poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 21

DZIEŃ 1
Nadszedł dzień mojego „rodzinnego” wyjazdu nad morze. Tia, wstać o piątej rano, żeby o piętnastej być na miejscu. Gdyby nie fakt, że to morze i plaża, to nigdy bym tam nie pojechała. Nawet jeśli Tom przyczłapałby się do mnie na kolanach i błagał. Dobra, żartuję. Dla mojego braciszka pojechałabym wszędzie, a to, że akurat wypadło na luksusową willę blisko plaży to czysty przypadek.
Jeszcze raz sprawdzę listę i mogę wyjść. To co ja miałam zrobić? Dać zapasowe klucze Zackowi - w końcu ktoś musi podlewać moje kaktusy. Ha ha ha, ale ze mnie śmieszka. To nie moja wina, że chłopaczyna dostaje świra na samą myśl o tym losowaniu w środę. Zawsze marzył o wygranej i o swoich studiach. Trzymam za niego kciuki cały czas, może oprócz tego momentu, no chyba muszę jakoś podnieść bagaż.
***
Renn wytargała walizkę na ganek i zakluczyła dom. Na podjeździe stał już stary, czerwony seat. Wysiadł z niego wysoki, dobrze zbudowany chłopak.
- Tom! - Czerwonooka rzuciła się mu na szyję.
- Spokojnie siostrzyczko, jeszcze mnie uszkodzisz. - Chłopak przytulił ją i postawił na ziemi.
Gdyby ktoś spojrzał na tę scenę z boku, nigdy nie domyśliłby się, że to dwójka rodzeństwa. Tom miał ciemne, krótkie włosy i jasne niebieskie oczy, zupełnie inaczej niż Renn. Natomiast kiedy zaczynało się z nimi rozmowę, można było dostrzec podobieństwo. Oboje śmiali się bardzo podobnym, dźwięcznym głosem.
- Pomóc ci? - zapytał brat.
- Jeśli możesz. - Renn uśmiechnęła się radośnie. - Myślisz, że w domku będą miski moich piesków? - spytała odwiązując smycze od poręczy schodów.
- Tak, z tego, co wiem od mamy to nikt niczego tam nie ruszał. O Boże, co ty tu masz?! - sapnął podnosząc walizkę chłopak.
- Jak to, co? Same potrzebne rzeczy. - Dziewczyna wpuściła psy do samochodu.
- Tak tak, wmawiaj to sobie. - Tom otworzył bagażnik i wrzucił tam bagaż.
- Przesadzasz. - Ren zajęła miejsce obok kierowcy.
Oboje usiedli wygodnie w samochodzie i zaczęli swoją dziesięciogodzinną podróż w drodze na wakacje. Rozmawiali o wszystkim, Tom zdziwił się, że Renn farbuje końcówki, a ona pośmiała się z jego starań na studiach prawniczych. Rozmawiali, żartowali, jechali i stali w korkach, przez całą drogę.
Po tej fantastycznej i niezwykłej przygodzie nie mieli siły na nic innego niż spanie, a musieli jeszcze dojść do domku. Wysiedli i zostawili samochód na parkingu. Tom otworzył drzwi bagażnika i powyjmował walizki, a Renn poszła na szybki spacer ze swoimi psami.
- Idę po klucz, zostaniesz tu? - spytał ją brat.
- Jasne.
Brunet poszedł do budynku recepcji, żeby po kilku minutach wrócić z głupawym uśmieszkiem i pękiem kluczem w ręce. Bez zbędnych pogaduszek zabrali torby i weszli przez bramę na teren ośrodka oraz plaży. Skierowali się w prawo w stronę wielkiego wzgórza. Droga trwała jakieś piętnaście minut, nim dotarli do kamiennych schodów. Wspinali się krótko, aż przed oczami stanął im ich rodzinny, plażowy domek. O ile coś tak wielkiego można by nazwać „domkiem”. Willa była wielkim, piętrowym, białym budynkiem. Na górze kawałek budynku został przeszklony i połączony z wielkim balkonem. Za to na tyłach znajdowało się małe patio.
Tom podszedł do drzwi i otworzył je. Kiedy tylko weszli do środka zostali zalani falą gorącego oraz dusznego powietrza. No tak, nikt nie był tu od półtora roku... Od rozwodu.
- Choć, trzeba tu wywietrzyć. - powiedział Tom zasłaniając sobie rękom usta.
