czwartek, 16 sierpnia 2018

Rozdział 41

Renn
Pakowanie nigdy mnie nie cieszyło. Za każdym razem, dosłownie, o czymś zapominałam i musiałam dopakowywać to w biegu, ale nie dziś. Dzisiaj wszystko było zaplanowane od samego początku, miałam wejść do domu Nataniela i poszukać w nim dowodów na... TO. Nie mogłam się już cofnąć.
Dzień w szkole minął mi straszliwie szybko, za szybko. To były ostatnie chwile dla Sama, który musiał zarzucić mnie stertą rad. Normalnie śmieszyłaby mnie taka postawa, ale nie dzisiaj. Dzisiaj nic mnie nie śmieszyło.
Ostatni dzwonek rozpoczął moją misję i mój wielki spektakl. Amber kazała mi spotkać się z nią przed szkołą, oddałam Samowi moją starą, ukochaną torbę, a zamiast niej wzięłam coś droższego i stylowego, w końcu jestem bogata.
To samo tyczyło się mojego stroju, to nie były zwykłe, dobrze dopasowane ciuchy. Nie, to były markowe, wyśmienicie dopasowane ciuchy. Nic w tym niezwykłego, w końcu jestem bogata.
Na zewnątrz było zimno i pochmurnie. Piękne, kolorowe liście zastąpiły bure sterty, które zostawiono same sobie przy chodnikach. Wspaniała pogoda, na wspaniały dzień, nie ma co.
- Co tak sterczysz, Albinosie? - Kastiel podszedł do mnie z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Czekam na kogoś - mruknęłam zmęczona. Nie miałam siły, ani ochoty, spojrzeć na niego.
- Szykuje się jakaś potajemna schadzka? Pewnie z tym chłopakiem z C, widziałem jak...
- Idę do Amber na noc - przerwałam mu chłodno.
Nastał cisza.
Zaniepokojona tym zerknęłam na rudzielca. Stał i gapił się na mnie jak na potłuczoną.
- Co? - zapytałam zdziwiona jego reakcją.
- Po co? - warknął. - Po co idziesz do domu tego durnia? - W jego głosie słychać było powstrzymywany gniew.
- Nie twój interes - burknęłam i spojrzałam na pochmurne niebo. - Powinieneś stąd iść, przebywanie tutaj grozi ci spotkaniem się z Blondi.
Kastiel bez słowa odszedł w swoją stronę. Cudownie, jeszcze nie dojechałam na miejsce, a już udało mi się zepsuć komuś humor. Brawo, Renn.
Po jeszcze paru minutach Amber wyszła ze szkoły. Rozejrzała się za mną, a kiedy mnie wypatrzyła, pomachała mi z uśmiechem.
Uśmiechnęłam się szeroko i odmachałam jej.
- Sorry, Formułka zatrzymałam mnie na dłużej. - Podbiegła do mnie.
- Maskara, mi też się to kiedyś zdarzyło, rozmawiała ze mną przez ponad pół godziny!
- Serio?! Co za koszmar. - Amber wyglądała na przejętą.
- Miałaś szczęście - skwitowałam uprzejmie.
- Kiedy tak o tym mówisz, to musiałam doświadczyć co najmniej cudu! - zawołała wstrząśnięta i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Ok, w takim razie zabieram cię do siebie. - Chwyciła mnie pod ramie.
- Jasne, chodźmy! - zawołałam entuzjastycznie.
Niczym prawdziwe przyjaciółki nie rozstawałyśmy się na krok, aż do końca naszej wycieczki. W między czasie Amber opowiedziała mi trochę o jej rodzicach. Jej matka była projektantką mody, a ojciec biznesmenem. Oboje pracowali do późna, więc poznać ich mogłam dopiero przy kolacji. Przyznam, że złapała mnie lekka trema na myśl o kolacji z całą rodziną.
W końcu, powolnym krokiem, dotarłyśmy z Amber do jej posiadłości. Nie żartuję, dwupiętrowa rezydencja była wielka jak cholera, co prawda ja mieszkałam w ogromnym wieżowcu, a nasz apartament zajmował dwa piętra, ale to nadal robiło wrażenie. Dom otaczał wysoki na dwa i pół metra płot z metalową bramą. Zresztą w tej dzielnicy prawie każdy miał wielki płot, aby za wszelką cenę odciąć się od sąsiadów.
Amber nacisnęła guzik na domofonie i wprowadziła mnie do środka. Do domu prowadziła wybetonowana ścieżka, a obok niej ciągnął się taki sam podjazd. Grzechem byłoby nie wspomnieć o ogrodzie, który na wiosnę musiał robić spektakularne wrażenie.
Blondi wyjęła klucze i otworzyła drzwi do środka.
- Witaj w moim domu - zawołała radośnie. - To jest nasz przedpokój.
Przedpokój był duży i urządzony ze smakiem. Wszystko do siebie pasowało. Szczególnie do głowy wbił mi się kolorowy dywan leżący na środku pomieszczenia.
Zdjęłyśmy kurtki, a buty przebrałyśmy na laczki.
Dalej poszłyśmy obejrzeć jadalnie. Była bardzo jasna dzięki nieziemskiej ilości okien. Na jej środku stał wielki stół z ciemnego drewna, który przystrojono czerwoną serwetą i trzema bukietami żółtych, sztucznych kwiatów w srebrnych, niskich wazonach. W okół stołu stało osiem krzeseł z pomarańczowym obiciem.
Podobnie wyglądało to w kuchni. Ciemne meble i sprzęty kuchenne kontra pomarańczowe krzesła.
Jedną z ciekawszych rzeczy był dziwaczny obraz wiszący blisko stołu. Namalowano go różnymi odcieniami fioletu i różu, ale co artysta miał na myśli?
- Ten obraz to totalne arcydzieło - przechwaliła się Amber. - Namalował go mega znanym malarz i jest okropnie drogie.
- Serio? - zapytałam zaskoczona. - Wygląda nieźle.
- U ciebie w apartamencie też wsiało dużo takich rzeczy? - zapytała szczerze zainteresowana.
- Tak, mieliśmy parę obrazów. Moja mama lubiła tego typu rzeczy. - Uśmiechnęłam się nieco szerzej, żeby zamaskować moje zmieszanie.
Następnie Blondi zaciągnęła mnie na górę. Wpadłyśmy na zwykły korytarz, również ładnie wystrojony, na którym były trzy pary innych drzwi.
- To jest piętro moje i Nataniela. Z kolei drugie piętro należy do rodziców, więc nie wolno ci tam wchodzić - przestrzegła mnie dziewczyna, mówiła całkowicie poważnie.
- Rozumiem.
- A to nasza łazienka. - Amber otworzyła drzwi na końcu korytarza. - Możesz korzystać do woli z tego, co chcesz. - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
Rozejrzałam się po wnętrzu. Wszystko wyglądało ładnie, czysto i bogato. Najwięcej uwagi skupiłam na ogromnej wannie. Ona była gigantyczna!
- Dzięki - mruknęłam mile zaskoczona jej gestem.
Wyszłyśmy i Amber wskazała mi na drzwi po prawej:
- To jest pokój Nataniela - rzuciła od niechcenia. Chyba nie bardzo interesował ją temat jej brata. - A tam dalej jest mój. - Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę ostatnich drzwi.
W środku pełno było różu, dosłownie. Ściany były różowe, zasłony były różowe i łóżko też było różowe, w dodatku miało stos różowych poduszek. Jedynie szafa i toaletka odcinały się od tej parady. Mimo to nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to sypialnia księżniczki.
