Renn
Pełen wrażeń weekend minął w mgnieniu oka, a po nim nadszedł, długo wyczekiwany przez wszystkich, poniedziałek. Od samego rana cała nasza klasa była mocno podekscytowana i w napięciu czekała na pojawienie się naszej nowej koleżanki. Przyznaje, że mi również udzielił się ten nastrój. Każdą lekcję siedziałam jak na szpilkach i zastanawiałam się nad tym, kim będzie ta dziewczyna, czy będzie miła, pomocna, przyjacielska, czy zakoleguje się ze mną i innymi, a może dołączy do paczki Amber... Było tyle możliwości. Niestety, czas mijał i nikt nie przychodził, aż do lekcji geografii.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, Farazowski sprawdził obecność, zapisał temat na tablicy i właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Jak na komendę wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, czekając, aż osoba za drzwiami wejdzie do środka. Najpierw pojawiła się dyrektorka, co mocno ostudziło nasz entuzjazm, ale zaraz za nią weszła ona, dziewczyna, na którą wszyscy bardzo czekaliśmy.
Była trochę wyższa ode mnie, a jej skóra była ciemniejsza niż nasza. Turkusowe, duże oczy omiotły klasę zaciekawionym spojrzenie, pełne usta rozciągnęły się w małym, figlarnym uśmieszku. Dziewczyna odrzuciła do tyłu kilka kosmyków swoich ciemnobrązowych włosów, wtedy zauważyłam dwie rzeczy, po pierwsze miała między brwiami drobny pieprzyk, po drugie na jej rękach widoczne były tatuaże w orientalnym stylu. Włosy dziewczyny, oprócz tego, że wyglądały na miękkie i gładkie, sięgały jej za łopatki i były krzywo przystrzyżone.
Dyrektorka odwróciła się do naszego wychowawcy, żeby zamienić z nim kilka słów szeptem. Wykorzystałam to, aby dokładniej przyjrzeć się ubraniom nowej osoby. Szare jeansy wyglądały na lekko znoszone, ale wciąż prezentowały się ładnie. Mimo to większe wrażenie zrobiły na mnie bluzka i ozdoby. Tunika była koloru turkusowego, miała głęboki dekolt, wycięty w szpic i wycięte plecy, brzegi obszyto złotym materiałem, do którego w równych odstępach przyszyto sztuczne klejnoty w barwie morza. Krój stroju i jego wykonanie bardzo mocno przypominało mi kulturę hinduską albo coś z okolic Indii, kto wie, może ta dziewczyna pochodzi z tamtych regionów? Na sam koniec zniewalająca biżuteria, czyli prosty wisiorek z czerwonym kamieniem i złoto-czerwona bransoletka, niby prosta i niepozorna, ale nie mogłam oderwać od niej wzroku przez kilka dobrych sekund.
W końcu dyrektorka skończyła rozmawiać z Fraziem i wyszła, teraz nadeszła chwila by nasza nowa koleżanka się zaprezentowała. Dziewczyna najpierw rozejrzała się po klasie, a potem z rozbawieniem i uśmiechem powiedziała:
- Przestańcie się tak na mnie patrzeć, bo jeszcze się zarumienię.
Ten mały żarcik rozluźnił atmosferę i wywołał uśmiech u większość osób z klasy.
- Cześć, nazywam się Priya. Przeprowadziłam się tutaj kilka dni temu, więc nie za dobrze znam miasto i okolicę. Ogólnie rzecz biorąc, ja i moja rodzina często się przeprowadzamy z powodu pracy mojego ojca, ale nie ma sensu o tym teraz rozmawiać, jeśli jednak chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, możecie mnie zapytać, nie pogryzę - powiedziała spokojnym tonem i puściła do nas oczko.
Ja i Sam spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, i to nie dlatego, że nowa dziewczyna wydała nam się interesująca, ale dlatego, że już ją znaliśmy. Tak, moi drodzy, w gimnazjum spędziliśmy z nią prawie rok. Przyszła do nas w drugiej klasie i bardzo szybko załapała się do naszej paczki, potem wdała się w mały romans z Dorianem, a pod koniec roku szkolnego opuściła nas, ponieważ jej rodzina przeprowadzała się do San Francisco. Jaki ten świat mały, prawda?
- To dobry pomysł, czy ktoś z was chciałby zapytać o coś waszą nową koleżankę? - Pan Farazowski uśmiechnął się do nas nieporadnie, co miało nas zachęcić... Chyba.
Priya spojrzała na niego zaskoczona, ale potem z całkowitym luzem przytaknęła na propozycje nauczyciela. Był tylko jeden problem, nikt nie chciał zadać pytania! Cisza się przeciągała, powoli zaczynało robić się niezręcznie, dlatego zebrałam się na odwagę i zapytałam:
- Gdzie wcześniej mieszkałaś?
Priya spojrzała w kierunku mojej ławki, widziałam jak jej oczy otwierają się szerzej ze zdziwienia. Dobrze wiedzieć, że tez nas nie zapomniała!
- Cóż, pomyślmy... - Przez chwilę przypominała sobie swoje podróże. - Zanim tutaj przyjechałam mieszkałam na Polinezji, jeszcze wcześniej byłam w Tokio, Paryżu, Londynie, San Francisco, a cztery lata temu mieszkała w sąsiednim mieście prawie rok.
- Dużo podróżowałaś? - zapytała zaciekawiona Iris.
- Tak, podróżuję z moim rodzicami od kiedy skończyłam sześć lat.
- Z jakiego kraju pochodzisz? - zapytał nieśmiało Violetta.
- Z Indii. - Priya posłała dziewczynie ciepły uśmiech, na co tamta się speszyła.
- Jak radzisz sobie z nauką? - Melania przyjęła pozę kogoś, kto przeprowadza rozmowę o pracę. - Musi być ci ciężko, skoro co chwile zmieniasz szko...
- Nie, ani trochę. Moja mama jest nauczycielką, więc większość wiedzy zdobywam w domu.
- Długo tu zostaniesz? - Peggy zmierzyła dziewczynę ciekawskim spojrzeniem.
- Chcę tutaj skończyć liceum, a potem... Zobaczymy. - Zaśmiała się krótko.
Coraz więcej osób chciało zapytać o coś naszą koleżankę, jednak do akcji wkroczył wychowawca i rozpoczęła się właściwa lekcja geografii.
- Dobrze, dzisiaj rozpoczynamy dział o Unii Europejskiej, zaczynamy od tematu „Od terytorium europejskiego do terytoriów Unii Europejskiej”. Jak sądzicie, jak można zinterpretować ten tytuł? - Spojrzał na nas zachęcająco i z nadzieją w oczach.
Rozejrzałam się po klasie, wszyscy wyglądali na znudzonych i absolutnie nikt nie przejmował się lekcją, poza Melanią, która szybko wkroczyła do akcji:
- Ten temat jest dwuznaczny - powiedziała z powagą i przekonaniem. - Mówi nam, że terytorium europejskie i Unia to to samo.
- To bardzo ciekawe teoria Melanio, ale nie. Czy ktoś z was ma inne pomysły? - Rozejrzał się po sali wyczekując następnego chętnego. - Nataniel? - Spojrzał na chłopaka jak na wybawienie.
- Nie mam pojęcia, proszę pana - odpowiedział chłopak i wrócił do czytania książki, którą schował pod ławką, cwaniaczek.
Fraziu stracił ochotę i po prostu pytał wszystkich jak leci, dzięki czemu wyszły nam takie cuda jak „Europa to kraj.” i „To to coś, gdzie jest Rosja...?”. Nasz nauczyciel stracił cały entuzjazm i zwrócił się do ostatniej osoby, której jeszcze nie zapytał:
- Priyo, jak sądzisz, co znaczy nasz temat?
- Pomyślmy... - Dziewczyna spojrzała na zdanie zapisane na tablicy i zamyśliła się na chwilę. - Europa to kontynent, który jest czymś pomiędzy jednolitością i różnorodnością. Sądzę, że będziemy omawiać różnice między poszczególnymi państwami oraz dowiemy się, jakie działania na ich terytoriach prowadzi Unia Europejska. - Dziewczyna spojrzała na nauczyciela szukając u niego oznak aprobaty lub ich braku.
- Dokładnie! - Farazowski odetchnął z ulgą. - Dokładnie tym się dzisiaj zajmiemy... - Zadzwonił dzwonek. - Albo zrobimy to na następnej lekcji - dodał ciszej zrezygnowany nauczyciel.
Cała klasa wybiegła na korytarz i, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, dopadła do nowej uczennicy zadając jej setki pytań, na które ta cierpliwie im odpowiadała. Ja i Sam stanęliśmy odrobinę z boku tego zamieszania, chcieliśmy przywitać się z Priyą, jednocześnie nie wpadając w ten zgiełk. W końcu, po dobrych dziesięciu minutach tłum się rozszedł, najwyraźniej ich ciekawość została zaspokojona, na jakiś czas. To była nasza szansa.
