięki Bogu. Wszedłem głębiej w pomieszczenie, przy stolikach siedziało kilka osób, przy komputerach była jedna, o dziwo nie był to Armin, a przestrzeń między regałami wiała pustką. Nagle dobiegł mnie damski chichot, który z łatwością rozpoznałem, to była Priya.
- Jeżeli ta książka cię nie zachwyci, to nie wiem jaka by mogła - powiedział Nataniel z entuzjazmem.
- Prawdziwe dzieło, co? - zapytała z drwiną w głosie dziewczyna.
- Jeśli chodzi o kryminały to na pewno, oprócz tego jest tu jeszcze cała masa innych, dobrych powieści, tylko uważaj na jakie wydania trafiasz, niektóre są tu prawdopodobnie od zbudowania tej szkoły - ostrzegł ją żartobliwie.
- Zapamiętam to sobie.
Usłyszałem jak zaczynają się do mnie zbliżać, więc szybko wyszedłem im na spotkanie, żeby nie było, że ich podsłuchuje, czy coś.
- Tak myślałem, że was słyszę - powiedziałem na przywitanie.
- O, Sam, co tu robisz? - zapytała zaskoczona moim widokiem Priya.
- Skończyłem pomagać Iris w nauce, zostało mi trochę czasu i przyszedłem w razie gdyby Ntaniel potrzebował pomocy - wytłumaczyłem szybko.
- Och, to już nieaktualne, ja i Priya zrobiliśmy wszystko, co trzeba było, ale dzięki za pamięć... i chęci. - Spojrzał na mnie z wdzięcznością i uznaniem.
- Spoko, spodziewałem się, że może być już po sprawie kiedy tu przyjdę - przyznałem zażenowany.
- Zawsze pomocny, co? - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.
- Znasz mnie, staram się jak mogę. - Skłoniłem się lekko.
Brunetka zachichotała pod nosem.
- Znacie się? - zapytał zaskoczony chłopak.
- Tak, chodziliśmy w gimnazjum do jednej klasy - wytłumaczyłem mu nieco rozbawiony jego reakcją. Naprawdę powinien przywyknąć, że ja i Renn znamy sporo różnych osób.
- Ale tylko przez niecały rok - zaznaczyła szybko dziewczyna.
- Wow, a to niespodzianka - mruknął blondyn bardziej do siebie niż do nas.
W tym samy czasie podszedł do nas Lysander i nieco onieśmielony zapytał cicho:
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale nie widzieliście mojego notatnika?
Ja i Nataniel wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, a Priya wyglądała na zdezorientowaną.
- Pójdę sprawdzić, w pokoju gospodarzy - zakomunikował głośno blondyn i uciekł z całej sytuacji. No pewnie, jak trzeba zająć się prawdziwym problemem to on zwiewa. Niefajnie, stary, niefajnie. Nie zapomnę mu tego.
- Ok, pamiętasz gdzie go zostawiłeś? - Spojrzałem w skupieni na Lysandra.
- Naprawdę mnie o to pytasz? - Spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- Racja, głupie pytanie - przyznałem, a w myślach solidnie uderzyłem się ręką w czoło. - Kiedy ostatni raz go używałeś?
- Na geografii - przyznał z poczuciem winy.
- A kiedy zorientowałeś się, że go zgubiłeś?
- Pięć minut temu na korytarzu.
- Świetnie, to już coś! - zauważyłem z nieskrywana radością i zacząłem się zastanawiać, gdzie mógł być notatnik. - Może został w klasie?
- Nie, sprawdzałem tam.
- Może jest w miejscu, gdzie siedziałeś wcześniej.
- To też sprawdziłem.
- Przepraszam - wtrąciła nagle Priya. Spojrzała na Lysandra i spokojnym tonem zapytała: - Czy twój notatnik to gruby zeszyt w twardej, ciemnobrązowej okładce? - zapytała uprzejmie.
- Tak, tak wygląda - odpowiedział nieco głośniej niż zwykle, w jego głosie dało się wyczuć napięcie.
- W takim razie, chyba znalazłeś swoją własność. - Dziewczyna wyciągnęła z plecaka zgubę i podała ją właścicielowi. - Leżał na korytarzu, miałam go oddać Natanielowie, ale zagadaliśmy się i kompletnie o nim zapomniałam - przyznała nieco zawstydzona.
- Dziękuję bardzo, jestem ci ogromnie wdzięczny. - Lysander lekko skinął głową.
- To nic takiego! - Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście. - Po prostu go podniosłam, ale ciesze się, że wrócił do swojego właściciela. - Zaśmiała się przyjaźnie.
Chłopak podziękował jej jeszcze raz i poszedł w swoją stronę. Spojrzałem na Priyę i z sugestywnym uśmieszkiem powiedziałem do niej:
- Ty to umiesz zjednać sobie ludzi.
Nic nie odpowiedziała, tylko się do mnie szeroko uśmiechnęła.

Renn
Dzwonek oznajmił koniec geografii, zerwałam się ze swojego miejsca niczym błyskawica i podeszłam do Farazowskiego.
- Miał pan do mnie jakąś sprawę, o co dokładnie chodzi? - zapytałam poddenerwowana.
- To nic poważnego! - uspokoił mnie natychmiast, kiedy zobaczył jak mocno spięta jestem. - Mam dla ciebie kilka dokumentów. - Uśmiechnął się i zaczął przeszukiwać sterty papierów na swoim biurku. - Najwyraźniej zostawiłem je w pokoju nauczycielskim. - Zaśmiał się speszony.