- Witaj w moim królestwie! Zaraz obok łóżka jest twój materac, widzisz? I jak, mój pokój jest spoko? - Amber spojrzała na mnie z nadzieją w oczach. Wyglądała jak szczeniak czekający na pochwałę od swojego pana.
- Jest... - Rozejrzałam się po pomieszczeniu.- Jest kosmiczny. Masz tutaj tyle świetnych kosmetyków! - Chwyciłam jedną z markowych szminek i z uznaniem pokiwałam głową, dawna Renn uwielbiała takie rzeczy.
- To jeszcze nic, zajrzyj tutaj. - Blondi otworzyła drzwi do swojej szafy.
Zaczęłyśmy razem przebierać jej rzeczy, powrócił temat mody i nie mogłyśmy przestać o tym gadać dopóki ktoś nie wszedł do pokoju.
- Amber, czy ty i twoja koleżanka możecie się uciszyć, próbuje się uczyć - warknął Nataniel, wyglądał na zmęczonego.
- Wybacz - mruknęłam speszona i uśmiechnęłam się przepraszająco.
Dopiero teraz mnie zauważył. Oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, zaczął wodzić wzrokiem po mnie i po Amber.
- Renn, co ty tutaj robisz? - zapytał zagadkowym tonem.
- Nocuję - odpowiedziałam beznamiętnie, nie mogłam pozwolić na to, by mnie przejrzał.
- Ha, ha, śmieszny żart - rzucił ironicznym tonem.
- Żaden żart - warknęła na niego Amber.
Nataniel spojrzał na mnie z niedowierzaniem, potem jego wzrok nabrał podejrzliwości.
- Musimy pogadać - mruknął i chwycił mnie za rękę zmuszając do pójścia za nim.
- Renn nigdzie nie idzie! - Amber chwyciła mnie za drugą dłoń i pociągnęła w swoją stronę.
- Co wy znowu kombinujecie?
- Nic, idioto. Po prostu ją do siebie zaprosiłam.
- Amber ma rację, chcemy zakopać topór wojenny i nic więcej.
Nataniel przeszył nas swoim wzrokiem.
- Ok - mruknął cicho i puścił mnie. Widać było, że nie wierzy w ani jedno nasze słowo.
Kiedy sytuacja się już uspokoiła wróciłyśmy z Amber do oglądanie ciuchów i nasz entuzjazm powrócił, aż nadeszła ta chwila. Jej rodzice wrócili do domu.
Byłam spięta jak nigdy, właśnie zaczęła się najtrudniejsza część mojego zadania. Musiałam całkowicie stać się Renn Perry, grzeczną, dobrze sytuowaną, bogatą panienką, którą uwielbiają media. Muszę być doskonała. Czas, start!
Amber i ja zeszłyśmy na dół, musiałam odpowiednio przywitać się z gospodarzami. Poza tym za chwilę cała rodzina miała jeść wspólną kolacje, kolejny bardzo ważny dla mnie sprawdzian.
Zeszłyśmy na dół do jadalni, gdzie czekali na nas rodzice Nataniela i Amber.
- Cześć, mamo! Cześć, tato! - zawołała radośnie Blondi.
- Witaj, Amber. - Kobieta skinęła córce głową na powitanie. Następnie spojrzała na mnie. - Renn Perry, jak mniemam?
- Dzień dobry - przywitałam się najgrzeczniej jak mogłam.
- Witamy w naszych skromnych progach, panno Perry. - Ojciec Amber uścisnął moją dłoń. -  Nie wiedziałem, że moja córka obraca się w tak wybitnym towarzystwie. - Uśmiechnął się szeroko.
- Daj spokój, tato - przerwała ojcu speszona dziewczyna.
Małżeństwo zaśmiało się płytko.
- Czas na kolacje, zajmijcie miejsca - nakazała pani domu.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam uprzejmie.
- Nie trzeba, Nataniel się wszystkim zajmie - odpowiedziała chłodno.
- Spóźnia się - warknął mężczyzna. - Nataniel! - zawołał syna. - NATANIEL! - wrzasnął niecierpliwie.
Wzdrygnęłam się na ten wrzask, a moje ręce zadrżały, mimo to ojciec dalej wołał syna.
- Pójdę po niego. - Wstałam jak oparzona.
- Ale... - Spojrzał na mnie zmieszany.
- To zajmie minute.
- Skoro nalegasz, panno Perry - mruknął niemrawo.
Podziękowałam skinieniem głowy i pobiegłam na piętro. Stanęłam przed pokojem i powoli weszłam do środka.
Pokój Nataniela był duży i jasny. Przy oknie stała trzydrzwiowa szafa, a obok niej regał wypełniony kryminałami. Naprzeciwko było starannie pościelone łóżko, z kolei biurko ustawiono po przeciwną ścianą. Wszystko w tym pomieszczeniu było takie uporządkowane, tak niezdrowo czyste, a pośrodku tego siedział Nataniel.
- Twój tata woła cię do stołu - zakomunikowałam cicho.
- Już idę. - Ruszył prawie biegiem do drzwi.
Zeszliśmy na parter, ponownie zajęłam swoje miejsce obok Amber, podczas, gdy Nataniel nas obsługiwał, a jego ojciec głosił wykład o punktualności.
- Dziękuję - mruknęłam, kiedy blondyn postawił przede mną pełen talerz.
- Mam nadzieje, że lubi panienka homara - zwrócił się do mnie ojciec Nataniela.
- To bardzo wykwintne danie, nie mam nic przeciwko. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
Zaczęliśmy jeść w ciężkiej ciszy, tylko Amber grzebała w telefonie, ale nikt nie zwrócił jej uwagi.
Potem nadszedł czas na deser i wtedy zdarzyło się to. Nataniel rozkładał rzeczy potrzebne do deseru i jedna z łyżeczek wypadła mu na stół.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął na niego ojciec.
- Przepraszam - mruknął wystraszony.
- Tyle razy mówiłem ci jak to ma wyglądać, naucz się wreszcie! Jesteś młodym mężczyzną, a nie umiesz opanować tak podstawowej sztuki! Do tego te głupawe łachy, jesteś niepoważny! - krzyczał w furii mężczyzna.
Nataniel skulił się w sobie, ale dalej słuchał tego potwornego wywodu.
Ja również się przygarbiłam, moja ręka zaczęła drżeć. Sam miał całkowitą racje, to był TEN schemat.
- Dziewczęta, idźcie do pokoju - rozkazała twardo matka Amber i Nataniela.
- Oki. - Amber uśmiechnęła się lekko i zaczęła odchodzić od stołu.
Poszłam w jej ślady i szybko uciekłyśmy do pokoju księżniczki.
- Wasz tata często tak wybucha? - zapytałam lekko, chociaż wcale się tak nie czułam.
- Czasem, ale tylko wtedy, kiedy Nataniel coś spaprze. Na mnie nigdy nie krzyczy.
Westchnęłam cicho, to oczywiste, że Amber nie jest świadoma tego, co dzieje się w jej domu. Szlag, będę musiał sprawdzić co tamta dwójka wyprawia na dole.
- Czaje, w takim razie idę się myć, ok? - Uśmiechnęłam się szeroko i dość nienaturalnie.
- Jasne, pójdę zaraz po tobie. - Zaczęła grzebać w szafie.
Zabrałam pidżamę i przybory toaletowe. Wyszłam na korytarz, a potem jak złodziej zeszłam do połowy schodów, aby dobrze słyszeć „rozmowę” z kuchni.
