Minęło kilka dni, grudzień rozszalał się na dobre i z nieba bezustannie spadał śnieg. Moja mama poczuła się już lepiej, została wypisana ze szpitala, a chłopcy wrócili do domu. Szkoda, trochę za nimi tęsknie, ale ciesze się, że wszystko wróciło do normalności.
Nataniel nadal się do mnie nie odzywa i unika mojego towarzystwa jak ognia. Nie czuję się z tym najlepiej, ale wiem, że muszę zaakceptować jego decyzję. Dałam mu wybór, dokonał go, a ja się do tego dostosuje.
Z innej, ciekawszej, beczki, dzisiaj w szkole zjawiła się nasza nowa nauczycielka chemii. Szczęśliwy zbiegiem okoliczności, mamy dzisiaj chemię, więc jako jedni z pierwszych poznamy naszą nową panią pedagog.
Kiedy dotarłam do sali chemicznej w środku był już niezły tłum. Szczęśliwie Roza zajęła dla mnie miejsce obok siebie.
- Dzięki - podziękowałam jej z wielkim uśmiechem i usiadłam obok niej.
- Spoko. Jak myślisz jaka będzie nasza nauczycielka chemii? - zapytała rozemocjonowana. Najwidoczniej nie mogła się już doczekać tej lekcji.
- Nie mam pojęcia, moja ostatnia chemiczka była wredną jędzą i próbowała oblać połowę klasy. - Położyłam się na ławce.
- Mam nadzieje, że dostaniemy kogoś lepszego. - Roza nie wyglądała na zachwyconą moją opowieścią.
- Ja też - mruknęłam i głośno ziewnęłam.
- Hej, dziewczyny. O czym rozmawiacie? - Sam przysiadł się do nas.
- O nowej nauczycielce - odpowiedziałam sennie.
- Renn, przed chwilą opowiedziała mi o swojej poprzedniej nauczycielce chemii - dodała Rozalia.
- Masz na myśli JĄ? - Sam spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- A kogo innego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Byliście razem w klasie? - zapytał zaciekawiona przyjaciółka.
- No - opowiedzieliśmy jednocześnie.
- Nasza poprzednia nauczycielka chemii to była porażka. Nigdy, przenigdy, nie mogłem dostać u niej wyższej oceny niż trzy. Nie ważne jak długo się uczyłem, zawsze miałem tróję - marudził z przejęciem.
- Teraz będzie inaczej! - zapewniła nas Rozalia z mocą w głosie, ale o wiele bardziej chciała chyba przekonać siebie.
- Zobaczymy - mruknęłam i wyprostowałam się.
- Dzień dobry, moi drodzy. - Do klasy weszła dyrektorka. - Przedstawiam wam panią Delanay, waszą nową nauczycielkę chemii.
Do sali weszła kobieta w średnim wieku. Nosiła na sobie biały fartuch laboratoryjny, a pod nim granatową sukienkę przed kolano z czarnym paskiem oplatającym ją w tali. Do tego miała czarne rajstopy i buty, w tym samym kolorze, na niewielkim obcasie. Dodatkiem był długi, srebrny naszyjnik. Brązowe włosy zostały starannie przystrzyżone na krótko, a szare oczy uważnie lustrowały naszą klasę.
Spojrzałam na Sama porozumiewawczo.
Wzruszył ramionami i znowu spojrzał na nauczycielkę.
W tym samym czasie ona spojrzała na nas, byłam już pewna, że to TA Delanay, nasza nauczycielka z gimnazjum.
- No nie - szepnęłam ledwo słyszalnie. - To ona? - zapytałam Sama niezauważalnie.
- O, tak, to na pewno ona - mruknął zdruzgotany. - Za jakie grzechy.
- Witam - przywitała się twardo nauczycielka.
- Pani Delanay jest jedną z najlepszych nauczycielek chemii w regionie. Ma wiele osiągnięć, sądzę, że jest idealną nauczycielką i dzięki niej podniesiemy poziom nauczania w naszej szkole. - Dyrektorka uśmiechnęła się do nas szeroko i wyszła z klasy.
-Dobrze, skoro mamy to za sobą, zabierzmy się do pracy. - Rozejrzała się powoli po sali. - Wyjątkowo dzisiaj możecie zostać na swoich miejscach, ale od następnej lekcji zostaniecie dobrani przeze mnie w kompatybilne pary - zakomunikowała twardo.
Po klasie przetoczył się okrzyk zdumienia.
- No i się zaczęło - wymamrotał pod nosem Sam.
- Cisza! - krzyknęła kobieta i cała klasa zamilkła. - Tak? - Posłała ostre spojrzenie Arminowi, który podniósł rękę.
- O co chodzi z tą całą kompatybilnością? - zapytał zaciekawiony.
- Nie wiesz? - Delanay wyglądał na zszokowaną. - W takim razie zajrzyj do słownika i naucz się czegoś! - nakazał ostro.
- Słucham? - Armin wyglądał na zszokowanego.
- Powiedziałam coś niewyraźnie? - zapytała z lekką kpiną.
- Proszę pani, sądzę, że naszemu koledze chodziło o zasadę, na podstawie której, będą dobierane pary - wtrącił odważnie Nataniel.
- Napiszecie specjalny test mojego autorstwa - odpowiedziała jakby to było oczywiste.
Spojrzeliśmy na siebie z Samem porozumiewawczo. Metody naszej pedagog nie zmieniły się od ostatniego czasu. Uśmiechnęliśmy się półgębkiem.
Dylanay rozdała kartki.
- Macie na to piętnaście minut - oznajmiła głośno. - I proszę nie myśleć, że uda wam się usiąść razem, panno Perry, panie Cordnel. Nie pozwolę, żebyście puścili połowę tej szkoły z dymem. - Spojrzała na nas chłodno, miny od razy nam zrzedły.
Zabraliśmy się do pisania, test wyglądał tak, jak zapamiętałam. Kilka prostych, przynajmniej dla mnie, pytań chemicznych i kilka pytań osobistych. Skończyłam przed czasem, ale kilka osób, w tym biedna Iris, pisało dopóki Delanay kategorycznie nie kazała im oddać testów.
