piątek, 16 września 2016

Rozdział 25

Każdy z nas je kocha, za zabawę, za wolność, za brak szkoły - wakacje. Każdy uczeń czeka na nie z tęsknotą, ostatni dzień szkoły, ostatni dzwonek i już! Można się bawić, spotkania ze znajomymi, zimne morze, wysokie góry, istne szaleństwo! Moje właśnie się skończyło... Tia, jestem prawdziwą optymistką. Co prawda cieszę się, że znów zobaczę znajomych, ale oprócz tego będę musiała oglądać też nauczycieli, a to nie jest fajne.
Po raz pierwszy w nowym roku szkolnym stanęłam pod bramom Słodkiego Amoris. Oparłam się o murek i czekałam na bliźniaków, obiecałam, że oprowadzę ich po szkolę. Zresztą sam Alexy mnie o to poprosił, więc nie wypadało odmawiać, zwłaszcza, że złapaliśmy dość dobry kontakt. Z Arminem szło mi trochę gorzej, oboje jesteśmy z dwóch różnych światów, chociaż jakaś nić porozumienia istnieje.
Z nudów zaczęłam obserwować ten „tłum” ludzi biegnących do szkoły o jakieś trzydzieści minut za wcześnie. Właściwie nie widziałam zbyt wielu znajomych, pewnie wszyscy jeszcze śpią albo już siedzą w swoich kątach. Gdzieś obok wyhaczyłam Dajana, jak ten macha do mnie i znika na drodze do sali gimnastycznej. Zauważyłam też Jade jak taszczy nawóz czy coś takiego, uśmiechnęłam się do niego i mu pomachałam.
- Reeeeeenn! - Usłyszałam z daleka.
Alexy biegł w moją stronę, a za nim szedł Armin grając w grę na swojej konsoli.
- Hejka! - przywitali się jednocześnie.
- Hej. - Uśmiechnęłam się promiennie.
- To co zobaczymy najpierw?
- Macie tu salę komputerową?
- Gdzie jest pokój gospodarzy?
- Jakie macie kluby?
- Zawsze wywalają was na dwór?
- Przedstawisz nas swoim znajomym?
- Yyy. - Zaskoczona tą lawiną pytań nie wiedziałam co najpierw powiedzieć. - Najpierw pokaże wam pokój gospodarzy. Sala komputerowa jest na drugim piętrze. Jeśli chodzi o kluby to jest ich tu sporo, ale pewnie i tak każą wam dołączyć do klubu koszykówki albo ogrodników. Na dwór wychodzimy zawsze jak jest ciepło, a co do moich znajomych... to nie mam pojęcia. - Odetchnęłam zmęczona tą szybką gadaniną.
- Ok, let's go! - krzyknął entuzjastycznie Alexy i pociągnął mnie w stronę budynku.
Ledwo wpadliśmy przez drzwi na szkolny korytarz, a naszych nowych uczniów dopadła już dyrektorka. Bliźniacy dostali stertę papierków, instrukcji i absolutnie nieprzydatną mapę, na której nic nie było zaznaczone. Ach, ta nasza administracja.
- Renn, najpierw mamy iść do gospodarza, gdzie to? - zapytał Armin i zaczął się rozglądać po całym holu.
- Za tobą. - Pokazałam na drzwi z tabliczką „Pokój Gospodarzy”.
Czarnowłosy zaśmiała się pod nosem z zażenowaniem.
Zaprowadziłam bliźniaków do Nataniela, oczywiście nie raczyłam nawet zapukać do drzwi. Wiecie, taki nawyk. Mój znajomy siedział już przy swoim zawalonym papierami biurku. Coś wypisywał, ale był tak zamulony, że nawet nas nie zauważył. Ej, chwila, nie widziałam go przed szkołą... Od kiedy ten pracoholik tu siedzi?!
- Cześć Nataniel, przyprowadziłam ci gości. - Pomachałam mu przed twarzą, żeby zwrócić jego uwagę.
