niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 6

Znacie te dni, kiedy wszystko idzie źle? To dzisiaj miałam takie wrażenie. Po lekcjach wpadłam na Nataniela, który poprosił mnie o danie usprawiedliwienia Kastielowi do podpisania. Bo „Ten palant lubi twoje towarzystwo. Proszę, zrób to dla mnie.” . Zostawiłam swoje rzeczy i poszłam szukać Kastiela. Siedział na dziedzińcu.
- Hej, mam do ciebie prośbę.
- Czego chcesz?
- Nataniel powiedział, że masz to podpisać. - Pokazałam kartkę.
- Do jasnej cholery! Ile razy mam mu mówić, że nic nie podpisze?! - Kastiel wkurzył się nie na żarty.
- Dobra, nie to nie. - Rudzielec poszedł na sale gimnastyczną.
Wróciłam do szkoły, żeby znaleźć Nataniela. Był przy swojej szafce.
- On tego nie podpisze.
- Co?! Idiota, musi się usprawiedliwić. Inaczej dyrektorka go wyrzuci - Nataniel też zaczynał się złościć. - Spróbuj jeszcze raz, proszę. - Spojrzał na mnie oczami szczeniaczka.
- Yyy... No dobra, zrobię to jeden ostatni raz i idę do domu - złamałam się w ostatniej chwili.
- Jesteś kochana, wielkie dzięki. - Blondyn przytulił mnie do siebie.
- Tak, wiem. - Odsunęłam się. - I za to mnie lubisz. - Uśmiechnęłam się zadziornie. - Tylko jak mam to zrobić? - Pokazałam na papier.
- Hmm... Tak samo jak z makietą? - Nataniel podsunął mi pomysł.
- Dobra.
Szybkim krokiem poszłam na salę gimnastyczną. Otworzyłam drzwi, rudzielec siedział na trybunach. Kiedy mnie zobaczył chciał wyjść, ale zagrodziłam mu drogę.
- Już wychodzisz? - zapytałam udając smutek.
- Nie mam ochoty z tobą gadać. - Ominął mnie i szedł do wyjścia, to nie wróżyło mi nic dobrego.
- A gdybyśmy się wymienili? - zawołałam za nim.
- Niby na co? - Stanął i odwrócił się w moją stronę.
- Na przysługę. Ty podpiszesz ten papier, a ja zrobię coś dla ciebie. - Zauważyłam jego spojrzenie. - W granicach rozsądku - dodałam szybko.
- Dobra, daj długopis. - Podszedł do mnie. - W niedziele w kinie grają „Prometeusza”. Nie mam z kim iść ,więc zabiorę ciebie. To nie randka!
- Całe szczęście - powiedziałam.
- A przeszkadzałoby ci gdyby była? - Podał mi kartkę.
- Głupie pytanie, przecież nie jest - zbyłam go.
- Dobra, muszę coś załatwić. - Poszedł zanim coś powiedziałam.
Wyszłam za nim i skierowałam się w stronę bramy. Wtedy przypomniałam sobie o mojej torbie. Zawróciłam w stronę szkoły. Była pod szafkami, tam gdzie ją zostawiłam. Już miałam zawrócić, kiedy usłyszałam hałas na korytarzu. 
Pobiegłam zobaczyć, co się stało. Przed moimi oczami bili się Kastiel i Nataniel. Rudzielec miał rozciętą brew i wargę, blondyn miał tylko podbite oko. Blondyn zaatakował Kastiela, ten się uchylił. Wtedy Nataniel drugą ręką przywalił mu w twarz. Zobaczyłam jak z nosa cieknie krew. Nataniel wykorzystał nieuwagę przeciwnika i popchnął go twarzą na szafki. Kastiel zahaczył policzkiem o zamek i przeciął go sobie.
- Dosyć! - weszłam miedzy Nataniela, a Kastiela.
Ale było już za późno. Nataniel zamiast pchnąć Kastiela uderzył mnie. Uderzyłam się tyłem głowy o szafki. Mroczki stanęły mi przed oczami, wtedy Kastiel rzucił się na blondyna.
- TY!!! - Blondyn dostał prosto w nos. - Jak mogłeś ją uderzyć?!!
Nataniel zmobilizował się i pchnął Kastiela na szafki, potem przejechał jego czołem po zamku. Rudzielec miał twarz we krwi, do tego zaczęła mu ona lecieć też z rozcięcia na czole. Podniosłam się, czerwonowłosy ledwo stał na nogach. Blondyn znowu się zamierzył. Szybko uderzyłam go w brzuch, potem złapałam jego rękę i popchnęłam go na szafki. Usłyszałam jak wypuszcza powietrze z płuc. Osunął się na ziemię i spojrzał na mnie.
- Renn... Ja prze... - mamrotał.
