Trzy słowa lekcje, lekcje i jeszcze raz lekcje. Cały dzień spędziłam na lekcjach, za to przerwy przegadałam z Iris. Okazało się, że wiele nas łączy. Na długiej przerwie przechodziłam obok pokoju gospodarzy i usłyszałam łoskot. Weszłam bez pukania i zobaczyłam Nataniela pochylonego nad dużymi segregatorami. Podeszłam, żeby mu pomóc. Oczywiście, co to za dzień bez wypadku. Moja czerwona spódniczka zahaczyła o kant stołu, co spowodowało jeszcze więcej hałasu. Runęłam jak długa, moja czarna koszulka na ramkach nie złagodziła upadku. Nataniel zerwał się jak oparzony i pomógł mi wstać.
- Nic ci nie jest? - zapytał z przejęciem.
- Nie, tylko ramię mnie trochę boli.
- Gdzie? -
Wysunęłam prawą rękę przed siebie.
- Nie martw się, zostanie ci tylko siniak. Po co tu przyszłaś?
- Usłyszałam hałas i chciałam sprawdzić, co się stało.
- Wiesz... - Zrobił się cały czerwony. - Wszedłem tu dopiero, byłem na spotkaniu przewodniczących klas. Szuflada była wysunięta i się przewróciłem, pewnie mój zastępca zapomniał o zamknięciu jej.
- Hahaha, widać nie tylko ja mam pecha.
- Tak, hahaha.
Wstaliśmy i zaczęliśmy sprzątać bałagan na ziemi, cały czas się śmiejąc.
- Właśnie, dyrektorka chciała, żebyś zapisała się do klubu.
- Co? Po co? - byłam zdziwiona.
- Z tego, co wyczytałem w twojej teczce wynika, że lubisz się udzielać.
- Serio? - Zrobiłam minę w stylu „Wow, coś mi wyszło (chyba)” - Czekaj, czytałeś moją teczkę?
- No wiesz... - Znowu się zaczerwienił. - Wiem tylko, że przez trzy lata gimnazjum organizowałaś koncerty charytatywne, z dużym sukcesem. Bardzo dużo robiłaś dla niepełnosprawnych.
- No wiesz. - Udałam oburzenie i próbowałam zakończyć temat.
- Mamy tu klub koszykówki i ogrodników. Wszystkie inne kluby są pełne, na pewno nie chcesz wstąpić do któregoś? - Nataniel nie odpuszczał.
- Emm... to jest kuszące, ale nie mam czasu po szkole. Co drugi tydzień pracuje i zajmuje się innymi, ważnymi sprawami.
- O, szkoda. - Wyglądał na zawiedzionego.
Posprzątaliśmy papiery i wyszłam, znów zaczęły się lekcje. Dopiero po ostatnim dzwonku zaczęło być ciekawie. Na moim przedramieniu pokazał się duży, bardzo DUŻY siniak. Moja motocyklowa kurtka zasłoniła ślady mojego spotkania z ziemią. Kastiel czekał przed szkołą, nie widział mnie, bo właśnie z kimś rozmawiał. Obok niego stał chłopak z białymi włosami, dziwnie ubrany.
- Kastiel! - Pomachałam mu i podbiegłam do niego. - Miałeś poczekać na dziedzińcu - powiedziałam z pretensją.
-Przepraszam, to ja go odciągnąłem od szkoły. Czy my się znamy? - zapytał chłopak i spojrzał na mnie przenikliwie.
- Nie, jestem tu nowa, mam na imię Renn. A ty jesteś?
- Lysander, Kastiel to mój przyjaciel. - Kiedy to mówił zauważyłam, że ma dwukolorowe tęczówki, jedna była zielona, a druga żółta.
- Masz fantastyczne oczy, używasz soczewek? - wypaliłam bez zastanowienia.
- D-dzięki, ale wolę o tym nie mówić. - Zrobił się czerwony.
- A co krwistobarwne soczewki już wyszły z mody? - zapytał, dotąd milczący, Kastiel.
- Wiesz, ja nie mam soczewek. - Zawsze wszyscy myślą, że to soczewki, nie lubię tego tłumaczyć, chociaż muszę. - To moje najnaturalniejsze oczy. - Chłopacy zostali wbici w ziemie.
- Uważam, że mają one swój urok. - Lysander lekko się uśmiechnął, a Kastiel spiorunował go morderczym spojrzeniem - Wybaczcie mi, ale muszę iść. - Zniknął nam z oczu.