- Zamawiam dół. - Dziewczyna poszła w jego ślady.
Ruszyli do pracy. Renn zaczęła od korytarza, przeszła do nowoczesnej kuchni, potem do salonu, otworzył szklane drzwi na patio i przewietrzyła jeszcze wszystkie trzy sypialnie oraz dołączone do nich łazienki. Wróciła do salonu, a tam czekał już na nią jej brat.
- Myślę, że powinniśmy tu trochę ogarnąć.
- Co?! - krzyknęła oburzona.
- Nie marudź i mi pomóż. - Zaczął zrzucać białe płachty z mebli.
Dziewczyna przewróciła oczami i niechętnie - ale jednak - wzięła się do roboty. Skończyli około godziny dwudziestej. Zjedli jakąś szybką kolację i rozeszli się do swoich sypialni. Dziewczyna przebrała się w czarną koszulkę nocną i stanęła na środku pokoju. Pomieszczenie było było dość przestronne, samo łóżko sprawiało wrażenie trzyosobowego. Oprócz tego były tu: mała biblioteczka, szafa, jeszcze większa szafa, trzy psie legowiska, ogromny sprzęt stereo i fortepian przykryty białą płachtą.
Czerwonooka odsłoniła kilka klawiszy i zagrała kilka wysokich tonów. Prawa ręka zawisła w powietrzu, palce lekko jej zadrżały. Stała w tym bezruchu zaledwie kilka sekund, a potem zasłoniła na powrót instrument i poszła spać.
***
DZIEŃ 2
Nareszcie mogę pozalegać na plaży! Jej!!!
Szybko ubrałam się w coś lekkiego i zeszłam na śniadanie. Tom siedział w kuchni w samych bokserkach. Czytał książkę o prawie, na pewno była piekielnie ciekawa. Na stole stał talerz z kanapkami, chwyciłam jedną i zaczęłam się nią zajadać.
- Co czytasz? - zagadnęłam od niechcenia.
- Początki prawa rzymskiego - mruknął. - Idziesz na plażę?
- Tia, chłopcom przyda się spacer, a mi trochę chłodnej wody. - Otrzepałam ręce po skończonej kanapce. - Ty też powinieneś się ruszyć.
- I co miałbym tam robić? - Spojrzał na mnie znad książki.
- Poszukać młodej pasjonatki prawa? Może poderwałbyś ją na prawo rzymskie. - Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Ha ha ha, widzę, że wyostrzył ci się dowcip. Chociaż powinnaś go jeszcze trochę poćwiczyć, wiesz gdzie? - zapytał z sarkazmem.
- Hmmm... Na plaży? - podsunęłam mu.
- Jakaś ty bystra - syknął jadowicie przez zęby.
- Dobra, dobra, już idę.
Zapięłam psom smycze, chwyciłam torbę, rzuciłam krótkie „cześć” i wyszłam na plażę. Oczywiście, musiałam iść niezły kawał drogi na plażę przeznaczoną specjalnie dla psów. Zeszłam ze wzgórza i weszłam na molo, tak będzie szybciej. Przy okazji wpadnę do sklepu po krem przeciwsłoneczny. Po paru minutach znalazłam mały, przydrożny sklepik, więc zostawiłam psy i weszłam do środka.
W środku było przyjemnie zimno i ciemnawo. Przy ladzie stał chłopak z blond włosami spiętymi w kitkę, niebieskimi oczami oraz ogromną liczbą tatuaży i szelmowskim uśmiechem - flirciarz. Kojarzył mi się z Leati, a co gorsza z Danielem. No cóż... szybko weszłam, szybko wyjdę. Pewnym krokiem podeszłam do lady.
- Dzień dobry - mruknął chłopak pretensjonalnie przeciągając samogłoski. - Co podać? - Otaksował mnie wzrokiem.
- Krem przeciwsłoneczny z najmocniejszym filtrem jaki jest. - Zmroziłam go spojrzeniem.
- To dziwne, że tak piękna dziewczyna nie chcę się opalać. - Blondyn schylił się pod ladę. - Większość takich piękności przyjeżdża tu, żeby odprężyć się na słoneczku. - Pod koniec uśmiechnął się do swoich myśli.
- Nie jestem taka jak inne - szybko ostudziłam jego zapał.
- To przez te oczy, są zajefajne. - Postawił krem na ladzie. - Jak masz na imię?