- Za późno! - Na mojej twarzy malowała się prawdziwa furia. - Jak mogłeś to zrobić!
- Kiedy to on za...
- Nie obchodzi mnie to! - przerwałam mu. - Widzisz jak wygląda?! Mogłeś mu coś zrobić!
- Ja... Napraw...
- Lepiej będzie jak pójdziesz. - Odwróciłam się od niego.
Nataniel podniósł się z trudem i poszedł. Zauważyłam, że Kastiel gdzieś zniknął.
Rozejrzałam się i zauważyłam go jak szedł opierając się o szafki. Podbiegłam do niego i podparłam go z jednej strony.
- C-co robisz? - zapytał zakłopotany.
- Nie zostawię cię w takim stanie. - Spojrzałam na podłogę i zobaczyłam, że kapie na nią krew. - Ty byś mnie nie zostawił. - Poprowadziłam go do łazienki dla chłopaków.
- Nie wieże, że weszłaś do męskiej łazienki - powiedział rudzielec.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz - powiedziałam z uśmiechem. - Dobra poczekaj, ja zaraz wrócę. - Wybiegłam z łazienki.
„Dobra, Perry. Skup się. Gdzie była apteczka?” myślałam biegnąc korytarzem. „W pokoju gospodarzy?”. Weszłam do pokoju, na ścianie wisiała mała, podręczna apteczka. Zdjęłam ją i zajrzałam do środka. Bandaże, gazy, woda utleniona, plastry i nożyczki. Porwałam wszystko i pobiegłam do łazienki.
Kastiel siedział pod ścianą, po brodzie kapała mu krew. Zostawiłam apteczkę na zlewie i bez słowa podeszłam do Kastiela.
- Wstawaj. - Podałam mu rękę.
- Po co? - zapytał chwytając moją rękę.
- Twoja twarz jest tak samo czerwona jak włosy, masz jeszcze inne durne pytania? - Podeszłam z nim do zlewu.
Odkręciłam kran i zmoczyłam gazę zimną wodą. Podeszłam do Kastiela. Był ode mnie wyższy, ale udało mi się odgarnąć grzywkę z jego twarzy. Przyłożyłam gazę nasączoną zimną wodą do jego czoła. Zaczęłam delikatnie myć jego twarz.
- Zamknij oczy - poleciłam, a Kastiel wykonał moje polecenie.
Po umyciu twarzy, nasączyłam drugą gazę wodą utlenioną. Zbliżyłam się do rudzielca, ale ciężko było mi dosięgnąć.
- Kastiel?
- Tak?
- Możesz usiąść?
- Jasne, a co teraz zrobisz? - Podszedł pod ścianę i usiadł.
- Oczyszczę ci rany.
Usiadłam obok niego, i zaczęłam oczyszczać ranę na czole. Ciężko było mi to zrobić, bo siedziałam obok niego, szło mi to wolno. Kastiel zaczął się ruszać i musiałam uważać, żeby nie robić tego mocno.
- Ała! - syknął przez zęby. - Nie możesz robić tego szybciej?!
- Staram się, ale ciężko mi to robić w tej pozycji. - Przerwałam oczyszczanie. - Musiałabym usiąść na przeciwko ciebie.
- Nie widzę problemu. - Zanim zaprotestowałam przyciągnął mnie do siebie i usadził na swoich nogach. - Tak lepiej?
- Y-yhm... - Zrobiłam się czerwona, ale dalej czyściłam ranę na czole.
- To cholernie szczypie! - wrzasnął Kastiel, kiedy czyściłam rozciętą brew.
- To skup się na czymś innym. - Rudzielec przeniósł wzrok na mój dekolt. - Ale niekoniecznie na tym!
- A co ja na to poradzę?! To jedyna rzecz, która rzuca się w oczy - powiedział i przeniósł wzrok na moje oczy.
- Dzięki, dobrze wiedzieć, że mój biust przykuwa twoją uwagę - powiedziałam sarkastycznie.
Przechyliłam jego twarz i wyczyściłam mu policzek. Potem zajęłam się wargą.
- Skończyłam. - Poklepałam go po zdrowym policzku. - Możesz wstać. - Sama się podniosłam.
- Co? Już?
- Jakbyś miał dużo rodzeństwa, też byś to szybko robił. - Podałam mu chusteczkę. - Poczekaj jeszcze plastry.
Szybko nakleiłam plaster na brew i policzek. Potem zabandażowałam ranę na czole.
- Czemu to robisz? - zapytał zażenowany chłopak.
- Bo jak mamy iść do kina, to chce żebyś jakoś wyglądał - powiedziałam.
Potem wróciłam do domu.
To zdecydowanie nie był dobry dzień. Jestem ciekawa, co Nataniel myślał kiedy się bili. Jakim trzeba być idiotą, żeby zrobić komuś coś takiego.