- Cześć, Priya! - przywitaliśmy ją jednocześnie i uśmiechnęliśmy się przyjaźnie.
- Sam, Renn, nie spodziewałam się, że was tu znajdę. - Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła nas na powitanie.
- My też nie! - przyznałam ze śmiechem.
- Ten świat jest taki mały. - Sam westchnął teatralnie.
- Co tutaj robicie? - zapytała nas zaciekawiona brunetka.
- Cóż... Przeprowadziłam się tutaj kilka miesięcy temu.
- A ja przeprowadziłem się tutaj pod koniec września.
- Wow, widzę, że nieźle się zgraliśmy. - Dziewczyna zachichotała pod nosem. - Koniecznie musicie mi opowiedzieć, co u was słychać i jak się ma reszta ekipy, i oprowadzić mnie po szkole, i zrobić całą resztę.
- Masz to jak w banku. - Puściłam jej oczko i uśmiechnęłam się łobuzersko. Zaśmiałyśmy się radośnie.
- Mam świetny pomysł, co powiecie na wypad do kawiarni po lekcjach, żeby trochę poplotkować? - zapytał entuzjastycznie Sam.
- Brzmi super!
- Dla mnie spoko, ale zanim to, wiecie, gdzie tu jest pokój gospodarzy? Muszę im dostarczyć kilka ostatnich dokumentów - Priya rozejrzała się po korytarzu.
- Droga pani... - Skłoniłam się nisko.
-...Pozwól, że będziemy twoimi przewodnikami - dokończył za mnie Sam i również się skłonił. Dziewczyna wybuchła śmiechem, a my zgodnie złapaliśmy ją pod ręce i urządziliśmy jej szybkie zwiedzanie szkoły.
Tak było przez cały dzień, Priya była otaczana przez wianuszek ciekawskich osób z naszej klasy, a my pomagaliśmy jej w przemieszczaniu się po budynku, kiedy zostawała sama. Nie rozmawialiśmy z nią o niczym konkretnym, raczej o zwyczajnych, szkolnych bzdetach, w końcu po lekcjach będziemy mieć sporo czasu, żeby pogadać o wszystkim innym.
Ku naszej uldze lekcje szybko się skończyły i mogliśmy w końcu porozmawiać we troje. Poszliśmy do „Raju”, tam zamówiliśmy gorącą czekoladę i usiedliśmy w kącie, żeby spokojnie obgadać wszystkie sprawy. Zaczęło się od prostych pytań o klasę, szkołę i nauczycieli, potem przeszliśmy do bardziej osobistych tematów.
- Widzę, że macie tutaj kupę zabawy. - Priya spojrzała na nas rozbawiona. - A co z resztą ekipy, dalej trzymacie się razem?
- Pewnie! - odpowiedział Sam. - Dlaczego miałoby być inaczej?
- Racja. - Dziewczyna zachichotała.
- Nie widujemy się często, ale w poprzednią sobotę udało nam się spotkać na małej imprezie w gronie własnym. - Wzięłam łyk gorącego napoju.
- Wow, szkoda, że się nie załapałam. - Uśmiechnęła się szeroko, a po chwili zapytała: - No więc, co u nich słychać?
- Nic nowego. Van ciągle sprowadza na ludzi kataklizmy, Raph imprezuje do znudzenia, Tom to perfekcyjna pani domu, a o naszych „łamaczach serc” nawet nie ma, co opowiadać. - Sam machnął ręką lekceważąco.
- Nudziarz. - Priya spojrzała na niego z wyrzutem. - Renn, masz coś do dodania? - zapytała mnie życzliwie.
- Jasne - prychnęłam. - Van dostała się do szkoły artystycznej, Raph... się uczy, gdzieś, jakoś, Tom jak zwykle wzbił się na wyżyny swoich możliwości i zgarnął miejsce w jednej z najlepszych szkół. Nasza dwójka robi sporo zamieszania, a co do Laeti nic się nie zmieniło, chłopak za chłopakiem i dużo łażenia po sklepach...
- A co z Dorianem? - Priya przerwała mi mój wywód.
Poczuliśmy się odrobinę niezręcznie, Dorian i Priya byli parą przez długi czas, i kiedy mówię „długi” mam na myśli długi, jak na niego. Zaczęli chodzić po dwóch tygodnia od pojawienia się dziewczyny w naszej szkole, a zerwali ze sobą z powodu jej wyjazdu. Dorian długo dochodził do siebie po jej wyprowadzce, to była chyba jedyna dziewczyna, o której myślał na poważnie.
- Spokojnie, nie musicie być tacy... spięci. - Spojrzeliśmy na dziewczynę z przeprosinami w oczach. - Już dawno odchorowałam nasze zerwanie, on pewnie też, więc możecie powiedzieć mi o wszystkim - zapewniła nas z mocą.
- Jak chcesz - mruknęłam. - Dorian poszedł do tej samej szkoły co Vanessa, paradoksalnie wylądowali razem w klasie.
- Jak zwykle, ta dwójka jest na siebie skazana. - Priya przewróciła oczami. - A co z dziewczynami, znalazł sobie kogoś?
- Ta, nawet nie jednego - odpowiedziałam wymijająco.
- Można powiedzieć, że przestawił się na bardziej... niezobowiązujące relacje - dodał Sam i zaśmiał się pod nosem zażenowany.
- To super! - zawołała radośnie dziewczyna. - Ciesze się, że ruszyła na przód, zresztą ja też nawiązałam kilka bliższych znajomości podczas swoich podróży. - Uśmiechnęła się sugestywnie.
Gadaliśmy dopóki nie zrobiło się ciemno, dopiero wtedy postanowiliśmy, że czas się rozstać. Każdy z nas poszedł w swoją stronę, Priya pobiegła na autobus, Sam do domu, a ja na bazar zrobić małe zakupy.
Od razu, kiedy dotarłam pod dom wiedziałam, że coś jest nie tak. W kuchni paliło się światło, wystraszona pomyślałam, że to jakiś włamywacz i już miałam zadzwonić na policję, kiedy w oczy rzuciło mi się audi zaparkowane na moim podjeździe. W takim razie to musi być ktoś z rodziny, ale jakim cudem weszli do domu i dlaczego nie zadzwonili z wyprzedzeniem? Czyżby znaleźli zapasowy klucz? Niepewnie wspięłam się po schodach i przeszukałam dno donicy stojącej na progu, klucz ciągle w niej był. Wyprostowałam się i chwyciłam za klamkę, w przedpokoju stała para eleganckich, męskich butów, a na wieszaku wisiał ciemny, długi płaszcz, może to Tom wpadł z wizytą? Do mojego nosa dotarł zapach jedzenia, zdziwiona zamknęłam drzwi i zaczęłam się rozbierać, to na pewno Tom.
- Renn, wróciłaś! - Zdębiałam na to radosne powitanie.
To nie był Tom, ani włamywacze, to był ktoś o wiele gorszy.
- C-co ty tu robisz? - zapytałam ze ściśniętym gardłem.
- Przyjechałem odwiedzić moją córkę, chyba nie masz mi tego za złe, co? - Mój ojciec spojrzał na mnie rozbawiony.
Nie odpowiedziałam, zdobyłam się tylko na nikły uśmiech, dlaczego on tu jest?! Przez cały ten czas się mną nie interesował, nawet nie zadzwonił, żeby złożyć mi życzenia urodzinowe, nie to, że były mi bardzo potrzebne do życia, ale jednak, a teraz wpadł z odwiedzinami jak do przyjaciela z branży. Czy go już do reszty porąbało?! Czy on zapomniał przez co musiałam przejść z jego powodu, przez co cała nasza rodzina musiała przejść? Nie wierzę, że nagle zachciało mu się odbudowywać rodzinne więzy, nie minie tydzień i zacznie się rządzić jakby był na swoim, znam to, aż za dobrze!
Z kamienną twarzą wróciłam do ściągania butów i kurtki, a on wrócił do kuchni. Chcąc nie chcą też musiałam tam wejść.
- Co tak pachnie? - zapytałam od niechcenia bezbarwnym tonem.
- Spaghetti, pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. - Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się szeroko. Myślałam, że się zrzygam jak to zobaczyłam. - Zostaw zakupy i idź umyć ręce, zaraz podaje - zakomunikował mi śpiewnie.
Zrobiłam to, co kazał, lepiej nie dyskutować z tym człowiekiem, zwłaszcza, że jeszcze nie wiem, co tu robi, ani czego chce. Zanim wyszłam rzuciłam mu ostatnie, badawcze spojrzenie, dziwnie było zobaczyć go na żywo po tak długim czasie.