Kastiel i ja poszliśmy robić obchód ulic miasta.
- Serio to twoje prawdziwe oczy?
- Mhm, wiem są dziwne.
- Tak, ale mają swój urok.
Spojrzałam na rudzielca.
- Dzięki nim przykuwasz wzrok. Jesteś niepowtarzalna.
- Lysander wie, że go cytujesz?
- Mam po prostu podobne zdanie.
- Jasne. - Uniosłam ręce w obronnym geście.
Ten mały gest sprawił, że torba spadła mi prosto na siniak. Mimowolnie syknęłam z bólu.
- Co ci jest? - zapytał zmartwiony chłopak, podszedł do mnie i odsłonił moje ramię. - Kto ci to zrobił?! Z chęcią mu przywalę. - Zaczął się wściekać.
- No wiesz... to dosyć zabawne. Usłyszałam hałas i chciałam to sprawdzić, i wtedy zobaczyłam Nataniela...
- Czekaj! Ten koleś cię uderzył?! - Kastiel ze złości zrobił się czerwony. - Co za dupek! Nie umie bić się z facetami , to sobie ćwiczy na tobie?! O, jak ja go dorwę!!! Tak mu walne w ten durny ryj, że się nie podniesie!
- Kastiel, nie! To ja sama się przewróciłam.
Rudzielec nie odzywał się prze chwilę.
- Nie rozumiem, po co do niego tak chodzisz? Zakochałaś się w nim czy co?
- Nie. - Zrobiłam się czerwona. - On jest po prostu miły i łatwiej się z nim dogadać, niż z tobą.
- Wolisz takiego sztywniaka ode mnie?
- Nie powiedziałam kogo wolę! Skończ temat, dobra?!
- Ok.
Rozpaczliwie próbowaliśmy znaleźć inny temat.
- Podoba ci się miasto?
- Tak, jest ładne. Nie takie wielkie jak poprzednie, ale o wiele lepsze.
- A co twoi starzy myślą o tym miejscu?
- Ja... mieszkam sama. - Zaczęłam się tłumaczyć: - Od rozwodu, nie mieszkam ani z jednym , ani z drugim.
- Moich rodziców też często nie ma w domu. Pracują w liniach lotniczych i latają na długie dystanse po całym świecie.
Pogadaliśmy o naszych rodzicach, ale unikaliśmy tematu szkoły. To pierwszy raz kiedy zwierzyłam się jakiemuś innemu chłopakowi niż Samowi. Doszliśmy do mojego domu. Zajęta myślami o Samie przypomniałam sobie jego twarz.
- To pa. - Przytuliłam Kastiela na pożegnanie.
- C-co ty robisz?! - Odsunął się, był cały czerwony.
- Sorki, przypominasz mi kogoś. Znowu się zagapiłam. - Też zrobiłam się czerwona.
- Nie szkodzi, za to cię lubię... - Spojrzałam na niego pytająco. - Jesteś najbardziej zakręconą, szaloną i szczerą niezdarą tego świata. - Uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki... To ja... - Pokazałam bezradnie na dom. - Ten... Już pójdę... - Pobiegłam do domu.
Daje wam słowo, moje policzki są czerwone, aż do teraz. Nie był to najwyższej klasy komplement, ale z ust Kastiela to coś. Ciekawe o czym teraz myśli?
***
Znowu spóźniłam się z rozdziałem -__- . Tym razem to nie moja wina, Saanni mam nadzieje, że w końcu udało wygrać ci się z Wiedźminem. TERAZ NA POWAŻNIE: Koniec roku jest już za chwilę i korzystając z okazji chcę złożyć życzenia wszystkim uczniom, a w szczególności uczniom trzeciej klasy gimnazjum, jako że sama jestem w trzeciej klasie i stoję przed wyborem nowej szkoły.
Życzę wam miłych i pogodnych wakacji, dużo zabawy, śmiechu, nowych znajomych i super przygód. Niech wszyscy z was dostaną się do upragnionej szkoły i będą z niej zadowoleni. Nabierzcie siły na ten nowy rok i przeszalejcie całe wakacje. W skrócie 22% śmiechu, 50% szaleństwa i 27% znajomych i imprez oraz oczywiście 1% dobrej pogody. Miłych wakacji kochani ;)
Korekta- Saanni
.Chcesz dowiedzieć się o mnie więcej? Wejdź w zakładkę "O mnie".