***

Witam ! Jak tam wasze wakacje ? Ja już miałam mały wypad nad może, a wy ? Dobra, tak na prawdę to nie wiem o czym wam tu pisać. Ciesze się, że w końcu opublikowałam ten rozdział miałam do niego DUŻO weny. Pierwsza bójka, która była interesująca. Zapraszam do skomentowania, postów i ogólnego wyglądu bloga. Miłych wakacji. 
Fochatka odmeldowuję się !
Korekta - Saanni
Chcesz dowiedzieć się o mnie więcej ? Odwiedź zakładkę "O mnie".

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 5

Kocham czwartki, a wy? Dzisiaj nie musiałam iść oglądać miasta. Zrobiliśmy sobie z Kastielem wolne od pracy domowej. Za to na przerwach dyskutowaliśmy o tym, jak zrobić makietę. Wtedy ich spotkałam.
Siedziała m na ławce obok Kastiela i Lysandera. Najpierw rzuciła mi się w oczy kitka zrobiona z dredów i znane mi zielone ogrodniczki. Potem jak się przyjrzałam zauważyłam zielone włosy wystające z pod brązowej czapki i znajomy wisiorek.
- Możemy zrobić ją ze styropianu - powiedział Kastiel. - Co ty na to?
- Yhm...
- Halo, Ziemia. - Pomachał mi ręką przed twarzą. - Renn, słuchasz mnie w ogóle?
- Yhm... - Odtrąciłam jego rękę. - Nie machaj mi przed twarzą swoją łapą - powiedziałam zirytowana.
- Jakbyś nie bujała w obłokach to bym nie musiał.
- Możecie być ciszej, próbuje skupić się na pisaniu piosenki - powiedział spokojnie Lysander.
Przez naszą małą sprzeczkę nie zauważyłam, że mnie zobaczyli. Zorientowałam się, kiedy ktoś powiedział nade mną:
- Cześć, ślicznotko! - Chłopak z dredami uśmiechnął się rozbrajająco. - To już nie mam żadnych przywilejów? - Podniósł mnie z ławki i przytulił.
- Kto to jest?! - Gdyby oczy Kastiela mogły zabijać, chłopak byłby martwy.
- Kastiel uspokój się - powiedział Lysander, ale on też nie wyglądał lepiej.
- Kastiel, Lysander to mój kolega z gimnazjum, Dajan. Najlepszy koszykarz jakiego widziałam.
- Nie przesadzaj, są lepsi. - Dajan zarumienił się.
- No nie wieże, Renn? - zapytał drugi znajomy głos.
- Jade, jak ja cie dawno nie widziałam. Od kiedy jesteś w liceum ekonomicznym w ogóle nie gadaliśmy.
- Tak, ale tobie też służy zmiana szkoły, pofarbowałaś końcówki?
- Tak, a ty włosy. Widzieliście się z Samem?
- Nie, jego ojciec zabrał go na jakąś podróż. Nikt nie wie, kiedy wróci - odpowiedział Jade.
- A ty wciąż się bijesz? - zagadnął Dajan.
- Co?! - zapytali Kastiel i Lysander jednocześnie.
- Jak była w gimnazjum to ciągle kogoś biła, na prawo i lewo.
- Wcale, że nie. Biłam się w szkole! - Zrobiłam się cała czerwona.
- Tak, na lekcjach to siedziałaś cicho, a po szkole jak ktoś dręczył naszą paczkę to dostawał taki wycisk... I nikt nie wierzył, że to ona. - Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- A o tym, to mi nie wspomniałaś - zauważył Kastiel.
- Bo nie musiałeś wiedzieć.
- Idę do szkoły, bo jeszcze dostane po głowie. - Lysander spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i zaczął iść w stronę szkoły.
- Lysander! Notatnik! - krzyknęłam za nim.
- Ej, Renn co powiesz na mały wypad do miasta po moim treningu? Za stare dobre czasy, popatrzysz jak trenuje, a potem pójdziemy na pizzę. - Zadzwonił dzwonek. - To co, zgodzisz się?
- O której?
- O piętnastej zaczyna się trening, dwie godziny.
- Dobra, ale tylko dzisiaj... - Zanim zdążyłam dokończyć Kastiel zaciągnął mnie do szkoły. - Co jest?