- O. Hej, Renn, a to kto? - Ukradkiem spojrzał na chłopaków i sięgnął następną kartkę.
- Obowiązki. - Wyrwałam mu papier.
- Tak dokładniej to nowi uczniowie. Jestem Alexy - przywitał się niebieskowłosy.
- A ja Armin - dodał jego brat.
- Miło mi, nazywam się Nataniel i jestem tutaj...
- Oj, weź już skończ, każdy wie kim jesteś. Wystarczy spojrzeć na twój identyfikator albo na tabliczkę na biurku - przerwałam mu  zniecierpliwiona.
- Nie przerywaj - obruszył się blondyn.
- Przecież nie przerwałam, a tylko oszczędziłam nasz czas. - Przewróciłam oczami.
- A teraz go marnujesz - skwitował chłopak.
- Ja? Marnuje? - oburzyłam się.
- Idź zająć się czymś bardziej pożytecznym, na przykład podpisz nowym uczniom mapę - zaproponował mi gospodarz.
- Dobra. - Pokazałam mu język, ale posłusznie zaczęłam opisywać mapę od dyrektorki.
- To chcesz te dokumenty, czy nie? - zapytał rozbawiony Armin.
- Co? Tak!
Rozmowa szybko wróciła na właściwe tory.
- Jesteś jakiś rozdrażniony i papierów ci przybyło. Coś się stało? - zapytałam podnosząc wzrok z nad mapy.
- Nie jestem rozdrażniony, tylko zabiegany, mamy drobne urwanie głowy.
- Słodki Amoris, wita - powiedziałam z ironią.
- Jasne... Ale wracając do was. - Znowu skupił uwagę na nowych uczniach. - Potrzebujecie jeszcze zdjęcia, podpisanego formularza i opłaty. Byłoby miło jakbyście donieśli to do końca dnia.
- Możesz rzucić jakimiś szczegółami? - zamarudził Armin.
- Formularz jest potrzebny do wyrobienia legitymacji, musicie go uzupełnić swoimi danymi osobowymi. Do tego, żeby w ogóle ktoś mógł dostać legitymacje musi do formularza dołączyć aktualne zdjęcie. Na koniec opłata w wysokości dwudziestu złotych na wyrobienie wam całej teczki - mruknęłam bazgrząc mapę. - Skończyłam. - Wstałam i oddałam kartkę bliźniakom.
- To ma sens - powiedzieli jednocześnie.
- Nom, to spadamy. - Pociągnęłam ich do wyjścia.
- Chwila. - Blondyn złapał mnie za ramię. - Mogłabyś to dać panu Farazowskiemu? - Wcisnął mi do ręki jakiś plik kartek.
- Ok! - krzyknęłam i wyciągnęłam bliźniaków na hol.
Ledwo znaleźliśmy się przed drzwiami, a Alexy już zapytał:
- To twój chłopak?
Zamurowało mnie.
- Co? Nie, znajomy. - Zarumieniłam się lekko. - A co, spodobał ci się? - Błysnęłam zębami w łobuzerskim uśmieszku.
- Nie! - Jeden z bliźniaków też się zarumienił. - Jak na mój gust to jest zbyt sztywny.
Zaśmiałam się.
- Racja, prawdziwy z niego pracoholik.
- Ekhm - odchrząknął Armin. - Moja sala komputerowa czeka - przypomniał się.
- No tak, chodźcie.
Oprowadziłam bliźniaków po wszystkim, no prawie. Obejrzeli całe pierwsze piętro razem z całym dziedzińcem, salą gimnastyczną i klubem ogrodników. Niestety, jak to w takich sytuacjach zawsze bywa wszystko przerwał nam dzwonek. Dlatego szybko popędziliśmy do klasy, nikomu nie chciało dorobić się spóźnienia już w pierwszy dzień.