- Możemy po nie iść - zaproponowałam nieśmiało.
- Doskonały pomysł, pozwól za mną!
Szybkim krokiem opuściliśmy salę i doszliśmy pod pokój grona pedagogicznego. Fraziu wyciągnął swój bezcenny klucz, otworzył tajemne wrota i wpuścił mnie do środka jak prawdziwy dżentelmen, za co podziękowałam mu skinieniem głowy.
- Daj mi sekundkę, muszę je znaleźć - mruknął na jednym wdechu i z roztargnieniem zaczął biegać po pomieszczeniu, aż dostał w swoje ręce chudą, granatową teczkę. - Proszę bardzo. - Podał mi ją z wielkim uśmiechem.
- Dziękuje - mruknęłam i wzięłam ją z jego rąk, a potem spojrzałam na niego czekając na instrukcję co mam z tym zrobić. Nastała niezręczna cisza.
- Co-coś nie tak, Renn? - zapytał zaskoczony i  zażenowany całą sytuacją pedagog.
- Nie, ja tylko... - Zarumieniłam się lekko. - Co ja mam z tym zrobić, panie profesorze? - zapytałam go z bezradnością wymalowaną na twarzy. Czułam się zagubiona jak nigdy.
- To twój tata nic ci nie mówił? - Zdziwienie na twarzy Farazowskiego mocno rzucało się w oczy.
- Mój tata? - Czułam jak nogi się pode mną uginają.
- Tak, był tu dzisiaj z samego rana. Rozmawialiśmy o tobie, twoich ocenach i o tym jak radzisz sobie w szkolę, poprosił mnie także o wykaz ocen i obecności, ale nie miałem go pod ręką. Twój tata bardzo się spieszył, a ja zapomniałem zapytać go o numer kontaktowy, dlatego chciałbym, żebyś przekazałam mu tę teczkę. - Uśmiechnął się lekko. - Renn, wszystko z tobą w porządku? Jesteś biała jak ściana - zauważył zmartwiony mężczyzna.
- Nic mi nie jest, proszę pana - odpowiedziałam zdrętwiałym wargami. - Przekażę to tacie i dam mu pański numer. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- Doskonale. - Zadowolony nauczyciel klasnął w ręce. - Powiedz mu, że czekam na jego telefon.
- Do-dobrze - mruknęłam i wyszłam z pokoju nauczycielskiego.
Moja głowa była dziwnie lekka, a ciało poruszało się samo. Znowu poczułam to dziwne uczucie bycia kontrolowanym, było takie samo jak kiedyś, ten człowiek powoli zaczął mnie osaczać i przejmować władzę nad każdą sferą mojego życia. Dlaczego tego nie przewidziałam? ...Niewłaściwe pytanie. Dlaczego myślałam, że tak się nie stanie? Gdzieś głęboko w sercu czułam się zawiedziona, chyba sądziłam, że on naprawdę może się zmienić, że mój ojciec może znowu być moim ojcem, a nie tyranem domowym najgorszego sortu. Głupie życzenia, naiwne myślenie i wściekłość na samą siebie sprawiły, że mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści tak mocno, aż moje kłykcie pobielały.
Musiałam zmierzyć się z prawdą, ten człowiek przyjechał tu w jakimś celu i na pewno miało to coś wspólnego ze mną. Chciał mnie wykorzystać? Najprawdopodobniej. Do czego? Nie wiem, możliwości było sporo, najpewniej chodziło o interesy.
Pogrążona w czarnych myślach zaszyłam się w najgłębsze zakamarki szkoły, odczekałam trochę czasu, aż opanuje własne emocje i przejrzałam teczkę, którą dostałam od Frazia. Nauczyciel nie kłamał, w środku naprawdę była listy moich nieobecności i ocen, ale nie były to dokumenty dotyczące tylko tego roku szkolnego. To były dokumenty dotyczące całej mojej edukacji w tej placówce! Zdenerwowana wyszarpnęłam moją komórkę z kieszeni spodni i zadzwoniłam do tego człowieka, odebrał po trzecim sygnale.
- Hej, skarbie, masz do mnie jakąś sprawę? - zapytał uprzejmie.
- Byłeś w mojej szkole? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- To dziwne? - Zaśmiał się jakby opowiedziała mu najlepszy żart pod słońcem. - Jestem twoim ojcem, to normalne, że interesuje się twoimi postępami w nauce - powiedział jakby to było oczywiste, mogę przysiąc, że kiedy to mówił wywrócił oczami.
- Jestem dorosła, nie traktuj mnie jak dziecko - warknęłam gardłowo.
- Ależ ja wcale tego nie robię. - Znowu się zaśmiał. - Poza tym muszę cię mocno pochwalić, twoje oceny są fantastyczne, co prawda jest tam kilka czwórek, a chemia wygląda okropnie, ale oprócz tego wszystko jest i-de-al-nie. Trochę gorzej jest z nieobecnościami, musisz nad tym popracować, a wtedy wszystko będzie dobrze - wypowiedział niby lekko, ale wyczułam, że pod spodem to rozkaz. - Nie sądzisz? - zapytał z groźną nutą i ostrzeżeniem w głosie.
- T-ta - przyznałam wbrew sobie. - Zrobię coś z tym.