Panie i panowie, oto mój ojciec, wielki Dominic Perry, człowiek odkrycie, który przeszedł przez drogę „od zera do biznesmena” w rok. To nim przez długi czas zachwycały się media i to jego gładki, nieskazitelny, ohydnie przesycony bogactwem wizerunek widywałam w koszmarach. Mimo to, ten człowiek, nie wyglądał na kogoś zdolnego skrzywdzić muchę był wysoki, niezbyt umięśniony i powoli zbliżał się do pięćdziesiątki. Jedyne co zdradzało jego wiek to lekko siwiejące już czarne włosy i kilka drobnych zmarszczek, które pojawiły się w okolicy jego ciemnobrązowych oczu. Ten mężczyzna wyglądał niepozornie, stał w szarych dresach i białej koszulce przy garnku i gotował obiad, jego włosy były w nieładzie, a na twarzy malował się błogi spokój. Iluzja, już dawno dowiedziałam się do czego może być zdolny. Nie mogę i nie chcę, żeby znowu się to powtórzyło.
Poszłam do łazienki, umyłam ręce, a kiedy wróciłam zastałam ciepły posiłek na stole i jego zajadającego się nim ze smakiem. Udław się, pomyślałam z nienawiścią.
- Jedz póki gorące - zachęcił mnie przyjaźnie.
Skinęła głową i usiadłam naprzeciwko niego, zaczęłam jeść.
- I jak, smakuje ci? - zapytał z napięciem w głosie, nigdy nie był kucharzem wysokich lotów.
- Tak, może być - odpowiedziałam zdawkowo i bez emocji. Ucieszył się z odpowiedzi, zapadła cisza.
- Musiałaś dostać dzisiaj w kość, wyglądasz na padniętą - zauważył ze zmartwieniem.
- Ta - mruknęłam ucinając dyskusję.
- Jak ci idzie w szkole? - ponownie spróbował zagaić rozmowę.
- Dobrze.
Cisza, ponownie.
- Dlaczego przyjechałeś? - Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Jak to „dlaczego”? - Spojrzał na mnie rozbawiony. - Jesteś moją córką, chyba mam prawo cię odwiedzić.
- Mogłeś mnie uprzedzić - zauważyłam.
- Wiem, wiem, ale to wyszło tak nagle. Byłem w okolicy, kiedy dostałem wiadomość, że udało nam się zawrzeć kontrakt z zagraniczną firmą...
- Długo zostaniesz? - przerwałam mu jego radosną gadkę.
- Nie wiem, to zależy od mojego grafiku - odpowiedział nieco przygaszony. - Właśnie, mam dla ciebie co nieco. - Wyciągnął spod stołu elegancko zapakowany prezent. - Wiem, że minęło trochę czasu od twoich urodzin, a ja nie zadzwoniłem ani nic, dlatego przywiozłem ci to, na przeprosiny. - Podał mi pudełko i uśmiechnął się nieśmiało, jakby chciał powiedzieć „Wiem, spieprzyłem, ale mam to, więc... Może mi wybaczysz?”.
Niechętnie przyjęłam prezent i go otworzyłam. W środku leżał komplet kosmetyków do włosów firmy LaGlamour.
- I jak, trafiłem? - zapytał z nadzieją i wyczekiwaniem w głosie.
Mój wzrok prześlizgnął się po szamponie i kilku innych specyfikach o zapachu kwiatów.
- Pewnie, wygląda nieźle - odpowiedziałam od niechcenia i uśmiechnęłam się krzywo.
- Super! - Odetchnął z ulgą.
Reszta posiłku minęła w absolutnej ciszy, co prawda ojciec próbował mnie zagadać, ale skutecznie go zniechęcałam. Po zjedzeniu kolacji zaproponował, że on zajmie się resztą, a ja mogę się iść umyć i spać, tak też zrobiłam.
Kiedy pod prysznicem sięgnęłam po szampon, żeby umyć włosy zauważyłam, że została go resztka, chcąc nie chcąc użyłam tego, który sprezentował mi ojciec. W sumie te kosmetyki nie były takie złe, miały przyjemny zapach, a po ich użyciu moje włosy rozczesały się łatwiej. Cóż, przynajmniej prezenty wybiera dobre.
Następnego dnia rano, kiedy zeszłam do kuchni on ponownie stał przy kuchence, tym razem robił naleśniki.
- Dobrze spałaś? - zapytał nieco zaspany i spojrzał w moją stronę.
- Ta, a ty? - Spojrzałam na niego czujnie.
- Och, było nieźle, nie myślałem, że łóżko w pokoju gościnnym jest aż tak wygodne. - Zaśmiał się. - Już trochę ich nasmażyłem, jeśli jesteś głodna to łap talerz i jedz - powiedział po chwili.
W ciszy zrobiłam to, co mi zasugerował. Siadając przy stole zauważyłam na nim dzisiejszą gazetę i kubek po kawie, on się nigdy nie zmieni. Zaczęłam jeść, po dłuższej chwili ojciec dosiadł się do mnie, mimo to nie odezwał się ani słowem.
- Podwiozę cię do szkoły - oznajmił, kiedy wkładałam talerz do zlewu. - Muszę jechać do firmy, a twoja szkoła jest po drodze - dodał, jakby spodziewał się, że zaraz zapytam dlaczego chce to zrobić.
- Ok - mruknęłam tylko i wróciłam do szykowanie się.
Za dwadzieścia ósma wsiadłam z nim do samochodu, jechaliśmy w całkowitej ciszy, on skupiony na drodze, a ja obserwująca go kątem oka. Z gładko zaczesanymi włosami i w drogim garniturze wyglądał tak jak go zapamiętałam, do tego ta poważna mina. Naprawdę wyglądał jakby ktoś wyciągnął go z mojego koszmaru. Po kilku minutach dotarliśmy pod moją szkołę, bez słowa wysiadłam na zewnątrz.
- Miłego dnia - powiedział życzliwie i uśmiechnął się szeroko.
Skinęłam głową i zamknęłam drzwi, po czym samochód odjechał w siną dal. Patrzyłam się za nim z niedowierzaniem, to niemożliwe, żeby mój ojciec zjadł ze mną dwa posiłki i zawiózł mnie do szkoły. To musi być jakiś sen, z którego zaraz się obudzę i...
- Hej, hej, piękna, co robisz tu tak wcześnie? - Wzdrygnęłam się i spojrzałam na Sama. - Żyjesz? - zapytał ze śmiechem.
- Tak - odpowiedziałam bez przekonania.
- Nie musisz być taka rozmowna - zażartował ironicznie.
- Wybacz, mój mózg dopiero zaczyna swoją pracę. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Dobrze wiedzieć. - Zaczął chichotać.
- Ej! - Pacnęłam go w ramię, na co mój przyjaciel zaczął śmiać się głośniej.
Lekcje wlekły się w nieskończoność, za to przerwy z Samem i Priyą mijały w mgnieniu oka. Czwartą lekcją była geografia, na której mieliśmy kontynuować fascynujący temat Unii Europejskiej. Ledwo nasz nauczyciel wszedł do klasy, a już rzucił w moim kierunku:
- Renn, proszę przyjdź do mnie po lekcji.
- Do-dobrze - powiedziałam zdziwiona.
Przeskrobałam coś?
Sam
- Czego Farazowski od ciebie chce? - zapytałem zaskoczony.
- Sama chciałabym wiedzieć - mruknęła równie zaskoczona dziewczyna.
- Przeskrobałaś coś? - Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Ogólnie czy w ostatnim czasie? - Zrobiła zadziorną minę.
- Dobre pytanie. - Zaśmiałem się cicho pod nosem.
Reszta lekcji minęła w spokoju, połowa klasy prawie usnęła, niektórzy zapaleńcy robili notatki, a inni jak my grali w kółko i krzyżyk. Zadzwonił dzwonek, nasz wybawiciel. Renn szybko zerwała się ze swojego miejsca i podeszła do wychowawcy, porozmawiali chwilę, a potem wyszli z klasy. Ja też leniwym gestem zgarnąłem rzeczy do plecaka i ruszyłem na korytarz, jednak ktoś mnie zatrzymał.
- Sam, nie miałbyś nic przeciwko, żeby pomóc mi w bibliotece? - zapytał przyjaźnie Nataniel.
- Sorry, stary - Uśmiechnąłem się przepraszająco. - chętnie bym to zrobił, ale umówiłem się z Iris, że pomogę jej z chemią przed następną lekcją.
- Nie poświęcisz mi chociaż minutki z tego okienka? - Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach widać było wyraźny krzyk o pomoc.
- Naprawdę chciałbym, ale mam plany, wybacz. - Rozłożyłem bezradnie ręce, a chłopak westchnął ciężko. - Może poprosisz Renn o pomoc? - zaproponowałem niezręcznie, po dłuższej chwili ciszy.
- Ta, pewnie, pójdę jej poszukać. Dobry pomysł - pochwalił mnie i poklepał przyjaźnie po ramieniu, a potem wyszedł.