Wpadłam do naszej sali A razem z nowymi uczniami co wywołało lawinę spojrzeń w moją stronę. Na szczęście nigdzie nie było naszego kochanego wychowawcy - uratowana. Bez większych ceregieli położyłam na biurku kartkę od Nataniela i poszłam zająć jakieś miejsce. Na szczęście ostatnia ławka przy oknie wciąż była wolna, rzuciłam swoją torbę na sąsiednie krzesło, a sama usadowiłam się przy oknie. Ach, kocham swoje głupie szczęście.
W oczekiwaniu na nauczyciela rozejrzałam się po sali. Na początku klasy siedział Nataniel, a z nim Melania (w końcu jej się udało), obok przy oknie Peggy grzebała w jakichś dokumentach, pewnie szykuje artykuł do gazety. Dalej w drugim rzędzie siedziała opierając się o ścianę Roza, pomachałam jej. Za nią usadowiła się cała paczka Amber. W środkowym rzędzie miejsca za parą naszych „sztywniaków” zajęły Kim i Violetta, z kolei za nie wskoczyli bliźniacy. Natomiast w moim rzędzie oprócz Peggy, siedziała też Iris, a tuż przede mną byli Kastiel i Lysander.
- Hej, co to za goście? - Rudzielec odwrócił się w moją stronę.
- Na serio? Widzisz mnie pierwszy raz w tym roku i już musisz się pytać o taką pierdołę? - Zrobiłam niedowierzającą minę.
- Powiedz - syknął chłopak.
- ...To są nowi uczniowie i moi znajomi z pracy. - Przewróciłam oczami.
Kastiel wyglądał jakby chciał się jeszcze odezwać, ale w tym samym czasie do klasy wszedł już nieźle spóźniony Fraziu. Wyglądał na zabieganego i wymęczonego.
- Witajcie po wakacjach. - Spojrzał po naszych twarzach. - Mam nadzieje, że ten rok będzie równie wybitny jak poprzedni, ale zanim zajmiemy się jego organizacją muszę przedstawić wam dwóch nowych kolegów.
Armin i Alexy podnieśli się i kolejno przedstawili. Potem nadszedł czas na inne konkretniejsze rzeczy. Wybraliśmy nasz samorząd klasowy i tak przewodniczącą została Melania, Nataniel jej zastępcą, Charlotte skarbnikiem, a Peggy sekretarzem. Dopiero po tym nauczyciel przeczytał ogłoszenie dyrektorki, z którego wynikało, że liceum chcę zdobyć fundusze organizując bieg na orientację. Inaczej mówiąc puszczą nas do lasu i każą biegać, może być zabawnie. Oczywiście szkoła nie byłaby sobą gdyby nie jej słynny brak organizacji, cała kadra pedagogiczna była tak zarobiona biegiem i sprawdzianami, że postanowiła poprosić uczniów o pomoc. Do wyboru były dwa zadania sprawdziany lub bieg. Profesorek zaczął nas wypytywać o to, co chcemy robić.
- Renn, przy czym chcesz pomóc? - Nareszcie kolejka doszła do mnie.
- Zdecydowanie wolę bieg.
- Świetnie, idź na dziedziniec.
Podniosłam się i wyszłam z klasy. Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat bieg, no cóż uwielbiam pomagać przy organizowaniu imprez, poza tym to świetna okazja, żeby dowiedzieć się jakiś szczegółów na temat tego wydarzenia. Wracając jeszcze do klasy, niektóre osoby zostały zwolnione z pomagania np. Nataniel, nasz główny gospodarz albo Armin i Alexy, ponieważ Fraz musi ich oprowadzić i pomóc im z administracją. Dotarłam na dziedziniec, gdzie spotkałam Kim, Violettę, Lysandra, Li i Amber. Jako, że Kim przyszła ostatnia dostała kartę z zadaniami.
- Ok, musimy rozdać formularze uczestnictwa, powiesić transparent przed szkołą, razem z Farazowskim skontaktować się z innymi szkołami i pomóc w udekorowaniu sali gimnastycznej. Kto co bierze? - Kim spojrzała na nas znad kartki.