- Tyle razy ci to powtarzałem, a ty ciągle nie słuchasz. Nic do ciebie nie dociera!
- Tato, pro...
Usłyszałam dźwięk uderzenia.
- NIE PRZERYWAJ MI! JESTEŚ MOIM SYNEM I MASZ MNIE SZANOWAĆ! TYLKO,ŻE TY!!! TY!!! - Zamilkł na chwilę.  - ZAJDŹ MI Z OCZU!!!
Zaszumiało odsuwane krzesło.
Szybko i zwinnie jak kotka uciekłam na górę. Moja głowa zrobiła się dziwnie lekka, jakby ktoś otoczył ją mięciutkim ręcznikiem. Nic do mnie nie docierało. Nie wiem jak, ale dotarłam do łazienki. Oparłam ręce po obu stronach umywalki i spojrzałam na swoją pobladłą twarz, prawa ręka drgała niekontrolowanie.
Jego ojciec, jego własny ojciec... On... On go uderzył! Nawrzeszczał na niego jak na nic niewartego chłystka, a potem ten dźwięk! Ten cholerny, przeraźliwy plask...
Zaczęłam panicznie łapać oddech, musiałam się uspokoić, inaczej Amber mogłaby zacząć coś podejrzewać.
Niezdarnie się umyłam i przebrałam w pidżamę. Opłukałam twarz zimną wodą, a potem wróciłam do Amber.
- Wybacz, że tak długo - mruknęłam otwierając drzwi do jej pokoju.
- Nie szkodzi - zaszczebiotała dziewczyna.
- Ładna pidżamka. - Zlustrowałam ją od stóp do głowy.
Blondi zarumieniła się i niezdarnie spróbowała zakryć identyczny ciuch jak mój.
- Jest bardzo wygodna, to dlatego - wymamrotała speszona.
- I do tego stylowa - dodałam z krzywym uśmiechem. Starałam się by zabrzmiało to radośnie.
Amber uśmiechnęła się i szybko uciekła do łazienki.
Skorzystałam z okazji i rzuciłam się na materac, a kiedy Blondi wróciła udałam, że śpię jak zabita. Poczekałam piętnaście minut, aż ona sama odpłynie do krainy snów, wygrzebałam się spod kołdry i na palcach ruszyłam do pokoju jej brata.
Dom stał się ciemny, cichy i nieprzyjazny. Każdy krok stawiałam delikatnie uważając by żadna deska nie zaskrzypiała. W końcu dotarłam pod odpowiednie drzwi, wyciągnęłam rękę i lekko zastukałam.
- Kto tam?
- Ja - szepnęłam najciszej jak mogłam.
- Wejdź, tylko cicho - Nataniel brzmiał inaczej niż zwykle.
Zrobiłam jak kazał.
I stanęłam jak wryta. Chłopak miał na sobie same bokserki! Oboje momentalnie się zarumieniliśmy.
- Mam do ciebie sprawę. - Odwróciłam wzrok.
- I nie możemy załatwić tego rano? - Uśmiechnął się niezdarnie.
- Wolę nie czekać z tym do rana. - Spojrzałam na niego twardo. - Czy to prawda, że twój ojciec cię...
- Mój ojciec, co? - Zbladł.
- Słyszałam jak cię uderzył. Czy on cię bije? - głos zadrżał mi z nerwów.
- Co? - syknął przerażony.
- Możesz mi powiedzieć - dodałam miękko.
- Kiedy, nie mam pojęcia, co chcesz ode mnie usłyszeć! - warknął. - Moja rodzina jest absolutnie normalna. Rodzice wymagają dużo i są surowi, ale nigdy w życiu...
- Przecież słyszałam, co tam się działo - mruknęłam załamana. - Nie musisz kłamać.
Nataniel westchnął i usiadł na brzegu łóżka.
- Wątpię, że to zrozumiesz. Twój ojciec jest bogaty, twoja mama kocha cię taką jaka jesteś, a rodzeństwo stoi za tobą murem. Niby jak możesz rozumieć moją sytuacje? - Spojrzał na mnie oskarżająco.
- Rozumiem to o wiele lepiej niż myślisz. - Ciężko opadłam na miejsce obok chłopaka. - Wszyscy próbujecie dopasować się do „stylu Perrych”. Twój ojciec chce robić karierę jak mój, twoja matka chcę wyglądać jak moja, Amber próbuje zostać księżniczką, którą widziała w moich zdjęciach na okładkach magazynów, a ty starasz się być idealnym synem i bratem. - Wzruszyłam bezradnie ramionami. - Wpadliście w ten sam schemat.
- Co masz na myśli? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
Nie chciałam mu o tym opowiadać, ale inaczej nie zdobyłabym jego zaufania. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam:
- Moi rodzice nie zawsze byli bogaci, sławni i mieszkali w wielkim wieżowcu, nawet nie mieli własnej firmy. Dostali ją dopiero po śmierci dziadka, a cały ten szum wokół nas zrobił się po pierwszym, wielkim kontrakcie, który podpisaliśmy z wielką zagraniczną marką. Miałam z jedenaście lat i wtedy się zaczęło. Mój ojciec oszalał od tego rozgłosu, nagle wszystko stało się nieodpowiednie dla Perrych. Musiałam być idealna, spełniać jego oczekiwania. Chciał, żebym została prymuską, więc ślęczałam po nocach nad książkami, kiedy zamarzyło mu się zrobienie ze mnie celebrytki, biegałam po dziennikarzach i fotografach, potem kazał mi się uczyć gry na fortepianie... Sam rozumiesz.
- Nie-nie wiedziałem - mruknął zmieszany.
- To nic. - Uśmiechnęłam się lekko. - W pewnym momencie miałam dosyć bycia bezwładną lalą, która robi to, co każe jej ojciec. Zbuntowałam się i dołączyłam do zespołu, chciałam spędzać czas z przyjaciółmi, grać koncerty, ale on się na to nie zgadzał i chciał mnie zatrzymać przy sobie, za wszelką cenę. Najpierw krzyczał, ale kiedy to nie podziałało sięgnął po inne metody. - Wbiłam wzrok w podłogę.
- Renn. - Nataniel położył rękę na moim ramieniu. - Jak to możliwe, że nikt nie zauważył?
- A czy twoja siostra zna prawdę? - Uśmiechnęłam się z goryczą. - Pewnie myśli, że często się kłócicie i nic więcej.
- A twoja mama?
- Próbowała interweniować, kiedy krzyczał, ale o biciu dowiedziała się,  kiedy doszło do wypadku.
- Miałaś wypadek? - zapytał zaskoczony.
- Zwykły dzień, siedzieliśmy w domu przy śniadaniu, za godzinę mieliśmy wyjechać do willi nad morzem. Rozmawialiśmy, w tle leciało radio i wtedy puścili moją piosenkę. Nigdy wcześniej tego nie robili... Usłyszał to, poznał mój głos, kazał mi zostać chwilę po śniadaniu. Był wściekły, że ukryłam przed nim REM. Krzyczał na mnie, zbił kilka naczyń, a potem uderzył mnie w twarz, ale tym razem nie był tylko zły, wpadł w rodzaj jakiejś... furii. Chwycił za coś, co wcześniej się zbiło i zamachnął się na mnie. Zasłoniłam się dłonią i wtedy... - Urwałam i zakryłam twarz. Te wspomnienia zrobiły się zbyt żywe, w oczach pojawiły się łzy.
- Jeśli nie chcesz...