Później przeszliśmy do lekcji, nauczycielka uciszyła kilka cichych szeptów bandy Amber, nic się przed nią nie ukryję. Następnie zaczęła dyktować nasz temat i notatkę, przyzwyczajeni do tego, ja i Sam notowaliśmy jak najęci, ale wiele osób nie nadążało za tempem Delanay.
Wybawił nas dzwonek, jak na skrzydłach cała klasa poleciał do wyjścia.
- Naprawdę wysadziliście pół szkoły? - zapytała zaciekawiona Rozalia.
- Nie! - krzyknęliśmy oburzeni.
- To była klasa - wytłumaczył Sam.
- Połowa klasy - uściśliłam.
- To był wypadek! - zawołaliśmy jednocześnie.
Roza zaśmiała się głośno.
- Jesteście niesamowici! - Poklepała nas po ramionach i poszła na dół do swojej szafki.
Sam również się pożegnał i pobiegł na dół, a ja skręciłam w inny korytarz i zaszyłam się w nim z książką od chemii. Dlaczego sądziłam, że ten przedmiot może okazać się łatwiejszy?
Moje zdanie nie bardzo odbiegało od opinii innych, im również Delanay nie przypadła do gustu, lekko mówiąc. Największą kontrowersją było podzielenie nas na przypadkowe pary, ciekawa jestem jak to się rozwinie.
Sam
Trzasnąłem drzwiami od szafki, nigdzie nie mogłem znaleźć mojego podręcznika od matematyki. Dlaczego muszę być taki zapominalski?! Pamiętam, że wczoraj powtarzałem razem z Iris w sali B, a potem zaniosłem coś Natanielowi i na koniec, przed pójściem do domu, wpadłem do piwnicy zobaczyć jak idzie Kastielowi i Lysandrowi.
Po namyśle odrzuciłem pomysł z pójściem do sali B i pokoju gospodarzy, ponieważ ktoś już dawno powinien znaleźć moją książkę i ją zwrócić, chyba... W każdym razie, zajrzenie do piwnicy nie powinno mi zaszkodzić.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Zszedłem po schodach do piwnicy, na materacowej kanapie leżała moja książka, dzięki Bogu, a obok nie siedziała zapłakana Peggy.
- Co tu robisz?! - warknęła wściekle.
- Nic, przyszedłem po książkę. - Uniosłem ręce w obronnym geście.
- Świetnie, zabieraj ją i spadaj! - Rzuciła we mnie moim własnym podręcznikiem. Na całe szczęście udało mi się go złapać.
- Coś się stało? - zapytałem spokojnie.
- Wszystko się stało! - krzyknęła rozwścieczona i zaczęła płakać.
Zamurowało mnie, nie wiedziałem jak sobie radzić z płaczącymi dziewczynami. Jasne, umiem pocieszyć Renę, ale tylko ją. Inne płaczące laski są poza moim zasięgiem, mimo to spróbowałem uspokoić Peggy.
- Co masz na myśli przez wszystko? - Usiadłem obok niej.
- Jak to co?! Nie widziałeś co się ostatnio działo?! - Otarła wściekle łzy. - Zaliczam wtopę za wtopą, najpierw wypisywałam kłamstwa Debry i oczerniłam Renn, później drążyłam temat Nataniela i jego rodziny, a na sam koniec dyrektorka przyłapał mnie na szpiegowaniu w pokoju nauczycielskim! - Zapłakała gorzko.
- To fakt - przyznałem cicho. - Ale każdy z nas popełnia błędy. Zobaczysz, jeszcze wyjdziesz na prostą, a uczniowie i tak zapomną o całej sprawie za jakiś czas. - Nieśmiało położyłem jej rękę na ramieniu.
- Ra-racja. - Pociągnęła nosem. - Dzięki, Sam. - Uśmiechnęła się nieśmiało i wyszła na zewnątrz.
Myślicie, że to był koniec tej sprawy? Oczywiście, że nie.
Następnego dnia ponownie zszedłem do piwnicy, tym razem zostawiłem w niej podręcznik od biologii. Najwidoczniej mam tendencje do zapominania takich rzeczy. Tym razem, jednak, już przed wejściem usłyszałem, że ktoś dyskutuje, a raczej przekrzykuje się na wzajem z trzema, może czterema osobami.
- Nie możesz tego zrobić!
- To twoja pasja, nie powinnaś jej porzucać!
- Bez ciebie to nie będzie to samo!
- Właśnie, umrzemy bez twoich wybryków!
- Armin!
- Ale to prawda!
- Bracie, nie pomagasz.
- Słucham?! Co za...
- Co wy tutaj robicie? - Spojrzałem podejrzliwie na Alexy'ego, Armina, Rozalię i Iris, którzy osaczyli Peggy.
- Sam, zrób coś! - Iris podbiegła do mnie. - Peggy powiedziała, że odchodzi z gazetki szkolnej - poskarżyła się jak małe dziecko.
- Przekonaj ją! - rozkazał mi Armin. W tym momencie przypominał upartego, rozpieszczonego smarkacza.
- Nie podoba ci się to, że Peggy zostawia swoje ulubione zajęcie, prawda? - Alexy spojrzał na mnie oczami szczeniaczka.
Rozalia nic nie powiedział, tylko rzuciła mi ponaglające, twarde spojrzenie.
- Ja... - Nie mogłem zebrać myśli. - Uważam, że nie powinnaś porzucać gazetki, tylko dlatego, że zaliczyłaś kilka wpadek.
- Łatwo wam mówić, to nie wy zrobiliście z siebie pośmiewisko przed całą szkoła! - warknęła rozzłoszczona Peggy.
- Ale wiele osób docenia twoją pracę! - zawołała szybko Iris, a reszta jej przytaknęła.
- Takie jest wasze zdanie? - Brunetka uniosła lekko brwi.
Skinęliśmy twierdząco głowami.