Tym razem nie zaspałam i spokojnie dotarłam do liceum. Dzisiaj założyłam dziurawe jeansy i rozpinaną, dziurawą bluzę z napisem „NO!”. Miałam też wygodne buty do chodzenia, bo glany i spacery się nie łączą.
Przeszłam przez próg szkoły i zobaczyłam swoje zdjęcie na każdej szafce. Wszystko byłoby super, gdyby nie wąsy domalowane flamastrem. Co za wstyd... Pomyślałam zażenowana, ale teraz nikt nie powie, że jestem niewidzialna. Właśnie taka jestem, obracam wszystko w żart. W gimnazjum to działało za każdym razem. Wsunęłam rękę do kieszeni bluzy i wyczułam jakiś papier. Wyciągnęłam go i przeczytałam. No nie, zapomniałam oddać to Natanielowi. Podeszłam do swojej szafki, zdarłam przerobione zdjęcia i wyjęłam książki.
Skierowałam się w stronę sali A. Weszłam do sali, prawie nikogo nie było, oprócz Kastiela. Usiadłam obok niego w ławce.
- Ładnie wyglądałaś na swoim zdjęciu, w szczególności z wąsami - powiedział i uśmiechnął się złośliwie.
- Ha ha ha, zabawne. Zastanawiam się, kto na to wpadł. - Uśmiechnęłam się. - Kto jest takim idiotą i myśli, że mnie to ruszy?
- Zgadnij, blondwłosa lafirynda podobna do osła z pokoju gospodarzy. - Chłopak przybliżył się do mnie.
- Amber? - Walnęłam się ręką w czoło. - Jaką trzeba być idiotką, żeby zniżyć się do takich żartów?
- Serio, chcesz wiedzieć? Bo na pewno dużą.
- To było pytanie retoryczne - powiedziałam z kamienną twarzą.
- Dobra, zmieniając temat, to gdzie dzisiaj idziemy?
- Jedziemy autobusem na początek miasta i obchodzimy każdą ulice do dworca, a potem wracamy do domu.
- Co?! Chcesz mnie zabić?! - Kastiel zaczął się denerwować.
- Nie, to tylko dwie godziny mojego towarzystwa! - odpowiedziałam urażona.
- Słuchaj...
Nie posłuchałam, ponieważ właśnie zaczęły się lekcje. Przez większość lekcji marzyłam o durnych rzeczach i pisałam notatki. Na przerwach włóczyłam się bez celu po korytarzach. Cały dzień był nudny. Dopiero na długiej przerwie wydarzyło się coś ciekawego.
Szłam do szafki i w pewnym momencie potknęłam się o czyjś podręcznik od matematyki. Na klatce schodowej siedziała ruda dziewczyna i czytała notatki. Podeszłam do niej z książką.
- Eee... Sorry, że przeszkadzam, ale to nie twoja książka? - zapytałam nieśmiało.
- Co? A tak, to mój podręcznik. Jestem Iris, a ty? - zapytała radośnie.
- Renn, to ja jestem tą „nową”- przedstawiłam się. - Nad czym tak siedzisz? - Pokazałam na notatki.
- Nad matmą, nic z tego nie rozumiem.
- To masz szczęście, jestem świetna z matmy. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Serio? Nie chciałabyś mi pomóc? - poprosiła nieśmiało.
- Jasne!
Usiadłam obok Iris i tłumaczyłam jej zadanie. Ten mały przypadek sprawił, że zdobyłam nową znajomą. Lekcje już się skończyły, poszłam do szafki schować książki.
- Znalazłem cię - usłyszałam szept i odwróciłam się w jego stronę.
- Idziemy na przystanek? - zapytał Kastiel.
- Mam coś do załatwienia, spotkamy się na miejscu.
- A co to, to „coś”? - zapytał i zmrużył oczy.
- Na pewno, nie twój interes.
- Dobra, spotkamy się za pięć minut - powiedział obojętnym tonem.
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę pokoju gospodarzy. Otworzyłam drzwi w poszukiwaniu Nataniela, jak zawsze siedział na swoim miejscu.
- Nie przeszkadzam? - zapytałam cicho.
- Hej. - Uśmiechnął się na mój widok. - Jasne, wejdź, i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Coś chciałaś?
- Tak, zapomniałam ci to oddać. - Wygrzebałam papier od ojca.
- Co to? - zapytał Nataniel zabierając go.
