poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 15

Nuuuuudaaaaa!
Siedzę już dwa tygodnie w domu, całkiem sam... I tak was to nie obchodzi prawda? Oczywiście, że wszyscy chcą słuchać mojego użalania się nad sobą. Hahahaha, nie słyszałam lepszego dowcipu. Wszyscy chcą wiedzieć CO SIĘ STAŁO, co nie? Dobra, opowiem wam wszystko co sama wiem.
Zaraz po tym jak zemdlałam - na skutek utraty krwi i obrażeń głowy - zabrano mnie do szkolnej pielęgniarki. Miałam dużo szczęścia, skończyło się tylko na siniakach i zadrapaniach. Moja czaszka wylądowała w opatrunku, razem z opatrunkiem dostałam nowy zestaw tabletek. Oczywiście nic nie mogę robić! Zero motoru, zero psów, zero zakupów. Jestem zdana na moją sąsiadkę i Zacka. Jedyne co sama robię to gotowanie, sprzątanie i pogaduchy z Rozalią lub Iris.
Swoją drogą dowiedziałam się co nieco o Amber. Wcale nie ma tak „przyjemnie” jak ja. Została zawieszona w prawach ucznia do końca tego roku szkolnego, ponadto nie może przystąpić do końcowych egzaminów. Czasem życie potrafi być sprawiedliwe, prawda? No nic. Idę spać, dobranoc.
***
- Dzień dobry, Renn. Czas wstawać. - Ktoś brutalnie ściągnął ze mnie kołdrę.
- Yyyy - jęknęłam cicho. - Zack jest dopiero dziesiąta, chyba mam prawo do wyspania się? - zapytałam markotnie.
- Oj, nie przesadzaj. - Chłopak uśmiechnął się ciepło. - Spotkamy się na dolę za dwadzieścia minut?
- Czterdzieści? - zaczęłam się targować,
- Trzydzieści, i ani minuty dłużej.
- Dobra, niech będzie trzydzieści.
Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół. W kuchni czekały na mnie dwie torby pełne zakupów i cały talerz kanapek z szynką i serem.
Zack ma swoje zalety i wady, zawsze ma mało czasu, nigdy nie gadamy zbyt długo, mimo to uważam go prawie za brata. Opiekuńczość i troska jaką mnie obdarza jest naprawdę niezastąpiona. No nic, zjadłam kanapki i razem z Zackiem usiedliśmy do filmu pt. „Iluzja”. Spokojnie, chrupaliśmy popcorn i rozmawialiśmy o różnych rzeczach.
- Co słychać u twojej babci? - zapytałam od niechcenia.
- Mówię ci ósmy raz, to nie moja babcia tylko ciocia. - Zack posłał mi uśmiech.
- Dobrze, dobrze. Chciałam zapytać czy moje psy wam nie przeszkadzają?
- Daj spokój. Wież, że ciocia Róża uwielbia zwierzęta dla niej to sama przyjemność - zapewnił mnie.
- Kamień z serca.
- Cała ty. - Przewrócił oczami. - No nie, spójrz która godzina, muszę lecieć do kawiarni. - Szybko zaczął zbierać swoje rzeczy.. - Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Poszłam odprowadzić Zacka do bramy i przy okazji popatrzeć czy listonosz czegoś nie zostawił. Otworzyłam skrzynkę, wzięłam koperty i wróciłam do domu. Bez planów na popołudnie zaczęłam przeglądać koperty.
Reklama. Rachunek. Reklama. Reklama. Rachunek. Lis. Reklama. Czekajcie, list? Tak, to był list. Zwykł koperta, bez znaczków z napisem „Dla Renn”. Szybko rozcięłam list, a w środku była zwykła kartka. Napisano na niej tak:
„Życzenia powrotu do zdrowia
Zaraz będą egzaminy,
Więc odzyskuj szybko siły,
W szkolę nudą straszną wieje,
Bez Ciebie nic się tu ciekawego nie dzieje,
Nataniel się denerwuję,
Kastiel znowu wagaruje,
Ken się nad książkami trudzi,
A Rozalia nam marudzi,
Peggy męczy wszystkich pytaniami,
Ale Iris jej się nie chwali,
Violetta coś rysuję,
Melania dużo planuję,
Kim gdzieś znika,
Charlotte nas unika,
Klementyna Amber naśladuję,
Li się wiecznie maluję,
Żeby przerwać wielką ciszę,
Ja do Ciebie tutaj piszę,
Słodkie Amoris zaprasza,
W szczególności nasza klasa,
Wszyscy coś od siebie dali,
Byś wróciła do naszej sali.