- Świetnie, w takim razie dam wam szansę. - Powiodła po nas wzrokiem z poważną miną. - Jeśli do jutra przyniesiecie mi ciekawy artykuł o szkolnych sprawach, dam się namówić i wrócę do gazetki, ale jeśli nie uda się wam, to zrezygnuję i zostawię to komuś innemu. Czekam jutro do trzeciej lekcji, umowa? - zapytała zimno.
- Umowa! - wszyscy krzyknęli żarliwie, z wyjątkiem mnie.
- Świetnie, życzę miłej pracy. - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze i wyszła z piwnicy.
Nagle zapanowała duże poruszenie, nikt nie wiedział jak się piszę artykuł, ani o czym go napisać. Dziewczyny zaczęły myśleć nad wycofaniem się, Alexy martwił się o temat artykułu, tylko Armin pozostawał pozytywnie nastawiony do całej sytuacji. Z kolei ja byłem w głębokim szoku, jakim cudem dałem się w to wciągnąć? Przyszedłem tutaj po podręcznik, a nie po zakład ze szkolną dziennikarką!
- Spokój! - zawołałem głośno i uciszyłem moich kolegów. - Musimy to przemyśleć na spokojnie i zabrać się do pracy.
- Świetny pomysł, geniuszu, masz jeszcze jakieś błyskotliwe sugestie? - zapytał Roza z ironią.
- Tak, kilka by się znalazło. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Iris zachichotała pod nosem.
- Uważam, że powinniście podzielić się na grupy i poszukać tematu na artykuł, a ja zająłbym się sprawą napisania go.
- Hej, to nie fair. Dlaczego wybrałeś sobie łatwiejsze zadanie? - zapytał z pretensją Alexy.
- Bo to wasza wina, wciągnęliście mnie w tę rozmowę i zakład. - Rzuciłem im pełne wyrzutu spojrzenie.
- Pff, i tak wolałem iść na przeszpiegi. - Armin wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie - mruknęła Roza i westchnęła ciężko. - Sądzę, że nie mamy dużego wyboru, ja i Irsi pójdziemy obserwować uczniów. Co ty na to? - zapytała się rudowłosej.
Iris mocno się zarumieniła i nieśmiało przystała na propozycję swojej koleżanki.
- No i super, szpiegowanie uczniów jest łatwe. Wolę zająć się nauczycielami, to dopiero wyzwanie! - Armin uśmiechnął się szeroko. - Alexy, idziemy?
- Ktoś musi cię pilnować, żebyś przypadkiem nie wpadł. - Chłopak przewrócił oczami.
- Hej!
- Świetnie, skoro wszystko zostało ustalone, to spotykamy się w bibliotece po lekcjach, pasuję wam?
Każdy po kolei przytaknął na moje pytanie.
Wszyscy zgodnie zabraliśmy się za wykonanie nasze zadania. Na każdej przerwie schodziłem do biblioteki i szukałem poradników jak napisać artykuł do szkolnej gazetki oraz jak on powinien wyglądać. W końcu lekcję się skończyły, całą piątką usiedliśmy przy jednym stole i zaczęliśmy podsumowywać zebrane informację.
- Dobra, dowiedziałyście się czegoś dziewczyny? - zapytałem przyjaźnie Rozę i Iris.
- Mamy pewien pomysł, to nic wielkiego, ale jednak... - wymamrotał speszona rudowłosa.
- Dwie przerwy temu podsłuchałyśmy spokojną rozmowę Kastiela i Nataniela, trochę sobie dogryzali, ale rozmawiali o sprawie z przeprowadzką naszego gospodarza, ciekawe prawda? - zapytał retorycznie Rozalia. - Sądzimy, że możemy napisać długi artykuł o ich specyficznej przyjaźni. Zaczniemy od samego początku i skończymy na obecnej chwili. Wspaniały temat, no nie? - zapytała podekscytowana. Najwyraźniej nieźle się wkręciła w temat tych dwojga.
- Ok, a co wy znaleźliście? - zapytałem szybko chłopaków.
- Coś o wiele lepszego - odpowiedział Armin z cwanym i triumfalnym uśmiechem.
- Słucham? Masz coś... - Rozalia prawie podniosła się z krzesła.
- S-spokojnie, dajmy się im wypowiedzieć! - Iris złapała ją za rękę.
- Dzięki. - Armin skinął głową w geście podziękowania. - To nie nasza wina, że was było stać tylko na... Auć! - Alexy nadepnął bratu na stopę.
- Miał na myśli, że poszło wam świetnie - wytłumaczył z speszony zachowaniem brata. - Na ostatniej przerwie natknęliśmy się na dyrektorkę i pana Farazowskiego, zaczailiśmy się za szafkami i podsłuchaliśmy, co mają do powiedzenia. Z tego, co usłyszeliśmy, szykuje się nowe szkolne wydarzenie. Nie wiemy jeszcze na czym ono polega, ale uważam, że powinniśmy to sprawdzić - opowiedział nam zwięźle chłopak.
- To świetne informację! - zawołałem radośnie. - Dobra robota, panowie!
- Im dziękujesz, a nas zbywasz?! - oburzyła się Rozalia.
- Ja... - Uciekłem od niej wzrokiem. - Jestem pewien, że szkolne wydarzenie to coś bardziej chwytliwego niż sprawy między Kastielem i Natanielem - powiedziałem cicho.
- Świetnie! - krzyknęła z kpiną Roza. - To po co w ogóle chodziłyśmy po tej szkole? Tylko zmarnowałyśmy swój czas! - warknęła zła i oburzona jednocześnie.
- Nie, no co ty! - zaprzeczył szybko Alexy.
- To świetny temat zastępczy! - dodałem pośpiesznie. - Jeśli nie uda nam się znaleźć więcej informacji na temat tego wydarzenia, możemy napisać o chłopakach.
Rozalia trochę się uspokoiła.
- A jak zamierzamy dowiedzieć się więcej? - zapytała cicho Iris, ta kłótliwa atmosfera nie była jej na rękę.
- Tak jak zawsze, pójdziemy poszperać w pokoju nauczycielskim! - zawołał głośno i entuzjastycznie Armin.