W końcu i ja wyszedłem na zewnątrz, a tam czekała na mnie Iris.
- Długo ci zeszło - zauważyłam oburzona.
- Wybacz, Nataniel miał do mnie sprawę. - Podrapałem się w tył głowy. - To co dzisiaj omawiamy? - zapytałem ją radośnie.
Dziewczyna mocno się zarumieniła i cichym głosem odpowiedziała:
- Mam problem z zdaniem domowym.
- Którym? - Uśmiechnąłem się, żeby zachęcić ją do mówienia.
- Ka-każdym - mruknęła i speszyła się jeszcze bardziej.
- Coś na to poradzimy! - Objąłem ją ramieniem, żeby dodać jej otuchy.
Zaszyliśmy się razem w piwnicy, gdzie pomogłem zrozumieć Iris, o co chodziło w zadaniach i jak powinna je zrobić, zajęło nam to mniej czasu niż myślałem, a szkoda. Kiedy omówiliśmy już wszystko, co ją martwiło, a nawet jeszcze więcej postanowiliśmy rozejść się w swoje strony. Znaczy Iris postanowiła poszukać koleżanek, jak dla mnie mogliśmy spędzić te ostatnie dziesięć minut wspólnie, pech.
Zrezygnowany i bez pomysłu na to, co mam teraz ze sobą zrobić przypomniałem sobie o prośbę Nataniela. Nie wiedziałem, czy jeszcze mu się na coś przydam, ani czy nie wcisnął tej pracy komuś innemu, ale postanowiłem zajrzeć do biblioteki, a jeśli nikt nie będzie mnie potrzebował pójdę poszukać Reny.
Jak pomyślałem tak zrobiłem, w bibliotece było bardzo cicho, głównie dlatego, że nasza potworna bibliotekarka się rozchorowała, dzięki Bogu. Wszedłem głębiej w pomieszczenie, przy stolikach siedziało kilka osób, przy komputerach była jedna, o dziwo nie był to Armin, a przestrzeń między regałami wiała pustką. Nagle dobiegł mnie damski chichot, który z łatwością rozpoznałem, to była Priya.
- Jeżeli ta książka cię nie zachwyci, to nie wiem jaka by mogła - powiedział Nataniel z entuzjazmem.
- Prawdziwe dzieło, co? - zapytała z drwiną w głosie dziewczyna.
- Jeśli chodzi o kryminały to na pewno, oprócz tego jest tu jeszcze cała masa innych, dobrych powieści, tylko uważaj na jakie wydania trafiasz, niektóre są tu prawdopodobnie od zbudowania tej szkoły - ostrzegł ją żartobliwie.
- Zapamiętam to sobie.
Usłyszałem jak zaczynają się do mnie zbliżać, więc szybko wyszedłem im na spotkanie, żeby nie było, że ich podsłuchuje, czy coś.
- Tak myślałem, że was słyszę - powiedziałem na przywitanie.
- O, Sam, co tu robisz? - zapytała zaskoczona moim widokiem Priya.
- Skończyłem pomagać Iris w nauce, zostało mi trochę czasu i przyszedłem w razie gdyby Ntaniel potrzebował pomocy - wytłumaczyłem szybko.
- Och, to już nieaktualne, ja i Priya zrobiliśmy wszystko, co trzeba było, ale dzięki za pamięć... i chęci. - Spojrzał na mnie z wdzięcznością i uznaniem.
- Spoko, spodziewałem się, że może być już po sprawie kiedy tu przyjdę - przyznałem zażenowany.
- Zawsze pomocny, co? - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.
- Znasz mnie, staram się jak mogę. - Skłoniłem się lekko.
Brunetka zachichotała pod nosem.
- Znacie się? - zapytał zaskoczony chłopak.
- Tak, chodziliśmy w gimnazjum do jednej klasy - wytłumaczyłem mu nieco rozbawiony jego reakcją. Naprawdę powinien przywyknąć, że ja i Renn znamy sporo różnych osób.
- Ale tylko przez niecały rok - zaznaczyła szybko dziewczyna.
- Wow, a to niespodzianka - mruknął blondyn bardziej do siebie niż do nas.
W tym samy czasie podszedł do nas Lysander i nieco onieśmielony zapytał cicho:
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale nie widzieliście mojego notatnika?
Ja i Nataniel wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, a Priya wyglądała na zdezorientowaną.
- Pójdę sprawdzić, w pokoju gospodarzy - zakomunikował głośno blondyn i uciekł z całej sytuacji. No pewnie, jak trzeba zająć się prawdziwym problemem to on zwiewa. Niefajnie, stary, niefajnie. Nie zapomnę mu tego.
- Ok, pamiętasz gdzie go zostawiłeś? - Spojrzałem w skupieni na Lysandra.
- Naprawdę mnie o to pytasz? - Spojrzał na mnie z wyrzutem w oczach.
- Racja, głupie pytanie - przyznałem, a w myślach solidnie uderzyłem się ręką w czoło. - Kiedy ostatni raz go używałeś?
- Na geografii - przyznał z poczuciem winy.
- A kiedy zorientowałeś się, że go zgubiłeś?
- Pięć minut temu na korytarzu.
- Świetnie, to już coś! - zauważyłem z nieskrywana radością i zacząłem się zastanawiać, gdzie mógł być notatnik. - Może został w klasie?
- Nie, sprawdzałem tam.
- Może jest w miejscu, gdzie siedziałeś wcześniej.
- To też sprawdziłem.
- Przepraszam - wtrąciła nagle Priya. Spojrzała na Lysandra i spokojnym tonem zapytała: - Czy twój notatnik to gruby zeszyt w twardej, ciemnobrązowej okładce? - zapytała uprzejmie.
- Tak, tak wygląda - odpowiedział nieco głośniej niż zwykle, w jego głosie dało się wyczuć napięcie.
- W takim razie, chyba znalazłeś swoją własność. - Dziewczyna wyciągnęła z plecaka zgubę i podała ją właścicielowi. - Leżał na korytarzu, miałam go oddać Natanielowie, ale zagadaliśmy się i kompletnie o nim zapomniałam - przyznała nieco zawstydzona.
- Dziękuję bardzo, jestem ci ogromnie wdzięczny. - Lysander lekko skinął głową.
- To nic takiego! - Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście. - Po prostu go podniosłam, ale ciesze się, że wrócił do swojego właściciela. - Zaśmiała się przyjaźnie.
Chłopak podziękował jej jeszcze raz i poszedł w swoją stronę. Spojrzałem na Priyę i z sugestywnym uśmieszkiem powiedziałem do niej:
- Ty to umiesz zjednać sobie ludzi.
Nic nie odpowiedziała, tylko się do mnie szeroko uśmiechnęła.
Renn
Dzwonek oznajmił koniec geografii, zerwałam się ze swojego miejsca niczym błyskawica i podeszłam do Farazowskiego.
- Miał pan do mnie jakąś sprawę, o co dokładnie chodzi? - zapytałam poddenerwowana.
- To nic poważnego! - uspokoił mnie natychmiast, kiedy zobaczył jak mocno spięta jestem. - Mam dla ciebie kilka dokumentów. - Uśmiechnął się i zaczął przeszukiwać sterty papierów na swoim biurku. - Najwyraźniej zostawiłem je w pokoju nauczycielskim. - Zaśmiał się speszony.
- Możemy po nie iść - zaproponowałam nieśmiało.
- Doskonały pomysł, pozwól za mną!
Szybkim krokiem opuściliśmy salę i doszliśmy pod pokój grona pedagogicznego. Fraziu wyciągnął swój bezcenny klucz, otworzył tajemne wrota i wpuścił mnie do środka jak prawdziwy dżentelmen, za co podziękowałam mu skinieniem głowy.
- Daj mi sekundkę, muszę je znaleźć - mruknął na jednym wdechu i z roztargnieniem zaczął biegać po pomieszczeniu, aż dostał w swoje ręce chudą, granatową teczkę. - Proszę bardzo. - Podał mi ją z wielkim uśmiechem.
- Dziękuje - mruknęłam i wzięłam ją z jego rąk, a potem spojrzałam na niego czekając na instrukcję co mam z tym zrobić. Nastała niezręczna cisza.
- Co-coś nie tak, Renn? - zapytał zaskoczony i zażenowany całą sytuacją pedagog.
- Nie, ja tylko... - Zarumieniłam się lekko. - Co ja mam z tym zrobić, panie profesorze? - zapytałam go z bezradnością wymalowaną na twarzy. Czułam się zagubiona jak nigdy.
- To twój tata nic ci nie mówił? - Zdziwienie na twarzy Farazowskiego mocno rzucało się w oczy.
- Mój tata? - Czułam jak nogi się pode mną uginają.