Wracaj do zdrowia szybko, bo wszyscy tęsknią.
Mam nadzieję, że wiersz ci się spodobał.
Lysander”

Po kilkunastu nieudanych próbach przeczytania listu i nie nieuśmiechnięcia się zdecydowałam, że czas na obiad. Właściwie to próbowałam się tym zająć. Skończyło się tak, że bezmyślnie gapiłam się w zawartość mojej lodówki. Potem pogrzebałam w szafce obok i wyłożyłam miskę na blat.
Ding-dong.
Czy ja mam omamy, czy to dzwonek?
Ding-dong.
Nie jednak dzwonek. Spokojnie poszłam do drzwi. Szok! W drzwiach stali Lysander, Nataniel i Kastiel. SZOK! Nataniel i Kastiel, bez obrażania, kłótni i bijatyk.
Chwila, czy te tabletki na pewno nie powodują omamów?
- Cześć Renn, możemy wejść? - zapytał uprzejmie Lysander.
- Jasne. - Przesunęłam się.
- Gdzie podziałaś zwierzęta? - zagadnął Kastiel rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie mam się przemęczać, dlatego moja sąsiadka pomaga mi przy psach.
- Ładnie mieszkasz - pochwalił Nataniel.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Musisz podlizywać się jej za każdym razem? - podpuścił go Kastiel.
- Uff. - Westchnęłam, a chłopcy spojrzeli na mnie z przestrachem - Tak się cieszę, już wiemy, że to nie omamy. - Razem z Lysandrem wybuchnęliśmy śmiechem, a Nataniel i Kastiel oblali się rumieńcem.
- Nie byłoby nas tutaj... - zaczął z wyrzutem Nataniel.
- Gdyby ktoś nas tutaj nie zwabił - dokończył Kastiel, razem z blondynem spojrzeli morderczym wzrokiem na Lysandra, co wywołało jeszcze więcej śmiechu.
- Przecież to nie moja wina. - Lysander ledwo powstrzymał się od śmiechu. - Mogliście się zapytać czy nie idzie nikt inny.
Śmialiśmy się tak długo, aż „awanturnicy” dali sobie spokój z docinkami. Razem usiedliśmy przy stolę. Rozmowa zeszła z tematu rudzielca i blondyna na temat „Co u ciebie?”.
- Renn, co u ciebie? - zapytał Lysander.
- Właśnie, jak się czujesz? - dołączył Kastiel.
- Jak twoja głowa? - wtrącił Nataniel.
- Hej, spokojnie. - Podniosłam ręce w obronnym geście. - Czuję się dobrze. Moja głowa ma się świetnie. Poza tym strasznie się nudzę. Wstaje rano, jem śniadanie, siadam przed telewizorem. Nagle robi się popołudnie, jem obiad i znowu przed telewizor. Później z kolei robi się wieczór, więc jem kolację i idę spać. Następnego dnia jest dokładnie tak samo. Każdy dzień wygląda identycznie, zwariować można - zdałam pełną relacje. - A teraz dla odmiany. Lysander, opowiedz co ty robiłeś.
- Cóż... Roza zaczęła ostatnio kłócić się z Leo. No i...
- Stój - przerwałam mu. - Kto to Leo?
- Leo to mój starszy brat i chłopak Rozalii. - Spojrzał na moją minę „O czym ty mówisz?!” - Jak wracasz ze szkoły to mijasz jego butik, wiesz ten duży piętrowy budynek z przeszklonym frontem na parterze. - Lysander przewrócił oczami.
- Aaa. - Poczułam się jak idiotka.
- Wracając, Roza martwiła się o ciebie i poprosiła...
- Chciałeś powiedzieć „zażądała”. - przerwał Kastiel.
- Dobra, zażądała, abym sprawdził co u ciebie słychać. Przy okazji Nataniel chciał przynieść ci zeszyty, ale nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie mieszkasz, dlatego zabraliśmy Kastiela.
- Dokładnie, to lekcje z całych dwóch tygodni, jeżeli będziesz miał z czymś problem to powiedz. - Nataniel wyciągnął DUŻY plik kartek.
- Jak powiem, że już mam problem, to co? - zapytałam czytając pierwszą stronę. - Dobra, nieważne. Nataniel twoja kolej.
- Amber ciągle marudzi i siedzi w domu. Moi rodzice próbowali wyjaśnić sprawę z dyrektorką, ale nic nie zdziałali.
- To prawda, że dyrektorka potrafi być nieustępliwa - dodał Lysander.
- Jest jak wrzód na tył... - zaczął rudzielec.
- Kastiel - ostrzegłam go.