- Doskonale, a i jeszcze jedno, żeby ci w tym pomóc cofnąłem twoje pozwolenie na decydowanie o samej sobie w sprawach szkolnych.
Trafił w dziesiątkę, ta uwaga wywołała u mnie nagły napad rezygnacji. Zamilkłam.
- Masz coś jeszcze do dodania?
- Mój wychowawca kazał przekazać ci swój numer telefonu. Chcę, żebyś się z nim dzisiaj skontaktował - zakomunikowałam dziwnie pustym i bezbarwnym tonem.
- Wyślij mi go SMS-em - polecił twardo, a potem rozłączył się bez pożegnania.
Schowałam telefon do kieszeni i z rezygnacją oparłam się plecami o ścianę. Myślałam, że wyleczyłam się z jego wpływu, że nigdy więcej nie będę musiała się z nim mierzyć. Naiwniara, jaka ze mnie jest cholernie głupia naiwniara...
Ta sytuacja mocno nadszarpnęła mojego ducha, jak wcześniej byłam w stanie zachowywać pozory dobrego humoru, tak teraz nie mogłam się nawet uśmiechnąć. Mięśnie mojej twarzy i głos całkowicie wyrwały się spod mojej kontroli, wiedziałam, że Sam to w końcu zauważy, a potem zacznie pytać, ale, o dziwo, do końca dnia nic się nie stało. Przyniosło mi to drobne poczucie ulgi, nie miałam ochoty dzielić się z nim informacją o „odwiedzinach” ojca. Gdybym zaczęła mu o tym opowiadać na pewno popłakałabym się po kilku zdaniach, a to oznaczało przyznanie się do tego, że ten człowiek złamał mojego ducha i pokonał mnie na własnym podwórku. Tak się nie stanie, nie pozwolę mu po raz kolejny wrzucić się w ten koszmar, nie poddam się.
Zajęcia dobiegły końca, powitałam to z dużą ulgą, ponieważ zaraz po nich czekała mnie praca w kawiarni. Tam nie będzie czasu na rozmyślanie o mojej relacji z ojcem, po prostu rzucę się w wir pracy i zapomnę o tej przytłaczającej sytuacji.
Pokrzepiona tymi myślami dotarłam do „Raju”, przebrałam się w swój strój i przywitałam Klarę, która dzisiaj miała dotrzymać mi towarzystwa, a wszystko dlatego, że Armin i Alexy wybrali się na jakiś rodzinny wypad do kina czy na inną wystawę.
Praca szła mi doskonale, stało się dokładnie to, o czym przed chwilą napisałam, zapomniałam. Całkowicie skupiłam się na pracy i klientach, znowu zaczęłam się uśmiechać, mój głos nie drżał kiedy się odzywałam, sytuacja zostało opanowana. Do czasu, kiedy nie zobaczyłam, że on tu był. Było już późno, zostały niecałe dwie godziny do zamknięcia, a on siedział przy stoliku w kącie i czytał jakieś papiery. Wszystkie uczucia, które pojawiły się po naszej telefonicznej rozmowie zaczęły do mnie wracać. Nie chciałam tam iść, ale tego wymagała ode mnie praca, byłam kelnerką, a on gościem, moim zadaniem było go obsłużyć, czy tego chciałam czy nie.
Odetchnęłam głęboko próbując zapomnieć, że to on. To tylko zwykły klient, biznesmen jakich wiele, nie pierwszy, którego widzę i nie ostatni. Będzie dobrze, Renn. Dasz radę, mała. To po prostu klient, który wracając z pracy do domu nabrał ochoty na kawę. Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę jego stolika.
- Dzień dobry, co panu podać? - zapytałam z wyćwiczonym profesjonalizmem. Starałam się najmocniej jak mogłam, żeby zachować panowanie nad własnym głosem.
- Co za profesjonalizm - zauważył z rozbawieniem mężczyzna. - Chciałbym mocną czarną kawę z cukrem.
- Zaraz przyniosę. - Skłoniłam się lekko i na sztywnych nogach poszłam do lady.
Klara szybko uporała się z zamówieniem, na moje nieszczęście, a ja zaniosłam je jemu. Tym razem nic nie odpowiedział, co mnie zdziwiło. Potem obsłużyłam jeszcze kilku gości obserwując go kątem oka, a kiedy skończyłam wróciłam do mojej koleżanki.
Nagle on wstał z miejsca i podszedł do nas, wyglądał bardzo poważnie i z powagą oświadczył nam:
- Chciałbym porozmawiać z szefową.
Spojrzałyśmy na siebie z zaskoczeniem.
- Jak pan sobie życzy - mruknęła speszona Klara i pobiegła do biura.
Wróciła po kilku minutach z niską kobietą przy kości, w średnim wieku.
- W czym mogę panu służyć? - zapytała z chłodną uprzejmością moja szefowa.
- Możemy zamienić słówko? - zaproponował z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście, byle szybkie.
Szefowa i mój ojciec usiedli przy jego stoliku rozmowa wyglądała na spokojną, ale to były tylko pozory,  ponieważ kiedy szefowa ponownie do nas podeszła wyglądała na roztrzęsioną i przestraszoną. Nie wiem, czym ten człowiek musiał jej grozić, skoro ona, zazwyczaj chłodna i zdystansowana kobieta, drżała teraz jak osika.