- Dam rade - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. Ukradkiem otarłam oczy. - To coś wbiło się... Wbiło się w moją rękę, tutaj. - Pokazałam miejsce poniżej nadgarstka prawej ręki. - Szkło uszkodziło mięśnie, musieli mnie zszyć, ale nie mogę już grać tak dużo jak kiedyś, ani zbyt mocno się denerwować czy stresować.
- Boże, Renn! - Blondyn przytulił mnie do siebie.
Posiedzieliśmy tak chwilę, a potem odsunęłam się i spytałam:
- Więc jak jest z tobą?
- Mniej dramatycznie - mruknął chłopak, zrobił się biały jak ściana. - Wszystko zaczęło się w firmie, mój ojciec pracuje w niej od lat i w końcu miał dostać awans na kierownicze stanowisko. Niestety sprzątnął mu je z przed nosa nowy, młody, utalentowany pracownik.
- Myślisz, że widzi go w tobie i dlatego... ?
- Tak, to możliwe. - Westchnął głęboko. - Ale to nie wszystko. Nowy szef, zdegradował mojego ojca do pozycji zwykłego, szarego pracownika. Zaczyna brakować nam pieniędzy... - jego głos się załamał.
- Dlaczego nie zaczniecie oszczędzać? - zapytałam delikatnie.
- Amber i mama nie zniosłyby tego! - Widać było, że jest załamany.
- Dlaczego nie spróbujesz zawiadomić kogoś o swojej sytuacji?
- Żartujesz?! Mam donieść na własnego ojca? - Spojrzał na mnie zły.
- Nie wiem... - mruknęłam bez przekonania. Wstałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
- Nie powiesz nikomu, prawda? - zapytał zaniepokojony.
- Nie powiem. Dobranoc - mruknęłam dziwnie wyczerpana i wyszłam na korytarz.
Wróciłam do Amber i zaległam na materacu. Te wspomnienia ciągle we mnie odżywały, twarz mamy, kiedy się o wszystkim dowiedziała. Jej oczy pełne łez. Szok na twarzach Toma i Redy'ego. Rozwód i medialne zamieszanie wokół wszystkich.
Zasnęłam.
Następny dzień zaczął się śniadaniem, którego atmosfera bardzo przypominała wczorajszy posiłek. Potem ojciec Nataniela zaproponował, że podwiezie nas do szkoły. Nie udało mi się od tego wykręcić, więc do szkoły dotarłam później niż zwykle.
Amber pożegnała się ze mną i pobiegła do swojej paczki, która zabijała mnie wzrokiem.
Nataniel również szybko ode mnie uciekł, musiał być speszony naszą nocną rozmową. Gdzieś na korytarzu minęłam się z Melanią, która posłała mi mordercze spojrzenie. Musiała się ostro wkurzyć o moją przejażdżkę z blondynem. No cóż... Kiedyś to z nią wyjaśnię, najpierw muszę znaleźć Sama i opowiedzieć mu o wszystkim.
Nawet nie zdążyłam pomyśleć o tym, gdzie mogę znaleźć mojego przyjaciela, kiedy dopadła mnie Rozalia z milionem pytań na ustach.
- Co robiłaś z Amber? Czemu przyjechałaś razem z nią do szkoły? Czy to prawda, że u niej nocowałaś? Po co tam poszłaś? Czemu nic mi nie powiedziałaś? - Spojrzała na mnie z wyrzutem. - Przecież mnie możesz zaufać - warknęła.
- Spokojnie. - Zrobiłam krok do tyłu.
- Mów! - zażądała groźnie.
- Ja... Nie mogę ci powiedzieć - powiedziałam rozemocjonowana.
- Ale... - Spojrzała na mnie twardo, ale po chwili jej twarz złagodniała. - To coś poważnego?
- Najpewniej. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- Powiesz mi w odpowiednim czasie - powiedziała łagodnie.
- Obiecuje! - Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam szukać Sama.
Niestety nie trafiłam na niego, tylko na Kastiela. Oczywiście on też nie mógł mi odpuścić i zaczął się ze mnie nabijać.
- Witam naszą panią gospodarz - zwołał z ironią i jednym ze swoich uśmieszków na twarzy.
Nie odpowiedziałam, ani się nie zatrzymałam.
- Oho, jesteśmy z wyższych sfer, gardzimy plebsem. - Uśmiechnął się zajadle. - Co ta jedna noc może zrobić z człowiekiem.
- Zamknij się! - warknęłam zirytowana jego uwagami. Ten dureń nawet nie wie, o czym mówi!
- Spokojnie, panienko. Nie mam zamiaru psuć ci humoru, po zajebistej przejażdżce.
- Masz problem, że byłam u Nataniela w domu, tak?! - Stanęłam z nim twarzą w twarz.
- A niby dlaczego? - Zrobił minę niewiniątka. - Przecież bawiłaś się tam świetnie - dodał groźniej.
- To nie była żadna zabawa, nawet nie wiesz, co się tam dzieje - syknęłam złowieszczo.
- Och, wybacz. Nie miałem pojęcia, że pan blondyneczek i jego tatuś są tak męczący, musiało być ci ciężko. - Pokiwał z politowaniem głową.
To był mój limit, nie mogłam dłużej tego słuchać. Kastiel potrafił być dupkiem, ale dzisiaj przegiął. Nie chodziło tylko o jego złośliwości, ale o całe podejście do sprawy Nataniela, tak nie można było.
Jednym szybkim ruchem uderzyłam rudzielca w policzek. Zrobiłam to na tyle mocno, że głowa chłopaka odskoczyła w drugą stronę.
- Nie waż się tak o tym mówić, nigdy więcej - syknęłam chłodnym jak lód głosem.
Kastiel spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, olałam to i poszłam szukać Sama.
Znalazłam go w bibliotece, gdzie ślęczał z Iris nad jakąś książką. W innych okolicznościach pewnie uśmiechnęłabym się sugestywnie i rzucił jakiś głupkowaty komentarz, ale nie dzisiaj. Kiedy mnie zauważył przeprosił dziewczynę i szybko do mnie podbiegł.
- I jak? - zapytał niecierpliwie. - Nie wyglądasz najlepiej - dodał zatroskany.
- To nic. - Machnęłam lekceważąco dłonią. - Miałeś racje, Nataniel jest...
- Nie zmuszaj się - przerwał mi szybko.
Skinęłam głową i zaczęłam mu opowiadać o wczorajszej wizycie w domu naszego gospodarza.
- To wydaje się poważne - mruknął na koniec strapiony brunet.
- I jest. - Zawahałam się na chwilę, ale potem niepewnie dodałam: - Powinniśmy coś z tym zrobić, musimy kogoś zawiadomić.
- Serio? Myślałem, że nie chcesz się w to mieszać bardziej, niż jest to konieczne. - Sam spojrzał na mnie zaskoczony.
- Kiedy to jest konieczne! - Odetchnęłam głęboko. - Dawno temu sama byłam w podobnej sytuacji, nic z nią nie zrobiłam i wydarzyła się tragedia.
- Renn - szepnął łagodnie i złapał mnie za rękę.
- Nie chcę, żeby ktokolwiek inny też przez to przechodził! - Wbiłam wzrok we własne buty.
- Pamiętaj, że rozwód twoich rodziców to nie twoja wina, tylko twojego ojca. - Sam mocniej ścisnął moją dłoń.
- Wiem... - mruknęłam bez przekonania.
- To dobrze. - Uśmiechnął się szeroko. - W takim razie powinniśmy powiadomić odpowiednie służby i to jak najszybciej.