- Pff, nie zamierzam wam pomagać - prychnęła Amber.
- Ja też nie - przytaknęła jej Li.
- Słuchaj kotku, mam gdzieś to czy ci się chcę, bo mi się chcę wrócić szybciej do domu. - Spojrzała groźnie na Blondi.
- Ok, ok, pomożemy - pisnęła Amber i znacznie odsunęła się od dziewczyny.
- Świetnie, że się rozumiemy - rzuciła Kim odwracając się do nas. - To co kto bierze? - ponowiła pytanie.
- Ja i Renn zajmiemy się formularzami - zgłosił się Lysander.
- Super, to ja i Violetta pomożemy Farazowskiemu i powiesimy transparent, a ty - Spojrzała na Amber. - i twoja psiapsiółka udekorujecie salę.
- Ale to jest ciężkie - jęknęła Li.
Jedno spojrzenie murzynki wystarczyło, by Azjatka szybko się zamknęła.
Zgodnie z planem podzieliliśmy się na dwuosobowe zespoły i przystąpiliśmy do naszych zadań. Razem z Lysandrem poszliśmy w stronę pokoju nauczycielskiego. O dziwo, dzisiaj był on otwarty, nie to co wtedy, kiedy musiałam się do niego włamać. Uchyliłam drzwi, a potem zajrzałam do środka. Był tu zdecydowanie większy burdel niż ostatnio, wszędzie pełno papierów i my mamy tu znaleźć zgłoszenia...
- Jak myślisz gdzie schowali formularze? - Mój towarzysz rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Pewnie są na widoku. - Podeszłam do stolika i poprzerzucałam pierwsze lepsze kartki.
- Racja. - Białowłosy poszedł w moje ślady. - Jak minęły ci wakacje? - zagaił.
- Byłam na plaży, potem pracowałam. Zack wyjechał, przez co dostałam nowych kolegów, Armina i Alexy'ego, a u ciebie jak było?
- Pojechałem z Leo do rodziców na wieś, potem była plaża. - Spojrzał na mnie. - A później do końca wakacji pomagałem mu z Rozą w sklepie. No i od czasu do czasu widywałem się z Kastielem.
- Czyli wakacje pełne wrażeń. - Uśmiechnęłam się i zaczęłam przeszukiwać biurka.
- Znalazłem. - Lysander pomachał mi przed nosem plikiem kartek.
- No nieźle. Myślałam, że gubisz, a nie znajdujesz - zażartowałam.
- Wypraszam sobie, ostatnio nic nie zgubiłem. - Udał urażonego.
- To pewnie dlatego, że Leo zabierał ci notatnik - zaśmiałam się.
- Co? - Zrobił zaskoczoną minę - Chwila, Roza ci powiedziała, prawda?
W odpowiedzi zaśmiałam się jeszcze bardziej.
- Dobra, chodźmy to rozdać. - Chłopak pociągnął mnie w stronę wyjścia.
- Ok.
Podzieliliśmy się papierami na pół  i obeszliśmy całe liceum. Poszło nam to o wiele sprawniej niż myślałam na początku. Ponownie spotkałam się z Lysandrem przy pokoju gospodarzy.
- Rozdałeś wszystko? - zapytałam chwytając klamkę od drzwi.
- Yhm, a ty?
- Tak.
Weszliśmy do pomieszczenia.
- Nataniel, daj nam zwolnienia - poprosiłam na wejściu.
Chłopak jak zawsze siedział za biurkiem, a obok niego siedzieli bliźniacy. Strasznie trajkotali, pewnie zamęczali go tak od kiedy skończyli zwiedzać szkołę - biedny gospodarz. Blodyn podał nam dwa zwolnienia i szepnął cicho „Ratuj”. Uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam w stronę wyjścia.
- Pamiętaj, żeby znaleźć sobie kogoś do pary na nasz bieg - przypomniał mi Nataniel na odchodnym.