- Renn - Spojrzała na mnie twardo. - od dzisiaj już tu nie pracujesz - oznajmiła chłodno i poszła w kierunku swojego biura.
- Słucham?! - zapytał zszokowana.
- Przebierz się i wyjdź.
Byłam w szoku, Klara też. Przecież nie zrobiłam niczego złego, wręcz przeciwnie zawsze szanowałam tę robotę. Czego ten drań jej naopowiadał?! Emocje ze szkoły powróciły, bez sił i chęci przebrałam się w swoje ciuchy, a potem opuściłam „Raj”, już na dobre.
Wyszłam na ulicę, gdzie stał jego samochód, a on sam siedział już w środku. Niechętnie, ale jednak wsiadłam do pojazdu. Nie odezwał się do mnie ani słowem, tylko patrzył przed siebie, zrobiłam to za niego:
- Dlaczego? - spytałam udręczona.
- Dlaczego co, skarbie? - dopytał mnie lekko, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
- Dlaczego kazałeś mnie zwolnić? - ledwo powstrzymałam się od dodania czegoś bardziej siarczystego.
- Kazałem cię zwolnić? - Zrobił zdziwioną minę. - Ja tylko porozmawiałem z tą kobietą.
- Aha - mruknęłam bez przekonania. - W takim razie potrzebna mi nowa praca - powiedziałam do siebie i kompletnie zignorowałam obecność mężczyzny.
- Nie potrzebujesz pracy - warknął groźnie.
- Dlaczego? - Moja twarz stała się nieprzeniknioną maska.
- Jesteś Perry, dziewczyno, a my nie pracujemy w podrzędnych sklepach, ani tanich kawiarenkach. Powinnaś znaleźć coś ambitniejszego jak modeling albo aktorstwo. - Spojrzał na mnie z wyższością.
No tak, przecież fakt, że mamy pieniądze stawia nas na równi z bogami, prawda? Nie bądź śmieszny!
Zajechaliśmy pod dom, bez słowa wysiadłam z auta i weszłam do środka, on zrobił to zaraz za mną.
- Na kolację jest kurczak z ryżem...
- Nie jestem głodna - przerwałam mu twardo w połowie zdania.
- Słucham? - zapytał poważnie i ostrzegawczo.
- To był długi dzień, jestem zmęczona. - Odwróciłam się do niego plecami, żeby nie musieć na niego patrzeć chociaż minutę dłużej.
- Rozumiem, w takim razie dobranoc - życzył mi uprzejmie.
Skinęłam głową i uciekłam do pokoju. Błagam, niech on już zniknie.

Sam
Z Reną było coś nie tak. W poniedziałek była pełna życia, energii i humoru, a teraz wyglądała jak trup, była bladsza, cichsza i unikała towarzystwa innych, a zwłaszcza mojego, za wszelką cenę. Zaczepiałem ją, chodziłem za nią, ale nie dawała mi żadnych odpowiedzi. Do tego chłopcy też ostatnio stali się mocno zajęci, więc nie miałem z kim podzielić się moimi myślami i spostrzeżeniami.
Zmęczony brakiem odpowiedzi postanowiłem, że skoro Renn nie chcę przyjść do mnie, to ja przyjdę do niej i zmuszę ją do gadania. Dlatego po szkole przyszedłem do kawiarni, tutaj nie będzie mogła ode mnie uciec. Zająłem miejsce przy stoliku i czekałem, aż do niego podejdzie. Czekanie przedłużało się, powoli zaczynałem się nudzić. No dalej, Renn, chodź tu!
- Dzień dobry, czy mogę przyjąć pańskie zamówienie? - zapytał damski głos. Niestety nie należał do osoby, którą chciałem zobaczyć, ale był równie znajomy.
- Priya, co ty tutaj robisz? - zapytałem zaskoczony, kiedy zobaczyłem ją nad sobą.
- Wpadłam napić się czegoś ciepłego i... Powiedzmy, że to dość długa historia. - Uśmiechnęła się krzywo.
- Opowiesz mi ją w skrócie? - Spojrzałem na nią prosząco.
- W skrócie, pomagam Arminowi i Alexy'emu w pracy.
- Dokładnie, więc albo coś zamawiasz albo gadasz - powiedział do mnie Armin, który akurat przechodził obok. Wyglądał na niezadowolonego.
- Tak jest, proszę kawę z mlekiem. - Uśmiechnąłem się do dziewczyny najszerzej jak mogłem.
- Się robi. - Zasalutowała mi żartobliwie i poszła pod ladę.
Postanowiłem pójść za jej przykładem i sam przeniosłem się pod kontuar, gdzie Alexy przygotowywał kilka zamówień naraz.
- Hej - przywitałem go radośnie. - Jesteś zabiegany - stwierdziłem oczywistą oczywistość.
- Tak, nie mamy dużego ruchu, ale ciągle jest nam ciężko dopasować się do rytmu pracy. - Chłopak był tak zajęty nalewaniem kawy, że nawet na mnie nie spojrzał.
- Właśnie dlatego im pomagam, nie mogę patrzeć jak potykają się o własne nogi - zwróciła się do mnie Priya.
- Bez przesady! - zawołał oburzony chłopak.
Zaśmiałem się pod nosem.
- Twoja kawa - Alexy podał mi kubek ciepłego płynu.
- Dzięki. - Upiłem duży łyk. - Skoro jesteście tu sami, to gdzie jest Rena? - zapytałem lekko.