- Zróbmy to teraz. - Wyciągnęłam telefon i zaczęłam wpisywać numer.
- Hej! - Sam  spojrzał na mnie zaskoczony.
- No co?
- Rozumiem twój pośpiech, ale może lepiej będzie jak pójdziemy załatwić to na dziedziniec. Chyba, że chcesz zrobić to przy połowie szkoły. - Uśmiechnął się głupkowato.
- Racja. - Zaśmiałam się krótko.
Jak na rozkaz pobiegliśmy na dziedziniec. Schowaliśmy się w najmniej zaludnionej części, co nie było zbyt trudne, uczniowie woleli siedzieć w ciepłej szkole niż na zimnych ławkach.
Spojrzałam na Sama szukając w nim wsparcia.
Uśmiechnął się promiennie.
Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam. Odebrała jakaś kobieta, szybko przedstawiłam jej całą sytuację w najdrobniejszych szczegółach. Po kilku sekundach ciszy powiadomiła mnie, że wyślę do domu Nataniela kogoś z pomocy społecznej, aby zdobyć dowody na potwierdzenie moich słów.
- Po wszystkim - westchnęłam chowając telefon do torby.
- Brawo! - Sam mocno mnie do siebie przytulił. - Teraz zostało nam tylko czekać na koniec całej sprawy.
- Tak sądzisz? - zapytałam głosem małej dziewczynki.
On tylko uśmiechnął się szeroko.
- Renn Perry, nie ruszaj się! - krzyknął ktoś.
- Co znowu? - warknęłam do siebie.
- Jest wścibska i upierdliwa, zgaduj. - Mina bruneta zrzedła.
- Co jest, Peggy? - Oderwałam się od przyjaciela i spojrzałam prosto w dwoje niebieskich oczu.
- Myślałaś, że mi uciekniesz, tak? - Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- A uciekałam ci? - zapytałam niewinnie.
- Daruj sobie! Wiem, że coś kombinujecie. Wy zawsze coś kombinujecie. - Wodziła spojrzeniem ode mnie do Sama.
- Czuje się urażony. - Chłopak zrobiła naburmuszoną minę godną dziesięciolatka.
- Dlaczego wczoraj nocowałaś u Nataniela i Amber? - Kompletnie zignorowała Sama.
- A dlaczego nie? - Wzruszyłam ramionami. - Wiesz, Peggy, nie wszystko jest przeznaczone dla wszystkich - dodałam poważniej.
- Gadać mi tu! - Tupnęła nogą rozsierdzona.
- Słyszałeś coś? - zapytałam rozbawiona Sama.
- Ta, to chyba dzwonek. - Uśmiechnął się łobuzersko podchwytując moją grę. - Wybacz, Peggy, ale szkoła to poważny biznes. Sama rozumiesz.
Szybkim krokiem wyminęliśmy brunetkę i ruszyliśmy do środka.
- Nie uciekniecie mi! - Pobiegła za nami pędem.
Reszta dnia minęła nam w cudownie błogiej atmosferze. Zrobiliśmy wszystko tak jak trzeba, chociaż raz!
Ta... Myślicie, że to trwało długo? Nie, oczywiście, że nie! Wystarczyło poczekać kilka dni, aż gówno uderzy w wiatrak, inaczej nie można tego opisać.
Ledwie przekroczyłam próg szkoły, a już dopadła mnie informacja o tym, że rodzice Nataniela i on sam siedzą w gabinecie dyrektorki. Przestraszyłam się niemiłosiernie, ale pobiegłam poszukać chłopaka, czułam się za niego odpowiedzialna.
- Nataniel! - zawołałam do blond czupryny przy szafkach. - Wszyst...
- Ty! - Spojrzał na mnie z wyrzutem. - Jak mogłaś?!
- Ale... Co? - zapytałam zbita z tropu.
- Jak to „co”?! Opowiedziałem ci wszystko, a ty nasłałaś na mój dom pomoc społeczną!
- Chciałam ci pomóc! - zawołałam żarliwe.
- Czy to jest pomoc?! - Zamaszystym gestem ogarnął cały korytarz. - Zaufałem ci, opowiedziałem o wszystkim i poprosiłem, żebyś nic nikomu nie mówiła. Myślałem, że rozumiesz... - Był tak zły, że ledwo mógł mówić.
- Doskonale to rozumiem, właśnie dlatego...
- Nie interesuje mnie to, co cię spotkało. Zrozum, nie jestem jak ty! Dzięki tobie wszyscy zainteresowali się moją rodziną, tego chciałaś?!
- Nie chcę by coś ci się stało! - zawołałam zrozpaczona.
- A pomyślałaś o moich bliskich?! Ojciec może stracić pracę lub, co gorsza, pójść do więzienia. Amber nie rozumie co się w okół niej dzieje, a moja matka przestała odzywać do kogokolwiek...
- Wiem, że to trudne! - przerwałam mu rozgorączkowana. - Po tym co się stało moi rodzice się rozwiedli, ale nie zawsze tak jest...
- Zamknij się! - warknął groźnie. - Nie interesują mnie twoje historyjki. Nie jestem tobą i cię nie potrzebuję, zostaw mnie w spokoju! - Spojrzał na mnie jak na robaka i odwrócił wzrok na dobre.
Nic nie powiedziałam, tylko ruszyłam gdzieś przed siebie. Słowa Nataniela bolały i, po części, były celne. Postanowiłam odpuścić sobie pierwszą lekcję i przeczekać ją w piwnicy. Rozsiadłam się na prowizorycznej kanapie i zakryłam twarz dłońmi.
Chciało mi się płakać, spaprałam całą sprawę, a z drugiej strony obudziłam wspomnienia, których nie mogłam znieść. Jak dziś pamiętam twarz mamy, kiedy dowiedziała się o tym jak traktował mnie ojciec, jak płakała po nocach w trakcie rozwodu, dezorientacje rodzeństwa i  wściekły upór ojca, żeby zatrzymać nas przy sobie.
Prawa ręka pulsowała wściekle, a ja drżałam i starałam się nie rozbeczeć, kiedy zapaliło się światło.
- Tu jesteś, moje małe nieszczęście. - Sam usiadł obok mnie. - Nataniel mocno dał ci się we znaki? - Objął mnie ramieniem.
- Skąd wiesz, że z nim rozmawiałam? Słyszałeś nas? - zapytałam przestraszona.
- Nie, widziałem go na korytarzu razem z rodzicami, byli ostro wkurzeni.
- Źle zrobiliśmy. Nie powinnam tego ruszać. - Pociągnęłam nosem.
- Daj spokój, zrobiliśmy to, co należy - zapewnił mnie twardo Sam.
- Ale Nataniel...
- Nataniel jest zaślepiony gniewem i nie myśli trzeźwo. Musimy się trzymać razem, być nie do złamania, a wszystko się ułoży. Obiecuję - zapewnił stanowczo.
- Powiedzmy, że ci wierzę - mruknęłam bez przekonania, ale wtuliłam się w niego.
Zostaliśmy tak do końca lekcji. Sam podniósł mnie odrobinkę na duchu, nie pozwolił mi się załamać i kazał dalej walczyć. Cóż, nic innego nam nie zostało.
Wyszliśmy z piwnicy krótko przed przerwą i ruszyliśmy w stronę klasy, gdzie miała się odbyć następna lekcja.
- No nareszcie, wiesz ile na ciebie czekałam? - Rozalia podniosła się z podłogi. - Co się dzieje?