- Cicho! - syknęliśmy na niego jednocześnie.
- Mój brat ma dobry plan - przyznał po chwili Alexy.
- Nawet nawet - mruknęła naburmuszona Roza.
- Super, w takim razie to ja idę tam myszkować - powiedział zadowolony z siebie chłopak.
- Zgłaszam się na ochotnika, żeby go niańczyć - zadeklarowała szybko białowłosa.
- Hej, nie myśl sobie, że... Auć, moja stopa!
- A co zrobimy z nauczycielami, powinniśmy ich odciągnąć jak najdalej od pokoju. Ktoś podejmuje się tego zadania? - zapytał konspiracyjnym szeptem Alexy. Kompletnie nie przejął się swoim bratem, któremu ponownie nadepnął na stopę.
- Ja się tym zajmę - oznajmiłem pewny siebie. Miałem wprawę w takich sprawach.
- To ja pomogę - dodała Iris, wyglądała na nieprzekonaną.
- Super, w takim razie ja stanę na czatach. - Alexy uśmiechnął się szeroko.
- Skoro wszystko już ustaliśmy, to chodźmy to załatwić. - Roza z gracją prawdziwej damy wstała z krzesła, a reszta poszła w jej ślady.
Najpierw poszliśmy do Lysandra i poprosiliśmy go o zapasowy klucz głównego gospodarza. Chłopak trochę się zdziwił, ale nie zadawał żadnych pytań. W końcu Rozie nigdy nie zadaje się żadnych pytań. Później przyszliśmy pod pokój nauczycielski. Alexy zapukał by sprawdzić czy nikogo nie ma, a potem szarpnął klamkę. Na nasze szczęście pokoju był zamknięty, co oznacza, że nikt nie mógł w nim przebywać.
Ruszyliśmy do pracy. Rozalia i Armin otworzyli drzwi i na palcach weszli do środka. Alexy oparł się o szafki i obserwował okolicę, a ja i Iris poszliśmy poszukać naszych pedagogów.
Natknęliśmy się na nich korytarz dalej. Pan Farazowski, pani Delanay i dyrektorka dyskutowali ze sobą na środku holu.
- Gotowa? - zapytałem szeptem moją koleżankę.
- Tak - odpowiedziała z zaciętym wyrazem twarzy.
- Przepraszam, czy mogliby państwo poświęcić nam chwilę? - zapytałem najgrzeczniej jak tylko mogłem.
- O co chodzi? - Farazowski zrobił zmartwioną minę.
- Emm... Chcielibyśmy poprosić o kilka rad w spra...
- Chodzi o nasze oceny, proszę pana. - Iris zgrabnie przejęła pałeczkę. - Boje się, że mogę nie zaliczyć tego semestru. Może daliby nam, państwo, jakieś rady odnośnie nauki? - Iris zrobiła minę strapionej uczennicy.
- Oczywiście! - Dyrektorka była bardziej niż rozpromieniona naszą prośbą.
- Porozmawiamy potem. - Delanay skinęła głową dyrektorce i naszemu wychowawcy, po czym ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego.
- Proszę zaczekać! - zawołałem za nią.
- Słucham? - zapytała lodowato.
- Chciałbym z panią porozmawiać o naszych lekcjach chemii.
- Dopiero co się zaczęły, nie sądzę bym mogła dać panu jakiekolwiek rady. - Spojrzała na mnie nieco łagodniej. Od zawsze bardziej szanowała uczniów, którzy przychodzili do niej by dowiedzieć się więcej.
- Rozumiem, ale może mógłbym dokształcić się w domu, na własną rękę? - Starałem się brzmieć jak przejęty prymus. - Nie zna pani jakiś książek, z których mógłbym się pouczyć? - Uśmiechnąłem się grzecznie.
Delanay była w szoku, chyba nigdy nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego z moich ust, ale już po chwili zaczęła dyktować mi długą listę lektur, które mogą mi pomóc w nauce.
To samo spotkało Iris, została zasypana radami zarówno przez Frazia, jak i dyrektorkę.
Jestem prawie pewien, że cała ta rozmowa trwała z dobre trzydzieści pięć minut.
- Dziękujemy bardzo - podziękowaliśmy naszym pedagogom jak dzieci z podstawówki i odeszliśmy w przeciwną stronę.
- Byłaś niesamowita! - pochwaliłem ją żarliwie.
- Dziękuję. -Zarumieniła się lekko. - Ty też byłeś super, zwłaszcza wtedy, kiedy zatrzymałeś Delanay. Myślisz, że Armin i Rozalia znaleźli to, co chcieli?
- Daliśmy im sporo czasu. Sądzę, że dali sobie radę. - Uśmiechnąłem się szeroko by dodać jej otuchy.
- Pewnie masz rację - mruknęła cicho. Nagle jej telefon zabrzęczał, wyciągnęła go i przeczytał wiadomość. - Alexy i reszta czekają na nas w sali A - oznajmiła radośnie.
Skręciliśmy w odpowiedni korytarz i dotarliśmy do miejsca spotkania.
- I jak, znaleźliście coś? - zapytałem na wejściu.
- Nawet nie wiesz ile! - zawołał radośnie Armin, musiał się świetnie bawić, podczas myszkowania w rzeczach nauczycieli.
- W swoich notatkach dyrektorka wspomina coś o dniu bez lekcji i obowiązkowym uczestnictwie uczniów. Znaleźliśmy też jakieś rozliczenie, z czego wynika, że szkoła znowu ma problemy z kasą. - Rozalia wytłumaczyła wszystko zwięźle.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i umówiliśmy się, że jutro rano przejrzymy artykuł wspólnie.
Wróciłem do domu i zabrałem się za pisanie tego dzieła. Mam nadzieje, że cała ta wiedza, którą zebrałem w bibliotece na coś się przyda i że Rozalia nie urwie mi głowy jak zobaczy te wypociny.
Renn
- Mam pieniądze, o które prosiłaś. - Wpadłam do pokoju gospodarzy jak burza.