Nagle chłopak ucichł. Spojrzałem na niego zaskoczony, rzadko zdarzało się, że milkł kompletnie.
- To ty nic nie wiesz? - zapytał zdziwiony.
Spojrzeliśmy na siebie z Priyą zaskoczeni, Renn czegoś mi nie powiedziała?
- O co chodzi? - zapytała zamiast mnie zaskoczona dziewczyna.
- Renn została zwolniona - odpowiedział konspiracyjnym szeptem chłopak.
- Słucham?! - krzyknąłem zaskoczony. - Jak to zwolniona?!
- Też byliśmy w szoku. - Armin podszedł do nas, dał Alexy'emu kilka karteczek z zamówieniami i oparł się o ladę. - Akurat mieliśmy wolne, a Renn została na zmianie z Klarą. Podobno przyszedł tu jakiś gość w garniturze i...
- Biznesmen - dodał Alexy, a brat spojrzał na niego z wyrzutem za to, że mu przerwał.
- Został obsłużony, a jakiś czas później podszedł do lady i zażądał rozmowy z szefową. Szefowa przyszła, usiedli przy jego stoliku, porozmawiali, a później, ni z tego, ni z owego, Renn została zwolniona.
- Może popełniła jakiś błąd? - zapytała zamyślona dziewczyna.
- Wątpię - mruknąłem.
- A nawet jeśli to nie powód by od razu zwalniać pracownika - dodał Alexy.
- Poza tym Rena pracowała tutaj prawie rok.
- W takim razie nie wiem, dlaczego tak się stało. - Priya zrobiła zmartwioną minę,
Resztę kawy upiłem w ciszy, podziękowałem chłopakom za informację i wyszedłem na zewnątrz. Zmartwiony i poddenerwowany wyciągnąłem telefon i zdzwoniłem do głównej zainteresowanej, Nie odebrała, oczywiście. Wybacz, mała, ale następnym razem ci nie odpuszczę.
Po drodze do domu ponownie minąłem liceum, gdzie zauważyłem jak na dziedzińcu stoi niska blondynka, z pofarbowanymi na różowo końcówkami. Rozpoznałem ją prawie natychmiast, to była fanka Lysandra, Nina. Dziewczynka wyglądała na zmartwioną, może bym do niej podszedł i z nią porozmawiał, ale nie miałem do tego głowy. Sorry, dzieciaku, może następnym razem.

Renn
Z westchnieniem odstawiłam pusty kubek po kawie na blat biurka, ślęczałam nad książkami całe popołudnie. Z dwojga złego wolałam chemię, niż spędzanie czasu z nim. Minęły dwa dni, od kiedy przestałam chodzić do pracy, ciężko było mi przywyknąć do tego braku zajęcia. Może i bym się z tego cieszyła, gdyby nie to, że on ciągle tutaj jest. Świadomość jego obecności dobija mnie najbardziej, do tego Sam, który bezustannie wydzwania albo zaczepia mnie na korytarzu, bo wie, że coś się dzieje. No i jeszcze bliźniacy, którzy wypytywali mnie wczoraj dlaczego zostałam zwolniona...
Podniosłam się gwałtownie z krzesła, dość myślenia o tym wszystkim. Chwyciłam kubek i poszłam na dół, potrzebuję kawy. Cicho niczym mysz zeszłam ze schodów, wtedy zaczęły docierać do mnie dźwięki rozmowy:
- Resztę uzgodnimy jutro... Tak, tak, wiem... Nie powinni być tacy sceptyczni! Nie ma doświadczenia, ale ma coś lepszego... To chyba oczywiste? Po pierwsze nazwisko, a po drugie prezencje... Zapewniam cię, pracowała już przed aparatem - Mój ojciec rozmawiał z kimś przez telefon. Skarciłam się za ten mały atak paranoi i śmiałym krokiem ruszyłam w stronę ekspresu, kiedy tylko to zobaczył szybko zakomunikował swojemu rozmówcy: - Przepraszam, ale coś mi wypadło, muszę kończyć. - Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. - Coś się stało, skarbie? - zapytał mnie uprzejmie.
- Zeszłam po kawę - mruknęłam bez większych emocji.
- Rozumiem, a jak tam nauka?
- Dobrze.
- Aha, to świetnie. - Chwyciłam kubek z gotową już kawą i odwróciłam się, żeby wyjść, wtedy nagle odezwał się do mnie jeszcze milej niż zazwyczaj: - Jutro nie będę mógł zawieść cię do szkoły, z samego rana jadę na ważne spotkanie.
Skinęłam głową i ze wszystkich sił starałam się, żeby wyraz wielkiej ulgi, jaką właśnie zaczęłam odczuwać, nie pojawił się na mojej twarzy.
- W zamian za to chciałbym, abyśmy wyskoczyli w weekend do miasta. - Uśmiechnął się szeroko.
- Po co? - zapytałam spanikowana.
- Żeby spędzić ze sobą trochę czasu, zabiorę cię do restauracji, pójdziemy na zakupy, jeśli chcesz i...
- To konieczne? - Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jesteś moją córką i chcę spędzić z tobą dzień, chyba mogę? - W jego oczach czaił się cień irytacji.
- Pe-pewnie, zobaczymy - mruknęłam cicho i pobiegłam na górę jak tchórz.
Wpadłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Byłam sfrustrowana i zła, na niego, na mnie, na świat, za spłatanie mi tak okrutnego żartu, i w ogóle. Mimo to mój mózg pracował, wiedziałam, że nie przyjechał tu tylko dla samej chęci odnowienia rodzinnych więzi, chciał na mnie zarobić, ponownie. Tym razem padło na jakąś reklamę. Momentalnie przypomniałam sobie o jego prezencie, tak to musiało być to! Chciał, żebym zareklamowała produkty tej firmy, ale ja się nie dam. Może kontrolować moje oceny, może zmusić mnie do siedzenia w domu, ale nie pozwolone na to, żeby ponownie uczynił mnie chodzącą reklamą i pacynką, którą można rzucać z kąta w kąt. Nie tym razem!
Następnego dnia rano obudziłam się sama w domu i nie ukrywam, że bardzo się z tego ucieszyłam. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła było wylanie do zlewu zawartości każdej buteleczki, która znalazła się w „prezencie”. Następnie wyrzuciłam je do śmietnika w nieprzezroczystej paczce, tak na wszelki wypadek, gdyby zdecydował się ich poszukać. To marna osłona, ale jedyna jaką udało mi się znaleźć.
Reszta poranka minęła spokojnie, tak samo jak droga do szkoły, w której postanowiłam zrealizować dalszą część planu, czyli dowiedzieć się, jak najwięcej tylko mogę o firmie LaGlamour. Niestety po drodze natknęłam się na osobę, której nie chciałam spotkać.
- Rena, musimy pogadać! - zażądał zdeterminowany Sam.
- Tak, o co chodzi? - zapytał z fałszywym uśmiechem na ustach.
- Ty mi powiedz. - Spojrzał na mnie z oskarżeniem w oczach. - Od kilku dni zachowujesz się dziwnie, unikasz mnie, nie odpowiadasz na telefony i SMS-y, a wczoraj dowiedziałem się, od ALEXY'EGO, że TY zostałaś zwolniona z pracy. Co jest grane? - Jego wzrok złagodniał.
- Wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć, jeszcze. - Uciekłam spojrzeniem przed jego zielonymi oczami.
- Wpakowałaś się w kłopoty? - zapytał autentycznie zmartwiony
- Nie naciskaj - ostrzegłam go.
- Sprawy rodzinne?
- Powiem ci w swoim czasie - odpowiedziałam wymijająco i to, chyba, mu wystarczyło.
- Obiecujesz? - Położył mi ręce na ramionach i zmusił bym spojrzał mu w twarz.
- Obiecuje.
Dwie pierwsze lekcję minęły szybko i zaczęło się nasze okienko, na którym schowałam się w bibliotece. Usiadłam przy najdalszym stanowisku komputerowym i szukałam wszystkiego, co może mieć znaczenie lub okazać się przydatna w moim małym dochodzeniu. Po przejrzeniu kilku stronek plotkarskich natrafiłam w końcu na coś bardziej wartościowego, jedna z takich stron opublikowała artykuł, że popularna marka, LaGlamour właśnie, zdecydowała się zatrudnić do najnowszej reklamy pewną celebrytkę, która ponoć jest młodą kobietą. Autor tekstu rozważał czy ten wybór nie jest zbyt ryzykowny i jak odbije się on na kampanii produktu oraz reputacji samego przedsiębiorstwa. Na sam koniec podana został informacją, że już niedługo praca nad reklamą się zacznie, a ona sama powinna pojawić się na początku nowego roku.
Wniosek był jeden, tutaj faktycznie mogło chodzić o mnie. Dostałam produkty do wypróbowania, kiedyś byłam uważana za swego rodzaju celebrytkę, miałam doświadczenie w rzeczach tego typu, a ojciec bardzo upierał się, żeby jechać jutro w weekend do miasta, gdzie była jedna z wielu filii LaGlamour.
Gorączkowo myślałam nad tym, jak się od tego wymigać. Najlepiej byłoby, gdyby zrobiła coś z włosami, powinnam je obciąć albo pofarbować albo zrobić to i to.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - usłyszałam zza regałów dziewczęcy, znudzony głos.
- Wystarczy ze staniecie na czatach i już - prychnęła inna dziewczyna.
- Ale Amber, a co jeśli ktoś cię zobaczy?
- Właśnie po to ty i Charlotte zostaniecie na czatach!
- Ro-rozumiem - mruknęła speszona Li.
- Naprawdę chcesz to zrobić nowej? Może lepiej jej odpuść albo wymyśl coś innego.
- Doskonale wiem, co robię.
- Skoro tak twierdzisz. - Charlotte wyszła zza regałów razem z Li, nie widziały mnie. Po chwili Amber również opuściła bibliotekę.
Nie wiem, co planują, ale wątpię, żeby Priya nie dała sobie z tym rady. Wybacz, Blondi, ale dzisiaj pożałujesz swoich głupich pomysłów.

Sam
- Poczekaj, aż będzie gotowa, nie naciskaj na nią - powtórzyła mi po raz setny Priya.
- Wiem, wiem, ale to... - Westchnąłem ciężko.
- Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, to normalne, że się o siebie martwicie. - Chcąc dodać mi otuchy położyła swoją rękę na moim ramieniu.
- Dzięki. - Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. - Za wszystko.