- Renn - odpowiedziałam lakonicznie.
- Dakota, ale mów mi Dake.
Przewróciłam oczami, zapłaciłam, zabrałam krem i wyszłam czym prędzej. Co za upiorny koleś i jeszcze ten jego wzrok, czy tylko ja mam wrażenie, że chciał mnie tam rozebrać siłą woli? Nieważne, jestem na wakacjach, czas na relaks. Właśnie docierałam do skraju plaży. Zdjęłam sandały i ruszyłam przez piasek szukać miejsca. Wszędzie było pełno ludzi i psów, mijałam pary, grupy znajomych, rodziny, miłośników zwierząt, a nawet amatorów windsurfingu.
W końcu wypatrzyłam sobie odludny kawałek plaży, praktycznie nikogo tam nie było. Zaczęłam rozkładać ręczniki, jeden dla mnie i jeden dla Herkulesa, kiedy skończyłam doberman bez chwili zawahania uwalił się na nowe „posłanie”. W sumie sama też tak zrobiłam, rozebrałam się do swojego ulubionego czerwonego kostiumu i padłam jak długa. Obok mnie natychmiast pojawił się Ramzes, rozejrzałam się za Aresem, ale ten pobiegł już zwiedzać. Co chwilę wracał z jakąś muszelką albo patykiem - łajza.
Wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ostatnią płytę Tytanii. Słyszałam jej melodyjny głos oraz niesamowicie dopracowaną muzykę. Wszystko to tworzyło ze sobą zabójczo perfekcyjną całość, nad którą zespół musiał pracować godzinami. Fantastyczne!
Po pewnym czasie znudziłam się leżeniem i postanowiłam się gdzieś przejść. Rozejrzałam się za psami. Herkules spał, Ramzes rozłożył się na moim miejscu i obserwował okolice, a Ares wojował z krabem. Raczej nie będą za mną tęsknić. Ruszyłam w stronę morza, woda była dość ciepła. Pływał tutaj niezły tłumek. Weszłam i zanurzyłam się do pasa, co za cudowne uczucie. Spojrzałam na grupę windsurferów, jeden z nich podbiegł do mnie to był Dake...
- Cześć śliczna, chcesz się do nas przyłączyć? - Uśmiechnął się promiennie.
- Nie - powiedziałam bez namysłu.
- Dobra. - Chłopak nie wyglądał na zniechęconego. - Przyjdź jak zmienisz zdanie. - Odwrócił się i pobiegł do kolegów.
- Nie licz na to - mruknęłam.
Wyszłam na piasek, byle szybciej i byle dalej od tego namola. Jak on mnie wkurza! Gapi się jak Kastiel, stara się mówić jak Nataniel i udawać Lysandera. Co za...Daniel... Szkoda o nim gadać, a tym bardziej myśleć. Przyjechałaś tu na odpoczynek, pamiętasz? Zero chłopców.
Nagle obok mnie przebiegł pies, uskoczyłam na bok. Już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy coś zwaliło mnie z nóg.
- Demon! Wracaj tu! - Usłyszałam znajomy głos. - Ej. Nic ci nie jest?
Nie wierzę. Kastiel wylądował na mnie, właściwie to na moich piersiach. Co ja gadam?! On wylądował na moich piersiach! ON, NA MOICH PIERSIACH!!!! Momentalnie zrobiłam się czerwona. Spokojnie mogłam robić za jedną z flag ostrzegawczych albo boję.
- Złaź! - warknęłam i zrzuciła rudzielca na piach.
- Co? - Chłopak też zrobił się czerwony, chyba w końcu zrozumiał, o co mi chodziło, zmieszał się, a potem: - Myślę, że to był znak. - Spojrzałam pytająco. - Wróżysz mi fantastyczne wakacje. - Bezczelnie spojrzał się na mój dekolt.
- Spadaj! - Zakryłam się rękami.
- Pff - prychnął. - I tak nie mam na ciebie czasu, muszę znaleźć psa. - Zrobił minę „Nic mnie nie rusza”.
Chwilę potem Demon podbiegł do mnie i polizał mnie po ręce. Pogłaskałam go po łbie i grzbiecie. Nawet nie macie pojęcia jak miło jest popatrzeć jak Kastiel dostaje szału, a wszystko to bo KTOŚ spuścił owczarka ze smyczy. Podroczyłam się z nim o to dobre kilkanaście minut.