- Tak, był tu dzisiaj z samego rana. Rozmawialiśmy o tobie, twoich ocenach i o tym jak radzisz sobie w szkolę, poprosił mnie także o wykaz ocen i obecności, ale nie miałem go pod ręką. Twój tata bardzo się spieszył, a ja zapomniałem zapytać go o numer kontaktowy, dlatego chciałbym, żebyś przekazałam mu tę teczkę. - Uśmiechnął się lekko. - Renn, wszystko z tobą w porządku? Jesteś biała jak ściana - zauważył zmartwiony mężczyzna.
- Nic mi nie jest, proszę pana - odpowiedziałam zdrętwiałym wargami. - Przekażę to tacie i dam mu pański numer. - Uśmiechnęłam się krzywo.
- Doskonale. - Zadowolony nauczyciel klasnął w ręce. - Powiedz mu, że czekam na jego telefon.
- Do-dobrze - mruknęłam i wyszłam z pokoju nauczycielskiego.
Moja głowa była dziwnie lekka, a ciało poruszało się samo. Znowu poczułam to dziwne uczucie bycia kontrolowanym, było takie samo jak kiedyś, ten człowiek powoli zaczął mnie osaczać i przejmować władzę nad każdą sferą mojego życia. Dlaczego tego nie przewidziałam? ...Niewłaściwe pytanie. Dlaczego myślałam, że tak się nie stanie? Gdzieś głęboko w sercu czułam się zawiedziona, chyba sądziłam, że on naprawdę może się zmienić, że mój ojciec może znowu być moim ojcem, a nie tyranem domowym najgorszego sortu. Głupie życzenia, naiwne myślenie i wściekłość na samą siebie sprawiły, że mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści tak mocno, aż moje kłykcie pobielały.
Musiałam zmierzyć się z prawdą, ten człowiek przyjechał tu w jakimś celu i na pewno miało to coś wspólnego ze mną. Chciał mnie wykorzystać? Najprawdopodobniej. Do czego? Nie wiem, możliwości było sporo, najpewniej chodziło o interesy.
Pogrążona w czarnych myślach zaszyłam się w najgłębsze zakamarki szkoły, odczekałam trochę czasu, aż opanuje własne emocje i przejrzałam teczkę, którą dostałam od Frazia. Nauczyciel nie kłamał, w środku naprawdę była listy moich nieobecności i ocen, ale nie były to dokumenty dotyczące tylko tego roku szkolnego. To były dokumenty dotyczące całej mojej edukacji w tej placówce! Zdenerwowana wyszarpnęłam moją komórkę z kieszeni spodni i zadzwoniłam do tego człowieka, odebrał po trzecim sygnale.
- Hej, skarbie, masz do mnie jakąś sprawę? - zapytał uprzejmie.
- Byłeś w mojej szkole? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- To dziwne? - Zaśmiał się jakby opowiedziała mu najlepszy żart pod słońcem. - Jestem twoim ojcem, to normalne, że interesuje się twoimi postępami w nauce - powiedział jakby to było oczywiste, mogę przysiąc, że kiedy to mówił wywrócił oczami.
- Jestem dorosła, nie traktuj mnie jak dziecko - warknęłam gardłowo.
- Ależ ja wcale tego nie robię. - Znowu się zaśmiał. - Poza tym muszę cię mocno pochwalić, twoje oceny są fantastyczne, co prawda jest tam kilka czwórek, a chemia wygląda okropnie, ale oprócz tego wszystko jest i-de-al-nie. Trochę gorzej jest z nieobecnościami, musisz nad tym popracować, a wtedy wszystko będzie dobrze - wypowiedział niby lekko, ale wyczułam, że pod spodem to rozkaz. - Nie sądzisz? - zapytał z groźną nutą i ostrzeżeniem w głosie.
- T-ta - przyznałam wbrew sobie. - Zrobię coś z tym.
- Doskonale, a i jeszcze jedno, żeby ci w tym pomóc cofnąłem twoje pozwolenie na decydowanie o samej sobie w sprawach szkolnych.
Trafił w dziesiątkę, ta uwaga wywołała u mnie nagły napad rezygnacji. Zamilkłam.
- Masz coś jeszcze do dodania?
- Mój wychowawca kazał przekazać ci swój numer telefonu. Chcę, żebyś się z nim dzisiaj skontaktował - zakomunikowałam dziwnie pustym i bezbarwnym tonem.
- Wyślij mi go SMS-em - polecił twardo, a potem rozłączył się bez pożegnania.
Schowałam telefon do kieszeni i z rezygnacją oparłam się plecami o ścianę. Myślałam, że wyleczyłam się z jego wpływu, że nigdy więcej nie będę musiała się z nim mierzyć. Naiwniara, jaka ze mnie jest cholernie głupia naiwniara...
Ta sytuacja mocno nadszarpnęła mojego ducha, jak wcześniej byłam w stanie zachowywać pozory dobrego humoru, tak teraz nie mogłam się nawet uśmiechnąć. Mięśnie mojej twarzy i głos całkowicie wyrwały się spod mojej kontroli, wiedziałam, że Sam to w końcu zauważy, a potem zacznie pytać, ale, o dziwo, do końca dnia nic się nie stało. Przyniosło mi to drobne poczucie ulgi, nie miałam ochoty dzielić się z nim informacją o „odwiedzinach” ojca. Gdybym zaczęła mu o tym opowiadać na pewno popłakałabym się po kilku zdaniach, a to oznaczało przyznanie się do tego, że ten człowiek złamał mojego ducha i pokonał mnie na własnym podwórku. Tak się nie stanie, nie pozwolę mu po raz kolejny wrzucić się w ten koszmar, nie poddam się.
Zajęcia dobiegły końca, powitałam to z dużą ulgą, ponieważ zaraz po nich czekała mnie praca w kawiarni. Tam nie będzie czasu na rozmyślanie o mojej relacji z ojcem, po prostu rzucę się w wir pracy i zapomnę o tej przytłaczającej sytuacji.
Pokrzepiona tymi myślami dotarłam do „Raju”, przebrałam się w swój strój i przywitałam Klarę, która dzisiaj miała dotrzymać mi towarzystwa, a wszystko dlatego, że Armin i Alexy wybrali się na jakiś rodzinny wypad do kina czy na inną wystawę.
Praca szła mi doskonale, stało się dokładnie to, o czym przed chwilą napisałam, zapomniałam. Całkowicie skupiłam się na pracy i klientach, znowu zaczęłam się uśmiechać, mój głos nie drżał kiedy się odzywałam, sytuacja zostało opanowana. Do czasu, kiedy nie zobaczyłam, że on tu był. Było już późno, zostały niecałe dwie godziny do zamknięcia, a on siedział przy stoliku w kącie i czytał jakieś papiery. Wszystkie uczucia, które pojawiły się po naszej telefonicznej rozmowie zaczęły do mnie wracać. Nie chciałam tam iść, ale tego wymagała ode mnie praca, byłam kelnerką, a on gościem, moim zadaniem było go obsłużyć, czy tego chciałam czy nie.
Odetchnęłam głęboko próbując zapomnieć, że to on. To tylko zwykły klient, biznesmen jakich wiele, nie pierwszy, którego widzę i nie ostatni. Będzie dobrze, Renn. Dasz radę, mała. To po prostu klient, który wracając z pracy do domu nabrał ochoty na kawę. Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę jego stolika.
- Dzień dobry, co panu podać? - zapytałam z wyćwiczonym profesjonalizmem. Starałam się najmocniej jak mogłam, żeby zachować panowanie nad własnym głosem.
- Co za profesjonalizm - zauważył z rozbawieniem mężczyzna. - Chciałbym mocną czarną kawę z cukrem.
- Zaraz przyniosę. - Skłoniłam się lekko i na sztywnych nogach poszłam do lady.
Klara szybko uporała się z zamówieniem, na moje nieszczęście, a ja zaniosłam je jemu. Tym razem nic nie odpowiedział, co mnie zdziwiło. Potem obsłużyłam jeszcze kilku gości obserwując go kątem oka, a kiedy skończyłam wróciłam do mojej koleżanki.
Nagle on wstał z miejsca i podszedł do nas, wyglądał bardzo poważnie i z powagą oświadczył nam:
- Chciałbym porozmawiać z szefową.
Spojrzałyśmy na siebie z zaskoczeniem.
- Jak pan sobie życzy - mruknęła speszona Klara i pobiegła do biura.
Wróciła po kilku minutach z niską kobietą przy kości, w średnim wieku.
- W czym mogę panu służyć? - zapytała z chłodną uprzejmością moja szefowa.
- Możemy zamienić słówko? - zaproponował z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście, byle szybkie.
Szefowa i mój ojciec usiedli przy jego stoliku rozmowa wyglądała na spokojną, ale to były tylko pozory, ponieważ kiedy szefowa ponownie do nas podeszła wyglądała na roztrzęsioną i przestraszoną. Nie wiem, czym ten człowiek musiał jej grozić, skoro ona, zazwyczaj chłodna i zdystansowana kobieta, drżała teraz jak osika.