- Renn? - Nataniel spojrzał na mnie zaskoczony.
Kurdę, nie pomyślałam, że mogę go tu jeszcze spotkać. Od naszej ostatniej rozmowy staram się nie wchodzić mu w drogę, ani nie zawracać mu głowy.
- Chciałaś coś? - zapytał po minucie niezręcznej ciszy.
- Ja... Melania... - Ze zdenerwowani nie potrafiłam wydusić ani słowa. - Melania kazała mi zapłacić za strój na zajęcia chemiczne - wymamrotałam z wielkim trudem.
- Rozumiem, Melania przed chwilą wyszła, ale mogę przekazać jej twoją wpłatę jutro rano. - Uśmiechnął się wymuszenie.
- Super! -Zrobiłam to samo, co on, i też sztuczne się wyszczerzyłam. Potem podeszłam do jego biurka i położyłam na nim kilka banknotów. - Dzięki. - Szybko wybiegłam na zewnątrz i zajęłam się resztą moich codziennych obowiązków.
Następnego dnia padał śnieg, ale to żadna niespodzianka, w końcu mamy zimę. Na szczęście w szkolę było ciepło i sucho. Stałam pod szafką i szukałam rzeczy potrzebnych na chemię. Znalazłam wszystko, co było mi potrzebne, zostało odebrać strój z pokoju gospodarzy, obym znowu nie natknęła się na Nataniela. Odwróciłam się i ruszyłam w odpowiednim kierunku, nagle przed oczami mignęła mi znajoma czupryna.
- Cześć, Sam! - zawołałam za przyjacielem.
- O, hej - Zatrzymał się gwałtownie i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Wyglądasz na zmęczonego. - Przyjrzałam mu się uważniej. - Masz straszne worki pod oczami, zarwałeś nockę, czy co? - zapytałam zmartwiona.
- Tak jakby - odpowiedział wymijająco i nerwowo zerknął na zegarek.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Tak jakby.
Zaczęłam robić się podejrzliwa. Sam miał swojej dziwactwa, jak każdy, ale nigdy nie bywał taki małomówny... Chyba, że był w trakcie organizowania jednego ze swoich planów.
- Co ty znowu kombinujesz? - zapytałam podejrzliwie i rzuciłam mu pełne wyrzutów spojrzenie.
- Nic. - Odwrócił ode mnie wzrok, a po chwili milczenia dodał bezbarwnym tonem: - Muszę już iść, do zobaczenia później. - Odszedł tak szybko jakby grunt palił mu się pod stopami.
Westchnęłam i postanowiłam porzucić ten temat na jakiś czas, kiedyś i tak się dowiem, czy to od samego Sama, czy przez przypadek.
Sam
W pośpiechu wszedłem do sali B.
- Spóźniłeś się! - wytknęła mi Rozalia.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało. - Dosiadłem się do grupy.
- Masz artykuł? - zapytał zaciekawiony Alexy.
- Pewnie. - Wyciągnąłem kilka kartek z plecaka. - Co o tym sądzicie?
Zaczęli czytać mój tekst, a ja patrzyłem na nich w napięciu.
- Jest dobry - powiedział Armin. - Ale ja napisałbym to lepiej.
- Jasne, ciekawe jak. - Alexy zaśmiał się pod nosem.
- Uważam, że spokojnie można oddać go Peggy. - Rozalia rozsiadła się wygodniej na krześle.
- Jest świetny, dobra robota, Sam. - Iris spojrzała na mnie z uznaniem i uśmiechnęła się ciepło.
- Dzięki. - Posłałem jej szeroki uśmiech.
Zadzwonił dzwonek, chcąc czy nie musieliśmy wstać i iść na pierwszą lekcje.
Renn
Delanay pojawiła się w klasie równo z dzwonkiem, odkąd pamiętam zawsze była typem nauczyciela punktualnego. Zaraz za nią do klasy wpadli Alexy, Armin, Iris, Roza i Sam. Nauczycielka spojrzała na nich wymownie i zaczęła prowadzić lekcje.
- Ostatnim razem napisaliście sprawdzian, dzisiaj, na jego podstawie, dobiorę was w kompatybilne zespoły.
Cała klasa zamilkła i oczekiwała w napięciu na to, co się stanie.
- Nataniel usiądzie z Li, Iris z Alexym, Lysander z Klementyną, Peggy z Charlotte i Violettą, Kastiel z Samem, Amber z Arminem, Kim z Melanią, a Rozalia z Renn. Proszę przesiąść się na swojej miejsca.
Wszyscy, mniej lub bardziej zadowoleni, zaczęli się przesiadać.
- W ciszy! - nakazała surowo nauczycielka.
Uśmiechnęłam się do Rozy półgębkiem.
- Doskonale, teraz proszę o założenie białych fartuchów, rękawiczek i okularów - poleciła twardo kobieta, a my od razu to zrobiliśmy. - Świetnie. Na dzisiejszej lekcji zajmiemy się syntezą aspiryny. Niech jedna osoba z pary przyjdzie po przybory. - Sama odwróciła się i zaczęła coś pisać na tablicy.
- Ty idź - szepnęłam do Rozalii.
- Nie, ty idź - odszepnęła w odpowiedzi.
Zagrałyśmy w szybką partię kamień-papier-nożyce. Przegrałam, więc podeszłam do biurka i odebrałam tacę z chemicznym sprzętem.
- Wasze wskazówki są na tablicy, gdybyście czegoś potrzebowali proszę się zgłaszać. - Delanay zaczęła przechadzać się po klasie.
- To co mamy zrobić? - Rozalia spojrzała na tablicę. - Nic z tego nie rozumiem, a ty? - Spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Ledwo, ale musimy wziąć się do pracy, jeśli chcemy zaliczyć. - W skupieniu przeczytałam instrukcję rozpisaną na tablicy. - Spróbujmy, zrobić pierwsze trzy punkty, potem będziemy główkować - zaproponowałam nieprzekonana.
- Ok. - Rozalia miała równie mizerną minę jak ja. Chyba obie nie spodziewałyśmy się niczego dobrego po tym doświadczeniu.