- Czemu zgodziłaś się z nim pójść?! - zapytał wściekły.
- Nie mów mi, że jesteś zazdrosny? - Ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
- Martwię się o ciebie i tyle. - Lekko się zarumienił.
- Dajan to mój dobry znajomy. O co się tu bać? - Zauważyłam jego spojrzenie, było w nim coś innego niż ostatnio. - Jak to cię pocieszy, to możesz mnie odprowadzić na trening, punktualnie o wpół do trzeciej pod moim domem.
- Ok. - Uśmiechnął się łobuzersko.
Nauczyciel wszedł do klasy i zaczęła się historia. Rozmawialiśmy o wojnie secesyjnej. Potem był jeszcze angielski, geografia i matematyka. Wyszłam ze szkoły, poszłam po motor, pojechałam do domu i zaczęłam się szykować.
Zjadłam mały obiad, wyprowadziłam psy i poszłam do łazienki. Umyłam włosy swoim różanym szamponem. Wróciłam do pokoju i otworzyłam szafę. Wybrałam koszulkę koszykarską z numerem sześć, a pod spód czarny top, aby zasłonić mój dekolt. Znalazłam jeansowe rybaczki i czarno-czerwone buty na obcasie. Podeszłam do lustra, lekko podmalowałam oczy pomarańczowym cieniem i przejechałam czerwoną szminką po ustach, jak za starych dobrych czasów gimnazjum. Pierwszy raz od przeprowadzki zostawiłam rozpuszczone włosy. Kastiel przyszedł parę minut przed czasem. Wzięłam czarną, sportową bluzę, torbę i zamknęłam drzwi do domu.
Podeszłam do niego wolnym krokiem.
- Cześć, miło, że się nie spóźniłeś - powiedziałam na powitanie.
- A wątpiłaś w to kiedyś? - zapytał ze swoim uśmiechem.
- Tak. Cały czas - zażartowałam.
- Ja nie mogę, masz na sobie coś innego niż czarny. - Zlustrował mnie od głowy do stóp.
- Dzięki? To raczej normalne, że na spotkanie idzie się ubranym inaczej niż zwykle.
- Czy ty się malowałaś?
- No raczej, a co?
- Mówiłaś, że to tylko stary znajomy - powiedział oschle.
- Bo tak jest, a co ci to przeszkadza?!
- Nie przeszkadza mi! Nie rozumiem tylko po co się tak szykowałaś.
- Przecież nie mogę iść na trening w glanach!
- A jakbyś ubrała się ze mną na randkę? - zapytał ciszej.
- Czy ja wiem? Najpierw to musiałabym się zastanowić, czy w ogóle warto się z tobą umówić.
- A jest się nad czym zastanawiać? - zapytał zadziornie.
- Tak, jest i to dużo. - Dźgnęłam go w pierś.
Doszliśmy do szkoły, pożegnałam się z  rudzielcem i poszłam na salę gimnastyczną. Dajan na treningu dawał z siebie sto procent, a ja pisałam w pamiętniku. Jedna myśl nie daje mi spokoju. Czemu Kastiel tak mnie wypytywał? Dlaczego jest zazdrosny? O, Dajan wychodzi, czas na obiecaną pizzę. Chyba zamówię tę z kurczakiem... Mniam!

***

Nareszcie, chociaż raz rozdział jest punktualnie. Mam nadzieje, że wasze wakacje mijają wam fantastycznie. Osobiście uważam, że moje wakacje są na najwyższym poziomie, dostałam się do swojego liceum i mogę sobie teraz spokojnie po odpoczywać :D Obecnie ruszam z nowym projektem ( znowu romans, ale jak narazię nie jest źle ), ze szczegółów mogę jedynie zdradzić, że to moje własne opowiadanie, a jego akcja rozgrywać się będzie w przyszłym postapokaliptycznym ( chyba dobrze napisałam, co nie ? ) świecie. Zapraszam do skomentowania, czy pomysł wam się podoba i co sądzicie o blogu. Jak zawsze zachęcam do wejścia na stronę "O mnie", jeżeli chcecie się czegoś o mnie dowiedzieć.
Korekta - Saanni
Fochatka, odmeldowuje się !
Szablon wykonała Domi L