- Renn - Spojrzała na mnie twardo. - od dzisiaj już tu nie pracujesz - oznajmiła chłodno i poszła w kierunku swojego biura.
- Słucham?! - zapytał zszokowana.
- Przebierz się i wyjdź.
Byłam w szoku, Klara też. Przecież nie zrobiłam niczego złego, wręcz przeciwnie zawsze szanowałam tę robotę. Czego ten drań jej naopowiadał?! Emocje ze szkoły powróciły, bez sił i chęci przebrałam się w swoje ciuchy, a potem opuściłam „Raj”, już na dobre.
Wyszłam na ulicę, gdzie stał jego samochód, a on sam siedział już w środku. Niechętnie, ale jednak wsiadłam do pojazdu. Nie odezwał się do mnie ani słowem, tylko patrzył przed siebie, zrobiłam to za niego:
- Dlaczego? - spytałam udręczona.
- Dlaczego co, skarbie? - dopytał mnie lekko, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
- Dlaczego kazałeś mnie zwolnić? - ledwo powstrzymałam się od dodania czegoś bardziej siarczystego.
- Kazałem cię zwolnić? - Zrobił zdziwioną minę. - Ja tylko porozmawiałem z tą kobietą.
- Aha - mruknęłam bez przekonania. - W takim razie potrzebna mi nowa praca - powiedziałam do siebie i kompletnie zignorowałam obecność mężczyzny.
- Nie potrzebujesz pracy - warknął groźnie.
- Dlaczego? - Moja twarz stała się nieprzeniknioną maska.
- Jesteś Perry, dziewczyno, a my nie pracujemy w podrzędnych sklepach, ani tanich kawiarenkach. Powinnaś znaleźć coś ambitniejszego jak modeling albo aktorstwo. - Spojrzał na mnie z wyższością.
No tak, przecież fakt, że mamy pieniądze stawia nas na równi z bogami, prawda? Nie bądź śmieszny!
Zajechaliśmy pod dom, bez słowa wysiadłam z auta i weszłam do środka, on zrobił to zaraz za mną.
- Na kolację jest kurczak z ryżem...
- Nie jestem głodna - przerwałam mu twardo w połowie zdania.
- Słucham? - zapytał poważnie i ostrzegawczo.
- To był długi dzień, jestem zmęczona. - Odwróciłam się do niego plecami, żeby nie musieć na niego patrzeć chociaż minutę dłużej.
- Rozumiem, w takim razie dobranoc - życzył mi uprzejmie.
Skinęłam głową i uciekłam do pokoju. Błagam, niech on już zniknie.
Sam
Z Reną było coś nie tak. W poniedziałek była pełna życia, energii i humoru, a teraz wyglądała jak trup, była bladsza, cichsza i unikała towarzystwa innych, a zwłaszcza mojego, za wszelką cenę. Zaczepiałem ją, chodziłem za nią, ale nie dawała mi żadnych odpowiedzi. Do tego chłopcy też ostatnio stali się mocno zajęci, więc nie miałem z kim podzielić się moimi myślami i spostrzeżeniami.
Zmęczony brakiem odpowiedzi postanowiłem, że skoro Renn nie chcę przyjść do mnie, to ja przyjdę do niej i zmuszę ją do gadania. Dlatego po szkole przyszedłem do kawiarni, tutaj nie będzie mogła ode mnie uciec. Zająłem miejsce przy stoliku i czekałem, aż do niego podejdzie. Czekanie przedłużało się, powoli zaczynałem się nudzić. No dalej, Renn, chodź tu!
- Dzień dobry, czy mogę przyjąć pańskie zamówienie? - zapytał damski głos. Niestety nie należał do osoby, którą chciałem zobaczyć, ale był równie znajomy.
- Priya, co ty tutaj robisz? - zapytałem zaskoczony, kiedy zobaczyłem ją nad sobą.
- Wpadłam napić się czegoś ciepłego i... Powiedzmy, że to dość długa historia. - Uśmiechnęła się krzywo.
- Opowiesz mi ją w skrócie? - Spojrzałem na nią prosząco.
- W skrócie, pomagam Arminowi i Alexy'emu w pracy.
- Dokładnie, więc albo coś zamawiasz albo gadasz - powiedział do mnie Armin, który akurat przechodził obok. Wyglądał na niezadowolonego.
- Tak jest, proszę kawę z mlekiem. - Uśmiechnąłem się do dziewczyny najszerzej jak mogłem.
- Się robi. - Zasalutowała mi żartobliwie i poszła pod ladę.
Postanowiłem pójść za jej przykładem i sam przeniosłem się pod kontuar, gdzie Alexy przygotowywał kilka zamówień naraz.
- Hej - przywitałem go radośnie. - Jesteś zabiegany - stwierdziłem oczywistą oczywistość.
- Tak, nie mamy dużego ruchu, ale ciągle jest nam ciężko dopasować się do rytmu pracy. - Chłopak był tak zajęty nalewaniem kawy, że nawet na mnie nie spojrzał.
- Właśnie dlatego im pomagam, nie mogę patrzeć jak potykają się o własne nogi - zwróciła się do mnie Priya.
- Bez przesady! - zawołał oburzony chłopak.
Zaśmiałem się pod nosem.
- Twoja kawa - Alexy podał mi kubek ciepłego płynu.
- Dzięki. - Upiłem duży łyk. - Skoro jesteście tu sami, to gdzie jest Rena? - zapytałem lekko.
Nagle chłopak ucichł. Spojrzałem na niego zaskoczony, rzadko zdarzało się, że milkł kompletnie.
- To ty nic nie wiesz? - zapytał zdziwiony.
Spojrzeliśmy na siebie z Priyą zaskoczeni, Renn czegoś mi nie powiedziała?
- O co chodzi? - zapytała zamiast mnie zaskoczona dziewczyna.
- Renn została zwolniona - odpowiedział konspiracyjnym szeptem chłopak.
- Słucham?! - krzyknąłem zaskoczony. - Jak to zwolniona?!
- Też byliśmy w szoku. - Armin podszedł do nas, dał Alexy'emu kilka karteczek z zamówieniami i oparł się o ladę. - Akurat mieliśmy wolne, a Renn została na zmianie z Klarą. Podobno przyszedł tu jakiś gość w garniturze i...
- Biznesmen - dodał Alexy, a brat spojrzał na niego z wyrzutem za to, że mu przerwał.
- Został obsłużony, a jakiś czas później podszedł do lady i zażądał rozmowy z szefową. Szefowa przyszła, usiedli przy jego stoliku, porozmawiali, a później, ni z tego, ni z owego, Renn została zwolniona.
- Może popełniła jakiś błąd? - zapytała zamyślona dziewczyna.
- Wątpię - mruknąłem.
- A nawet jeśli to nie powód by od razu zwalniać pracownika - dodał Alexy.
- Poza tym Rena pracowała tutaj prawie rok.
- W takim razie nie wiem, dlaczego tak się stało. - Priya zrobiła zmartwioną minę,
Resztę kawy upiłem w ciszy, podziękowałem chłopakom za informację i wyszedłem na zewnątrz. Zmartwiony i poddenerwowany wyciągnąłem telefon i zdzwoniłem do głównej zainteresowanej, Nie odebrała, oczywiście. Wybacz, mała, ale następnym razem ci nie odpuszczę.
Po drodze do domu ponownie minąłem liceum, gdzie zauważyłem jak na dziedzińcu stoi niska blondynka, z pofarbowanymi na różowo końcówkami. Rozpoznałem ją prawie natychmiast, to była fanka Lysandra, Nina. Dziewczynka wyglądała na zmartwioną, może bym do niej podszedł i z nią porozmawiał, ale nie miałem do tego głowy. Sorry, dzieciaku, może następnym razem.
Renn
Z westchnieniem odstawiłam pusty kubek po kawie na blat biurka, ślęczałam nad książkami całe popołudnie. Z dwojga złego wolałam chemię, niż spędzanie czasu z nim. Minęły dwa dni, od kiedy przestałam chodzić do pracy, ciężko było mi przywyknąć do tego braku zajęcia. Może i bym się z tego cieszyła, gdyby nie to, że on ciągle tutaj jest. Świadomość jego obecności dobija mnie najbardziej, do tego Sam, który bezustannie wydzwania albo zaczepia mnie na korytarzu, bo wie, że coś się dzieje. No i jeszcze bliźniacy, którzy wypytywali mnie wczoraj dlaczego zostałam zwolniona...