Mimo wszystko niezdarnie zabrałyśmy się do wykonywania zadania.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Przepraszam, pani profesor. - Pan Farazowski wszedł do klasy, wyglądał bardziej jak przestraszony uczeń niż nauczyciel.
- Co się stało? - Pani Delanay spojrzała na niego lodowato.
- Pa-pani dyrektor kazała panią wezwać, w sprawie dokumentów dotyczących przeniesienia się...
- Czy to nie może zaczekać? Jestem właśnie w środku lekcji - warknęła beznamiętnie.
- Ro-rozumiem, ale pani dyrektor chciała... - Fraziu wyglądał jak małe, przestraszone zwierzątko.
- Już idę. - Delaney przewróciła oczami, wyglądała na naprawdę zirytowaną. - Czy są tu jacyś przewodniczący lub gospodarze? - zwróciła się do nas.
Nataniel i Melania podnieśli swoje ręce.
- Macie pilnować spokoju dopóki nie wrócę - nakazała im chłodno i w pośpiechu opuściła salę razem z naszym wychowawcą.
- Nareszcie. - Roza z głośnym westchnieniem ulgi rozłożyła się na ławce.
- Ta. - Odchyliłam się na krześle.
- Ta kobieta jest straszna, jak ty z nią wytrzymałaś trzy lata? - zapytała wyczerpana naszą pracą.
- Normalnie, uczyłam się przed każdą lekcją. - Wzruszyłam ramionami. - Zresztą popatrz na innych. - Obejrzałam się po sali. - Armin i Amber kłócą się, Kastiel nic nie robi, Nataniel wygląda jakby zaraz miał zapaść się pod ziemie...
- Przynajmniej ja i ty, mamy się nieźle. - Rozalia spojrzała w kierunku ławki Alexy'ego i Iris. - Oni też dobrze się bawią.
- Proszę o spokój! - zaapelowała Melania, ale jej głos utonął w hałasie jaki spowodowali wszyscy pozostali.
Nasza sielanka trwała równe piętnaście minut, później do klasy wparowała Delanay z wielkim grymasem niezadowolenia na twarzy.
- Co tu się dzieje? - zapytała rozzłoszczona. - Przestańcie rozmawiać i wróćcie na swoje miejsca natychmiast! - krzyknęła na cała salę.
Nikt nie miał zamiaru z nią dyskutować, od razu wróciliśmy do swoich ławek.
- Prosiłam, żebyście przypilnowali porządku, czy to było, aż tak trudne? - Spojrzała z wyrzutem na Nataniela i Melanię.
Melania zarumieniła się i pokornie pochyliła głowę, natomiast Nataniel postanowił spokojnie wszystko wytłumaczyć.
- Pani profesor, większość uczniów nie jest w stanie zrozumieć wskazówek wypisanych na tablicy, dlatego zaczęli się konsultować między sobą, przez co powstał hałas. Możemy prosić by ponownie nam pani wyjaśniła cały przebieg doświadczenia? - poprosił pokornie i uśmiechnął się lekko.
Nauczycielka westchnęła ciężko i jeszcze raz rozpisała nam poszczególne etapy pracy. Dużo to dla nas nie zmieniło, nadal niewiele osób rozumiało o co chodzi. Wszyscy uczniowie wrócili do pracy z taką samą wiedzą i entuzjazmem jak wcześniej.
- Hej, hej, hej! - krzyknął nagle Armin. - Zmniejsz płomień!
- Wiem, co robię - warknęła na niego Amber.
Nagle z podgrzewanej probówki w dużych ilościach zaczął wydzielać się dym. Armin i Amber odskoczyli od swojego stołu w samą porę, bo chwilę później probówka wybuchła z głośnym hukiem.
- Proszę się uspokoić! - zawołała Delanay, wyglądała na zaskoczoną i lekko wystraszoną. - Zostawcie swoje rzeczy i powoli wyjdziemy z klasy!
Nauczycielce nie udało się uspokoić tłumu, wręcz przeciwnie wywołała tym jeszcze większy zamęt.
- Renn, w porządku? - Rozalia spojrzała na mnie zmartwiona. - Trzęsiesz się. - Dotknęła lekko mojej prawej ręki.
- Trochę się wystraszyłam, zaraz mi przejdzie - wysapałam chcąc ją uspokoić i wymusiłam delikatny uśmiech.
- Uspokójcie się! - Nataniel wziął sprawy w swoje ręce. - I idźcie za panią Delanay, za bramę szkoły - nakazał stanowczo.
Wszyscy momentalnie się uspokoili i zaczęli robić co każę, ja również. Wstałam ze swojego miejsca i spokojnie wyszłam na korytarz. Dymu było coraz więcej, nawet korytarz powoli się nim wypełniał. Zaczęliśmy zbiegać po schodach.
Sam
Zbiegliśmy ze schodów i ruszyliśmy głównym korytarzem w kierunku wyjścia. Na nasze szczęście dym nie dotarł jeszcze tutaj, za to na drugim piętrze włączył się alarm przeciwpożarowy i spryskiwacze.
Znikąd przypomniałem sobie o artykule dla Peggy, nie mogłem go tam zostawić, a co jeśli spryskiwacze go zniszczą?
To było chore, głupie i niebezpieczne, ale zawróciłem.
Renn
W miarę jak oddalaliśmy się od dymu stopniowo zwolniliśmy kroku. Byliśmy odrobinę bezpieczniejsi, mimo to moja ręka pulsowała jak najęta.
- Ciekawe co teraz zrobią, co nie Sam? - zapytałam mojego przyjaciela, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Sam? - Niepewnie obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie było.
Cholerny dureń! Odwróciłam się w stronę klasy i pobiegłam go ratować.
- Renn, co ty robisz? - Ręka Nataniela chwycił mnie za ramię.
Mimowolnie syknęłam z bólu, ale odpowiedziałam:
- Sam zawrócił na górę, trzeba go ratować!
- Co? Dlaczego pobiegł na górę? - Nataniel był wstrząśnięty tą informacją.