- Ale z czym? - zapytałam skołowana.
- Nie wymiguj się! - Spojrzała na mnie twardo. - Rodzice Nataniela byli u dyrektorki, a potem on sam magicznie zniknął ze szkoły. Tak jak ty. - Zrobiła wymowną minę.
- Rozalio to...
- Cicho! - warknęła na Sama. - To się tycz też ciebie.
- Słucham? - zapytał zaskoczony chłopak.
- Jak zwykle wpakowaliście się w coś dziwnego, a ja chcę wam pomóc.
- To niemożliwe. - Spuściłam wzrok.
- Dlaczego? - zapytała z wyrzutem.
- Sami to zaczęliśmy i sami skończymy. Nie możemy mieszać w to więcej osób, wybacz. - Sam posłał jej przepraszający uśmiech.
- Ale wszytko z wami w porządku? - zapytała z troską w głosie.
- To nie jest coś, co nas przerasta - odpowiedział Sam ze śmiechem.
- Obiecuje, że opowiem ci o wszystkim jak to się skończy - dodała miękko.
- Dobrze, ale pamiętajcie, że jestem z wami. - Wyprostowała się dumnie.
Zadzwonił dzwonek, a nas zalał tłum uczniów wychodzących z klas.
Minęły kolejne dwa dni, a Nataniel nadal nie wracał. Martwiłam się, że stało się coś złego, ale nie miałam jak tego sprawdzić. Sam kazał czekać, więc to robiłam.
Zaczęła się długa przerwa, postanowiłam, że zjem w zaciszu piwnicy. Wyszłam z klasy i wpadłam na osobę, której wolałam nie spotkać.
- Ty! - Amber spojrzała na mnie wściekle. - Jak mogłaś mi to zrobić?
Doskonale wiedziałam, o co jej chodzi, ale pozwoliłam by wyładowała się na mnie. Byłam jej to winna.
- Zniszczyłaś moją rodzinę! - pisnęła załamana.
- Wiem i bardzo mi przykro, naprawdę. - Schyliłam głowę w geście skruchy.
- A kogo to obchodzi? Okłamałaś mnie, przekupiłaś i wykorzystałaś! - krzyknęła zrozpaczona. - A teraz możesz to sobie zabrać i wepchnąć w gardło! - Rzuciła mi swoje portfolio pod nogi. - Nic od ciebie nie potrzebuję! - W jej oczach pojawiły się łzy, otarła je w złości i uciekła.
To załamało mnie ostatecznie, dopiero teraz zrozumiałam ogrom krzywdy jaki wyrządziłam Natanielowi i Amber. Perfidnie wykorzystałam fakt, że skrycie mnie podziwiała, wkupiłam się w jej łaski, a potem zniszczyłam jej rodzinę. Jak mogłam zachować się tak podle? Potraktowała mnie najmilej jak mogła, oprowadziła po domu, obdarzyła zaufaniem i polubiła. A co dałam jej w zamian? Fałszywy uśmiech i problemy.
Wyrzuty sumienia dręczyły mnie równie mocno, co strach, że ojciec Nataniela postanowi się na mnie zemścić. Widziałam go wszędzie, bałam się wychodzić z domu, wracać ze szkoły, a najbardziej nienawidziłam kończyć pracy wieczorem. Ciągle chodziłam spięta lub siedziałam jak na szpilkach, wykańczałam się.
Oczywiście Nataniel nadal nie zjawił się w szkole, martwiłam się o niego coraz bardziej. Nie miałam kogo o niego zapytać, nie mogłam nawet tam pojechać. Naprawdę zaczęłam wariować.
- Masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz! - Peggy wyrosła obok mnie jak spod ziemi.
Krzyknęłam zaskoczona.
- I to natychmiast! - zażądała kategorycznie.
- Odpowiedź brzmi, nie. Daj mi spokój, Peggy! - warknęłam zirytowana.
- Nataniela nie ma od kilkunastu dni, nikt nic o tym nie wie, oprócz ciebie. Gadaj, co jest na rzeczy!
- To nie jest twój interes! Przestań wtykać nos w nieswoje sprawy i zajmij się czymś innym - nakazałam ostro.
- Nie ma takiej opcji. Nie pozwolę, żeby taki temat przeszedł mi koło nosa.
- Jesteś wścibska i irytująca jednocześnie. Żałosne - prychnęłam, poprawiłam torbę i odeszłam zniknąć w tłumie.
- Jasne, jeszcze zobaczymy! - krzyknęła za mną obrażona brunetka.
Idąc korytarzem słyszałam wiele rozmów różnych ludzi. Numerem jeden było nagłe zniknięcie Amber ze szkoły, mimowolnie nastawiałam uszy by wyłapać coś na temat ich sytuacji rodzinnej. Udało mi się podsłuchać rozmowę Li i Charlotte.
- Cicho Li, nikt nie może tego usłyszeć!
- Kiedy nie mogę przestać o tym myśleć! Słyszałam już całą masę plotek na temat Nataniela, ale zobaczyć na własne oczy jak policja zabiera ich ojca, szok!
- A co z Amber? - Chalrotte wydawała się zaniepokojona.
- Nie mam pojęcia, jak tylko policjanci zwinęli jej tatusia kazała mi się wynosić. Krzyczała jakby diabeł w nią wstąpił, prawie wypchnęła mnie za drzwi! - mówiła dalej poddenerwowana.
- Cholera, to wygląda poważnie - syknęła jej koleżanka. - Gdyby tylko powiedziała nam, o co chodzi...
- Ta, byłoby miło.
Przestraszona tym, co właśnie usłyszałam pobiegłam do Sama. Nie mogłam dłużej czekać, aż wieści same do mnie przyjdą musiałam mieć informację z pierwszej ręki, a kto lepiej się do tego nada niż Sam?
Oczywiście znalazłam go w klasie razem z Iris, jak ślęczą nad jakimś podręcznikiem. Ostatnimi czasy to codzienność. Pewnym krokiem ruszyłam do ich ławki.
- Mogę ci go zabrać na chwilę? - zapytałam Iris radosnym tonem.
- Ja-jasne! - zawołała zaskoczona i momentalnie się zarumieniła.
- Co jest grane? - Sam podniósł się zdziwiony z krzesła.
- Wytłumacze ci na zewnątrz. - Chwyciłam go za rękę i wyciągnęłam na korytarz.
- Hej! - zawołał zaskoczony.
Gdy już byliśmy przed salą B wyciągnęłam skrawek papieru i napisałam na nim adres Nataniela.
- Masz tam pojechać. - Wręczyłam świstek Samowi.
- Co? Dlaczego? - zapytał skołowany.
- Musisz zobaczyć, co z Natanielem - nakazałam twardo.
- Tak nagle? - Zrobił wielkie oczy.
- Policja zabrała jego ojca, musimy się dowiedzieć, co się tam wyprawia.
- My, a dokładniej ja, tak? - Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Mnie nie chcą już oglądać... I wcale się nie dziwie - dodałam ciszej. - No dalej, ruszaj! - Klepnęłam go w plecy dla zachęty.
- Co? Teraz?! - zapytał zaskoczony. - Przecież zaraz matma!
- Zrobię ci notatki. - Uśmiechnęłam się słodko.
Chwilę później Sam wypadł ze szkoły jakby gonił go sam diabeł.

Sam
Co sił w nogach pobiegłem na przystanek, jakimś cudem wpadłem do dobrego autobusu i pojechałem wypełnić zadanie dla Reny.