Podniosłam się gwałtownie z krzesła, dość myślenia o tym wszystkim. Chwyciłam kubek i poszłam na dół, potrzebuję kawy. Cicho niczym mysz zeszłam ze schodów, wtedy zaczęły docierać do mnie dźwięki rozmowy:
- Resztę uzgodnimy jutro... Tak, tak, wiem... Nie powinni być tacy sceptyczni! Nie ma doświadczenia, ale ma coś lepszego... To chyba oczywiste? Po pierwsze nazwisko, a po drugie prezencje... Zapewniam cię, pracowała już przed aparatem - Mój ojciec rozmawiał z kimś przez telefon. Skarciłam się za ten mały atak paranoi i śmiałym krokiem ruszyłam w stronę ekspresu, kiedy tylko to zobaczył szybko zakomunikował swojemu rozmówcy: - Przepraszam, ale coś mi wypadło, muszę kończyć. - Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. - Coś się stało, skarbie? - zapytał mnie uprzejmie.
- Zeszłam po kawę - mruknęłam bez większych emocji.
- Rozumiem, a jak tam nauka?
- Dobrze.
- Aha, to świetnie. - Chwyciłam kubek z gotową już kawą i odwróciłam się, żeby wyjść, wtedy nagle odezwał się do mnie jeszcze milej niż zazwyczaj: - Jutro nie będę mógł zawieść cię do szkoły, z samego rana jadę na ważne spotkanie.
Skinęłam głową i ze wszystkich sił starałam się, żeby wyraz wielkiej ulgi, jaką właśnie zaczęłam odczuwać, nie pojawił się na mojej twarzy.
- W zamian za to chciałbym, abyśmy wyskoczyli w weekend do miasta. - Uśmiechnął się szeroko.
- Po co? - zapytałam spanikowana.
- Żeby spędzić ze sobą trochę czasu, zabiorę cię do restauracji, pójdziemy na zakupy, jeśli chcesz i...
- To konieczne? - Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jesteś moją córką i chcę spędzić z tobą dzień, chyba mogę? - W jego oczach czaił się cień irytacji.
- Pe-pewnie, zobaczymy - mruknęłam cicho i pobiegłam na górę jak tchórz.
Wpadłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Byłam sfrustrowana i zła, na niego, na mnie, na świat, za spłatanie mi tak okrutnego żartu, i w ogóle. Mimo to mój mózg pracował, wiedziałam, że nie przyjechał tu tylko dla samej chęci odnowienia rodzinnych więzi, chciał na mnie zarobić, ponownie. Tym razem padło na jakąś reklamę. Momentalnie przypomniałam sobie o jego prezencie, tak to musiało być to! Chciał, żebym zareklamowała produkty tej firmy, ale ja się nie dam. Może kontrolować moje oceny, może zmusić mnie do siedzenia w domu, ale nie pozwolone na to, żeby ponownie uczynił mnie chodzącą reklamą i pacynką, którą można rzucać z kąta w kąt. Nie tym razem!
Następnego dnia rano obudziłam się sama w domu i nie ukrywam, że bardzo się z tego ucieszyłam. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła było wylanie do zlewu zawartości każdej buteleczki, która znalazła się w „prezencie”. Następnie wyrzuciłam je do śmietnika w nieprzezroczystej paczce, tak na wszelki wypadek, gdyby zdecydował się ich poszukać. To marna osłona, ale jedyna jaką udało mi się znaleźć.
Reszta poranka minęła spokojnie, tak samo jak droga do szkoły, w której postanowiłam zrealizować dalszą część planu, czyli dowiedzieć się, jak najwięcej tylko mogę o firmie LaGlamour. Niestety po drodze natknęłam się na osobę, której nie chciałam spotkać.
- Rena, musimy pogadać! - zażądał zdeterminowany Sam.
- Tak, o co chodzi? - zapytał z fałszywym uśmiechem na ustach.
- Ty mi powiedz. - Spojrzał na mnie z oskarżeniem w oczach. - Od kilku dni zachowujesz się dziwnie, unikasz mnie, nie odpowiadasz na telefony i SMS-y, a wczoraj dowiedziałem się, od ALEXY'EGO, że TY zostałaś zwolniona z pracy. Co jest grane? - Jego wzrok złagodniał.
- Wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć, jeszcze. - Uciekłam spojrzeniem przed jego zielonymi oczami.
- Wpakowałaś się w kłopoty? - zapytał autentycznie zmartwiony
- Nie naciskaj - ostrzegłam go.
- Sprawy rodzinne?
- Powiem ci w swoim czasie - odpowiedziałam wymijająco i to, chyba, mu wystarczyło.
- Obiecujesz? - Położył mi ręce na ramionach i zmusił bym spojrzał mu w twarz.
- Obiecuje.
Dwie pierwsze lekcję minęły szybko i zaczęło się nasze okienko, na którym schowałam się w bibliotece. Usiadłam przy najdalszym stanowisku komputerowym i szukałam wszystkiego, co może mieć znaczenie lub okazać się przydatna w moim małym dochodzeniu. Po przejrzeniu kilku stronek plotkarskich natrafiłam w końcu na coś bardziej wartościowego, jedna z takich stron opublikowała artykuł, że popularna marka, LaGlamour właśnie, zdecydowała się zatrudnić do najnowszej reklamy pewną celebrytkę, która ponoć jest młodą kobietą. Autor tekstu rozważał czy ten wybór nie jest zbyt ryzykowny i jak odbije się on na kampanii produktu oraz reputacji samego przedsiębiorstwa. Na sam koniec podana został informacją, że już niedługo praca nad reklamą się zacznie, a ona sama powinna pojawić się na początku nowego roku.
Wniosek był jeden, tutaj faktycznie mogło chodzić o mnie. Dostałam produkty do wypróbowania, kiedyś byłam uważana za swego rodzaju celebrytkę, miałam doświadczenie w rzeczach tego typu, a ojciec bardzo upierał się, żeby jechać jutro w weekend do miasta, gdzie była jedna z wielu filii LaGlamour.
Gorączkowo myślałam nad tym, jak się od tego wymigać. Najlepiej byłoby, gdyby zrobiła coś z włosami, powinnam je obciąć albo pofarbować albo zrobić to i to.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - usłyszałam zza regałów dziewczęcy, znudzony głos.
- Wystarczy ze staniecie na czatach i już - prychnęła inna dziewczyna.
- Ale Amber, a co jeśli ktoś cię zobaczy?
- Właśnie po to ty i Charlotte zostaniecie na czatach!
- Ro-rozumiem - mruknęła speszona Li.
- Naprawdę chcesz to zrobić nowej? Może lepiej jej odpuść albo wymyśl coś innego.
- Doskonale wiem, co robię.
- Skoro tak twierdzisz. - Charlotte wyszła zza regałów razem z Li, nie widziały mnie. Po chwili Amber również opuściła bibliotekę.
Nie wiem, co planują, ale wątpię, żeby Priya nie dała sobie z tym rady. Wybacz, Blondi, ale dzisiaj pożałujesz swoich głupich pomysłów.
Sam
- Poczekaj, aż będzie gotowa, nie naciskaj na nią - powtórzyła mi po raz setny Priya.
- Wiem, wiem, ale to... - Westchnąłem ciężko.
- Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, to normalne, że się o siebie martwicie. - Chcąc dodać mi otuchy położyła swoją rękę na moim ramieniu.
- Dzięki. - Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. - Za wszystko.
- Daj spokój, znamy się nie od dziś. - Machnęła lekceważąco dłonią i otworzyła swoją szafkę, żeby włożyć do niej niepotrzebne książki. - Poza tym, skoro Renn obiecała, że opowie o tym w odpowiednim czasie, to znaczy, że to zrobi. Ona nigdy nie rzuca słów na wiatr.
- Prawda. - Zauważyłem ruch za plecami dziewczyny.
- Musimy być cierpliwi i wspierać ją w miarę naszych możliwości. - Amber podkradała się do nas. Ledwo widocznym ruchem głowy dałem znać mojej rozmówczyni, że ktoś jest za nią. W odpowiedzi skinęła głową, że rozumie.
- Masz całkowitą rację, po prostu poczekam - powiedziałem normalnym głosem dla zmyłki.
Priya ustawiła się w lekkim rozkroku, w tym samym momencie Amber chwyciła ją za kosmyk włosów i przyłożyła do niego nożyczki. Moja koleżanka okazała się jednak szybsza i sprawnie złapała Blondi za dłoń z nożyczkami.
- Coś nie tak, Amber? - zapytała ją z drwiną w głosie. Siostra Nataniela zrobiła przerażoną minę. - Rozumiem, że mnie nie lubisz, ale sięganie po tak brudne i dziecinne sztuczki jest śmieszne. - Brunetka jednym, mocny szarpnięciem wyrwała przedmiot z dłoni blondynki.
- Ja... - Amber nie wiedziała jak może wybronić się z tej sytuacji.
- Chciałaś mi obciąć włosy, prawda? Wiesz, już kiedyś miała krótszą fryzurę niż teraz i w sumie nie miałabym nic przeciwko, żeby znowu się tak obciąć, a ty? Nie chcesz podciąć paru końcóweczek? - zapytała z chytrym uśmieszkiem na ustach.