Potem poszliśmy w stronę mojego miejsca i rozmawialiśmy o naszych wakacjach. Kastiel był wyraźnie znudzony, cały czas siedział w domu, ponieważ Lysander pojechał ze swoim bratem na wieś do rodziców, a na Nataniela nie mógł nawet patrzeć. Poczułam się odprężona i wrócił mój dobry humor, jak na złość pojawił się namolny blondasek.
- I co zdecydowałaś się już? - Kompletnie zignorował Kastiel.
- Nadal nie - odparłam chłodno.
- Och, daj spokój będzie niezła zabawa. - Chłopak pociągnął mnie za rękę.
- Łapy precz od mojej dziewczyny! - ryknął rudzielec. - Podrywaj inne laski, surferku od siedmiu boleści. - Wystraszony Dake natychmiast mnie puścił.
- Mogłaś powiedzieć, że nie jesteś tu sama. - spojrzał z przestrachem na Kastiela.
- Kiedy ja...
- Nic mu nie mów, mała, idziemy. - Brązowooki przerwał mi w połowie zdania, po czym mocno objął w tali i pociągnął w swoją stronę.
Zmierzaliśmy w stronę moich rzeczy, a Kastiel przyciskał mnie do siebie coraz bardziej, jakbym zaraz miała się rozpaść. Byłam ogłupiona całą sytuacjom i nie wiedziałam co powiedzieć. Dopiero kiedy dotarliśmy na miejsce odzyskałam rezon. Szybko wyrwałam się z jego objęć i krzyknęłam:
- Nie pozwalaj sobie! Co to miało być?!
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ja tylko pomagałem - oburzył się rudzielec.
- Pomagałeś?! Niby w czym?! - syknęłam.
- Gdybyś była choć trochę asertywna i spławiła go sama to nic bym nie powiedział. - Spojrzał na mnie oskarżycielsko. - Ale ciebie najwyraźniej kręcą podrywacze, jak ten Damian, czy jakoś tak.
- Spadaj! - Odwróciłam się do niego plecami.
Dlaczego musiał mi o tym przypomnieć?! Kretyn!
- Bądź grzeczna - szepnął mi do ucha i objął mnie w pasie.
- Nie mów do mnie jak do psa! - Szybko się wyrwałam.
- Kochanie, czy mogłabyś przestać tak krzyczeć - powiedział dziwnie przesłodzonym głosem. - Jeszcze ktoś pomyśli, że się kłócimy, a chyba nie chcesz poddawać naszego związku w wątpliwości? No wiesz, na przykład przed takim wysmarowanym czarnym mazakiem blondasem.
- Co ty do mnie mówisz? - Kompletnie mnie skołował.
- Po prostu rób to, co ja. - Pociągnął mnie na ręcznik.
Tak mijał mi dzień z Kastielem, na siedzeniu z nim na plaży i rozmawianiu o niczym. Rudzielec cały czas się do mnie kleił bo „prawdziwość naszego związku”, czy jakoś tak. Gdyby tego było mało Dakota bacznie nas obserwował, więc tak czy siak musiałam robić dobrą minę do złej gry i udawać zachwyconą życiem. gdybyście jeszcze nie zauważyli to ja tu jestem ofiarą!!! Tak, tylko i wyłącznie ja! Męczę się, a ten czerwony pajac i jakiś surfer-playboy mają z tego niezły ubaw, co za...
- Masz całe czerwone ramiona. - Kastiel wyrwał mnie z burzy moich myśli.
- Serio? - Spojrzałam na ramiona, faktycznie były zaczerwienione.
- Daj posmaruję ci je - zaproponował chłopak.
- Pff, chyba śnisz. - Wyciągnęłam krem, ale rudzielec wyrwał mi go z ręki.
Oczywiście byłoby to do przeżycia, gdyby nie ta mina wszystko wiedzącego mądrali. Mądrala nie zareagował na moje dość stanowcze protesty, tylko wycisnął troszkę zawartości pudełka na rękę i zaczął smarować mi całe plecy.
- Hej! - odwróciłam się gwałtownie.
- Co znowu? - Chłopak wywrócił oczami.
- Możesz przestać?! - Poczułam pieczenie na policzkach.