Z jednej strony doskonale rozumiałem dlaczego tak bardzo się martwi, a z drugiej uważałem, że bierze to zbyt osobiście. Fakt, przeszła przez koszmar, ale mierzenie wszystkich jedną miarą nie jest dobrym rozwiązaniem. Do tego zaczęła popadać w stan zbliżony do paniki, bała się każdego spojrzenia, kroku, szmeru czy szeptu. Powinna przestać się tak mocno angażować w całą sprawę. I jeszcze ta jej prośba, dlaczego nie mogła sobie tego odpuścić?
Wyskoczyłem z autobusu na podanej ulicy i zacząłem szukać domu naszego gospodarza. Nie zabrało mi to dużo czasu, podszedłem do bramki i zadzwoniłem domofonem. Nikt nie odpowiedział.
Nie wiedząc co robić dalej, czekałem. W końcu po minucie lub dwóch do bramki podeszła matka Nataniela i Amber.
- Dzień dobry, czy jest Nataniel? - zapytałem uprzejmie tonem chłopca z manierami.
- A czego tu chcesz? - syknęła wrogo kobieta.
- Jestem jego kolegą z klasy i... Chciałem dać mu zaległe lekcję, mogę? - wytłumaczyłem spokojnie i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Ro-rozumiem. - Zawstydzona kobieta spuściła z tonu. - Ale musisz przyjść kiedy indziej, mój syn i mąż są teraz poza domem.
- Może poczekam?
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie. - Lepiej nie, nie wiem kiedy wrócą.
- Och, w takim razie przepraszam za najście - wymamrotałem zawiedziony. - Do widzenia.
Matka blondyna nie odpowiedziała, tylko czym prędzej uciekła do domu.
Renn nie będzie zadowolona z moich wieści.

Renn
Sam nie przyniósł mi żadnych pokrzepiających informacji, co gorsza, zaczęłam się tylko bardziej martwić, co jeśli coś złego się stało?
Przez to wszystko nie mogłam spać, jeść, a ręka bolała mnie jak diabli, cały czas musiałam biegać na tabletkach przeciwbólowych. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że Nataniel wrócił do szkoły nie mogłam w to uwierzyć. Wspólnie z Samem postanowiłam, że postaramy się go znaleźć i wypytać o szczegóły. Głupi pomysł, prawda? Macie rację, powinnam zostawić go w spokoju i przekazać pałeczkę Samowi, ale nie chciałam tego zrobić. Za dużo już namieszałam by teraz tak po prostu odpuścić.
W końcu po długich poszukiwaniach znalazłam go.
- Nataniel! - zawołałam za nim.
- To znowu ty?! - zapytał zirytowany. - No oczywiście, że to ty, bo kto inny - mruknął rozeźlony.
- Wiem, że jesteś zły, ale... Wszystko w porządku, tak? - Otaksowałam go zmartwiona, wyglądał dobrze.
- W porządku? Co chcesz nazwać „W porządku”?! - krzyknął rozzłoszczony. - Policja zabrała mojego ojca na komisariat, przesłuchiwała mnie...
- Powiedziałeś im prawdę? - zapytałam nieśmiało.
- Ja chyba śnię! - Spojrzał na mnie z furią. - Co, niby, miałem im powiedzieć?!
- Że twój ojciec, cię bi...
- Skończ! - warknął ostro. - Moja rodzina jest rozbita, matka i Amber zostały same, nikt się nimi nie zajmuje. Mój ojciec prawie stracił pracę, a ty myślisz, że go obciążyłem?! Jesteś chora!
Zabolało, ale nie poddałam się.
- Wiem, że to boli, ale tak musi być - powiedziałam łagodnie. Dotknęłam ramienia chłopaka, żeby okazać mu wsparcie.
- Przestań porównywać mnie do siebie! - Strząsnął moją dłoń. - I nie udawaj, że wiesz jak to jest! - Spojrzał na mnie nienawistnie.
- Nataniel... - szepnęłam błagalnie.
- Posłuchaj, porozmawiam dzisiaj z ojcem, ale nie licz na to, że kiedykolwiek ci wybaczę. To co zrobiłaś jest niewybaczalne, rozumiesz? - Rzucił mi pogardliwe spojrzenie i odszedł.
Podłamana na duchu wyciągnęłam telefon i napisałam do Sama SMS-a: „Przestań szukać, już go znalazłam.”.
Minutę później dostałam odpowiedź: „Opowiedz.”.
Zaraz po lekcjach ja i Sam poszliśmy do mnie, usiedliśmy przy herbacie i wymieniliśmy się spostrzeżeniami. Oczywiście, nic nie ukryło się przed bystrą wzrokiem mojego przyjaciela, bardzo szybko odgadł, że ta rozmowa mnie dobiła, więc drugą połowę wieczoru spędziliśmy na poprawianiu mojego humoru.
Nastał kolejny dzień, dzień ostateczny. Dzisiaj ostatecznie miała zakończyć się sprawa Nataniela, a przynajmniej mój w niej udział. Albo wóz albo przewóz, nie mam nerwów, żeby dłużej się w to mieszać.
Weszłam do szkoły najwcześniej jak mogłam i od razu zajrzałam do pokoju gospodarzy.
- Renn! - Nataniel z wrażenia upuścił jakąś teczkę.
- Tak, wiem, masz mnie serdecznie dosyć, ale to ostatni raz, już więcej nie pokażę ci się na oczy, przysięgam. - Spojrzałam na niego. - O mój, Boże! Co ci się stało?! - zawołałam zaskoczona.
- To nic. - Odwrócił głowę tak, by nie było widać podbitego oka.
- Jak to się stało? - Podbiegłam do niego zmartwiona.
- To... Ja... Rozmawialiśmy, chciałem mu wszystko wytłumaczyć, ale wtedy... - Westchnął zawstydzony. - Miałaś rację, w niektórych sprawach, powinienem był cię pos...
- Witam pana gospodarza! - Kastiel wparował do środka ze złośliwym uśmieszkiem.
- A ty tu czego? - zapytałam poddenerwowana. Kastiel był ostatnią osobą, którą chciałam tu zobaczyć.
- Czego chcesz? - zapytał zrezygnowany blondyn. On też nie miał ochoty oglądać rudzielca.
- Spokojnie. - Uniósł ręce w obronnym geście. - Przyszedłem pogadać o twoim problemie. - Spojrzał poważnie na blondyna.
- Powiedziałaś mu?! - zapytał mnie zdenerwowany Nataniel.
- Nie, nic ni...
- Umiem łączyć fakty, wiesz? - przerwał mi obojętnie rudzielec. - Ciężko było się nie domyśleć, o co chodzi.
- W takim razie czego chcesz? - zapytał nadal nieprzyjaźnie nastawiony blondy.
- Zaproponować ci coś. - Kastiel uśmiechnął się jednym z swoich uśmieszków. - Albinosie, idź si...
- Spokojnie, już was zostawiam - powiedziałam spokojnie i ruszyłam do wyjścia. - To już nie są moje sprawy, nie będę się w nie mieszać. - Zamknęłam za sobą drzwi.
Wreszcie mogłam odetchnąć pełną piersią. Wszystko zaczęło się powoli układać, Kastiel na pewno pomoże Natanielowi i wszystko wróci do normy, jako takiej. Co za cudowne uczucie.
Po drodze minęłam się z Melanią.
- Radzę nie wchodzić do pokoju gospodarzy - poradziłam jej uprzejmie.
- Niby dlaczego? - zapytała naburmuszona.
- Nataniel i Kastiel mają wspólne sprawy do załatwienia, lepiej im nie przeszkadzać.