- Amber niezbyt się tym przejęła. Rozgniewała się dopiero wtedy, kiedy uświadomiłem jej, że będzie musiała zdawać ze wszystkiego testy poprawkowe.
- Testy poprawkowe? Myślał, że jest tylko jeden test - zauważyłam.
- Oficjalnie tak, ale jeśli go nie zdasz piszesz test z każdego przedmiotu osobno - wytłumaczył mi Nataniel.
- Aha, ok. - Znowu poczułam się jak idiotka. - Kastiel, a ty co porabiasz? - zapytałam rudzielca.
- To co zawsze, czasem idę do szkoły, a czasem siedzie w domu.
- Chociaż przeważnie wybierasz drugą opcję - powiedział chłodno blondyn.
- Masz z tym problem? - Kastiel zaczął się denerwować.
- Dobra, spokój! - wydarłam się. - Wytrzymaliście już godzinę bez kłótni, ale postarajcie się jeszcze trochę. Kto wie, może pobijecie rekord? Poza tym powinnam zrobić coś do jedzenia. - Spojrzałam na swój zegarek - Zdecydowanie powinnam coś zrobić.
Nagle zapanowała dziwna jedność, wszyscy moi goście jak jeden mąż stwierdzili, że powinnam to zostawić i się nie przemęczać, wiecie takie tam pierdoły. Na szczęście udało mi się postawić na swoimi i przygotowałam cały stos naleśników na obiado-kolację dla wszystkich. Chłopakom bardzo smakowało moje „danie”, prawie pobili się o ostatniego naleśnika, którego i tak im zabrałam. Trochę jeszcze pogadaliśmy, aż przerwał nam mój telefon.
- Wiesz kto dzwoni? - zapytał Nataniel.
- Nie. - Spojrzałam na wyświetlacz. „Vanessa”. - Tak, już wiem. - Spokojnie odebrałam i oddaliłam lekko telefon od ucha. - Halo? - zapytałam.
- Cześć, Renn! - Dziewczęcy głos wrzasnął mi do ucha, byłam pewna, że chłopacy to usłyszeli. - Mam dla ciebie cudowną wiadomość, ale najpierw wiesz, że Laeti ma nowego chłopaka. Jest uroczy... - Van zaczęła głośno świergotać.
- Van...
- ...miły, dobrze wychowany...
- Van...
- ...i taki... No wiesz, taki kja~...
- Van...
- Szkoda, że za tydzień już go nie będzie to takie...
- Vanessa! - krzyknęłam
- Co?
- Ważna wiadomość, możesz do niej przejść mam gości.
- Dobra, spokojnie... - Usłyszałam jak bierze głęboki wdech - Sam wraca.
- Co?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Wyobrażasztosobiejegoojciecwkońcuskończyłtądziwnąpodróżiwracajączytoniecudowne??Przyznajsercecibijezradościconie?? - wyrzuciła na jednym wdechu. - No nic to pa. - Nim coś odpowiedziałam już się rozłączyła.
- Jeju. - Spojrzałam na wyświetlacz. - Naprawdę kiedyś mnie wykończysz.
- Kto to był? - zapytał podejrzliwie Lysander. - Strasznie krzyczał.
- Vanessa? Spokojnie ona tak ma, kiedyś na pewno przez nią ogłuchnę. - Uśmiechnęłam się do swoich myśli. - Znamy się od gimnazjum. To cud, że jeszcze nie ogłuchłam.
- Więc jednak masz znajomych? - zapytał zadziornie rudzielec.
- Oj, nie bój się, nie zaliczasz się do nich - opowiedziałam jadowicie.
- To oni? - zapytał blondyn patrząc na zdjęcie na mojej lodówce.
- Tak. - Wzięłam zdjęcie do ręki. - To ja, tutaj jest Vanessa, Laeti i jej aktualny chłopak, Dajan, Jada, Sam, Dorian i jego dziewczyna Priya, o jeszcze Raf, Mat i nawet mój brat, zasłonił się bluzą. Muszę mu kiedyś o tym wspomnieć. - Pokazałam wszystkich po kolei.
Po jeszcze dwóch godzinach chłopacy rozeszli się do domów. To był naprawdę miły dzień, nigdy bym nie pomyślała, że wszyscy tu przyjdą. Można powiedzieć, że zostaliśmy przyjaciółmi. No tak, nowi przyjaciele przychodzą, a starzy właśnie wracają. Mam nadzieje, że przyszłość nie upomni się o wszystkich, których znam.
Dobra, idę sprawdzić czy te tabletki na pewno nie powodują omamów, jeśli okaże się, że cały dzień przegadałam z krzesłami to chyba zadzwonię do Amber i zostanę jej nową najlepszą przyjaciółką.