- Nie wiem, ale wracam tam po niego! - Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i ruszyłam w kierunku sali od chemii.
- Idę z tobą. - Chłopak zrównał się ze mną krokiem.
Na schodach pojawiły się kłęby dymu, na górze musiało to wyglądać jeszcze gorzej.
- Powinniśmy zasłonić czymś usta i nos - zauważył celnie Nataniel. - Nie wiadomo, co się stanie, jak nawdychamy się tego czegoś za dużo.
- Racja - przytaknęłam mu i nerwowo rozmasowałam nadgarstek prawej ręki.
- Wszystko w porządku? - Spojrzał na mnie zmartwiony.
- Tak, idziemy. - Nabrałam powietrza tyle, ile mogłam i zasłoniłam usta oraz nos ręką. Nataniel zrobił to samo.
Później wspięliśmy się na pierwsze piętro, dymu było tak dużo, że ledwo byliśmy w stanie coś dostrzec, pewnie w klasie było całkowicie biało.
Nagle z sali chemicznej wypadł Sam, lekko się zataczał, ale wyglądał na całego. Podbiegłam do niego i wzięłam go pod ramie, chwilę później Nataniel znalazł się po jego drugiej stronie.
- Dzięki - wysapał mój przyjaciel.
- Co ty sobie myślałeś idioto?! - zapytałam rozwścieczona i zmartwiona jednocześnie.
- Ja...
- Nawet się nie tłumacz! - warknęłam. - Oczywiście, że poleciałeś tam po coś głupiego. Pewnie musiałeś to zabrać za cenę swojego cholernego bezpieczeństwa! - syknęłam, ale gdzieś w środku czułam, że zbiera mi się na płacz.
Opuściliśmy szkołę i wyszliśmy na dziedziniec do reszty klasy. Nasi znajomi zbili się w jedną grupę, najprawdopodobniej chcieli się ogrzać, ponieważ fartuchy były za cienkie na taką pogodę. Nikt nas nie zauważył, no prawie nikt.
- Gdzie wyjście byli?! - fuknęła na nas Delanay. Widać było, że cała ta sytuacja wytrąciła ją z równowagi i mocno przestraszyła.
Nasza klasa spojrzała na nas zaskoczona, dopiero teraz nas dostrzegli.
- Musieliśmy wrócić po naszego kolegę, proszę pani, został z tyłu - wytłumaczył Nataniel.
- Tak właściwie to ten oto dureń. - Spojrzałam na Sama groźnie. - Zawrócił po coś do klasy, a my musieliśmy go z niej wyciągnąć - powiedziałam prawdę najspokojniej jak mogłam.
- Sam? - Nauczycielka wyglądała na zaskoczoną. - Myślałam, że masz więcej oleju w głowie, jak mogłeś tak ryzykować? - zapytał przejęta sytuacją.
- Dobre pytanie. - Zrobiłam minę pełną wyrzutów i przeszyłam chłopaka jeszcze groźniejszym spojrzeniem niż wcześniej.
- Ja... - Sam nie był w stanie stawić czoła dwóm, zdenerwowanym i przejętym kobietą. - Przepraszam, to było bardzo nierozważne z mojej strony, już nigdy więcej tego nie powtórzę. - Jego mina przypominała minę psa, który rozbił cenną wazę, wiedział, że zrobił coś złego i należy mu się za to kara.
- No dobrze, już nic na to nie poradzimy. Ważne, że nie stało się nic gorszego. Dziękuje wam, możecie dołączyć do reszty. - Kobieta uśmiechnęła się lekko z wdzięcznością do mnie i do Nataniela. - A teraz zobaczymy, czy z tobą wszystko w porządku. - Spojrzała na Sama twardo.
Nie będąc potrzebnymi, ja i blondyn poszliśmy w kierunku reszty klasy.
- Dzięki za pomoc - powiedziała po dłuższej chwili.
- Daj spokój, jestem głównym gospodarzem, to mój obowiązek. - Speszony odwrócił ode mnie wzrok.
Nastała niezręczna cisza.
- Myślałem o tym, co mi ostatnio powiedziałaś - oznajmił chłopak ze ściśniętym gardłem.
- I co? - zapytałam ledwo słyszalnie.
- Ja... - Spojrzał na mnie, wyglądał na naprawdę przekonanego do tego, co zaraz powie. - Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Wzruszyłam się, jego deklaracja sprawiła, że kamień spadł mi z serca. Widziałam w jego oczach, że jest w pełni przekonany, co do swojej decyzji oraz, że nie ma już do mnie żadnych pretensji. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, dlatego przytaknęłam mu głową i uśmiechnęłam się najpiękniej i najszerzej jak mogłam.
Sam
Delanay upewniała się czy czuję się dobrze przez bardzo długi czas, dopiero nadejście dyrektorki to przerwało. Nasza kochana pani dyrektor była wstrząśnięta tym co się stało, nauczycielka zaczęła wyjaśniać jak do tego doszło, w tym czasie uczniowie z innych klas zaczęli zbierać się na dziedzińcu, a pod szkołą pojawiła się straż pożarna. Wszystko potoczyło się szybko, strażacy wbiegli do środka i po kilkunastu minutach wrócili stwierdzając, że nie ma już żadnego zagrożenia. Wtedy do akcji wkroczyła dyrka, wezwała pana Farazowskiego, panią Delanay, Nataniela, Armina oraz Amber i wszyscy razem zamknęli się w jej gabinecie. Ich rozmowa trwała tak długo, że postanowiłem nie marnować czasu i iść do Peggy, aby oddać jej nasz artykuł. Na szczęście wpadłem na nią w jednym z korytarzy.
- Peggy, mam coś dla ciebie! - zawołałem do niej z daleka.
- Serio? Jednak wyrobiliście się z artykułem? - Zrobiła zdziwioną minę.
- Jasne, sama zobacz. - Podałem jej plik kartek i z zainteresowaniem czekałem na jej werdykt.
Peggy w skupieniu przeczytała cały tekst, spojrzała na mnie znad papierów i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Co jest? - zapytałem skołowany.