- Rozumiem, dziękuję - mruknęła zmieszana.
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęłam się wesoło.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i sprawdziłam godzinę. Hmm, chyba jeszcze uda mi się opowiedzieć co nieco Rozali. Muszę się pospieszyć.

Sam
- W całym moim życiu nie spotkałam tak bezczelnej uczennicy!
- Ale, proszę pani...
- No co, Peggy?! Co chcesz mi wmówić?! Zgubiłaś coś na kanapie w pokoju nauczycielskim, chciałaś się tam przespać czy co?!
- Pani dyrektor...
- Jesteś bezczelna! Bez-czel-na! I w nagrodę za tak haniebne zachowanie zostaniesz godzinę po lekcjach!
- Kiedy to...
- Dwie godziny!
- Co?!
- Trzy, dalej chcesz się targować?
- Nie, prze-przepraszam.
I to niby ja jestem wścibski? Mi nigdy do głowy nie przyszło, żeby podsłuchiwać nauczycieli w ich pokoju. Jasne, włamać się tam i pomyszkować, to tak, ale żeby szpiegować grono pedagogiczne? Nigdy w życiu.
Szedłem korytarzem i szukałem Nataniela lub Renn, w dowolnej kolejności. Musiałem dowiedzieć się, co jest grane i to na już! Na moje szczęście właśnie wpadłem na Rene, która wychodziła zza zakrętu.
- Hej, i jak tam? - zagadnąłem od razu.
- Chyba dobrze. - Wzruszyła ramionami. - Nataniel rozmawiał ze swoim ojcem, kiepsko mu poszło i teraz ma podbite oko, al..
- Co?! - zapytałem zaskoczony. - Jak możesz to tak spokojnie mówić?
- Daj mi skończyć! - syknęła obrażona. - Kastiel nam przerwał i kazał mi wyjść, teraz we dwójkę coś obgadują, nic więcej nie wiem. Widziałeś Rozę? - zapytała jakby nigdy nic.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziałem skołowany.
- Czego tu nie rozumieć? - zapytała zdziwiona. - Sprawa skończona, nic więcej nie możemy zrobić, wszystko skończyło się pięknie, a teraz szukam Rozy - wytłumaczyła jak małemu dziecku.
- Nie próbowałaś z nimi zostać?!
- To już wykracza poza moje kompetencję - zażartowała. - Rób co chcesz, ale ja idę po Rozalię. - Przytuliła mnie mocno i pobiegła w głąb szkoły.
Skołowany poszedłem poszukać chłopaków, musiałem wiedzieć jak to się zakończy. Najpierw zajrzałem do sali A, nie było tam nikogo, potem sprawdziłem salę gimnastyczną, szatnie i ogród z takim samym rezultatem. Dopiero po czasie wpadła mi do głowy piwnica, tam spotkałem Kastiela.
- Oho, niech zgadnę chcesz wiedzieć co powiedziałem temu idiocie, tak? - zapytał obojętnie, jakby się mnie spodziewał. Po czym wziął papierosa do ust.
- Zgadłeś. - Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Ha, zapomnij.
- Serio, stary? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Serio, serio. - Uśmiechnął się złośliwie. - Poczekaj jeszcze kilka dni, a się dowiesz - dodał tajemniczo.
- Dzięki, za nic - prychnąłem rozgoryczony pod nosem.
Ruszyłem do wyjścia, żeby podpytać Nataniela, skoro ten tłuk nie chciał mi nic powiedzieć, ale na odchodne usłyszałem jeszcze:
- Jeśli kiedykolwiek znowu wciągniesz Renn w swoją głupią gierkę i pozwolisz ją zranić, to osobiście cię zamorduję.
Zignorowałem tą pustą groźbę i wybiegłem na zewnątrz. Miałem idealne wyczucie czasu, ledwo dobiegłem do drzwi szkoły, a Nataniel już zamykał pokój gospodarzy.
- Czekaj! - zawołałem lekko zziajany.
- Cześć, Sam, chciałeś coś? - zapytał uprzejmie blondyn.
- Co Kastiel ci powiedział? - wypaliłem bez żadnych uprzejmości, nie miałem na nie czasu.
- Czyli to był twój pomysł, tak? - Pod uprzejmym tonem czuć było chłód i złość.
- Tak, ja to zacząłem, a Rena to skończyła - przyznałem bez ogródek.
- Rozumiem. - Westchnął zmęczony. - Nie rozumiem, tylko dlaczego się nią posłużyłeś...
- To nie tak - zaprzeczyłem żarliwie. - Faktycznie na początku to ja panowałem nad tym wszystkim, ale później Rena przejęła pałeczkę. Uznała, że to jej osobista wendeta przeciwko przemocy domowej. - Uśmiechnąłem się chłodno.
- Czyli jednak ma lekką obsesję na tym punkcie, tak myślałem. - Spuścił głowę zasmucony.
- Źle mnie zrozumiałeś! - zawołałem szybko. - Zrobiła to ze względu na ciebie, ponieważ zależy jej na tobie - powiedziałem przekonywując.
- Próbujesz mi powiedzieć, że wcale nie zrobiła tego z powodu własnych wyrzutów sumienia i strachu? - Uniósł lewą brew.
- To była tylko dodatkowa motywacja - zażartowałem z goryczą. - Nie chciała, żeby twój ojciec zrobił ci krzywdę, tak jak jej się to przytrafiło - dodałem ciszej.
- Sam. - Nataniel spojrzał na mnie poważnie. - Jednego w tej historii nie rozumiem, dlaczego Renn została z ojcem, a nie odeszła razem z matką i rodzeństwem? - zapytał poważnie.
- Ojciec Reny jest... To specyficzny człowiek, córka zawsze była jego oczkiem w głowie. Bardzo się kochali i mieli świetny kontakt, nawet kiedy zaczął wiele od niej wymagać, ona zawsze podporządkowywała się jego woli. Darzył miłością całą swoją rodzinę, więc kiedy idealny świat zaczął się rozpadać, on próbował jeszcze ratować jego resztki, dlatego nie chciał rozwodu, ani utraty opieki nad dziećmi. Nie znam szczegółów, ale wiem, że Renn musiał wymyślić coś, aby odpuścił.
Zapanowała ponura cisza.
- Chcesz powiedzieć, że Renn... Zaoferowała siebie w zamian za resztę? - zapytał zaskoczony blondyn.
- Ona... Rena potrafi zrobić dużo jeśli chodzi o jej bliskich.

***

Drama z Natanielme zawsze wywołuje u mnie silne emocje, przeważnie smutne. Nie wiem czy udało mi się osiągnąć to samo, to wy o tym zdecydujecie. :) Tak poza tą całą sprawą ostatnio zrobiłam sobie drobną przerwę od pisania, bo z nieba lał się żar, ale ciągle pracuję nad poprawkami starych rozdziałów i powinnam je skończyć w tym miesiącu. Mentalnie przygotowuję się też na początek pierwszego roku studiów, a wy? Jak spędzacie wakacje, szykujecie się już do szkoły? A może tak jak ja marnujecie czas i czytacie mangę Boku no Hero Academia (Polecam, świetne anime, świetna manga, 10/10 i nikt mi nie zapłacił za tą reklamę.) Plus, mam nadzieje, że odkrycie „mrocznego” sekretu Renn przypadło wam do gustu albo chociaż je tolerujecie. No nic, do zobaczenia w następnym rozdziale, kochani.
Szablon wykonała Domi L