***

Hej, hej dzisiaj postanowiłam zabawić się w Lysandera (typ: pisarz :D ). W sumie nie mam nic do dodania, rozdział powstawał w pośpiechu, ponieważ cały tydzień zawalono mi sprawdzianami, kartkówkami i powtórzeniami. Nawet nie mam co teraz pisać. Dobra czas na mnie.
Fochatka odmeldowuje się!

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, tylko błagam, żeby nie miała omamów xD Rozbawiła mnie rozmowa z Vanessą, tylko nie ogarniam, czy Sam to chłopak czy dziewczyna... ale chyba to pierwsze ;p Pozdrawiam, życzę dobrych ocen w szkole, żeby nie zabiły Cię te sprawdziany, kartkówki i powtórzenia :') I czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten ból sprawdzianowy. Trzy dni - trzy sprawdziany. Żyć nie umierać.
    A rozdział super. Bardzo mi się podobał. :D Nic tylko czekać na następny :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Przy okazji zapraszam na mojego bloga http://mozesz-wiecej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przychodzę do Ciebie z informacją, że (znowu) zostałaś nominowana do Liebster Award! xD
    Więcej informacji: http://slodki-flirt-fanfiction.blogspot.com/2016/02/liebster-award.html

    Pozdrawiam! ^~^

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział :). Nie chcę nic mówić, ale jakoś mi nie pasuje, że na Lysandra mówisz Lysandera ... Nie wiem, może ja tylko tak mam (to nie hejt :O).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wiem czemu tak piszę, orłem z polskiego nie jestem, więc... A może to z przyzwyczajenia? Nie wiem nie znam się :)

      Usuń

Szablon wykonała Domi L