- Ja nie mogę - wykrztusiła z trudem. Po czym padła na podłogę i dalej śmiała się w najlepsze, a ja stałem nad nią kompletnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi. - Wybacz, dawno nikt mnie tak nie rozbawił. - Już spokojniejsza, brunetka wstała i otrzepała się z ewentualnego brudu.
- Nasz artykuł jest zabawny? - Nie rozumiałem do czego to zmierza.
- Jest tak koszmarny, że aż śmieszny - odpowiedziała z wielkim uśmiechem.
- Słucham?! - wykrzyknąłem zszokowany.
- Ten tekst nie trzyma się kupy, niby macie jakieś dowody, ale omawiacie je zbyt pobieżnie, zamiast tego skupiacie się na nic niewnoszących spekulacjach. Do tego ten styl! Nie wiem kto z was to pisał, ale ewidentnie nie umie tego robić. Prędzej wyrzuciliby mnie z gazety niż dali to do publikacji. - Zachichotała.
- Czyli wszystkie nasze staranie poszły na marne? - zapytałem z goryczą. Moja męska duma mocno ucierpiała.
- Nie, niezupełnie, udało wam się poprawić mi humor, a to już coś. - Podeszła do mnie i położyłam mi rękę na ramieniu. - Dzięki za chęci, Sam. - Po czym odeszła śmiejąc się pod nosem.
Czułem się okropnie, byłem zły i zażenowany jednocześnie. Tyle naszych starań poszło na marne, a ja jak ostatni idiota wróciłem po to do klasy. Do tego ten babsztyl mnie obraził! Kto jak kto, ale ja umiem pisać i to całkiem dobrze. Niech lepiej ona spojrzy na te swoje wypociny z pierwszej strony!
Parę chwil później pan Farazowski ogłosił nam, że lekcje zostają odwołane. Najwyraźniej przesłuchanie Armina i Amber musiało zostać przedłużone, aby wyjaśnić sprawę w pełni. Chciałem wrócić do domu z Reną, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć, pewnie zwinęła się szybciej, spryciula.
Następnego dnia na godzinie wychowawczej udzielono nam pogadanki o bezpieczeństwie i przypomniano regulamin pracowni chemicznej. Amber i Armin nie zostali pociągnięci do odpowiedzialność, dyrektorka postanowiła potraktować ich ulgowo, ponieważ nawet oni nie wiedzieli, co dokładnie dodali do swojej mikstury. Za to upomnienie dostało się pani Delanay, by ta lepiej pilnowała swoich uczniów i dawała nam bardziej zrozumiałe wskazówki podczas takich lekcji, aby ta sytuacja już nigdy się nie powtórzyła.
- Maskara, jeden raz coś wybuchło, a oni będą nas za to upominać do końca tej szkoły - jęknąłem wychodząc z sali.
- Niektórym z nas się to przyda, jakby planowali zawrócić po jakiś durny bibelocik. - Renn spojrzała na mnie wymownie.
- Długo będziesz mi to wypominać? - Zrobiłem zniecierpliwioną minę, ale w środku zalała mnie wielka fala wstydu, to co zrobiłem było więcej niż głupie.
- Aż zmądrzejesz - burknęła.
- Hej tam, jak się ma nasz szałowy duet? - Peggy podeszła do nas z naręczem gazetek szkolnych.
- Tak jak widać - odpowiedziała przyjacielsko Rena. - Nowy numer? - Wskazała na stos papierów.
- Tak, świeżo drukowany. Chcecie poczytać? - Podała nam jeden z egzemplarzy, a Renn chętnie go przyjęła i zaczęła przeglądać.
- Wróciłaś do gazetki? - zapytałem zdziwiony.
- Tak, i nie zamierzam z niej odchodzić - zapewniła nas gorąco. - Wiem jakie popełniłam błędy, dlatego teraz będę o wiele mądrzejsza, wyznaczę sobie kilka granic i zasad, których będę przestrzegać za wszelką cenę. Poza tym robienie gazetki szkolnej to jedna z najlepszych rzeczy jak mogła mnie spotkać, za nic w świecie nie zamieniłabym tego na cokolwiek innego. - Uśmiechnęła się hardo. - W końcu w tej szkole powinien być chociaż jeden porządny dziennikarz, co nie, Sam? - Puściła do mnie oko i odeszła głośno się śmiejąc.
Zrobiłem się czerwony jak burak.
- Coś przegapiłam? - zapytał Rena i rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
Nie odpowiedziałem, ale poczerwieniałem jeszcze bardziej.
Moja przyjaciółka wróciła do przeglądania gazetki i dała mi czas na uspokojenie się. Po chwili krzyknęła zaskoczona:
- Ja nie mogę! Patrz! - Podsunęła mi gazetę pod sam nos.
- Nowa uczennica... Dołączy do klasy trzeciej B w przyszłym tygodniu?! - zapytałem zaskoczony, a szczęka opadła mi do samej ziemi.
- Wygląda na to, że będziemy mieć towarzystwo. - Rena uśmiechnęła się tajemniczo i schowała gazetę do swojej torby.
***
Witam i przepraszam za to szałowe spóźnienie! Jak zwykle w takich sytuacjach napiszę wam krótkie (mam nadzieje) wyjaśnienie, dlaczego tak wyszło, a oto ono: studia zaskoczyły mnie sporą ilością pracy już na wstępie, musiałam przygotować kilka rzeczy, wracam teraz o dość późnych porach itd. Dlatego kiedy nadszedł 16, nie miałam zrobionej nawet korekty, swoją drogą mam nadzieje, że jest zrobiona dobrze, z góry przepraszam za wszystkie błędy jakie zostawiłam. Co więcej, mówiłam, że rozdziały będą co miesiąc, ale nie jestem teraz tego taka pewna. Nie chcę zawieszać bloga, więc umówmy się, że rozdziały będą od teraz, co dwa miesiące, ok?
PS. Czy też zauważyliście, że Sam to taka Su, ale w męskiej wersji? xD
Do zobaczenia w listopadzie/grudniu.