- To zawiadomienie, że sama o sobie decyduje w sprawach szkolnych. Nigdy takiego nie dostałeś?
- Nie, raz dostałem od innego ucznia. Dobra, przekaże to dyrektorce.
- Ok, wielkie dzięki. To pa. - Odwróciłam się do drzwi.
- Nie chcesz zostać? - Nataniel zrobił się czerwony.
- Nie o to chodzi, jestem umówiona na zwiedzanie miasta z Kastielem. Ktoś musi zrobić te makietę. - Uśmiechnęłam się.
- Udało ci się go namówić, żeby ci pomógł? - zapytał z niedowierzaniem.
- A co w tym dziwnego?
- Kastiel to osoba, która nie ma szacunku do innych. Jest uparty, arogancki i nieodpowiedzialny. Dziwi mnie fakt, że taka osoba jak ty przekonała go do zmiany zdania.
Wtedy jak na zawołanie pojawił się Kastiel. Wparował do pokoju i natknął się na mnie.
- O, tutaj jesteś - stwierdził chłodno. - Za parę minut jest autobus, może skończysz paplać z tym durniem i wyjdziesz? - Złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi.
- Renn, przepraszam za moją siostrę, miałem powiedzieć ci wcześniej, ale nie mogłem cię znaleźć.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Kastiel w końcu postawił na swoim i wyciągnął mnie ze szkoły.
- Po co poszłaś do pokoju tego durnia?! - zapytał wściekły.
- To nie twój interes!
- Mam prawo wiedzieć!
- A ja mam prawo nic nie mówić!
- Dobra jak chcesz. - Zrobił kamienną twarz.
Doszliśmy na przystanek i czekaliśmy w ciszy. Ni z tego, ni z owego zdałam sobie z czegoś sprawę.
- Możesz puścić moją rękę?!
- Jasne. - Puścił moją obolałą kończynę.
Czekaliśmy tylko chwile, kiedy przyjechał nasz autobus, bez słowa usiedliśmy obok siebie. Dojechaliśmy na miejsce.
Zaczęliśmy robić zdjęcia budynków i ulicy. Po godzinie było mi tak gorąco, że nie mogłam wytrzymać. Zrobiliśmy sobie z Kastielem przerwę. Zdjęłam swoją bluzę, a pod spodem miałam coś bardziej przewiewnego. Miałam na sobie T-shirt, który był cały w dziurkach, oczywiście czarny. Sam odsłoniłby mi wszystko, dlatego założyłam pod niego neonowo-różową bluzkę na ramkach.
- Wow, nosisz coś innego niż czarny - powiedział Kastiel.
- Mój kolor ma jedną wadę, strasznie szybko się nagrzewa. Poza tym, ta bluzka - pokazałam na czarną koszulkę. - jest zbyt przewiewna, jak na moje standardy.
- Dla mnie jest w sam raz. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Resztę dnia spędziliśmy na obchodzie wyznaczonych ulic. Pogadaliśmy o szkole i naszych zainteresowaniach. Oboje lubimy rocka, czarny kolor i nienawidzimy Amber. Po trzygodzinnym marszu z przerwami - długimi przerwami - dotarliśmy do dworca. Wróciliśmy pod szkołę i poszliśmy do domów. Kastiel odprowadził mnie kawałek. Okazało się, że mieszka trochę dalej na inne ulicy.
Kończę ten wpis i idę spać. Jutro czeka mnie powtórka z rozrywki, tym razem zwiedzimy okolice wokół liceum do końca mojej ulicy. Już bolą mnie stopy, a to dopiero wtorek.
***
Przepraszam was, że rozdział pojawił się później. Wrzucam go dzisiaj o 6:20 w PONIEDZIAŁEK, jestem śpiąca i półprzytomna, ale jakoś daje radę myśleć o tym co tu napisać. Z następnym rozdziałem postaram się bardziej, po prostu ostatnio w moim życiu dzieje się dużo rzeczy. Właśnie kończę gimnazjum i wybieram szkołę, do tego mam lekkie problemy z internetem. Jeszcze raz przepraszam i życzę miłego czytania. Zapraszam was też do komentowania, tak ciebie, ciebie i ciebie z tymi wielkimi słuchawkami też. Do kolejnego posta. :)Korekta - Saanni (przepraszam, że tak późno wysłałam ci materiał)Chcesz dowiedzieć się o mnie więcej? Wejdź w zakładkę "O mnie".