Blondi zaniemówiła, wiedziała, że tym razem trafiła na lepszą od siebie i nie uda jej się wyjść z tego starcia bez szwanku.
- Szczerze, to bardzo chętnie bym ci odpuściła, ale wtedy niczego by cię to nie nauczyło. - Brunetka szybkim ruchem chwyciła włosy siostry głównego gospodarza i jednym, płynnym ruchem obcięła większość z nich. - Takie są konsekwencje głupiego zachowania - mruknęła i podała mi nożyczki.
Amber spojrzała na nią ze łzami wściekłości w oczach i uciekła. Po drodze wpadła jeszcze na Kastiela, który akurat wyszedł zza zakrętu, ten spojrzał na nią i parsknął pod nosem. Blondi całkowicie się rozkleiła i uciekła w kierunku toalet.
- W życiu nie widziałem, żeby ktoś utarł jej tak nosa. Dobra robota. - Spojrzał na nas rozbawiony.
- Należało jej się - powiedziała absolutnie przekonana do swoich racji, Priya.
- Zdecydowanie.
- Nie jestem fanem takich rozwiązań - mruknąłem cicho. - Ale jak raz muszę się zgodzić. - Uśmiechnąłem się lekko i oddałem Priyi nożyczki należące do Blondi.
Renn
Resztę okienka spędziłam na wydzwanianiu do wszystkich salonów fryzjerskich w mieście, niestety nikt nie miał wolnego terminu. Czego ja się spodziewałam? Na szczęście włosy mogłam pofarbować sama, zanim on wróci do domu, a obcięcie ich zostawić na później albo w ogóle z niego zrezygnować.
Po okienku rozpoczęła się ostatnia na dziś lekcja, wychowanie fizyczne, podczas której Priya i Sam opowiedzieli mi o nieudanym żarcie Amber oraz o tym jak został on obrócony przeciwko niej, co wyjaśniało dlaczego ani Blondi, ani jej świta nie przyszła na lekcję. Osobiście nie podobało mi się to, co Priya jej zrobiła, ale za własną głupotę się płaci.
W każdym razie lekcja mijała nam spokojnie, jeśli granie w siatkówkę można nazwać spokojnym, ale nie narzekam, chłopcy musieli grać w kosza. Po czterdziestu minutach pan Borys puścił nas do szatni, wszyscy jak najszybciej próbowali się zmyć, żeby nie sprzątać, niestety ja i Priya byłyśmy za wolne. Nauczyciel poprosił nas o zebranie piłek i złożenie siatki, po czym uciekł do pokoju nauczycielskiego na zebranie.
- To nie jest mój szczęśliwy dzień. - Westchnęła udręczona Priya.
- Nie mów więcej, wiem, co masz na myśli. - Zaśmiałam się ponuro.
Moja przyjaciółka rzuciła mi badawcze spojrzenie i bez słowa zabrała się za sprzątanie. Wiedziałam, że chciała mnie o coś zapytać, ale się powstrzymała.
W przyjemnej ciszy pozbierałyśmy piłki i zaniosłyśmy je do kantorka, potem wróciłyśmy, żeby zdjąć siatkę, wtedy pojawił się problem.
- Ja pociągnę w tę stronę, a ty przytrzymasz - powiedziała gestykulując spokojnie.
- Ok.
Zabrałyśmy się do pracy, niestety siatka była oporna i podczas, gdy ja mocowałam się z nią z prawej strony, Priya nagle szarpnęła ją w przeciwnym kierunku. Po całej hali poniósł się dźwięk rozrywanego materiału, a my obie upadłyśmy na ziemię z kawałkami siatki w rękach.
- Cholera! - syknęłyśmy jednocześnie.
- Czemu nią szarpnęłaś? - zapytałam dziewczynę spokojnie, bez śladu pretensji w głosie.
- Bo nie mogłam jej odczepić od słupka. Mamy bardzo przerąbane? - zapytała z lekkim uśmieszkiem.
- Zależy jak na to spojrzysz, jeśli damy się z nią przyłapać to na pewno dostaniemy karę, ale jeśli wystarczająco szybko zakopiemy ją gdzieś w kantorku to ujdzie nam to na sucho. Co wybierasz? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Do kantorka!
W kilku szybkich ruchach zebrałyśmy się z podłogi i poszłyśmy do kantorka, gdzie w jednym z kątów upchnęłyśmy zepsuty sprzęt. Sytuacja została opanowana, a my zaczęłyśmy chichotać pod nosem, żeby rozładować napięcie, jednak moja radość szybko minęła, a Priya to zauważyła.
- Ostatnio jesteś bardzo przygaszona, Sam się o ciebie martwi - powiedziała jakby mówiła o zmianie w pogodzie.
- Wiem. - Spuściłam wzrok.
- Ciężko jest mu cię obserwować i nic nie robić.
- Wiem.
- Ciągle mu powtarzam, że sama do niego przyjdziesz i opowiesz mu o swoich problemach, ale to go nie pociesza.
- Wiem.
- Jeśli to coś, o czym boisz się z nim rozmawiać, to możesz pogadać o tym ze mną. - Posłała mi delikatny, ciepły uśmiech.
Odwzajemniłam go, ja i Priya nie mogłybyśmy nazwać się najlepszymi przyjaciółkami, spędziłyśmy ze sobą za mało czasu, żeby zawiązała się między nami taka relacja. Jednak zawsze ufałam tej dziewczynie, wiedziałam, że ma swoje zasady, których się trzyma i nigdy nie mówi o nikim źle, ani nie wyjawia cudzych tajemnic.
- Mój ojciec wrócił do miasta - powiedziałam z wahaniem, a mój głos się załamał.
- Rozumiem, w czym jest problem? - zapytała delikatnie.
- On i ja... Zawsze lubił trzymać rękę na pulsie, dlatego rodzice się rozwiedli, a teraz... - Nie mogłam wykrztusić nic więcej.
Priya wyglądała na zaskoczoną tym, że moi rodzice nie są już ze sobą, ale nie poruszyła tego tematu. Zamiast tego w ciszy czekała, aż zbiorę się w sobie by dokończyć myśl.
- To pierwszy raz, kiedy się widzimy od...
- Rozwodu? - podpowiedziała mi z łagodnym uśmiechem.
- Tak, od rozwodu. Na początku wszystko wydawało się normalne, trochę niezręczne, ale zwyczajne, a potem on zaczął...
- „Trzymać rękę na pulsie”?
Pokiwałam energicznie głową, a Priya położyła mi rękę na ramieniu w geście wsparcia.
- Kazał rzucić ci pracę, prawda? - wyszeptała mi do ucha. - To musi być dla ciebie okropnie trudne, nie powinnaś trzymać tego w sobie tak długo.
- Nie chciałam martwić Sama, a poza nim nie ma tu nikogo, komu mogłabym to na spokojnie powiedzieć - głos drżał mi jak nigdy, byłam pewna, że jeszcze chwila, a zacznę płakać.
- Spokojnie, nie będę cię osądzać, ani nikomu innemu o tym nie powiem, nawet Samowi. - Priya objęła mnie mocno. - Ale jeśli mogę ci coś powiedzieć, to radziłabym ci, byś porozmawiała z nim o tej sprawie jak najszybciej.
- Tak zrobię.
Oddaliłyśmy się od siebie na krok, przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy, ja dziękując jej za to, co dla mnie zrobiła, ona próbując dodać mi jak najwięcej siły własnym wzrokiem.
- Mogę cię, o coś poprosić? - zapytałam nagle zaskakując tym zarówno siebie jak i ją.
- Jasne, o co chodzi?
- Wyświadczyłabyś mi przysługę i obcięła moje włosy?
Priya zrobiła zaskoczoną minę, tego się po mnie nie spodziewała.
- Nie jestem aż tak dobra, w te klocki. - Zaśmiała się speszona.
- To nic, wystarczy, żeby były obcięte równo.
- Mogę spróbować - mruknęła z lekkim uśmieszkiem. - Jak duże chcesz ich zostawić?
- Tyle. - Dotknęłam ręka mojego ramienia.
- Ok. - Dziewczyna rzuciła mi rozbawione spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko. - Pójdę po nożyczki.
***
Wesołych Walentynek! I niech matka ironia nas błogosławi, bo ten rozdział kompletnie nie nadaje się na to święto. xD No chyba, że ktoś z was kocha tą historię. ^^ W każdym razie, rozdział miał pojawić się szybciej, ale korekta zajęła więcej czasu niż myślałam i miałam problem z motywacją, żeby ją zacząć. Wybaczcie. :P To wszystko na te dwa miesiące, przepraszam za wszelkie błędy, które jakimś cudem mi umknęły i do zobaczenia wkrótce. ^^ O, a jeśli macie ochotę i czas to zachęcam do zostawienia komentarza z waszymi odczuciami na temat tego rozdziału, bloga i w ogóle. :D