- Daj spokój, znamy się nie od dziś. - Machnęła lekceważąco dłonią i otworzyła swoją szafkę, żeby włożyć do niej niepotrzebne książki. - Poza tym, skoro Renn obiecała, że opowie o tym w odpowiednim czasie, to znaczy, że to zrobi. Ona nigdy nie rzuca słów na wiatr.
- Prawda. - Zauważyłem ruch za plecami dziewczyny.
- Musimy być cierpliwi i wspierać ją w miarę naszych możliwości. - Amber podkradała się do nas. Ledwo widocznym ruchem głowy dałem znać mojej rozmówczyni, że ktoś jest za nią. W odpowiedzi skinęła głową, że rozumie.
- Masz całkowitą rację, po prostu poczekam - powiedziałem normalnym głosem dla zmyłki.
Priya ustawiła się w lekkim rozkroku, w tym samym momencie Amber chwyciła ją za kosmyk włosów i przyłożyła do niego nożyczki. Moja koleżanka okazała się jednak szybsza i sprawnie złapała Blondi za dłoń z nożyczkami.
- Coś nie tak, Amber? - zapytała ją z drwiną w głosie. Siostra Nataniela zrobiła przerażoną minę. - Rozumiem, że mnie nie lubisz, ale sięganie po tak brudne i dziecinne sztuczki jest śmieszne. - Brunetka jednym, mocny szarpnięciem wyrwała przedmiot z dłoni blondynki.
- Ja... - Amber nie wiedziała jak może wybronić się z tej sytuacji.
- Chciałaś mi obciąć włosy, prawda? Wiesz, już kiedyś miała krótszą fryzurę niż teraz i w sumie nie miałabym nic przeciwko, żeby znowu się tak obciąć, a ty? Nie chcesz podciąć paru końcóweczek? - zapytała z chytrym uśmieszkiem na ustach.
Blondi zaniemówiła, wiedziała, że tym razem trafiła na lepszą od siebie i nie uda jej się wyjść z tego starcia bez szwanku.
- Szczerze, to bardzo chętnie bym ci odpuściła, ale wtedy niczego by cię to nie nauczyło. - Brunetka szybkim ruchem chwyciła włosy siostry głównego gospodarza i jednym, płynnym ruchem obcięła większość z nich. - Takie są konsekwencje głupiego zachowania - mruknęła i podała mi nożyczki.
Amber spojrzała na nią ze łzami wściekłości w oczach i uciekła. Po drodze wpadła jeszcze na Kastiela, który akurat wyszedł zza zakrętu, ten spojrzał na nią i parsknął pod nosem. Blondi całkowicie się rozkleiła i uciekła w kierunku toalet.
- W życiu nie widziałem, żeby ktoś utarł jej tak nosa. Dobra robota. - Spojrzał na nas rozbawiony.
- Należało jej się - powiedziała absolutnie przekonana do swoich racji, Priya.
- Zdecydowanie.
- Nie jestem fanem takich rozwiązań - mruknąłem cicho. - Ale jak raz muszę się zgodzić. - Uśmiechnąłem się lekko i oddałem Priyi nożyczki należące do Blondi.

Renn
Resztę okienka spędziłam na wydzwanianiu do wszystkich salonów fryzjerskich w mieście, niestety nikt nie miał wolnego terminu. Czego ja się spodziewałam? Na szczęście włosy mogłam pofarbować sama, zanim on wróci do domu, a obcięcie ich zostawić na później albo w ogóle z niego zrezygnować.
Po okienku rozpoczęła się ostatnia na dziś lekcja, wychowanie fizyczne, podczas której Priya i Sam opowiedzieli mi o nieudanym żarcie Amber oraz o tym jak został on obrócony przeciwko niej, co wyjaśniało dlaczego ani Blondi, ani jej świta nie przyszła na lekcję. Osobiście nie podobało mi się to, co Priya jej zrobiła, ale za własną głupotę się płaci.
W każdym razie lekcja mijała nam spokojnie, jeśli granie w siatkówkę można nazwać spokojnym, ale nie narzekam, chłopcy musieli grać w kosza. Po czterdziestu minutach pan Borys puścił nas do szatni, wszyscy jak najszybciej próbowali się zmyć, żeby nie sprzątać, niestety ja i Priya byłyśmy za wolne. Nauczyciel poprosił nas o zebranie piłek i złożenie siatki, po czym uciekł do pokoju nauczycielskiego na zebranie.
- To nie jest mój szczęśliwy dzień. - Westchnęła udręczona Priya.
- Nie mów więcej, wiem, co masz na myśli. - Zaśmiałam się ponuro.
Moja przyjaciółka rzuciła mi badawcze spojrzenie i bez słowa zabrała się za sprzątanie. Wiedziałam, że chciała mnie o coś zapytać, ale się powstrzymała.
W przyjemnej ciszy pozbierałyśmy piłki i zaniosłyśmy je do kantorka, potem wróciłyśmy, żeby zdjąć siatkę, wtedy pojawił się problem.
- Ja pociągnę w tę stronę, a ty przytrzymasz - powiedziała gestykulując spokojnie.
- Ok.
Zabrałyśmy się do pracy, niestety siatka była oporna i podczas, gdy ja mocowałam się z nią z prawej strony, Priya nagle szarpnęła ją w przeciwnym kierunku. Po całej hali poniósł się dźwięk rozrywanego materiału, a my obie upadłyśmy na ziemię z kawałkami siatki w rękach.