- Niby tak, ale chłopak powinien pomagać swojej dziewczynie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Pomijasz tylko jeden fakt, ty nim nie jesteś! - Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
Oczywiście mój „chłopak” nie zaszczycił mnie żadną odpowiedzią, tylko nadal się uśmiechał w ten swój dziwny sposób, aż naszła mnie ochota, żeby mu powybijać zęby. Byłam tak zdenerwowana, nie mogłam już wytrzymać tego bezruchu na piasku. Kiedy tylko czerwonowłosy skończył to natychmiast poderwałam się do góry i ruszyłam w stronę wody. Byleby się czymś zająć.
Wpadłam do morza jak błyskawica. Woda była jeszcze przyjemniejsza niż za pierwszym razem, a do tego żadnych natrętów w pobliżu. Zaczęłam spokojnie wchodzić głębiej. Niestety Kastiel zdołał złapać mnie za rękę.
- Daj spokój, ile można siedzieć w jednym miejscu. Już nie mówiąc o tym, że z tob...
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - W jego oczach zabłysły iskierki rozbawienia.
Niespodziewanie zostałam ochlapana zimnom wodą. Pisnęłam i oddałam rudzielcowi jeszcze mocniej, niech wie kto rządzi tym „związkiem”. Zaczęliśmy wojnę, chociaż z boku wyglądaliśmy najpewniej jak małe dzieci. W pewnym momencie zaczęliśmy się nawet gonić. Na moją zgubę Kastiel był ode mnie szybszy i łatwo mnie złapał, przerzucił sobie przez ramię, a potem znowu wrzucił do wody. Naturalnie pociągnęłam go za sobą. Zaśmiałam się, a Kastiel zaczął wypluwać wodę.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taka zażarta bestia.
- Za ten błąd stawiasz mi lody. - Wyszczerzyłam zęby.
- Ja?! Żartujesz sobie?!
-  Kochanie, czy mógłbyś przestać tak krzyczeć - powiedział słodkim głosem z miną niewiniątka.  - Jeszcze ktoś pomyśli, że się kłócimy, a chyba nie chcesz poddawać naszego związku w wątpliwości?
- Jesteś jeszcze gorsza niż plaga - mruknął.
- Skoro ci się tak nie podoba, to możesz mnie zostawić.
- Mowy nie ma!
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Nie chcę żeby jakiś frajer znowu złamał ci serce - momentalnie spoważniał. - Możesz omamić tamtą dwójkę, ale mnie nie oszukasz. Wiem, że coś się miedzy wami stało, ale nie wiem co.
- Kastiel... - szepnęłam bezgłośnie z lekkim smutkiem. - To nie twoja sprawa - dodałam głośno i chłodno.
- Gdybyś była bardziej asertywna, to nic by się nie stało.
- Byłam bardzo asertywna! - oburzyłam się.
- Ale przed, czy po tym jak podjechał pod szkołę? - zapytał ironicznie.
Zabrakło mi słów. Nie miałam żadnej odpowiedzi.
- To jaki chcesz smak? - zmienił szybko temat.
- C-co? - skołował mnie, znowu.
- Pytam o smak lodów - wyjaśnił.
- Aha, mogą być truskawkowe.
Reszta dnia upłynęła nam spokojnie, Kastiel o nic nie pytał, a ja już więcej nie myślałam o Danielu. Później zaczęło się ściemniać, więc rudzielec musiał już pojechać. Szybko się pożegnaliśmy, a on wsiadł do auta i ruszył w drogę powrotną.
Samotnie stałam i patrzyłam jak samochód powoli maleje. Znowu zaczęłam płakać, znowu czułam się tak jak wtedy.
- Dureń!!! - krzyknęłam za chłopakiem, ale samochód już dawno zniknął za linią horyzontu.
Otarłam łzy i zaczęłam się śmiać. - Przez ciebie nawet nie mogę już spokojnie płakać. - wyrzuciłam w pustkę.
Wtedy postanowiłam, że już nie będę, nie z takiego powodu.

***

Dzisiejszy rozdział jest trochę wcześniej, ale to tylko dlatego, że wyjeżdżam na prawie 2 tygodnie i będę pozbawiona internetu. Mam nadzieje, że podoba wam się mój twór. Cieszę się, że rozdziały wakacyjne wychodzą w wakacje (dodatkowy klimat). Dobra kończę, czas się pakować :D Pa, pa!

2 komentarze:

  1. Super!
    Czekam na nastepny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki :) Rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu.

      Usuń

Szablon wykonała Domi L