Partner, co? Faktycznie musiałabym sobie kogoś takiego znaleźć, tylko kogo by tu zapytać? Może Rozalia, chociaż ona i las... A może któryś z chłopaków? Chyba ich o to zapytam, tylko którego? Nataniela, Kastiela czy Lysandra? Och, Renn, pomyślałam. Zdaj się na los kobieto! Jak któryś chcę być z tobą w parze to niech do ciebie przyjdzie. Tak, to dobry pomysł. Uśmiechnęłam się do swojego nowo powstałego rozwiązania.
- Czas zmywać się do domu... - mruknęłam podchodząc do swojej szafki.
Zaczęłam wkładać do środka niepotrzebne książki, przez przypadek wypadł mi jeden z zeszytów. Był to mój pamiętnik, czarny, poniszczony i gruby zeszycik poobklejany masą różowych oraz czerwonych naklejek typu serduszka, babeczki, skrzydełka, nutki itp. Szybko schyliłam się po to piękne cudo mojej dziecięcej rączki. Zanim jednak udało mi się je chwycić ktoś inny już to zrobił.
- To chyba twoje, co? - Kastiel wyciągnął w moją stronę pamiętnik.
- Ta.
- Ten zeszycik zupełnie do ciebie nie pasuje, co to?
- Mó-mój pamiętnik - zająknęłam się zmieszana.
- Serio? Uroczy, a co w nim masz? - Rudzielec szybko otworzył go na losowej stronie.
- Łapy precz! - Wyrwałam mu swoją własność i uderzyłam nią czerwonowłosego w twarz.
- Ej, nie przesadzaj z tym! - syknął oburzony chłopak.
- I kto to mówi. - Zapakowałam zeszyt do torby.
- To był tylko żart. - Kastiel oparł się o szafkę obok.
- Nie śmieszny. - Zamknęłam szafkę z trzaskiem.
Ledwo się odwróciłam, a chłopak stanął za mną zagradzając mi drogę.
- Renn, mam do ciebie pewną sprawę. - Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Cz-czego chcesz? - Oparłam się o szafkę i lekko zarumieniłam.
- Widzisz ponoć potrzebny jest nam partner do biegu na orientacje... i pomyślałem, że moglibyśmy... No wiesz, byłaby z nas zgrana drużyna...
- Nic już nie mów, zgadzam się - odpowiedziałam równie poważnie. - Pewnie i tak mnie zgubisz za pierwszym zakrętem – mruknęłam do siebie.
- Nie żartuj. - Kastiel jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. - Nigdy cię nie zgubię. - Uśmiechnął się figlarnie.
Moje serce zabiło szybciej, a policzki nabrały czerwonego koloru.
- Już? Skończyłeś bajer? Bo tak się składa, że chcę wrócić do domu. - Odepchnęłam go od siebie i ruszyła do wyjścia.
- Ok, w takim razie powiem komu trzeba, że mam już parę! - krzyknął za mną rudzielec.
I tak oto zdobyłam swojego kompana do biegu na orientacje. Bardzo wkurzającego i głupiego kompana. I na co mi to było, westchnęłam w duchu.

***

Przepraszam za spóźnienie! Naprawdę wielkie sorki, ale wróciłam ze szkoły o 16;30 + obiad, a do tego jeszcze godzinna korekta. Zresztą przez te szkołę nawet o tym zapomniałam. Wybaczcie. Jeśli chodzi o rozdział to jest on jak dla mnie ok. Tak z innej beczki, to jak tam wasza edukacja? Cóż ja mam spieprzony plan, prawie codziennie wracam do domu przed 17, mam zapowiedziane już 3 sprawdziany i jeden napisany, a do tego zero miejsca i czasu na pisanie... No, po prostu cud! Jednak liczę się, że się ogarnę i znajdę chwilę, bo jak nie to zgon! XP A teraz czekam na wasze opinię, co wam się podobało, co mogę zmienić i ogólne wrażenia, czekam! 
Szablon wykonała Domi L