- Cholera! - syknęłyśmy jednocześnie.
- Czemu nią szarpnęłaś? - zapytałam dziewczynę spokojnie, bez śladu pretensji w głosie.
- Bo nie mogłam jej odczepić od słupka. Mamy bardzo przerąbane? - zapytała z lekkim uśmieszkiem.
- Zależy jak na to spojrzysz, jeśli damy się z nią przyłapać to na pewno dostaniemy karę, ale jeśli wystarczająco szybko zakopiemy ją gdzieś w kantorku to ujdzie nam to na sucho. Co wybierasz? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Do kantorka!
W kilku szybkich ruchach zebrałyśmy się z podłogi i poszłyśmy do kantorka, gdzie w jednym z kątów upchnęłyśmy zepsuty sprzęt. Sytuacja została opanowana, a my zaczęłyśmy chichotać pod nosem, żeby rozładować napięcie, jednak moja radość szybko minęła, a Priya to zauważyła.
- Ostatnio jesteś bardzo przygaszona, Sam się o ciebie martwi - powiedziała jakby mówiła o zmianie w pogodzie.
- Wiem. - Spuściłam wzrok.
- Ciężko jest mu cię obserwować i nic nie robić.
- Wiem.
- Ciągle mu powtarzam, że sama do niego przyjdziesz i opowiesz mu o swoich problemach, ale to go nie pociesza.
- Wiem.
- Jeśli to coś, o czym boisz się z nim rozmawiać, to możesz pogadać o tym ze mną. - Posłała mi delikatny, ciepły uśmiech.
Odwzajemniłam go, ja i Priya nie mogłybyśmy nazwać się najlepszymi przyjaciółkami, spędziłyśmy ze sobą za mało czasu, żeby zawiązała się między nami taka relacja. Jednak zawsze ufałam tej dziewczynie, wiedziałam, że ma swoje zasady, których się trzyma i nigdy nie mówi o nikim źle, ani nie wyjawia cudzych tajemnic.
- Mój ojciec wrócił do miasta - powiedziałam z wahaniem, a mój głos się załamał.
- Rozumiem, w czym jest problem? - zapytała delikatnie.
- On i ja... Zawsze lubił trzymać rękę na pulsie, dlatego rodzice się rozwiedli, a teraz... - Nie mogłam wykrztusić nic więcej.
Priya wyglądała na zaskoczoną tym, że moi rodzice nie są już ze sobą, ale nie poruszyła tego tematu. Zamiast tego w ciszy czekała, aż zbiorę się w sobie by dokończyć myśl.
- To pierwszy raz, kiedy się widzimy od...
- Rozwodu? - podpowiedziała mi z łagodnym uśmiechem.
- Tak, od rozwodu. Na początku wszystko wydawało się normalne, trochę niezręczne, ale zwyczajne, a potem on zaczął...
- „Trzymać rękę na pulsie”?
Pokiwałam energicznie głową, a Priya położyła mi rękę na ramieniu w geście wsparcia.
- Kazał rzucić ci pracę, prawda? - wyszeptała mi do ucha. - To musi być dla ciebie okropnie trudne, nie powinnaś trzymać tego w sobie tak długo.
- Nie chciałam martwić Sama, a poza nim nie ma tu nikogo, komu mogłabym to na spokojnie powiedzieć - głos drżał mi jak nigdy, byłam pewna, że jeszcze chwila, a zacznę płakać.
- Spokojnie, nie będę cię osądzać, ani nikomu innemu o tym nie powiem, nawet Samowi. - Priya objęła mnie mocno. - Ale jeśli mogę ci coś powiedzieć, to radziłabym ci, byś porozmawiała z nim o tej sprawie jak najszybciej.
- Tak zrobię.
Oddaliłyśmy się od siebie na krok, przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy, ja dziękując jej za to, co dla mnie zrobiła, ona próbując dodać mi jak najwięcej siły własnym wzrokiem.
- Mogę cię, o coś poprosić? - zapytałam nagle zaskakując tym zarówno siebie jak i ją.
- Jasne, o co chodzi?
- Wyświadczyłabyś mi przysługę i obcięła moje włosy?
Priya zrobiła zaskoczoną minę, tego się po mnie nie spodziewała.
- Nie jestem aż tak dobra, w te klocki. - Zaśmiała się speszona.
- To nic, wystarczy, żeby były obcięte równo.
- Mogę spróbować - mruknęła z lekkim uśmieszkiem. - Jak duże chcesz ich zostawić?
- Tyle. - Dotknęłam ręka mojego ramienia.
- Ok. - Dziewczyna rzuciła mi rozbawione spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko. - Pójdę po nożyczki.

***

Wesołych Walentynek! I niech matka ironia nas błogosławi, bo ten rozdział kompletnie nie nadaje się na to święto. xD No chyba, że ktoś z was kocha tą historię. ^^ W każdym razie, rozdział miał pojawić się szybciej, ale korekta zajęła więcej czasu niż myślałam i miałam problem z motywacją, żeby ją zacząć. Wybaczcie. :P To wszystko na te dwa miesiące, przepraszam za wszelkie błędy, które jakimś cudem mi umknęły i do zobaczenia wkrótce. ^^ O, a jeśli macie ochotę i czas to zachęcam do zostawienia komentarza z waszymi odczuciami na temat tego rozdziału, bloga i w ogóle. :D
Szablon wykonała Domi L